Przez lata swego krótkiego życia pozostawała w osobistej relacji z niewidzialnym Bogiem, której fundamentem była jej wiara. Po śmierci idzie do Tego, który od dawna był dla niej "Światłem", "Miłością" i "Życiem".
Każdy, kto próbuje żyć z Bogiem, każdy, kto się troszczy o swoje "duchowe życie", stawia sobie czasami lub może stale pytanie: Jak mam wkomponować moją wiarę, moją relację z Bogiem w mój dzień codzienny?
Jaka szkoda, że tak bezmyślnie trwoniona jest energia – uważa Elżbieta. Ona pragnie poświęcić wszystkie swoje siły na coś lepszego i ważniejszego, oddać je do dyspozycji temu jedynemu, do którego należy cała jej miłość (...)
Elżbieta lubi tę pełną temperamentu, czasami trochę źle zachowującą się, ale ujmującą swoją pobożnością Franciszkę, która jej powierza, niczym starszej siostrze, wszystkie swoje zmartwienia i tęsknoty.