Jak się modlić? Porady świętych Karmelu

Wytrwałość przede wszystkim



Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, przeżywająca wiernie powołanie do wyjątkowej roli Matki Bożego Syna. Pomóż mi odkrywać tajemnicę mojej godności i niepowtarzalnego umiłowania ze strony Ojca. Niech moja modlitwa zawsze wyraża wdzięczność za możliwość rozmawiania z Nim. Amen.

Konferencja pierwsza

Sądzę, że wszystko od tego zależy, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu. Niech przyjdzie, co chce, niech boli, jak chce, niech szemrze, kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami. (święta Teresa od Jezusa)

Nie wystarczy wiedzieć, jaka jest wola Ojca względem mnie. Nie wystarczy, abym chciał naśladować Chrystusa, podejmując drogę modlitwy. To wszystko musi przybrać formę czynu, konkretnej postawy, jeśli nie ma pozostać tragicznym drzewem, na którym Zbawiciel daremnie szukał owoców. Nie brak mądrości staremu przysłowiu, które mówi, że piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami.

Dobra modlitwa nie jest sprawą techniki czy metody. Jej rozwój zależy przede wszystkim od twojej wytrwałości. Różne formy zdrady, których dopuszczamy się względem modlitwy, mają swe źródło w trudnościach. W ich obliczu łatwo rezygnujemy. Święta Teresa od Jezusa z całym realizmem pisze o stękaniu ludzkiej natury. Człowiek często się męczy, podejmując modlitwę, bo jest niedoskonały i niezdolny do stałości, jeśli Ojciec nie udzieli mu stosownej pomocy.

Na drodze modlitwy, szczególnie u jej początków, spotkasz więcej kolców niż płatków róży. “Trzeba wiedzieć, że praca najtrudniejsza znajduje się właśnie w tych początkach; tutaj dusza czuje całe brzemię trudów” – dodaje święta Teresa. Wokół ciebie i w tobie powstaną więc liczne głosy, by wołać: nie dojdziesz, nie dasz rady, to nie dla ciebie, spróbuj w łatwiejszy sposób, bądź normalny jak inni!

Czy nie powinno być odwrotnie? Czy początków nie powinna cechować łatwość, która jak magnes przyciągnie spragnionych modlitwy?

To kuszący sposób rozumowania. W modlitwie jednak nie chodzi o szybki efekt i porywające doznanie. W modlitwie chodzi o prawdę i dojrzałość.

Prawda każe nam uznać wrodzoną nieudolność sięgającą głębin naszej natury i będącą naszą towarzyszką przez cały czas ziemskiego życia. Święty Paweł zaświadcza: “Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»” (1 Kor 12, 3). Nikt nie może modlić się sam z siebie. Modlitwa zawsze jest darem. Otrzymujesz zdolność rozmowy z Ojcem i możliwość twórczego wkładu w ten dialog. Nie jest on jednak możliwy bez stałej pomocy ze strony Bożego Ducha. Święta Katarzyna ze Sieny usłyszała kiedyś z ust Jezusa: “Ja jestem Ten, który jest, ty jesteś ta, która nie jest”.

W modlitwie chodzi też o dojrzałość. Wyraża ją przysłowie: Per aspera ad astraPrzez ciernie (trudy) do gwiazd. Trudności zawsze stanowiły uprzywilejowane miejsce zdobywania mądrości. Chronienie kogoś przed trudnościami nie jest szkołą wzrastania. Jest nią natomiast pomoc w trudnościach.

Gdy w obliczu trudności twoja natura zaczyna stękać, pozostaje ci uporczywe odwoływanie się do własnej woli, do chcęwypowiedzianego na początku drogi modlitwy. “Chcę wytrwać w modlitwie mimo wszystko”. Nikt nie zrobi tego za ciebie. Jednak nie o jakiekolwiek chcę tutaj chodzi. Chcę, które ma sprostać przeciwnościom, nie może liczyć na siebie. Musi pokornie prosić Ducha Świętego, dawcę daru męstwa. Jak często prosisz o ten dar? Czy w ogóle prosisz?

Dar męstwa pomaga odnieść zwycięstwo nad trudnościami, jakie powstają na drogach modlitwy. Dopomaga ci, byś nie zniechęcił się w pracy nad doskonaleniem siebie, a w obliczu trudności nie doszedł do wniosku, że wystarczy poprzestać na przeciętności. Dlatego też święty Piotr Apostoł pisał w swym liście: “To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani” (1 P 2, 20–21). Dar męstwa daje wewnętrzną moc, abyś przeciwstawił się pokusie zła, szczególnie tego, które szatan przyodziewa w subtelne i zwodnicze płaszcze dobra, godziwości i pożyteczności. Dopomaga ci w znoszeniu cierpień. Ćwiczy hart ducha przy podejmowaniu codziennych obowiązków.

Utworzony z ziemi człowiek nie ma takiej mocy, aby o własnych siłach zrealizować wezwanie do modlitwy. Pozostawiony sobie może jedynie żalić się słowami świętego Pawła: “Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie” (Rz 7, 18).

Odwaga do podejmowania codziennej modlitwy wbrew wszelkim trudnościom nie ma nic wspólnego z zuchwałością czy zarozumiałością. Ona liczy na miłość Ojca, od którego spodziewa się wszystkiego. Taka jest logika każdej prawdziwej modlitwy, w której moc i męstwo wyrastają z właściwie przeżywanej zależności od Ojca.

Stawianie na wytrwałość będzie wymagać ponadto od ciebie właściwej współpracy z łaską Ojca. Musisz sobie uświadomić, że pomoc otrzymujesz z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę. Nie otrzymujesz zapasu na dzień jutrzejszy. To, co czeka cię jutro, otrzyma pomoc jutro, nie dzisiaj. “Dość ma dzień swojej biedy” – mówi Jezus (Mt 6, 34).

Człowiek chciałby mieć taki zapas łaski na wiele dni i lat. Chciałby namacalnie widzieć, być pewnym, że wszystko się powiedzie, że nie zachoruje, a jeśli już – to na krótko i bez większych trudności. Chciałby mieć pewność, że wydarzenia i sprawy potoczą się po jego myśli. Jednak tam, gdzie wszystko jest zabezpieczone, przewidziane i obliczone, modlitwa nie rozwija się. To ufność i zawierzenie w obliczu trudności stanowią środowisko, w którym modlitwa urasta do szczególnie pięknej i cennej w oczach Ojca. Modlitwa wzrasta na glebie ufności i zawierzenia. Dzięki nim cechuje ją stałość.

Mężne pokonywanie trudów budowane na ufności w ojcowską miłość Boga ma w sobie coś szczególnego. Opiera się na nadziei. Ona zaś wie, że trudności mają wielką wartość dla duchowego wzrastania. Wie też, że przemijają.

Święta Teresa od Jezusa dodaje nam odwagi: “Proszę tych, którzy już tę dobrą sprawę rozpoczęli, by przez obawę trudu i walki nie cofali się wstecz. Niech pamiętają, że gorsza od choroby jest recydywa, bo z choroby się powstaje, recydywa najczęściej zabija. Niech nie ufają w siłę własną i ufność złożą w miłosierdziu Boga”. “Bóg jest cierpliwy, umie czekać długie dni, owszem, i lata całe, zwłaszcza gdy widzi wytrwałość i dobre pragnienia. Wytrwałości tu przede wszystkim potrzeba, z nią niezawodnie odniesiemy korzyść”.

Trud wytrwałości na modlitwie bywa często konfrontowany z pokusą gwałtowności. Najczęściej wówczas, gdy rozpoczynamy drogę modlitwy, pojawia się w nas pragnienie spełnienia wszystkich warunków modlitwy, o których czytaliśmy. Nadto jeszcze chęć skorzystania z licznych porad, które znaleźliśmy u różnych świętych. Wysiłek wykonania tego wszystkiego w krótkim czasie zmierza prostą drogą do zniechęcenia.

Powstały w nas ogień modlitwy bądź przetrwa bądź nie w zależności od tego, czym się będzie sycił: roztropnością czy gwałtownością. Gwałtowność, w której sercu znajduje się pycha, jest materiałem łatwopalnym, ale i szybkopalnym. Roznieca wielki ogień modlitwy, lecz szybko wygasa, zużywa siły i pozostawia człowieka w zniechęceniu: “Nie udało mi się zastosować i doświadczyć tego, co czytałem o modlitwie. Nie jest więc ona dla mnie!”.

Jedynie roztropność zdolna jest utrzymać ogień modlitwy przez całe życie. Ta królewska cnota wie, że modlitwa jest dziełem całego życia, nie tylko pewnej jego części. Jest też pokorna, pamiętając przestrogę Bożej Mądrości: “Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5).

Wyobraźmy sobie siewcę, który wyszedł w pole siać ziarno. Gdy pod wieczór zakończył pracę, powiedział do siebie: “Jeśli pojutrze nie zobaczę tutaj dojrzałych kłosów, opuszczam to pole”. Zauważamy od razu, że ktoś tutaj ma problem. Nie ziarno i nie pole, lecz siewca. Podobny sposób myślenia towarzyszy gwałtowności, która nie rozumie, czym jest rozmowa z Ojcem. Modlitwa nie jest jak mechaniczne urządzenie, w którym wystarczy przycisnąć przycisk, by zaczęło działać. Modlitwa jest jak sadzonka drzewa, którą Duch Święty umieścił w twym sercu i zawierzył twoim rękom. Ma rosnąć przez całe życie.

Czy to oznacza, że w modlitwie nie ma miejsca na wielkie pragnienia? Takie miejsce oczywiście jest. Święta Teresa od Jezusa podpowiada, by nie rezygnować z wielkich pragnień. Trzeba je tylko poddać pokorze. “Potrzeba tu także wielkiej ufności – pisze – bo nie byłoby na pożytek obniżać i ścieśniać pragnienia nasze, ale raczej mamy polegać na Bogu i wierzyć, że czyniąc, co jest w naszej mocy, choć nie zaraz, ale powoli, możemy przez łaskę Jego dojść do takiej doskonałości, jaką osiągnęło wielu świętych; bo i oni, gdyby się nie zdobyli na święte pragnienia i stopniowo ich w czyn nie zamieniali, nie byliby się wznieśli do tego stanu tak wzniosłego. Bóg chce, byśmy mieli serce odważne, i dusze mężne miłuje, jeśli tylko chodzą przed Nim w pokorze, w niczym nie polegając na samych sobie”.

Wytrwałość jest sprawdzianem dla wielkich pragnień i dla pokory. Te pierwsze poddaje zwycięskiej próbie czasu. Pokorę chroni przed fałszem, który chciałby się wyrzec wielkich pragnień i sprowadzić wszystko do przeciętności.

Święci to ludzie z krwi i kości, jak my wszyscy. Ich drogi modlitwy nie były wolne od utrudzenia i oschłości. Nie była im dana żadna taryfa ulgowa, dzięki której życie płynęło łatwiej. Wręcz odwrotnie. Postawiono im wysokie wymagania. Patrząc na świętych, ulegamy pokusie zachwytu nad tym, co w nich nadzwyczajne, i tego dla siebie pragniemy. Wzdychamy do nadzwyczajnych wydarzeń, porywów na modlitwie i wyjątkowych łask, o których czytamy. Brak nam obiektywnego spojrzenia, by zauważyć obecną w życiu świętych logikę Ewangelii: nie ma wielkości bez krzyża. Jezus wyraźnie stawił ją nam przed oczy. “Potem przywołał do siebie tłum razem ze swymi uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, nich weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” (Mk 8, 34–35).

Modlitwy nie można zrozumieć bez krzyża. Przybiera on formę oschłości, niesmaku i znękania, z którymi konfrontuje się wysiłek wytrwałości. Gdy uczciwie zaczniemy czytać życiorysy świętych, zobaczymy, jak wiele trudnych doświadczeń modlitwy stało się ich udziałem. Oto dwa świadectwa świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, którą zwykliśmy posądzać o nadmiar słodyczy i pociech na modlitwie.

Pierwsze dotyczy trudu modlitw różańcowej. “Gdy zostaję sama (wstydzę się to wyznać), odmawianie różańca kosztuje mnie więcej niż używanie narzędzi pokutnych… Czuję, że tak źle go odmawiam! Muszę zadawać sobie gwałt, by rozmyślać o tajemnicach różańcowych; nie mogę skupić myśli… Długi czas smuciłam się tym brakiem pobożności, który mnie zadziwiał, bo tak bardzo kocham Najświętszą Pannę, że powinnam z łatwością odmawiać ku Jej czci modlitwy, tak Jej miłe. Teraz już mniej się martwię; myślę, że skoro Królowa Nieba jest moją Matką, jest zadowolona, widząc moją dobrą wolę. Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Bogiem, odmawiam bardzo powoli “Ojcze nasz”, a potem “pozdrowienie anielskie”; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym je odmówiła setki razy, ale z pośpiechem!…”.

Drugie świadectwo mówi o próbie wiary. “Cieszyłam się wówczas wiarą tak żywą, tak jasną, że myśl o Niebie napełniała mnie szczęściem; nie mogłam uwierzyć, że istnieją bezbożnicy nie mający wiary. Sądziłam, że jeżeli zaprzeczają oni istnieniu Nieba, gdzie Sam Bóg chciałby się stać ich wieczną nagrodą, czynią to wbrew swemu wewnętrznemu przekonaniu. W radosnych dniach okresu paschalnego Jezus dał mi odczuć, że istotnie są dusze pozbawione wiary, które przez nadużywanie łask utraciły ten cenny skarb, źródło jedynej radości czystej i prawdziwej. Pozwolił On, aby duszę moją spowiły najgęstsze ciemności, że myśl o Niebie, tak dla mnie słodka, stała się przedmiotem walki i udręki… Doświadczenie to nie trwało kilka dni czy kilka tygodni. Wygląda na to, że będzie ono trwać aż do godziny wyznaczonej przez Dobrego Boga… godzina ta jeszcze nie nadeszła… Chciałabym móc wyrazić to, co czuję, ale cóż! wiem, że jest to niemożliwe. Trzeba samemu przebyć ten mroczny tunel, aby być w stanie zrozumieć, czym są jego ciemności”.

Modlitwa wymaga wytrwałości i męstwa, by mogła sprostać próbie oschłości. Najpierw oczywiście, muszę zapytać siebie, czy trudności z modlitwą nie są wynikiem moich zaniedbań.