Jak się modlić? Porady świętych Karmelu

Klucz do życia wspólnotowego



Konferencja druga

Wierzę, że błogosławieni mają wielkie współczucie dla naszych nędz, pamiętają, że będąc podobnie jak my ułomni i śmiertelni, popełniali te same winy, toczyli te same boje, i stąd to ich braterskie współczucie staje się jeszcze większe, niż było na ziemi, i dlatego to właśnie nie przestają nami się opiekować i za nas się modlić. (święta Teresa od Dzieciątka Jezus)

Modlitwa jest kluczem do tajemnic wspólnoty. Wprowadza w odwieczne i niezgłębione dla ludzkiego serca i umysłu relacje Boskiej Trójcy, a w Niej do wspólnoty ludzkiej.

Modlitwa pomaga podporządkować rozum niepojętemu misterium, by przyjął za rzecz pewną to, czego nie możne zgłębić: że Bóg istnieje od zawsze, że jest jeden chociaż we wspólnocie trzech Osób. Są trzy Osoby, ale stanowią jedno Serce, jedną Wolę i jedną Wszechmoc.

Modlitwa niezbędna jest również dla zaistnienia atmosfery miłości. Ponieważ Bóg jest miłością, tylko ten zbliży się do Jego Serca, a w nim do innych ludzi, kto potrafi kochać. Może to być oblubieńcza miłość klauzurowej karmelitanki, pokorna miłość pracującego na misjach kapłana, wierna miłość małżonków, rodzicielska miłość matki lub ojca – jednak zawsze musi ona mieć coś z tej Bożej miłości, której istotą jest dawanie siebie. Bóg i Jego wieczne królestwo nie są dla zapatrzonych w siebie, skąpców, egoistów, ciułaczy dóbr doczesnych, którzy na różne sposoby zagłuszają miłość.

Modlitwa wspiera wreszcie głęboką pokorę, czyli postawę prawdy, świadomość, że tajemnica Boga nie jest do zgłębienia czy też przekazania. Jest ona tak niepojęta, wzniosła i przerastająca wszelkie ludzkie doświadczenie, że po śmierci będzie źródłem wiecznego, niekończącego się poznawania i podziwu.

“Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Syn, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J 1, 18). Święty Jan Ewangelista, który w czasie ostatniej wieczerzy złożył swą głowę na piersi Jezusa, wsłuchując się w odwieczny rytm życia Bożego Serca, uświadamia nam, że gdyby Bóg sam nie odkrył przed nami swoich tajemnic, aż dotąd chodzilibyśmy w ciemnościach, obijając się o zasłonę oddzielającą nas od Niego. Bóg jest nieskończony, a zatem i bogactwo Jego życia nie jest do objęcia przez ludzki umysł. Jezus, używając licznych obrazów, a przede wszystkim przykładu własnego życia, powiedział bardzo wiele o swoim i naszym Ojcu. Odkrył przede wszystkim tę największą i najważniejszą dla człowieka tajemnicę: każdy stworzony przez Niego z miłości człowiek zaproszony jest do uczestnictwa w wiecznym życiu i szczęściu Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Rodzinne życie w łonie wspólnoty Trójcy Przenajświętszej jest modelem dla każdej ziemskiej wspólnoty. Zawiązuje się z ona z Bożego natchnienia i w sposób bezwarunkowy potrzebuje modlitwy; najpierw po to, by w ogóle móc zaistnieć, a po wtóre, by poznawać Boga.

Jezus powiedział nam, że u źródła wspólnoty znajduje się decyzja całkowitej ofiary z siebie, którą musi złożyć każdy, kto ją tworzy. Serce Ojca żyje więc całkowicie dla Syna. Nie tylko samo żyje dla Niego, ale również stwarza wszystko dla Niego, w Nim i przez Niego (Kol 1, 16). Także i my jesteśmy darem Ojca dla Jezusa (Ef 1, 4). Syn żyje cały dla Ojca; żyje do tego stopnia, że uniża się, przyjmując ludzką postać, staje się posłusznym aż do dobrowolnie zaakceptowanej niesprawiedliwej i okrutnej śmierci na krzyżu. Spełnienie woli Ojca jest Jego pokarmem (J 4, 34). Syn nie tylko oddaje Ojcu siebie, ale poprzez krzyżową gehennę oddaje Mu wszystkich ludzi w dziele Odkupienia. Wzajemne oddanie się Ojca i Syna rodzi Ducha Świętego. On od Nich pochodzi i cały jest darem dla Nich, przenikając głębokości Boga samego (1 Kor 2, 10). Każda z trzech Osób Boskich oddaje siebie w akcie całkowitej ofiary na rzecz pozostałych, dlatego Bóg ma jedno Serce, które należy do Ojca, do Syna i do Ducha Świętego.

Tych tajemnic ludzki umysł nie zgłębi w sposób bezpośredni. Odsłaniane są ludzkiemu sercu na modlitwie. Kto prawdziwie głęboko się modli, odkrywa w sposób prosty i nieskomplikowany to, co dla życia wspólnoty jest najważniejsze, co stanowi jej fundamenty.

Co zatem odkrywamy z objawianej przez Jezusa na modlitwie tajemnicy wspólnoty trzech Osób Boskich? Oto niektóre wskazania.

Dar z siebie na rzecz wspólnoty jest pierwotny w stosunku do prawa korzystania z darów wspólnoty. Powyższe stwierdzenie jest trudnym orzechem do zgryzienia dla niejednego z nas. Ileż to razy słyszy się w naszych wspólnotach o prawach do korzystania, o tym, że coś mi się należy, że ktoś ma obowiązek dostarczyć mi to i tamto. To wszystko jest prawdą. Rodzi się jednak proste pytanie: czy można wybierać ze skarbonki grosze, jeżeli wcześniej nie wrzucono ich do niej?

Dzisiejszy świat niezmiernie mocno akcentuje prawa człowieka. Niewiele słyszy się jednak o obowiązkach. Wspólnota rządzi się inną logiką. Ta stawia obowiązek złożenia ofiary z siebie na rzecz wspólnoty przed prawem do korzystania z jej bogactw. Na tyle ubogacisz siebie, korzystając z dóbr wspólnoty, na ile potrafiłeś dać siebie. Jest to Boża logika. Jest to Boży paradoks polegający na tym, że najbardziej korzystasz wówczas, gdy dajesz siebie. Wspólnota jest naprawdę bogata tylko wtedy, gdy w swoim skarbcu zawiera całe bogactwo każdego z tych, którzy ją tworzą. Wówczas ma olbrzymie oddziaływanie wychowawcze.

Dawanie siebie wspólnocie to nie sprawa dobrych chęci, lecz konkretnej postawy życiowej. Przyglądając się uważnie relacji Jezusa do Jego Ojca, zauważamy, że nie jest ona kwestią słów, lecz postawy. Gdy Jezus mówi, że wola Ojca jest dla Niego pokarmem, to ma na myśli konkretny sposób życia, który poprzez ogród Getsemani doprowadza Go na szczyt Golgoty. Można powiedzieć, że Jezus żyje odwiecznym: “Tak, Ojcze”. Nie tyle powiedzianym, co zrealizowanym.

Dawanie siebie wspólnocie nie jest więc sprawą pragnień i zapewnień. Jest to przede wszystkim dobrowolny, świadomy i długotrwały trud rezygnowania z mojego ja. Trud miłości dającej siebie musi być dobrowolny i świadomy. Życie we wspólnocie to nie przygoda na jedną chwilę, dzień, miesiąc czy rok. Wspólnota jest domem na całe życie. Wymaga zatem postawy wierności, w której dawanie siebie nie obowiązuje tylko od czasu do czasu, ale zawsze.

Wspólnotę ożywia dobrowolnie przyjęty akt cierpienia. Złożenie siebie w darze zawsze zakłada jakiś stopień wyrzekania się swojegoja. Wymaga świadomie przyjętego cierpienia. Sercem wspólnoty jest nie tyle dar z twoich talentów, umiejętności, wielkich idei, co dar twojego ja. To zawsze wywołuje cierpienie. Stosunkowo nietrudno jest dać swoją pracę. Prawdziwą sztuką jest umiejętność daru z siebie, z osobistych praw.

Bez tego elementu cierpienia żadna wspólnota nie przetrwa czekających ją wcześniej czy później kryzysów, koniecznych zresztą dla właściwego rozwoju. Składany przez wszystkich dar cierpienia jest tym duchowym skarbcem, duchową energią, dzięki której wspólnota ma charakter nadprzyrodzony i trwa pomimo trudności.

Wspólnota nigdy nie stworzy się sama. I nawet jeżeli widzę, że inni niechętnie dają siebie, nie jest to dla mnie żadnym usprawiedliwieniem, aby czynić tak samo jak oni.

Wspólnota jest nieodzowna w dziele duchowego wzrastania i osiągania świętości. Rolę wspólnoty i nierozerwalnie związanego z nią cierpienia zrozumie tylko ten, kto wyzbywa się czysto ludzkiego patrzenia na jej fenomen. Przeżywanie daru wspólnoty w duchu matematyki, gdzie przelicza się poniesione koszty i otrzymane zyski prowadzi do poważnego kryzysu. Kończy się on zazwyczaj zamknięciem się w sobie, pretensjami do wszystkich, tylko nie do siebie, usunięciem się na bok lub definitywnym odejściem. Tutaj potrzebny jest Boży sposób patrzenia. W Bożej perspektywie “więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20, 35). Osoba, która z wiarą patrzy na krzyż wspólnotowego życia, potrafi pięknie wykorzystać go dla duchowego wzrostu, bo tutaj Bóg udziela swego szczególnego błogosławieństwa. W tajemniczych planach Bożej opatrzności wspólnota dostarcza najlepszych okazji do ćwiczenia się w cnotach pokory i wyrzeczenia się siebie, a te stanowią przecież jedyną drogę wiodącą do doskonałego upodobnienia się do Chrystusa.

Wspólnota zawsze jest w drodze. Prawdziwy święty to taki człowiek, który głowę ma w chmurach, ale stopami twardo chodzi po ziemi. Aby wspólnota była zdrowa, również potrzebuje tego trzeźwego odniesienia do rzeczywistości. Oprócz wspólnoty Trójcy Przenajświętszej nie ma innej idealnej wspólnoty. Wszystkie ludzkie wspólnoty dążą do tego wzoru. Żądanie wspólnoty idealnej jest niebezpieczną skrajnością; jest żądaniem nierealnym. Wspólnota jest zawsze w drodze, co zakłada pojawienie się błędów, niewłaściwych decyzji, chybionych osądów. Wszystkie tego typu sytuacje są jednak dla niej okazją do rozwoju, zakładając, że nie rezygnuje ona z regularnej refleksji nad sobą.

Troska o wspólnotę powinna angażować całego człowieka. Wyjaśniając, na czym to polega, karmelitański teolog snuje taką refleksję: “ciało czyni swój wkład poprzez wstrzemięźliwość, pracę, stałość miejsca. Psyche poprzez milczenie, oderwanie się, otwartość na rzeczy nowe objawione przez Ducha Świętego oraz sąd zgodny z prawdą. Anima jest natomiast zaangażowana poprzez całkowitą i wypróbowaną wierność, wiarę, służbę, naśladowanie, eschatologiczne oczekiwanie, miłość i pokorę”.

Wierność wspólnocie, mimo jej niedoskonałości, jest bez wątpienia jednym z najtrudniejszych zadań stojących przed każdym z nas. Z drugiej jednak strony nie wolno nam zapomnieć, że niedoskonała ludzka wspólnota stwarza niezastąpione środowisko duchowego wzrastania, jeżeli tylko nie zagubimy nadprzyrodzonego sposobu patrzenia na jej trudności i problemy. Jeśli podejdziesz do niej zbyt rozumowo, próbując wszystko dokładnie wyważyć, zmierzyć, równo rozdzielić – niewiele pojmiesz z jej tajemnicy. Tutaj potrzebna jest szczególna intuicja wiary, która pokazuje, że wspólnota to coś, co sięga znacznie dalej, poza dom, w którym się znajduje, i poza poszczególne osoby, które ją tworzą. Wspólnota należy do natury Boga. Wyszła od Niego i znaczy nieskończenie więcej niż tylko dom i ludzie.

Jeśli ktoś się nie modli lub czyni to powierzchownie, bez głębszej refleksji i pragnienia przemiany siebie, wymienione wyżej fundamenty wspólnoty pozostaną dla niego abstrakcją. Nie zrozumie ich.

Modlitewne zgłębianie tajemnic życia Trójcy Świętej rozszerza na pierwszym miejscu ludzkie horyzonty, pomagając wyrwać się z kręgu zainteresowań tylko własnymi sprawami. Uczy dostrzegać – w dokonujących się wokół wydarzeniach – wołanie ludzi o modlitwę i ofiarę cierpienia. Odtąd posługę codziennej modlitwy podejmuje się coraz rzadziej w tym celu, aby szukać siebie i swoich spraw, a coraz częściej po to, aby poddać się działaniu Ducha Świętego i z Nim służyć misji zbawiania świata.