Jak się modlić? Porady świętych Karmelu

Szkodliwe tendencje



Konferencja druga

Bóg każdego prowadzi jego własną drogą; jedni dochodzą do celu prędzej i łatwiej, inni trudniej i później. Wszystko, co możemy uczynić, jest drobnostką w porównaniu z tym, co otrzymujemy. Ale to niewiele musimy zrobić sami. Przede wszystkim wytrwale modlić się o poznanie właściwej drogi; kiedy się ją dostrzeże, iść bez oporów za natchnieniem łaski. Kto tak postępuje i trwa cierpliwie, nie może powiedzieć, że jego wysiłki są daremne. Nie trzeba tylko wyznaczać Bogu terminów. (święta Teresa Benedykta od Krzyża)

Modlitwa jest jak wrażliwa roślina, którą człowiek wraz z Duchem Świętym hoduje w sercu. By się rozwijała, potrzebuje nie tylko właściwej gleby. Sprawą wielkiej wagi jest także ochrona przed tym, co modlitwę niszczy lub zniekształca.

Stosowane w Katechizmie Kościoła Katolickiego wyrażenie walka modlitwy, uświadamia nam z całym realizmem, czym w istocie jest modlitwa. Nigdy nie była ona sprawą samych tylko pragnień i dobrych chęci, lecz całkowicie przynależy do walki duchowej. Dlatego sama sprowadza do naszego życia doświadczenie zmagania. Skoro jest walką, to trzeba zapytać: Przeciw komu? Jest walką przeciw nam samym i przeciw szatanowi. Na modlitwie musisz pokonywać siebie, spoczywającą w tobie spuściznę grzechu pierworodnego i grzechów osobistych: lenistwo, szukanie siebie, niechęć do ofiary, ślepe zawierzenie własnemu sprytowi. Musisz także podejmować walkę z szatanem, który zrobi wszystko, by odwieść cię od modlitewnego stylu życia.

Mentalność człowieka naszych czasów i styl jego życia odpowiedzialne są za pojawienie się różnego rodzaju skłonności wrogich duchowi modlitwy. By im nie ulec, modlitwa musi przeciwstawić się tendencji do wyznaczania Bogu terminów, przesadnej spontaniczności, aktywizmu, roztargnień, powierzchowności i dominacji na modlitwie.

Nie wyznaczaj Bogu terminów. Przyglądanie się życiorysom świętych Karmelu może być źródłem ciekawych przemyśleń. Święta Teresa od Jezusa żyła 67 lat, w Karmelu spędziła 47. Święty Jan od Krzyża żył 49 lat, w Karmelu 29. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus żyła 24 lata, w Karmelu 9. Święta Teresa od Jezusa z Los Andes żyła 20 lat, w Karmelu 1 rok. Święta Teresa Benedykta od Krzyża żyła 51 lat, w Karmelu 9. Święty Rafał Kalinowski żył 72 lata, w Karmelu 30.

Zestawianie ze sobą tych różnych liczb nie ujawni nam żadnych reguł w Bożym postępowaniu względem człowieka. Stwierdzić możemy jedynie to samo, co słyszymy od świętej Teresy Benedykty: “Bóg każdego prowadzi jego własną drogą”. Jedni dochodzą do celu prędzej, po 20 czy 24 latach. Innym droga bardziej się wydłuża i cel osiągają po 67 czy 72 latach.

Ludzkiemu rozumowi trzeba więc wielkiej pokory, by uznał i zaakceptował to, o czym mówi do nas Boża Mądrość: “Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi” (Iz 55, 8–9).

Historie życia różnych ludzi ukazują, że Mądrość Boża prowadziła ich drogami, których nie potrafili do końca pojąć. Wymagało to od nich wielkiej pokory, bo chociaż Duch Mądrości oświecał ich umysły, to jednak wciąż pozostawały aktualne słowa Jezusa wypowiedziane do uczniów: “Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustanowił swoją władzą” (Dz 1, 7). Mądrość Boża towarzysząca człowiekowi nie tłumaczy mu się ze wszystkiego, ponieważ to, co Boże, nie daje się całkowicie przełożyć na język zrozumiały dla ludzkiego umysłu.

Pokora rozumu ma fundamentalne znaczenie dla rozwoju modlitwy. Tam, gdzie brakuje tej królowej cnót, człowiek nadużywa modlitwy w dwojaki sposób. Niekiedy służy mu ona jako narzędzie forsowania własnego planu życia. Innym razem chce przy jej pomocy wywrzeć presję na Boga, by wyjawił mu tajemnicę dróg, którymi pragnie go prowadzić.

Modlitwa pozbawiona pokory rozumu raz będzie wyrażała wścibską ciekawość spraw Bożych, to znowu irytację z faktu, że duchowy postęp nie dokonuje się według planu, który ktoś odnośnie do siebie zakłada. Święta Teresa od Jezusa, odwołując się do własnego doświadczenia, pisze o jednym z okresów swego życia, kiedy to nie postępowała ani w cnocie, ani w modlitwie. Powodem tego stanu, jak sama wyjaśniła, był głęboko skryty brak pokory wyrażający się w pragnieniu, by wznieść się w życiu duchowym wysoko, zanim Bóg ją do takiego stanu podniesie.

Pokora rozumu otwiera twoją modlitwę na doświadczenie cierpliwości wobec działania Boga, który wszystkiemu wyznacza właściwe miejsce i czas, niekoniecznie zgodnie z twymi oczekiwaniami. Niejednokrotnie chcielibyśmy przynaglić Boga, bo według nas działa zbyt wolno.

Oddalanie pokusy stawiania Bogu terminów nie czyni cię bynajmniej marionetką w Jego rękach. Ojciec pragnie twojej aktywnej współpracy, ale i zrozumienia, co do kogo należy. Co jest w Jego mocy, a co w twojej. To, co mieści się w ramach twoich możliwości, jest naprawdę czymś małym w porównaniu z Jego działaniem. Lecz “to niewiele musimy zrobić sami”. Twoje zadania, chociaż powiedziano o nich: “niewiele”, są bardzo ważne. Święta Teresa Benedykta wylicza, co do nich należy: wytrwała modlitwa o poznanie woli Bożej, wierność natchnieniom Ducha Świętego i cierpliwe oczekiwanie. To “niewiele” nie oznacza bynajmniej rzeczy łatwych. Gdy jesteś im wierny, Ojciec twój sprawi, że przyniosą piękne owoce, lecz w czasie, który On uzna za najlepszy dla ciebie. Twój modlitewny wysiłek nie będzie daremny, jeśli wspierać go będzie pokora rozumu.

Przezwyciężaj tendencję do przesadnej spontaniczności. Bez wątpienia rozwój modlitwy powinien przebiegać od posługiwania się gotowymi formułami i metodami do rozmowy z Ojcem, której nie krępują sztywne gorsety. Doświadczenie uczy, że wraz z postępem duchowym zmniejsza się potrzeba naśladownictwa, a daje o sobie znać potrzeba wyrażania siebie. Modlitwa jest tym piękniejsza i prawdziwsza, im bardziej własna. Nie oznacza to bynajmniej, że spontaniczność jest jedyną drogą modlitwy. Jest punktem docelowym modlitwy, ale nie punktem wyjścia. W początkowych etapach modlitwy metody są bardzo pomocne. Ponadto wielka wartość modlitewnych formuł ujawnia się w okresach oschłości. Wówczas trudno jest modlić się własnymi słowami i pozostaje jedynie cierpliwe i powolne powtarzanie Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo czy różnych aktów strzelistych: Jezu, ufam Tobie, Jezu, kocham Ciebie, Jezu rozkochaj mnie w Sobie

Modlitewne formuły pełnią również cenną rolę nauczycieli pokory. Nieraz dajemy się uwieść subtelnej pysze, gdy dumni jesteśmy z tego, że potrafimy modlić się własnymi słowami albo gdy rozpiera nas radość, bo wypowiadane słowa są niemal jak poezja. Doświadczenie łatwości na modlitwie z pewnością ubogaca ją. Trzeba jednak pamiętać, że jest darem. Gdy przychodzi oschłość, uświadamiamy sobie coś bardzo ważnego: nie w naszej mocy jest zatrzymać i kontynuować taki sposób modlitwy. Uczymy się wówczas pokory maluczkich, których serca modlą się prostotą zwykłych słów, często pozbawionych poetyckiego piękna i cierpliwie powtarzanych. Tutaj skrywa się tajemnica modlitwy różańcowej. Jest to modlitwa ludzi pokornych.

Przezwyciężaj tendencję do aktywizmu. Z pewnością daleko nam do tego, by nazwać siebie pracoholikami. Niemniej w sposobie myślenia i postępowania hołdujemy zasadzie, że tyle jestem wart, ile potrafię pokazać owoców pracy rąk własnych. Nie mówimy tego głośno, lecz sercu taka opinia jest bliska z powodu pewnych wygodnych założeń: konieczności życiowe, nerwowa atmosfera otoczenia, która wciąga i rozprasza, naglące obowiązki stanu, radość płynąca z czynu bądź też oschłość i znużenie na modlitwie. Te rozliczne motywy mogą stać się niebezpieczną pułapką dla świata ludzkiego ducha.

Zdolność działania, tworzenia i przekształcania jest wielkim dobrodziejstwem i nie zabija ducha modlitwy tylko wówczas, gdy zachowa umiar, gdy rozumie potrzebę podejmowania trudu modlitwy, by ubogacić się w spotkaniu z Ojcem. Aktywizm pozbawiony roztropności traci z pola widzenia prymat wartości duchowych i wówczas staje się herezją czynu. Człowiek o takim podejściu do życia jest niezdolny do modlitwy i innych form życia duchowego. Modlitwa zawsze będzie dla niego zbyt trudna, stąd znajdzie wieleszlachetnych motywów, by ją obejść.

Przezwyciężanie aktywizmu nie może zmierzać do tego, by zwrócić się ku przeciwnej mu skrajności. Aktywność i modlitwę należy łączyć zgodnie ze stanem życia, do którego ktoś został powołany, i z wymogami, jakie zeń wynikają.

Przezwyciężaj tendencję do roztargnień. Jedną z najczęstszych trudności na modlitwie są roztargnienia. Nieumiejętność radzenia sobie z nimi może prowadzić do całkowitego zniechęcenia się do modlitwy. Roztargnienia związane są głównie z naszą wyobraźnią i pamięcią. Najpierw pytaj siebie, dlaczego się pojawiają. Bywa, że okazują się zaproszeniem do przepracowania na modlitwie spraw niezałatwionych, niewybaczonych, stłamszonych problemów natury psychicznej lub zranień. Bywa, że dopuszcza je sam Bóg. Wówczas cierpliwe i wytrwałe ich znoszenie staje się środkiem oczyszczenia, drogą duchowego wzrastania. Najczęściej jednak przyczyna roztargnień znajduje się w nas. W naszym świecie panuje trend lekceważenia milczenia i samotności. Nie umiemy, a niekiedy nie chcemy wchodzić w te dwa fundamentalne dla ludzkiego ducha doświadczenia. Tymczasem w dużej mierze od nich zależy stan naszej wyobraźni i pamięci. Najważniejsza pozostaje jednak miłość do Ojca, która scala wewnętrznie człowieka i porządkuje system wartości, według którego żyje. Pamięć i wyobraźnia wciąż pozostaną żywe, bo taka jest ich natura, lecz panowanie nad nimi i przywoływanie uciekających od Boga myśli aktami wiary i miłości będzie znacznie łatwiejsze.

Przezwyciężaj tendencję do powierzchowności. Ogromna ilość docierających do nas informacji, powszechny pośpiech, nadużywanie słów nie sprzyjają formacji duchowej, która sięgałaby w głąb. Czytamy i słuchamy powierzchownie. Ten styl życia czyni liczne szkody modlitwie, a przecież jej zasadniczym zadaniem jest prowadzenie do głębokiej zażyłości z Ojcem. Czytaj więc mniej, ale z większą uwagą. Dostrzegaj mniej, ale za to z głębią. Mów mniej, lecz z większą pokorą i mocą w słowach.

Przezwyciężaj tendencję do dominacji na modlitwie. Stawiając siebie w centrum świata, człowiek mierzy go własną miarą. Nie jest skłonny ani do słuchania, ani do posłuszeństwa. Łatwo więc dochodzi do przekonania, że modlitwa jest jego działaniem, podczas którego przedstawia Bogu własne propozycje i oczekuje pomocy w ich realizacji. Modlitwa wyrasta jednak z innej logiki, w której człowiek nie jest w centrum. Wszystko zaczyna się od wsłuchiwania w mądrość Boga. Mówienie i decydowanie przyjdą później jako odpowiedź na Boże działanie w życiu człowieka. Biblijny mędrzec, który dobrze to zrozumiał pozostawił nam w dziedzictwie piękną modlitewną prośbę o mądrość: “Wyślij ją z niebios świętych, by przy mnie będąc, pracowała ze mną. Ona bowiem wie i rozumie wszystko, będzie mi mądrze przewodzić w mych czynach. I będą przyjemne dzieła moje, i stanę się godnym tronu mego Ojca” (Mdr 9, 10–12).

Bez Boga postawionego w centrum nikt z nas nie wejdzie w świat modlitwy i nie przejdzie w sposób święty tej drogi, która jest mu przez Bożą opatrzność wytyczona. Boża inicjatywa na modlitwie wystawia nieraz człowieka na próbę i domaga się od niego ofiary. Próba i ofiara są znakami autentycznej modlitwy. Ich obecność chroni przed iluzją modlitwy.