Jak się modlić? Porady świętych Karmelu

Pamięć o innych



Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, Matko o sercu wrażliwym, nieustannie zatroskana o losy uczniów Syna. Ukształtuj we mnie serce zdolne dostrzegać ludzi, by moja modlitwa nigdy nie zamykała się wyłącznie w kręgu dotyczących mnie spraw, lecz wychodziła naprzeciw troskom otaczającego mnie świata. Amen.

Konferencja pierwsza

Modlitwa zawsze jest potrzebna, ażebym w każdym położeniu została wierna. Najpierw, oczywiście, należy się modlić za tych, którzy więcej cierpią niż ja i nie są tak zakotwiczeni w wieczności. (święta Teresa Benedykta od Krzyża)

Rodzisz się w doczesnym świecie, gdy po dziewięciu miesiącach pobytu w łonie twej matki słyszą twój krzyk, zwiastun narodzin nowego człowieka. Rodzisz się także dla wieczności, gdy w chwili śmierci wracasz do źródła Miłości, skąd wziąłeś swe istnienie. Pomiędzy tymi dwoma jest wiele innych narodzin, równie ważnych. To o nich mówił Jezus do Nikodema: “Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić” (J 3, 5–7).

Rodzisz się z Ducha za każdym razem, gdy przełamujesz krąg zainteresowania sobą i dostrzegasz innych. To nie jest łatwe, bo wszystkich nas cechuje tendencja skupiania się na sobie, na własnych przeżyciach, trudnościach, doświadczeniach. Dużo i często o nich mówimy. Chcemy, by nas wówczas słuchano. Bywa, że modlitwa również służy byciu w centrum uwagi. Gdy tej tendencji nie kontrolujesz, staje się sposobem życia, wykrzywiając całą rzeczywistość otaczającego cię świata. Kurczy się on wówczas gwałtownie do twoich własnych spraw, nie pozwalając zobaczyć innych ludzi i otworzyć się na nich.

Każdy człowiek coś cierpi, każdy się z czymś zmaga, każdy pokonuje trudności. Gdy uczciwie popatrzysz na świat, ten, który jest poza końcem twego nosa, zauważysz, że są tacy, którzy bardziej się trudzą niż ty, cierpią więcej od ciebie i “mniej są zakotwiczeni w wieczności”. Wychodzenie poza własne sprawy jest konieczne dla zdrowego funkcjonowania psychiki i ducha. Dostrzeżone problemy twych bliźnich pomogą ci nabrać zdrowego dystansu do własnych przeżyć. Pozwolą odetchnąć psychice znacznie nieraz napiętej z powodu zamknięcia się z jakimś problemem w pokoju bez okien i drzwi. Twoja modlitwa, jeśli ma być narzędziem nowych narodzin, musi uwzględniać sprawy drugiego człowieka. “Często, nie wiedząc o tym – pisze święta Teresa od Dzieciątka Jezus – łaski i oświecenia zawdzięczamy jakiejś ukrytej duszy, albowiem Pan Bóg chce, aby święci przekazywali jedni drugim łaskę za pośrednictwem modlitwy, aby w niebie mogli się miłować miłością wielką, o wiele większą niż miłość w rodzinie, i to najbardziej idealnej rodzinie. Ileż razy myślałam, że mogłabym zawdzięczać wszystkie otrzymane łaski modlitwom duszy, która mi je wyprosiła u Pana Boga, a którą poznam dopiero w niebie”.

Losy ludzi, nawet tych, którzy się zupełnie nie znają, przenikają się wzajemnie jak sploty perskiego dywanu. Świat wzajemnych zależności sięga głęboko w sferę ludzkiego ducha. Święci umieli dostrzegać tę tajemnicę.

Doskonaląc swoją modlitwę, doceń poradę świętej Teresy Benedykty. Bez wątpienia ważne są wszystkie twoje sprawy. Gdy jednak pokonasz egoizm serca, zobaczysz, że wokół ciebie są ludzie, znani ci i nieznani, którzy cierpią i zmagają się więcej od ciebie, a przez to potrzebują twojej modlitwy. Nie mają również zbyt wiele nadziei, brak im także ufności. Są ci zadani przez Bożą mądrość.

Spójrz uczciwie na swoją codzienność. Rano wstajesz trochę niewyspany, bo w nocy przebudził cię komar. Tej samej nocy nieznana ci kobieta wstawała kilka razy do płaczącego dziecka. Podobnie jak i ty, musi zacząć dzień pełen obowiązków. Boli cię głowa, bo zmieniło się ciśnienie. W tym samym czasie leżący w szpitalu młody człowiek dostaje morfinę, lekarstwo uśmierzające niewyobrażalny dla ciebie ból spowodowany przez nowotwór. Zjadłeś dzisiaj obiad, który był według ciebie niesmaczny. W tym samym czasie na kontynencie afrykańskim tysiące ludzi od rana nic nie miało w ustach. Masz dzisiaj fatalne psychiczne samopoczucie. W tym samym czasie w szpitalnych salach wielu leczy się na ciężkie depresje i różne psychiczne choroby. Wydarzenia dnia tak się potoczyły, że nie interesowano się tobą. W tym samym czasie w domach opieki społecznej wielu wiekowych rodziców przeżywa wieloletnie odtrącenie ze strony własnych dzieci. Zechciej dostrzec tych ludzi i pomódl się za nich, zanim poprosisz we własnych intencjach.

Jak zatem modlili się święci? Nigdy nie zamykali się jedynie w świecie własnych spraw. Posłuchaj modlitwy świętej Teresy Benedykty: “Już teraz przyjmuję śmierć taką, jaką mi Bóg przeznaczył, z doskonałym poddaniem się Jego woli i z radością. Proszę Pana, by zechciał przyjąć moje życie i śmierć na swoją cześć i chwałę, za wszystkie sprawy Najświętszego Serca Jezusa i Maryi, za święty Kościół, szczególnie w intencji zachowania, uświęcenia i doskonałości naszego świętego Zakonu, za Karmel w Kolonii i Echt, w duchu ekspiacji za niewiarę ludu żydowskiego, aby Pan został przez nich przyjęty, aby nadeszło Jego chwalebne królestwo, na uproszenie ratunku dla Niemiec, o pokój świata, wreszcie za moich bliskich, żywych i umarłych, za wszystkich, których mi Bóg dał, aby nikt z nich nie zginął”.

Z braku naszego zainteresowania i otwarcia się na innych historie wielu ludzi podobne są do tego, co przydarzyło się pewnemu chłopcu. Wbiegł on do domu z płaczem. Dziadek objął go czule i tulił w ramionach. Chłopiec nie przestaje zanosić się płaczem i dalej szlocha. Dziadek pieści go i stara się uspokoić. – Ktoś cię zbił? – pyta. Chłopiec zaprzecza, kiwając głową. Zabrali ci coś? – Nie – zanosi się płaczem chłopiec. – Więc co się stało? – wypytuje zafrasowany dziadek. Chłopiec pociąga nosem i zaczyna opowiadać. – Bawiliśmy się w chowanego i ja się schowałem za szafę. Stałem tam i czekałem, ale nikt nie przychodził… Wreszcie wyszedłem z kryjówki… i zobaczyłem, że zabawa była już skończona, wszyscy poszli do domu i nikt nie przyszedł, aby mnie odnaleźć. – Łkanie poruszało jego maleńką pierś. – Rozumiesz? Nikt nie przyszedł, aby mnie szukać i odnaleźć.

Tylko nieliczni powiedzą nam, jak bardzo nas potrzebują, jak bardzo liczą na naszą modlitwę. Większość nigdy nie odkryje przed nami dramatu własnych serc, które cierpią z powodu zapomnienia. Chociaż nie znamy tych ludzi, nasza modlitwa ma często decydujące znaczenie w ich doświadczeniach.

W nauczaniu Jezusa odnajdujemy napomnienie dotyczące łudzenia siebie. “Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie mi w owym dniu: «Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia?» Wtedy oświadczę im: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości»” (Mt 7, 21–23).

Jest to naprawdę wielka tragedia. Trud gromadzenia, który ostatecznie stawia człowieka przed prawdą o pustym skarbcu. Prorok Aggeusz ujawnia przed swoim narodem istnienie takiego doświadczenia: “Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje, odkładając do dziurawego mieszka!” (Ag 1, 6).

Innym razem Jezus opowiedział następującą przypowieść: “Królestwo niebieskie podobne jest do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach…” (Mt 25, 1–4).

Dobrze znamy dalszy ciąg przypowieści o nierozsądnych i roztropnych pannach. Przychodzi ważny moment ich wędrówki, moment finałowy, gdy okazuje się, że część z nich nie może wejść na weselne gody. Nie mają oliwy, by zaopatrzyć swe lampy i iść za Panem. Nawet nie chodzi o to, że im zabrakło, one w ogóle nie miały oliwy. Jakiż to wielki nierozsądek. Inni mówią wprost: jakaż to głupota, panny głupie. Wszystkie panny szły tą samą drogą, wszystkie doświadczały podobnych zmagań, patrzyły oczami na ten sam świat, przed wszystkimi postawiono to samo zadanie. A jednak w finale okazało się, że po przebyciu tej samej drogi części z nich zabrakło czegoś naprawdę ważnego, co decydowało o zwycięskim wejściu w wieczność.

Jezus nieraz żalił się na swoich uczniów, że brak im ewangelicznej umiejętności życia: “Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości” (Łk 16, 8). Dostrzegał krótkowzroczność i brak roztropności, bolał nad brakiem bardziej refleksyjnego i przewidującego postępowania. Często więc mówił o ewangelicznym przewidywaniu. Jednego razu, gdy zakończył przypowieść o obrotnym rządcy, powiedział wprost: “Ja też wam powiadam: pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków” (Łk 16, 9). Domagał się od swoich naśladowców, by wykorzystywali dobra tego świata nie dla doraźnych i egoistycznych celów, jak czynią dzieci tego świata, lecz dla czynienia miłosierdzia, które będzie przepustką do Jego królestwa. Czyny miłosierdzia są oliwą, której zabrakło nierozsądnym pannom, dzieciom tego świata. Dodajmy – miłosierdzia względem innych, a w konsekwencji też i względem siebie.

Jezus, ucząc o życiu przyszłym, którego kształt decydować się będzie w promieniach miłosierdzia, domaga się od nas, byśmy z perspektywy życia wiecznego czerpali mądrość dla życia doczesnego, by nie spotkało nas kiedyś rozczarowanie. “Wówczas zapytają i ci: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?». Wtedy odpowie im: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili»” (Mt 25, 44–45).

Jaką zatem lekcję dla życia doczesnego zawiera napomnienie świętej Teresy Benedykty, by modląc się, nie zapominać o tych, “którzy więcej cierpią niż ja i nie są tak zakotwiczeni w wieczności”?

Mówi ono przede wszystkim o nieocenionej wartości modlitwy wstawienniczej za innych, której błogosławione skutki obejmują zarówno tego, kto ją wypowiada, jak i tych, za których jest zanoszona. Ludzie czyniący miłosierdzie z prawdziwie czystą intencją nie podlegają sądowi: “Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7). Miłosierdzie czynione modlitwą na ziemi uprzedza Bożą sprawiedliwość w momencie śmierci.