W szkole cierpienia. Trudne drogi do ważnych odkryć

Ku pokorze serca



Konferencja druga

Przypatrzcie się dębom w lesie, ściśnionym ze wszystkich stron, światło dochodzi do nich jedynie z góry, a wskutek tego pień ich pozbawiony jest niekształtnych licznych odnóg, które pochłaniają soki potrzebne do wzrostu. Dąb widzi jedynie niebo, toteż całą siłą zwraca się w tę stronę i osiąga wkrótce znaczną wysokość. (święta Teresa od Dzieciątka Jezus)

Życie to wielkie dzieło wychowania człowieka, który rodzi się jako stworzenie będące w drodze, niedokończone. Wychowawczy trud Boga koncentruje się na sercu i obejmuje wprost niepoliczalną liczbę sytuacji służących jako narzędzia formacji. Cierpienie jest jednym z nich.

Doświadczenie ludzkie pokazuje, że trudne sytuacje odgrywają szczególną rolę w formowaniu pokory serca. Są dla niego próbą i łaską. Próbą, ponieważ, nawiedzając często codzienność człowieka, naruszają – a niekiedy niszczą – poczucie jego bezpieczeństwa, równowagi, osiągniętej stabilności. Równocześnie są łaską, bo wiara podpowiada, że dane są w określonym celu. Otwierają drogę do nowej równowagi, ale osiąganej już na głębszej płaszczyźnie. Cierpienie dobrze przeżyte mobilizuje do wejścia na dojrzalszą drogę myślenia i osobistego rozwoju.

Pośród licznych świadectw z mistycznych przeżyć błogosławionej Marii od Jezusa Ukrzyżowanego, karmelitanki bosej z Karmelu w Betlejem, zachowało się i to, które z racji wymowności obrazu warto przytoczyć w całości, tak jak je zapisała. “Wydawało mi się, że widzę ogród, w którym były kwiaty, drzewa, owoce; a przed bramą do ogrodu palił się duży ogień; aby wejść do ogrodu, trzeba było przejść przez ogień. Naraz zobaczyłam dwie osoby przed ogrodem. Jedna z nich szła dumnie, z podniesioną głową; druga miała spuszczoną głowę i wyglądała na pochyloną. Pierwsza weszła bez lęku, z ciągle podniesioną głową; a kiedy przechodziła przez ogień, część jej odzienia się spaliła. Weszła jednak do ogrodu i nazrywała kwiatów i owoców w dużej ilości. Wróciła potem do bramy i wychodząc, przeszła ponownie przez płomienie, jak za pierwszym razem. Ale wychodząc z ognia, zobaczyła, że jej ubrania i wszystko co niosła zostało spalone. Druga osoba również weszła; ale aby przejść przez ogień, schyliła się bardzo i ogień nie dotknął jej ubrania. Weszła do ogrodu, przeszła się po nim jak pierwsza osoba, zerwała dużą ilość kwiatów i owoców; aby ponownie przejść przez płomienie, schyliła się jeszcze bardziej, kiedy w nie wchodziła i wyszła z nich jeszcze piękniejsza, bogatsza niż weszła. Zapytałam znowu, co to oznacza; a ten, który mnie prowadził powiedział mi: Ogień jest obrazem trudów, kłopotów, lęków, cierpień, doświadczeń życia. Pan je posyła, byśmy zrywali kwiaty, owoce. Pierwsza osoba, która weszła i która wyszła uboga, bez niczego, smutna, naga, jest obrazem tych, którzy stają się pyszni w doświadczeniu. Pycha, egoizm, miłość własna pozbawiają ją wszystkiego. Druga osoba jest obrazem dusz, które stają się pokorne w cierpieniu, w doświadczeniach. Te dusze otrzymują kwiaty i owoce. W końcu nadchodzi czas ofiarowania Panu kwiatów z ogrodu. Obie dusze stają przed Panem, a On patrzy na nie obie. Zapytuje tę, która była cała naga i mówi jej: Weszłaś do ogrodu i narwałaś kwiatów i owoców. Widziałem to. Co zrobiłaś z tymi owocami? Gdzie one są? – Panie, odpowiada ona, płomienie ognia, przez który przeszłam wszystko spaliły, wszystko strawiły; nic nie zachowałam. – A więc, mówi Pan, skoro nie masz nic, idź z tymi, którzy są nicością! Wtedy Pan zwraca się do drugiej, która chowa owoce i mówi do niej: A ty, co nazbierałaś? – Ona zaraz rzuciła przed Panem to wszystko, co niosła w ukryciu i schylając głowę, powiedziała: to nie ja, Panie, to Ty mnie niosłeś i nazrywałeś tych owoców. Pan do niej powiedział: Wejdź, odpocznij; kosztuj radości Pana”.

Trudy, kłopoty, lęki, cierpienia – to ogień wypełniający życie. Często przez niego przechodzimy, bo ma do spełnienia ważną misję. Jej celem jest pokora serca, postawa pokornego pochylenia głowy przed tajemnicą działającego Ojca. Psalmista w obliczu ognia życiowych doświadczeń zdobywa się na niełatwe wyznanie: “Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś” (Ps 119, 71). I jakby obawiając się pozostawienia odbiorcy swych modlitewnych przemyśleń w zakłopotaniu nad tym, co powiedział, zaraz dodaje wyjaśnienie: “Bym się nauczył Twych ustaw”. Rozumie, chociaż i dla niego nie jest to łatwe do przyjęcia, wychowawczą rolę trudnych doświadczeń. Wtóruje mu tutaj inny biblijny mędrzec, zachęcając: “Uznaj w sercu, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak twój Bóg wychowuje ciebie” (Pwt 8, 5).

Sprawiedliwy Hiob także nie traci z pola widzenia wychowawczych działań Boga, wiodących ostatecznie – chociaż poprzez cierpienia – do prawdziwego piękna serca: “Lecz On zna drogę, którą kroczę, z próby wyjdę czysty jak złoto. Moja noga kroczy w ślad za Nim, nie zbaczam, idę Jego ścieżką; nie gardzę nakazami warg Jego i w sercu słowa ust Jego chowam” (Hi 23, 10-12). Cierpiąc, trzyma się z całych sił tego, co w próbie najważniejsze. Ma świadomość, że każde Boże działanie, choćby było dla człowieka trudne i tajemnicze, zmierza ku dobru. Wiara w tę niezawodną miłość Boga nie zmniejszała jego cierpienia. Pozwalała jednak trwać w nim z sensem. Na swój sposób Hiob doświadczał troski Stwórcy, którą wiele pokoleń po nim prorok Ozeasz uwieczni, wkładając w usta Boga następujące słowa: “Przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem: oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11, 3-4).

Ze wzruszeniem trzeba również pochylić się nad wyznaniem psalmisty, który, mówiąc o człowieku sprawiedliwym, daje następujące świadectwo o miłującej obecności Boga w ludzkim cierpieniu: “Pan go pokrzepi na łożu boleści; podczas choroby poprawi całe jego posłanie” (Ps 41, 4).

Czym zatem jest pokora serca kształtowana w cierpieniach życia? Jest przede wszystkim uznaniem i przyjęciem Bożej perspektywy wydarzeń. Pokorne serce daje jej pierwszeństwo przed swoją własną perspektywą. Cierpienie wprowadza na drogi przemyśleń wybiegające poza schematy codziennych zachowań. Innymi słowy, Ojciec proponuje wysiłek sięgnięcia dalej niż to zazwyczaj czynimy.

Odzierając swoje życiowe zmagania z Bożej perspektywy, pozbawiając je tego bezcennego aspektu wychowawczego, człowieka naraża się na liczne niebezpieczeństwa. Błogosławiona Maria od Jezusa Ukrzyżowanego mówi, że zaczyna przynależeć do tych, “którzy stają się pyszni w doświadczeniu”, a wówczas “pycha, egoizm, miłość własna pozbawiają go wszystkiego”. Istotnie, życie zna liczne przykłady ludzkich cierpień, które nie przybliżyły cierpiącego do Boga, lecz zrodziły wielką pychę serca. Wzmogła się miłość własna, egoizm i lenistwo. Zaczęło dominować faworyzowanie egocentryzmu.

Nie szukając zbyt daleko i nie czyniąc się ostatecznym sędzią ludzkich losów, co przynależy wyłącznie do Bożego działania, spójrzmy na dwóch łotrów ukrzyżowanych wraz z Jezusem. To samo cierpienie krzyżowania rodzi w dwóch sercach dwie różne postawy, ścieżki rozchodzące się w dwóch różnych kierunkach. Świadomość wyrządzonych ludziom krzywd z jednej strony i igranie aż do końca z odpowiedzialnością za swe czyny z drugiej. Prośba o wybaczenie z jednej strony i lekceważenie czasu danego na opamiętanie się z drugiej. Uznanie słuszności cierpienia z jednej strony i tragiczne “bohaterstwo” naigrywania się z napomnień w obliczu śmierci z drugiej.

Żaden człowiek nie może być pewny, że na drogach życia nie zgubi spojrzenia wiary na to, co go spotyka. Tradycja Kościoła katolickiego mówi o istnieniu szczególnego rodzaju łaski, którą nazywa perseverantia finalis, łaską wytrwania w dobrym aż do końca. Nie pochodzi ona od człowieka, lecz jest darem Bożej dobroci. O taką łaskę zachowania w sercu Bożej perspektywy przez całe życie trzeba się modlić i w tej modlitwie nigdy nie ustawać.

Legenda głosi, że, malując słyną Ostatnia wieczerzę, Leonardo da Vinci poszukiwał modeli dla twarzy jej uczestników. Najbardziej zależało mu na twarzy Jezusa i Judasza. Długo rozglądał się za modelem dla twarzy Mistrza aż wreszcie, podczas jakiegoś nabożeństwa w kościele, zobaczył kleryka o niezwykle uduchowionej i subtelnej twarzy. Był uradowany, bo znalazł to, czego szukał. Gdy ukończył malowanie Mistrza, pozostała jeszcze twarz Judasza. Poszukiwania modelu dla tej postaci okazały się jeszcze trudniejsze. Malarz zastanawiał się często, gdzie znaleźć człowieka, który sięgnął dna upodlenia. Poszukiwania trwały wiele lat w dzielnicach włóczęgów i zbrodniarzy, w tawernach i mrocznych zakamarkach portów. Aż jednego razu znalazł leżącego na ulicy pijanego i pobitego człowieka. Na jego twarzy, jak na żadnej innej, rysował się dramat upodlenia. Człowiek ten posłużył jako model dla postaci Judasza. Jakież było zdziwienie i przerażenie artysty, gdy podczas pozowania i rozmów z modelem odkrył, że jest to ten sam człowiek, który wcześniej użyczył swej twarzy jako modelu dla twarzy Chrystusa.

Podczas rekolekcji prowadzonych przez ojca Armanda Lemonnier ze Zgromadzenia Misjonarzy święta Teresa od Dzieciątka Jezus usłyszała porównanie, które mocno zapadło w jej serce. Dzieliła się nim później w liście do swojej rodzonej siostry Leonii. “Podał nam porównanie, które mnie zachwyciło: Patrzcie, mówił, na dęby polne, jakie są krzywe, jedne gałęzie wyrastają na prawo, inne na lewo, nic ich nie powstrzymuje, toteż nie osiągają nigdy znacznej wysokości. Przeciwnie zaś, przypatrzcie się dębom w lesie, ściśnionym ze wszystkich stron. Światło dochodzi do nich jedynie z góry, a wskutek tego pień ich pozbawiony jest niekształtnych licznych odnóg, które pochłaniają soki potrzebne do wzrostu. Dąb widzi jedynie niebo, toteż całą siłą zwraca się w tę stronę i osiąga wkrótce znaczną wysokość. W życiu zakonnym dusza podobnie jak młody dąb w gęstwinie leśnej, ściśnięta jest ze wszystkich stron przepisami reguły, ruchy jej są skrępowane, ograniczone otaczającymi drzewami… Widzi jasne światło, gdy patrzy w Niebo, tam tylko może spocząć jej wzrok; nigdy nie musi się lękać, że nazbyt wysoko się wznosi”.

Abstrahując od tematu życia zakonnego, które jest przedmiotem porównania, możemy powiedzieć za Świętą z Lisieux, że w swej codzienności pełnej trudów człowiek podobny jest do młodego dębu w gęstwinie lasu. Trudy, kłopoty, lęki i cierpienia ściskają go z każdej strony, krępują, ograniczają. I właśnie w takich okolicznościach ma on możliwość ujrzenia innej perspektywy, tej wysoko ponad nim, którą nazwaliśmy wychowawczym trudem Boga. W cierpieniu otwartym na Bożą tajemnicę dokonuje się skuteczna lekcja pokory, a wraz z nią szybki wzrost ku górze, ku światłu wieczności.

Owocem pokory serca, które przeszło przez liczne cierpienia, jest stabilny fundament – niezachwiana pewność, że jest się kochanym przez Ojca w każdej okoliczności życia. Ustami proroka Izajasza mówi o tym sama Boża Mądrość w jednym ze swych najbardziej zachwycających wyznań: “Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju” (Iz 54, 10). Ustępowanie gór i chwianie się pagórków to obraz tych wszystkich sytuacji, które wstrząsają życiem człowieka. Jeśli jednak jego serce w tych poszczególnych doświadczeniach zachowało nadprzyrodzoną perspektywę, czyli zgodziło się i przyjęło wychowawcze działanie Bożej ręki, pozostaje pewne miłości swojego Ojca i spokojne w obliczu najtrudniejszego ze wszystkich pytań zadawanych w obliczu cierpienia: Dlaczego?