W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo

Czyściec – tajemnica dorastania



Konferencja druga

Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy… Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie (J 15, 1–2, 8).

W Bogu nie ma stagnacji. Ani życie doczesne, ani tym bardziej czyściec i niebo nie są doświadczaniem jakiegoś zawieszenia i bezruchu. Jezus mówi o swym Ojcu, że jest tym, który działa (J 5, 17). Całe dzieło miłosierdzia, obejmujące również stan czyśćca, ukierunkowane jest na rozwój. Ma na celu taką dojrzałość człowieka, która umożliwi mu wejście w pełnię relacji z Bogiem.

Aby dobrze zrozumieć, czym jest czyściec, nie wystarczy nam poprzestać na stwierdzeniu, że w tajemniczy sposób współistnieją w nim Boże miłosierdzie i sprawiedliwość. Można powiedzieć, że jest to spojrzenie od strony działającego Boga. Ale na czyściec możemy także spojrzeć od strony ludzkiego doświadczenia, a wówczas ukaże się naszym oczom jako tajemnica dorastania na różne sposoby niedojrzałego człowieka. Pamiętajmy jednak, że zarówno Boże miłosierdzie i sprawiedliwość, jak i prawda o dorastaniu to nie są doświadczenia niezależne. One wzajemnie się warunkują i przenikają. Współistniejąc tworzą rzeczywistość czyśćca.

Czyściec jest swoistym stanem, w którym dusza pozbywa się wszystkich, nawet najmniejszych śladów skoncentrowanej na sobie miłości. Opuści go przeniknięta miłością doskonałą, którą cechuje pełnia oddania się Bogu, uwielbienia Go i skoncentrowania wyłącznie na Nim. Wspomnieliśmy już wcześniej, że w momencie sądu szczegółowego człowiekowi dane jest dogłębne poznanie miary tej niedojrzałości. On wyraźnie widzi i odczuwa, że to, co sobą prezentuje, nie jest zdolne, by spotkać się z Miłością. Uświadamia sobie wagę pierwszego i największego przykazania. Rozumie też, czego to przykazanie od niego wymaga. “Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mt 22, 37). Za życia człowiek kochał Go częścią swego serca, duszy i umysłu. Większość ich przestrzeni wypełniała troska o własne dobro. W czyśćcu, gdzie realizacja największego z przykazań jest sensem istnienia, podobnie jak i w niebie, uczy się dorastać – poprzez oczyszczający go ogień – do wymogów tej miłości.

Dusza w czyśćcu widzi i rozumie swoją niedojrzałość, której musi się pozbyć w procesie oczyszczenia. Święta Katarzyna z Genui tak opisuje ten proces. Bóg daje duszy “pewną przyciągającą siłę płomiennej miłości, zdolnej duszę w nicość obrócić, gdyby dusza nie była nieśmiertelna. Bóg przekształca w ten sposób duszę w samego siebie, tak że ona nie widzi nic innego, jak tylko Jego. On ją nieustannie, coraz silniej przyciąga, rozpala w niej ogień swej miłości i nie przestaje działać, dopóki jej nie doprowadzi do stanu pierwotnej nieskazitelności, w której została stworzona… Dalej dusza w nadprzyrodzonym świetle widzi, jak Bóg ze swej wielkiej miłości i w nieustannej opatrzności nigdy nie przestaje jej przyciągać i prowadzić ku całkowitej doskonałości, a czyni to ze szczerej miłości. Jednak nieodpokutowany grzech nie pozwala iść za tą przyciągającą siłą Boga, czyli za tym pojedynczym spojrzeniem, jakim Bóg ją darzy, by ją przyciągnąć ku sobie. Nadto dusza poznaje, co to za nieszczęście być pozbawioną bezpośredniego oglądania Światła Bożego. Rodzi się więc w niej instynkt – owa żądza zrzucenia więzów, aby bez zapory mogła się zbliżyć do owego jednoczącego spojrzenia. Powtarzam, że właśnie świadomość takiego położenia stwarza męki, jakie dusze cierpią w czyśćcu. Nie znaczy to, by dusze wielką wagę przywiązywały do cierpień, choćby i jeszcze raz tak straszne były. Natomiast uwaga ich głównie jest zwrócona na pewną sprzeczność, jaka zachodzi między nimi, a Wolą Bożą; widzą bowiem wyraźnie, jak On obdarza ich czystą i płomienną miłością, której przecież są niegodne. Miłość ta wraz ze swym jednoczącym spojrzeniem działa przyciągająco i bez przerwy, jakby porywanie i unoszenie było jej wyłącznym celem. Stąd dusza, gdy to rozważa, rada by znaleźć czyściec jeszcze dotkliwszy i porwana siłą miłości ku Bogu, gotowa rzucić się weń, aby tym wcześniej uwolnić się od więzów, oddzielających ją od Dobra Najwyższego… Bóg ją tak długo trzyma w płomieniu, aż wypali w niej wszelki ślad grzechu, i ona dojdzie do możliwej doskonałości: każda według swego stopnia. Gdy to oczyszczenie się dokonało, dusza idzie słodko spocząć w Panu; już nic osobistego jej nie zatrzymuje – w Bogu całe jej istnienie”.

Pokuśmy się o konkretne przykłady niedojrzałej miłości względem Boga z kręgu naszego codziennego życia, której najdrobniejsze nawet ślady muszą zostać wynagrodzone i zniszczone w ogniu czyśćca.

Ogień czyśćca wypali wszelkie znamiona dawnej letniości, przed którą ostrzegał Jezus: “Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący. A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15–16). Upomni się o lenistwo, które ktoś usprawiedliwiał cierpliwością lub zwyczajnym “nie chce mi się”. O Komunie święte przyjęte niegodnie, bez głębszej refleksji, bez dziękczynienia. O zwątpienia i kapitulacje, które miały miejsce, bo człowiek liczył na siebie, zapominając, skąd pochodzi moc i wytrwałość. Również o te kapitulacje, które były skutkiem lęku, bo człowiek nie doskonalił sztuki zawierzania Jezusowi. O powierzchowność, bo człowiekowi nie chciało się poważniej pomyśleć o życiu; zbyt dużo by to kosztowało, wymagałoby wielu zmian. O modlitwę, bo wcale jej nie było albo była byle jaka. O dobrą służbę bliźnim, bo Ten, który jest wzorem dla nas wszystkich, nie przyszedł szukać przywilejów i korzyści, lecz służby. O sytuacje, w których dobre natchnienia były wyraźne, a człowiek nie szedł za nimi. O wszystko, co Bóg zlecił, a człowiek nie wykonał. O brak dyskrecji i intymności przebywania z Jezusem, bo człowiek każdą łaskę i każdy krzyż, jaki otrzymał, rozmienił na drobne swoim językiem.

Czyściec jest również stanem wynagradzania i wyniszczania wszelkich śladów niedojrzałej miłości bliźniego i niedojrzałego kochania siebie. Po sformułowaniu pierwszego i największego przykazania Jezus zaraz dodaje, że po nim następuje drugie, ściśle z nim związane i do niego podobne: “Będziesz miłował swego bliźniego, jak siebie samego” (Mt 22, 39). Tutaj także potrzebna jest dojrzałość. Niebo to przecież nieprzeliczona społeczność aniołów i ludzi, którzy tworzą w Bogu i z Nim wieczną i doskonałą wspólnotę. Tam jest nie do pomyślenia jakiś zgrzyt wynikły stąd, że ktoś jest skupiony na sobie.

O co więc upomni się ogień czyśćca w kwestii realizacji przykazania miłości bliźniego?

Upomni się najpierw o bolesne rany i różne formy śmierci zadane drugiemu językiem. “A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa (a co dopiero krzywdzącego słowa), które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony” (Mt 12, 36–37). O sytuacje, w których podstępnymi słowami paraliżowano dobro wspólnoty i pojedynczych osób.

Ogień czyśćca upomni się o sytuacje, w których człowiek swoją długotrwałą i złośliwą postawą był przyczyną czyjegoś uświęcenia. Jezus wprawdzie pomógł zdobyć duchową dojrzałość tamtej osobie, którą poddał próbie, lecz biada człowiekowi, który stał się w Jego rękach narzędziem tego uświęcenia. Jeśli jesteś takim narzędziem, już teraz zmień swoją postawę. Jeśli nie jesteś, dziękuj Mu za to, bo swych prawdziwych przyjaciół nigdy nie używa On jako narzędzi czyjegoś uświęcenia. “Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą… Uważajcie na siebie!” (Łk 17, 1. 2b).

Ogień czyśćca upomni się o brak przebaczenia, szczególnie tego, o które ktoś prosił, a nie otrzymał i odszedł z tego świata przygnieciony wielkim ciężarem. Brak przebaczenia, w jakiejkolwiek nie wyraziłby się formie, zapisuje jedne z najdłuższych historii ludzkich oczyszczeń i wynagrodzeń w życiu pośmiertnym. “Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu! I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwrócił się do ciebie, mówiąc: «Żałuję tego», przebacz mu” (Łk 17, 3–4).

Ogień czyśćca upomni się o sytuacje, w których – w imię źle pojętej przyjaźni – nie unikaliśmy towarzystwa tych osób, o których wiedzieliśmy, że są gadatliwe, skłonne do wynurzeń, którym brak miłości i wyrozumiałości dla innych. Mówiąc o obowiązku unikania takich osób, nie wolno nam, oczywiście, naruszać przykazania miłości. Trzeba zachować postawę uprzejmą, ale też i zdecydowaną.

Wynagrodzić trzeba będzie wszystkie sytuacje, kiedy to nie byliśmy podporą dla naszych bliskich, szczególnie rodziców, lecz dokładaliśmy do ich krzyża kolejne ciężary.

Oczyszczenia domagać się będzie hołdowanie pewnemu stylowi życia, który polegał na roztrząsaniu postępowania bliźnich i orzekaniu, gdzie byli, a gdzie nie byli poprawni. Nie brano pod uwagę przykazania: “Nie sądź bliźniego” (por. Łk 6, 37), jak również tego, że Bóg nie żąda od wszystkich jednakowej doskonałości. Z charakterystyczną sobie prostotą święty Jan Vianney, proboszcz z Ars, mówił: “Z siebie samego, a nie z bliźnich trzeba będzie zdać sprawę… Wielu jest takich, co ten świat opuszczają, nie wiedząc, po co tu przyszli, i mało się o to troszcząc. Nie postępujmy jak oni”.

Przytoczone przykłady niedojrzałej miłości nie mogą zamknąć nas w równie niedojrzałym sposobie rozumienia czyśćca. W tym wszystkim nie chodzi o to, że ktoś kogoś śledzi, a potem wytknie i każe wynagrodzić najmniejszy nawet błąd. Kto tak patrzy na czyściec, ten nie wydoskonalił się jeszcze w sztuce miłowania. W doświadczeniu czyśćca chodzi o coś zupełnie innego. Nie znalazłem lepszego ujęcia, czym on jest, od tego, zawartego w refleksji współczesnego teologa. “Czyśćca nie można rozumieć jako pewnego rodzaju «stanu więzienia», w którym przebywa «czasowo» dusza skazana przez «kogoś» na odpokutowanie swoich win. Czyściec jest stanem poprzedzającym miłość. Ten bowiem, który kocha i chce być kochany, wie doskonale, że musi przygotować się wewnętrznie na przygodę miłości, że musi oczyścić się z wszystkiego, co przeszkadza mu kochać i być kochanym. Nikt z zewnątrz, ale on sam, jego serce i rozum mówią mu, że ponieważ prawdziwa miłość jest piękna, tym samym potrzebuje ona również od niego pięknego wnętrza, że ponieważ naturą autentycznej miłości jest «dawanie się», również i on musi oddalić od siebie nawet cień egoizmu, negatywnego zapatrzenia się w siebie i nauczyć się dawać”.

Tylko z takim podejściem do czyśćca można zrozumieć, czym on jest jako tajemnica dorastania. Błogosławiona Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej tak to ujęła: “Kiedy nadejdzie wieczór, po całodziennym dialogu miłości, który nie ustawał w naszym sercu zasypiajmy w Miłości. Może zauważymy w sobie błędy, niewierności… Powierzmy je Miłości. Ona jest ogniem, który je spali. W ten sposób odbędziemy nasz czyściec w Miłości”.