W kręgu Bożych tajemnic. Śmierć, czyściec, piekło, niebo

Śmierć człowieka – suma wszystkich dni życia



Modlitwa zawierzenia Maryi na rozpoczęcie dnia

Maryjo, Panno słuchająca, zawierzam Tobie pracę nad moim sumieniem, tym cennym darem, który noszę w sobie. Naucz mnie ufnego słuchania. Pomóż mi kształtować serce w oparciu o miłość i odpowiedzialność, niech zawsze prowadzi mnie ścieżkami odwiecznej mądrości Ojca. Amen.

Konferencja pierwsza

A sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek. Starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy: sędziwością u ludzi jest mądrość, a miarą starości – życie nieskalane. Ponieważ spodobał się Bogu, znalazł Jego miłość, i żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy (Mdr 4, 7–11).

O umieraniu dużo już napisano. Jako ludzie wierzący, dla których śmierć jest przejściem do domu Ojca, nie będziemy zajmować się wypowiedziami ukazującymi ją jako definitywny koniec, poza którym nie ma już nic. Dla nas umieranie jest wydarzeniem w najwyższym stopniu doniosłym. Śmierć – mówi się nieraz – to inne oblicze życia; to początek prawdziwego życia; jakie życie, taka śmierć; “śmierć to szkoła, do której powinniśmy uczęszczać latami, która powinna być obowiązkowa”.

Jakie życie, taka śmierć. To bez wątpienia najprawdziwsza wypowiedź o umieraniu. Obserwując fenomen śmierci, zauważano, że w tym finalnym etapie życia zbiegają się historie wszystkich wcześniejszych doświadczeń, historie decyzji, wyborów i czynów. Różne formy zła towarzyszące komuś za życia tworzą też atmosferę, w jakiej umiera. Pokój i dobroć serca, które ktoś za życia rozsiewał, są również przy nim, gdy wchodzi w wieczność. Bardzo mocno odcisnęły się w mojej pamięci śmierci dwóch osób. Jedna to śmierć księcia Radziwiłła, zdrajcy narodu z sienkiewiczowskiego Potopu. Wymownie oddał ją film. Chwile jego umierania były tragiczne. Odchodził w samotności, rozdzierając szaty na piersi, bo odczuwał dziwny ucisk i duszność. Jednak najtragiczniejszy był krzyk dobywający się z jego ust. Wołał o światło. Łapczywie chciał je pochwycić. Światła palących się lamp było w pokoju dużo. On pogrążał się w duchowym mroku. Etapy jego śmierci były etapami pogrążania się w ciemność wypełniającą serce. To, czym człowiek żył podczas swoich ziemskich dni, z całą wyrazistością i mocą ujawnia się w momencie jego śmierci.

Ta druga śmierć to umieranie mojego zakonnego brata, ojca Cherubina. Dane mi było towarzyszyć mu w jego przejściu do wieczności. Śmierć tak cicha i pełna pokoju, bez jęku. Nie uchwyciliśmy nawet momentu, w którym przestało bić jego serce, chociaż do ręki miał przymocowane urządzenie wyczuwające puls. Jakby delikatny powiew wiatru zgasił niespostrzeżenie płomień świecy.

Śmierć jest doświadczeniem niepowtarzalnym. Każdy z nas w darowanym mu czasie doczesnego życia przygotowuje własne oblicze umierania. Cenną lekcją w tym przygotowaniu jest obecność przy śmierci innych ludzi, szczególnie nam najbliższych. Być przy umierającym, pomóc mu przejść to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, to wielka łaska dla jednej i dla drugiej osoby.

Niemal codziennie spotykała się ze śmiercią święta matka Teresa z Kalkuty. Dużo o niej opowiadała. “Parę miesięcy temu wędrowałyśmy po Kalkucie i zebrałyśmy pięć lub sześć osób, które porzucono na ulicy. Były w ciężkim stanie. Dlatego zabrałyśmy tych ludzi do Domu dla Umierających i Opuszczonych. Pomiędzy ludźmi, których zabrałyśmy, była drobniutka staruszka, która z powodu skrajnego wycieńczenia była bliska śmierci. Powiedziałam siostrom: «Wy zatroszczcie się o resztę. Ja zaopiekuję się nią sama». Byłam prawie gotowa, by położyć ją do łóżka, kiedy wzięła mnie za rękę, a na jej twarzy pojawił się piękny uśmiech. Powiedziała tylko: «Dziękuję» i umarła. Zapewniam was, że ona dała mi znacznie więcej niż ja dałam jej. Ofiarowała mi swoją wdzięczną miłość. Patrzyłam na jej twarz przez parę chwil, pytając samą siebie: co ja bym zrobiła w jej sytuacji? I odpowiedziałam uczciwie: na pewno zrobiłabym wszystko, co bym mogła, żeby zwrócić na siebie uwagę. Krzyczałabym: «Jestem głodna! Umieram z pragnienia! Umieram!». Ona zaś była tak wdzięczna, tak niesamolubna. Była tak hojna!… Noszę w sercu ostatnie spojrzenia umierających. Robię wszystko, co mogę, żeby czuli się kochani w tym najważniejszym momencie, kiedy pozornie bezużyteczna egzystencja może być okrutna. Pamiętam, jak raz spomiędzy nieczystości podniosłam starą, umierającą kobietę. Trzymałam ją w ramionach i zabrałam do naszego domu. Wiedziała, że umiera. Wciąż tylko powtarzała z goryczą: «Mój własny syn mi to zrobił!». Nie mówiła: «Umieram z głodu! Nie mogę tego już dłużej znieść!». Jej obsesją było coś innego: «Mój własny syn mi to zrobił!». Upłynął długi czas, zanim można było usłyszeć, jak mówi: «Przebaczam mojemu synowi». Powiedziała to niemal w momencie śmierci”.

Śmierć każdego człowieka jest niezgłębioną tajemnicą, niepowtarzalnym doświadczeniem, w którym skupia się i w całej wyrazistości ujawnia doświadczenie mijającego życia.

W konfrontacji z tą prawdą nie ma bardziej sensownego i oczywistego pytania niż to: Jak żyć, aby moją śmierć cechowały piękno i godność?

Zacznijmy od podpowiedzi świętej Teresy z Lisieux. Radziła ona kiedyś siostrze Marii od Eucharystii: “Miesiąc przed moim wstąpieniem do Karmelu pozostaje słodki w mojej pamięci. Z początku powiedziałam sobie dokładnie to, co ty teraz: «Będę świętą, kiedy wstąpię do Karmelu, ale kiedy jeszcze na to czekam, to nie będę się tak starać…» Bóg jednak pokazał mi, jak wielką wartość ma czas, więc czyniłam dokładnie odwrotnie niż pomyślałam. Chciałam przygotować się na moje wstąpienie, będąc bardzo wierną i ten miesiąc był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Wierz mi, nigdy nie czekaj do jutra, by zostać świętą”.

Nigdy nie czekaj do jutra, by zostać świętą. W procesie przygotowania się do śmierci ponosimy wymierne straty z powodu nałogowego ulegania pokusie odkładania na później. “Zacznę za tydzień, od porannej mszy świętej… zacznę za miesiąc, od rekolekcji, w których będę uczestniczyć…” A czy masz pewność, że za tydzień czy miesiąc wciąż będziesz w gronie żywych? Dziś, jutro, pojutrze… jakby te krótkie odcinki czasu nie miały większego znaczenia; jakbyśmy uważali je za nieistotne. Zapominamy, że jesteśmy jedynie podróżnikami w doczesności – homo viator. Podróżowanie wymaga od ciebie uwagi. Nie decydujesz o godzinie swych narodzin ani też o godzinie, w której Jezus zawoła cię po imieniu. Robiąc postanowienia, realizuj je od zaraz.

Inną cenną podpowiedź dotyczącą przygotowania się do śmierci pozostawił Jezus świętej Faustynie. “Córko, potrzebuję ofiary wypełnionej miłością, bo ta tylko ma przede Mną znaczenie. Wielkie są długi świata zaciągnięte wobec Mnie, mogą je spłacić dusze czyste swą ofiarą, czyniąc miłosierdzie w duchu. (…) Wiem, córko moja, że rozumiesz [te ofiary] i czynisz wszystko, co jest w twej mocy, ale napisz to dla dusz wielu, które nieraz się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie. Jednak o wiele większą zasługę ma miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba mieć ani pozwolenia, ani spichlerza, jest ono przystępne dla każdej duszy. (…) O, gdyby dusze umiały gromadzić sobie skarby wieczne, nie byłyby sądzone – uprzedzając sądy moje miłosierdziem”.

O, gdyby dusze umiały sobie gromadzić skarby wieczne, nie byłyby sądzone – uprzedzając sądy moje miłosierdziem. Jezus często żalił się na krótkowzroczność słuchaczy, gdy tłumaczył im tajemnice królestwa niebieskiego. “Bo synowie tego świata – mówił – roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości” (Łk 16, 8). Nauczyciel boleje nad nieumiejętnością inwestowania w wieczność. Z Jego ust wyrywa się skarga: o, gdyby dusze umiały… Przypominam sobie z lat mojego dzieciństwa telewizyjny program pana Adama Słodowego zatytułowany Zrób to sam. Z rzeczy prostych i łatwo dostępnych uczył robić przedmioty praktyczne i pożyteczne. Nie potrzebna była wyrafinowana technika. “Napisz to dla dusz wielu, które nieraz się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie. Jednak o wiele większą zasługę ma miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba mieć ani pozwolenia, ani spichlerza, jest ono przystępne dla każdej duszy”. Inwestowanie w wieczność nie wymaga szczególnych umiejętności ani bogactwa. Dostępne jest wszystkim bez wyjątku i polega na jałmużnie (miłosierdziu) ducha. Praktykowanie jałmużny ducha sprawia, że umieranie nie jest początkiem sądu, lecz przechodzeniem do Ojca. Śmierć ludzi, którzy czynili za życia miłosierdzie, jest piękna.

Na czym więc polega jałmużna ducha? Najkrócej powiedziawszy polega na tym, aby zamienić wszystkie narzekania, odczuwane przeciwności i niewygody na ofiary składane Jezusowi w głębi serca. Spróbuj policzyć wszystkie takie sytuacje, choćby z jednego dnia, a uzmysłowisz sobie, jak wiele jest okazji, by dobrze ukształtować swego ducha.

W dobrym przygotowaniu do śmierci może pomóc inna jeszcze podpowiedź świętej Teresy z Lisieux. “Zasługa polega nie na tym, by czynić i dawać wiele, ale raczej na tym, by przyjmować i bardzo miłować…”.

Naśladowanie Jezusa, które jest życiowym zadaniem Jego uczniów, nie na tym polega, by wiele czynić i dawać, ale by przyjmować. Gdy dobrze przyjrzymy się Jego życiu, bez trudu dostrzeżemy, że cały wysiłek Jego Serca koncentrował się na tym, by przyjąć wolę Ojca i ją wypełnić. My tymczasem, koncentrując uwagę na pytaniu, jak ofiarować się Jezusowi, czym Go zaskoczyć, czego by tu dla Niego nie wymyślić, nie zauważamy przemykających obok wydarzeń i sytuacji, które On dopuszcza, byśmy je podjęli dla Niego. Przyjąć to, co przyszło z rąk Bożej opatrzności, w formie, w jakiej przyszło, w czasie, w jakim przyszło i od osób, od których przyszło, jest prawdziwym kochaniem i dawaniem siebie. To jest konkretne umieranie, które przygotuje do oddania tego, co jest najcenniejsze – własnego życia. Śmierć przychodzi bowiem w okolicznościach, których nie potrafisz przewidzieć, w czasie, którego nie znasz i w środowisku ludzi, których nie możesz sobie wcześniej dobrać.

Te małe umierania każdego dnia, wyrażające przyjęcie woli Ojca, można porównać do częstego powtarzania tego samego wiersza, by móc wypowiedzieć go bez zająknięcia, gdy przyjdzie czas najważniejszego egzaminu. Jeśli tak czynisz, egzamin nie będzie zaskoczeniem. Powtórzysz jedynie to, co mówiłeś tak wiele razy: “nie to, co ja chcę, ale to co, ty chcesz, niech się stanie”.

Oddawanie własnego życia jest wymogiem miłości. Ono tymczasem wydaje się nam tak bardzo naszą własnością. Jezus przez cały czas pobytu na ziemi należał do Ojca, czynił Jego wolę, pozostawał z Nim w doskonałej jedności, a jednak wszystko to nie wystarczyło, nie było tak cenne jak słowa, które wypowiedział na krzyżu: “Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46). To najpiękniejsza postawa, jaką można zwieńczyć życie. Zgody na dokonującą się w śmierci destrukcję ciała i towarzyszący jej wysiłek zawierzenia siebie nie przewyższą żadne inne dokonania. Najpiękniejszą rzecz, jaką można uczynić, dane jest nam uczynić właśnie w momencie umierania. Tym jednym: “zgadzam się na śmierć”, można pokonać góry grzechów, które wypiętrzyły się podczas życia. Tak ważne jest, byś mówił Jezusowi wśród codziennych zajęć: “Niech się stanie, jak Ty chcesz!”, wtedy w godzinie śmierci będziesz mógł powtórzyć bez lęku: “Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”.