Ostatnie rekolekcje Laudem Gloriae

Oto co opowiadają Niebiosa: chwałę Boga.

Dzień ósmy



20. «… I nie mają spoczynku, mówiąc dniem i nocą: Święty, Święty, Święty, Pan Bóg wszechmogący, Który był i Który jest, i Który przychodzi… i oddają pokłon… i rzucają przed tronem wieńce swe, mówiąc: “Godzien jesteś, Panie…, odebrać chwałę i cześć, i moc…”»

Jak mam naśladować w niebie mojej duszy to nieustające zajęcie błogosławionych w Niebie chwały? Jak kontynuować tę chwałę, tę nieprzerwaną adorację? Święty Paweł daje mi światło na ten temat, gdy pisze do swoich, że Ojciec dokonuje w nich przez Ducha wzmocnienia siły wewnętrznego człowieka, tak by Jezus Chrystus przez wiarę zamieszkał w ich sercach oraz żeby oni byli wkorzenieni i ugruntowani w miłości. Być wkorzenionym i ugruntowanym w miłości: taki jest — jak mi się zdaje — warunek, by godnie spełniać zadanie laudem gloriae. Dusza, która przenika i mieszka w tych «głębokościach Bożych», opiewanych przez króla-proroka, która w konsekwencji czyni wszystko «w Nim, z Nim, przez Niego i dla Niego», z tą czystością wzroku, która daje pewne podobieństwo do Istoty prostej — ta dusza przez każde ze swoich poruszeń, swoich aspiracji, jak i przez każdy ze swoich aktów, choćby to były akty najzwyklejsze, «wkorzenia się» coraz głębiej w Tym, który ją miłuje. Wszystko w niej oddaje cześć Bogu trzykroć świętemu: ona jest, by się tak wyrazić, ustawicznym Sanctus, nieustanną sławą chwały!…

21. «Padają na twarz, adorują i rzucają przed tronem swe wieńce…» Najpierw dusza powinna «paść na twarz», zanurzyć się w przepaści swojej nicości, pogrążyć się do tego stopnia — według zachwycającego wyrażenia pewnego mistyka — że znajdzie «pokój prawdziwy, niezmienny i doskonały, tak że nic go nie zakłóci, ponieważ ona rzuciła się tak nisko, że nikt nie pójdzie tam jej szukać».

Wtedy będzie mogła «adorować». Adoracja, ach, to jest słowo z nieba! Wydaje mi się, iż można je określić: ekstaza miłości. To jest miłość zmiażdżona przez piękność, moc, ogromną wielkość Przedmiotu umiłowanego, i dlatego padamy na twarz w pewnym rodzaju omdlenia, w pełnym milczeniu, głębokim, w tym milczeniu, o którym mówił Dawid, kiedy wołał: «Milczenie jest Twoją chwałą!…» Tak, to jest najpiękniejsza chwała, ponieważ to jest ta chwała, którą się śpiewa wiecznie na łonie pełnej pokoju Trójcy Świętej, i to jest również «ostatni wysiłek duszy, która wydaje z siebie wszystko, i już nic więcej powiedzieć nie może…» (Lacordaire).

«Adorujcie Pana, bo jest święty», zostało powiedziane w psalmie. I jeszcze: «Będą Go zawsze adorować ze względu na Niego samego». Dusza, która się skupia na tych myślach, która je przenika ze zmysłem Bożym, o którym mówi święty Paweł, żyje w antycypowanym niebie, ponad tym, co przemija, ponad chmurami, ponad samą sobą! Ona wie, że Ten, którego adoruje, posiada w sobie każde szczęście i wszelką chwałę, i rzucając swój wieniec w Jego obecności, jak czynią to błogosławieni, ona sobą pogardza, znika sobie z oczu i znajduje swoje szczęście w szczęściu Istoty adorowanej, wśród wszelkiego rodzaju cierpienia i bólu. Ponieważ opuściła siebie, a «przeszła» w Kogo innego. Wydaje mi się, że w tej postawie adorującej dusza “upodabnia się do tych studni”, o których mówi św. Jan od Krzyża, które przyjmują “wody spływające z Libanu”, i można, patrząc na nią, powiedzieć: «Bystrość rzeki rozwesela miasto Boże».