Widzę potrzebę pisania, pragnę się z Wami podzielić złą czy dobrą nowiną, wspomnień boję się poruszać, o przyszłości mówić nie umiem, a teraźniejszość musi być zero, albo wyraz urojony, tylko w matematyce, z wielką ostrożnością używany; jakże radzić w podobnym położeniu, kiedy nawet i Wy, coście radzić powinni, zawzięliście się na nas. Jak nas moralnie nie będziecie wspierać, sami sobie rady nie damy i marnie zginiemy. Skrapiajcie więc nas rosą dobroczynną pamięci.
(…) Znajomi moi starają się wszyscy przesłać rodzinom swoim jakiś znak widomy pamięci, ja też pragnę tego, zdobyłem szczęśliwym trafem na bardzo korzystnych warunkach pudełko zielonej herbaty, a wiedząc jak Kochany Papo ten napój lubi, myślałem, że pijąc ją w gronie rodzinnym będziecie wspólnie o mnie wspominać. Ale onegdaj spotkałem wiadomego już z listów moich Olszańskiego z Ejszyszek, wychudłego, znędzniałego, schorzałego i jak się dowiedziałem głównie z nędzy w tym stanie zostającego – poświęciłem i Waszą przyjemność i moją miłość własną przeznaczając opłatę za herbatę dla tego istnego Łazarza w myśli, że Bóg mocen Was napoić daleko bardziej ożywczym napojem ze zdroju łaski swojej i tę naszą drobną ofiarę łaskawie przyjmie. – Piszę to w przekonaniu, że ten list tylko do moich najbliższych pisany, a Wy mię rozumiecie i tę moją zbytnią może szczerość wypowiedzenia się, kiedy mógłbym o tym przemilczeć – wytłumaczycie.