Życie św. Teresy Benedykty od Krzyża

Dotknięcia łaską (1920 – 1921)



Hedwig Conrad-Martinus, najlepsza przyjaciółka Edyty.
W jej domu, po lekturze Życia św. Teresy od Jezusa, Edyta przeżyła swoje nawrócenie w 1921 r.

1920

“Cały ten rok spędziłam we Wrocławiu. Ziemia paliła mi się pod nogami. Przeżywałam kryzys wewnętrzny, ukrywany przed moimi najbliższymi i nie do rozwiązania w naszym domu. Jednakże nie mogłam odejść, dopóki nie rozstrzygnął się los Erny”. Jej siostra Erna miała wyjść za mąż za Hansa Bibersteina, lekarza-dermatologa, jedynaka bardzo przywiązanego do swej matki, wcześnie owdowiałej. Matka i syn nie mieli łatwego charakteru i Edyta Stein bywała najczęściej rozjemcą pomiędzy powaśnionymi nieustannie Steinami i Bibersteinami.

Przygotowania do ślubu Erny nasuwały jej niepokojące pytajniki o własną przyszłość. „Mimo wielkiego oddania się pracy, żywiłam w sercu nadzieję, że zaznam wielkiej miłości i szczęścia w małżeństwie. Nie znając zupełnie zasad wiary i moralności katolickiej, byłam jednak całkowicie przeniknięta katolickim ideałem małżeństwa”.

“Najprawdopodobniej wskutek przeżywanych walk duchowych, które staczałam w ukryciu, bez jakiejkolwiek ludzkiej pomocny, czułam się w tym czasie bardzo niedobrze”. Odetchnęła, gdy Erna z Hansem wyjechali w Karkonosze w podróż poślubną. “Teraz spokojna i wolna mogłam się zatroszczyć o siebie”.

Narzuca się pytanie, dlaczego Edyta tak długo nie podjęła decyzji nawrócenia. Zapewne i ona sama zadawała je sobie po fakcie. Pewne wypowiedzi jej pracy Ontische Struktur brzmią jak swoiste wyjaśnienie. Pisze: “W podstawowym akcie religijnym jednoczą się poznanie, miłość i czyn. Wyrażenie poznanie należy tu brać w znaczeniu ścisłym, bez poprawek. Dlatego mówiliśmy raczej o rozumieniu i określiliśmy je jako dotknięcie ręką Boga, mocą którego to, co nas dotyka, jest przed nami obecne. Temu dotknięciu w żaden sposób nie można umknąć, gdyż nie ma tu miejsca na jakieś współdziałania naszej wolności. Tak stoi przed nami Bóg, jako niechybna moc, jako Bóg mocny i potężny, któremu należy się cześć i bezwarunkowe posłuszeństwo. To najpierwsze zrozumienie kształtuje wolną postawę. Uchwycę się ręki, która mnie dotyka, a znajdę absolutne oparcie i absolutne zabezpieczenie. Wszechmocny Bóg jest Bogiem dobroci, naszą ostoją i twierdzą. Przenika nas miłość do Niego i czujemy się przez tę miłość niesieni. Uchwycić rękę Bożą i trzymać ją jest to czyn, który współkonstytuuje akt wiary. Kto tego nie uczyni, kto pozwoli przebrzmieć pukaniu bez wpływu na swe doczesne życie, u tego akt wiary nie rozwinie się, a przedmiot wiary zostanie przed nim zakryty”.

Dotknięcie łaską nie jest jeszcze równoznaczne z jej przyjęciem, podobnie jak nie wyzwoli duszy z więzów niewiary opanowanie duchowych sfer w dziedzinie poznawczej. „Jak długo człowiek przyjmuje obce sobie rejony tylko duchowo, może się psychicznie nie angażować, tak jak może z natury czerpać znajomość i poznanie, lecz w duszy pozostać dla nich zamkniętym. Gdy coś jest już widoczne dla ducha, nie znaczy to, że przenika także do duszy. Duch może coś widzieć, ale dusza może pozostać nietknięta. Póki duch innego królestwa nie opanuje duszy, ona także nie ma w nim swego udziału”.

Z dalszych wywodów Edyty wynika, że na przyjęcie łaski dusza musi być dostatecznie rozbudzona duchowo. “Podmiot, budząc się do wolnej duchowości, znajduje się w rejonie rozumu naturalnego. Samego przebudzenia nie można uważać za sprawę jego wolności, również nie za przynależność do tego królestwa oraz tendencję, by się rządzić jego prawami. Istnieje przecież wolność sprzeciwienia się tej tendencji i każdemu pojedynczemu, konkretnemu prawu rozumu. Podmiot może się nim nie kierować”.

Wspomnieliśmy, że w Beiträge cały proces dochodzenia do wiary – wezwanie Boga i odpowiedź człowieka – Edyta Stein określiła jako dialog łaski i wolności. Inicjatywa tego dialogu należy do Ducha Świętego i wiara jest Jego darem. Bóg się objawia, człowiek – aktem całej swej ludzkiej osoby – Objawienie Boże przyjmuje. W chwili nawrócenia, także w chwili chrztu otrzymuje nadprzyrodzony dar wiary wraz z nadzieją i miłością.

W tym dialogu Bóg nie tylko objawia się człowiekowi, ale oddziałując na niego wewnętrznie, pociąga go ku sobie.

“Łaska, zanim dusza ją dobrowolnie podejmie, musi już w niej uprzednio zadziałać i aby móc działać, musi mieć w niej jakieś początkowe miejsce. Duch światła, Duch Święty, biorąc duszę w posiadanie, dokonuje w niej – podobnie jak duch ciemności – przemiany jej naturalnych reakcji. Niektóre wyklucza, nawet te dyktowane rozumem naturalnym, jak: nienawiść, żądza zemsty itd.; uzdalnia do aktów duchowych i postaw duszy będących specyficzną formą jego aktualnego życia, jak: miłość, miłosierdzie, przebaczenie, pokój szczęśliwość, nawet tam, gdzie nie ma ku temu żadnych motywów według rozumu naturalnego”.

“Człowiek, w którym działa łaska i który się ku niej skłania, toczy zwykle długą walkę, aby stopniowo wyrwać się ze świata naturalnego i z siebie. (…) Łaska musi sama przyjść do człowieka. Z siebie samego może on w najlepszym wypadku dojść do jej bram, ale nigdy nie zdoła sforsować wejścia”. “Zejście łaski do duszy człowieka jest wolnym aktem boskiej miłości i jej wylew nie zna granic. Jakie drogi wybiera dla swego działania, dlaczego o jedną duszę zabiega, a drugiej każe zabiegać o siebie, czy, jak i kiedy czynna jest również tam, gdzie nasze oczy nie dostrzegają jej działania, wszystko to są pytania wymykające się poznaniu rozumowemu. Dla nas istnieje tylko poznanie zasadniczych możliwości, i dzięki nim możemy zrozumieć dostępne nam fakty”.

Jedno jest pewne: “Boska wolność nie złamie ani nie wygasi, ani nie przechytrzy wolności ludzkiej”.

1921

Faute de mieux, sama udzieliłam sobie veniam i prowadzę w moim mieszkaniu wykłady z ćwiczeniami (wprowadzenie do filozofii na gruncie fenomenologii), na które uczęszcza przeszło 30 osób”.

Brała w nich udział Gertruda Koebner, studentka filozofii uniwersytetu wrocławskiego. Nie można pominąć wielokrotnie sprawdzonych, rzetelnych jej relacji dotyczących życia religijnego Edyty Stein.

“Mniej więcej w drugim roku naszej znajomości (datującej się od r. 1918) Edyta Stein zaczęła lekturę dzieł św. Teresy – jako przeciwstawienie dla Kierkegaarda Einübung im Christentum, które jej nie zadowalało… Powiedziała mi też, że chodzi regularnie do kościoła na ranną mszę św. i wraca, zanim domownicy się zbudzą, aby nikt tego nie zauważył. Kiedyś znów pokazała mi brewiarz; strzegła go jak skarbu. Nie przypominam sobie, skąd go miała. W każdą niedzielę czytała mi i tłumaczyła jego treść, łaciną władając tak dobrze jak niemieckim; nie da się wprost opisać, z jakim nabożeństwem, czcią i głęboką radością odmawiała te modlitwy brewiarzowe papieża Grzegorza… Mówiła, że nie znajduje tego w Kościele protestanckim, toteż nigdy się w nim nie ochrzci, choć wie, że krok taki łatwiej by jej «wybaczono»”.

Trudno jest dziś ustalić, czy działo się to przed, czy też po powzięciu decyzji chrztu w Kościele katolickim. Edyta podjęła ją w Bergzabern, po przeczytaniu Życia św. Teresy. Wszystko wskazywałoby na to, że fakty podane przez Gertrudę Koebner miały miejsce w miesiącach od sierpnia do października, jedynych, jakie Edyta w 1921 roku spędziła we Wrocławiu. Jej siostra Erna wspomina:

“We wrześniu 1921 r. urodziło się nasze pierwsze dziecko, Zuzanna. Edyta, przebywająca właśnie w domu, pielęgnowała mnie ze wzruszającą dobrocią. Jednakże na ten tak szczęśliwy czas kładł się cień; Edyta oznajmiła mi swoją decyzję przejścia na katolicyzm, prosząc, abym naszą matkę oswoiła z tą myślą. Wiedziałam, że czeka mnie jedno z najtrudniejszych zadań, jakie kiedykolwiek w życiu miałam do spełnienia. Matka nasza była bardzo wyrozumiała i nam dzieciom, z pełnym zaufaniem pozostawiała swobodę decyzji we wszystkich sprawach. Wszakże postanowienie Edyty – dla niej, prawdziwie wierzącej Żydówki – było wielkim ciosem; przyjęcie innej – poza mojżeszową – religii oznaczało dla matki apostazję. Nam również było ciężko, ale ufaliśmy wewnętrznemu przekonaniu Edyty. Gdy więc daremnie usiłowaliśmy – ze względu na matkę – powstrzymać ją od tego kroku, poddaliśmy się losowi z bólem serca”.

Wymienione okoliczności świadczyłyby, że bezpośrednie przygotowanie do chrztu Edyty Stein trwało pół roku. Jej entuzjazm do modlitwy brewiarzowej pochodził zapewne z inspiracji ks. Józefa Schwinda ze Spiry, o którym powiedziała: “Ze świętą radością odmawiał brewiarz. Chętnie wprowadzał do tej modlitwy także ludzi świeckich, gdy spotkał się u nich ze zrozumieniem piękna liturgii i pragnieniem włączenia się w życie Kościoła”.

Z tych letnich miesięcy spędzonych w Bergzabern pochodzi też wspomnienie cytowane przez filozofa o. Eryka Przywarę TJ:

“Edyta Stein powiedziała mi, że jeszcze jako ateistka znalazła u swego księgarza książeczkę Ćwiczeń ignacjańskich. Zainteresowała się nią wyłącznie jako psycholog. Po przejrzeniu jej zauważyła, że Ćwiczeń nie można jedynie czytać; należy je wprowadzać w czyn. Rozpoczęła więc przy pomocy tej książeczki rekolekcje i skończyła je po trzydziestu dniach z postanowieniem nawrócenia. Ten fakt rzuca podwójne światło na duchowe oblicze Edyty Stein: na prawdziwie suwerenną samotność w kosmosie i radykalne «tak» na głupstwo i zgorszenie skandalem krzyża (mówiąc językiem pierwszego listu do Koryntian); także na samotną suwerenność ducha w przepaści poniżenia, «dzieląc z Jezusem Jego urągania» (Hbr 13, 13)”.

W pismach autobiograficznych Edyta Stein zaznacza wyraźnie, że gdy latem 1921 r. wpadło w jej ręce Życie św. Teresy z Awila, położyło to kres jej długiemu szukaniu prawdziwej wiary. A więc św. Teresa i św. Ignacy mieli wielki wpływ na jej życie wewnętrzne i pomogli w powzięciu ostatecznej decyzji przyjęcia chrztu w Kościele katolickim. Przypatrzmy się zewnętrznym ramom tego faktu.

We wszystkich biografiach Edyty Stein cytuje się jej odpowiedź, daną serdecznej przyjaciółce Jadwidze Conrad-Martius, w której gościnnym domu przeżyła swoje nawrócenie. Rozmowę na temat podjętej wówczas decyzji i jej wewnętrznych motywów Edyta ucięła krótko: Secretum meum mihi! Aby nie ulec skłonności do mistyfikowania tej wypowiedzi, przytaczamy ją w całym jej kontekście. Jadwiga Conrad-Martius wspomina:

“Podczas ostatniego swego wielomiesięcznego pobytu u nas, Edyta – i ja także – przechodziłyśmy kryzys religijny. Było to tak, jakbyśmy szły po wąskiej krawędzi, blisko siebie, gotowe w każdym momencie przyjąć Boże wezwanie. Nadeszło ono, lecz powiodło każdą z nas w kierunku innego wyznania. Były to decyzje, które dla oczu ludzkich spinały nierozłącznie ostateczną wolność człowieka (…) z wezwaniem Bożym, któremu powinien być posłuszny. Nie było wykrętu. I jak to bywa u początkujących, gdy ich pochwyci łaska, w naszym osobistym obcowaniu zaczęła się uwidaczniać cicha wzajemna agresywność, wyrażana krótkimi zdaniami czy słowami. W takim kontekście padło wspomniane: secretum meum mihi. Stanowiło ono trochę ostry gest obronny przede mną”.

Dopiero po czterech latach nawiązała Edyta Stein do ówczesnych przeżyć w licie do fenomenologa Fryderyka Kaufmana: “Proces, o którym wspomniałam, zaczął się już wcześniej, ulegał przemianom i ciągnął się przez kilka lat, wreszcie doprowadził mnie do miejsca, gdzie każde niespokojne serce znajduje uciszenie i pokój. Jak to się stało, niech mi dziś będzie wolno jeszcze zamilczeć. Nie dlatego, że lękam się o tym mówić; na pewno, skoro nadejdzie odpowiednia pora, opowiem Panu; musi się to jednak wyłonić, o tym nie mogę informować“.

Tyle Edyta Stein. Fakt ostatecznej decyzji chrztu w Kościele katolickim, powziętej po całonocnej lekturze Życia św. Teresy, nie jest podany bezpośrednio przez nią; jest echem rozmowy z mistrzynią Karmelu, matką Renatą Posselts, która w biografii Edyty Stein cytuje ją z pamięci, tak jakby te słowa wypowiadała Edyta:

“Sięgnęłam do biblioteki po jakąś książkę, na chybił trafił. Wyciągnęłam pokaźny tom. Nosił tytuł: Życie św. Teresy od Jezusa napisane przez nią samą. Zaczęłam czytać. Lektura urzekła mnie. Czytałam jednym tchem, aż do końca. Gdy ją zamknęłam, powiedziałam sobie: to jest prawda!”.

Być może Edyta wyraziła swoje przeżycie w zupełnie innych słowach. Jedno jest pewne: św. Teresa odegrała tu rolę decydującą. Dowiadujemy się o tym wiele lat później z tekstu zapisanego przez nią w kronikach Karmelu w Kolonii, przed jej ucieczką do Karmelu w Holandii.

W dziele Endliches und ewiges Sein, w którym myślenie Edyty jest na wskroś przepojone wiarą, ona sama interpretuje fakty ze swego dawnego życia, gdy rozważa istnienie istotnościowe i wieczne.

“Obieram określony kierunek studiów i poszukuję w tym celu uniwersytetu, który zapewni mi specjalne kształcenie w moim zawodzie. Powiązanie obu spraw jest tu sensowne
i zrozumiałe. Ale w fakcie, że właśnie w tym mieście uniwersyteckim poznaję człowieka, który przypadkiem tu także studiuje i któregoś dnia poruszam z nim przypadkiem zagadnienia światopoglądowe, nie dostrzegam na razie wcale związku dla mnie zrozumiałego. Kiedy jednak po latach myślę o moim życiu, widzę jasno, że ta rozmowa miała na mnie decydujący wpływ, chyba nawet bardziej istotny aniżeli całe moje studia; i przychodzi mi na myśl, że może właśnie dlatego musiałam do owego miejsca pojechać.

Co nie leżało w moich planach, leżało w planach Boga. I im częściej coś takiego mnie spotyka, tym żywsze jest we mnie przekonanie płynące z wiary, że – gdy się patrzy od strony Boga – nie ma przypadków i że całe moje życie, aż do najdrobniejszych szczegółów, zostaje nakreślone w planach boskiej Opatrzności i przed oczyma wszystko widzącego Boga prezentuje się jako doskonałe powiązanie sensu (Sinnzusammenhang). Wtedy to zaczynam radować się na światło chwały, w którym także mnie ma się kiedyś odsłonić tajemnica tego powiązania sensu. Dotyczy to nie tylko pojedynczego życia ludzkiego, ale również życia całej ludzkości, co więcej całości wszystkich jestestw. Ich powiązanie w Logosie jest powiązaniem całości sensu (Sinn-Ganzen), doskonałym dziełem sztuki, gdzie każdy poszczególny rys ma swoje miejsce wytyczone według najczystszej i najściślejszej prawidłowości, we współbrzmieniu z całą strukturą. To, co z sensu rzeczy udaje się nam uchwycić, co przyswajamy sobie intelektem jest w stosunku do owej całości sensu jak pojedyncze, niesione przez wiatr, zagubione tony rozbrzmiewającej w oddali symfonii”.