Przezwyciężyć kryzys. Spojrzenie z perspektywy wiary

Kryzys jako odkrywanie prawdy o ludzkim sercu (cd.)



Konferencja druga

Serce twarde na końcu dozna klęski, a miłujący niebezpieczeństwo w nim zginie. Serce twarde obciąży się utrapieniami, a zuchwalec będzie dodawał grzech do grzechu. Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie. (Syr 3, 26-28)

Kryzys służy odkrywaniu prawdy o twoim sercu. Dlaczego właśnie kryzys? Prawdę o sobie człowiek może poznawać w różnych sytuacjach, nawet najbardziej prozaicznych. Sytuacje kryzysowe są jednak szczególnego rodzaju, ponieważ mogą dogłębnie wstrząsnąć rzeczywistością twego życia. One często zmieniają ją do tego stopnia, że to, co dotychczas było na dole, na czym stałeś, nagle znajduje się na górze; to, co wydawało ci się minione, nagle staje przede tobą jako coś, czego namacalnie doświadczasz; to, co wydawało ci się twoją siłą, przezornością, atutem w życiu, nagle rozsypuje się w gruzy. Takie sytuacje zmuszają cię do poważnych i decydujących przemyśleń. Dają też do zrozumienia, że nic, co wokół siebie zorganizowałeś, nie jest nienaruszalne, i że wielu rzeczy o sobie jeszcze nie wiesz.

Kryzys zawsze będzie dotyczył tego samego: Jezus pozbawi cię zabezpieczeń, tych duchowych i tych materialnych. Wstrząśnie misternie budowanym przez ciebie ładem, przyjdzie w sytuacji lub w człowieku, którego się wcale nie spodziewałeś, i który zupełnie nie pasuje do twojej koncepcji życia. Jest to bolesne, ale i konieczne doświadczenie, by móc stanąć przed Bogiem z sercem odnowionym, które ujawniło prawdę o sobie.

Ileż razy, patrząc uczciwie na swoje życie, oświadczasz, często tak, aby nikt nie słyszał: “Nie sądziłem, że w sytuacji, która się zdarzyła, tak zareaguję!”, “Nie wiedziałem, że wybuchnę w taki sposób!”, “Skąd wzięły się we mnie takie słowa i taka złość?”, “To nie była przecież jakaś nadzwyczajna sytuacja, dlaczego stchórzyłem?”, “Myślałem, że to zadanie mnie przerasta, a jednak pojawiły się we mnie siły, których się nie spodziewałem!”. Tego typu wypowiedzi zdradzają, że nie znasz w pełni swego serca, nie wiesz tak naprawdę, co się w nim kryje. Dopiero sytuacje kryzysowe, zmuszając do niecodziennych zachowań i decyzji, dają ci możliwość zobaczenia, co tak naprawdę w tobie drzemie.

Troska o poznanie serca, a także wysiłek, by je oczyszczać, jest zawsze aktualna i nigdy nie należy jej bagatelizować. W jednym z błogosławieństw wypowiedzianych przez Chrystusa na górze dar oglądania Boga i stopień szczęścia z tym związany uzależnia On wyraźnie od stopnia czystości serca. “Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5, 8). Serce niepoznane, które nie ukazało przed swym właścicielem prawdy o sobie, jest nieobliczalnym wulkanem. W sytuacjach najmniej spodziewanych będzie wybuchało reakcjami, nad którymi pozostaje tylko kręcić głową z niedowierzaniem.

Doświadczenia kryzysów, dobrze przeżywane, są przechodzeniem od niedojrzałości do dojrzałości duchowej. To bolesny proces, ponieważ wymaga odwagi przyjęcia prawdy o sobie, a ta nie zawsze jest łatwa.

Kryzys może uświadomić ci pyszałkowatość. Wydaje ci się, że jesteś mądry, że znasz się na życiu, że rozumiesz drogi oraz tajemnice Boże. Lubisz, gdy cię poważają, cenisz dobra materialne, dobre imię, wyróżnienia. W tym upatrujesz swoją wartość. Nie dostrzegasz, że wokół twego serca te nibywartości stworzyły szczelny pancerz. Taka postawa zamyka cię na odkrywanie czegoś nowego; zamyka na mądrość ewangelicznych prostaczków, bogatych w pokorę.

Kryzys może uświadomić ci panoszące się w tobie chore poczucie samowystarczalności, które nie pojmuje napomnienia Chrystusa: “Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5), czy słów świętego Pawła: “Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga” (1 Kor 1, 26-29). Poczucie samowystarczalności nieustannie podkreśla potęgę samolubnego ja. Taka postawa jest owocem zbytniego pokładania nadziei we własnych siłach, wynika z nieuznawania, że wszystko jest darem Ojca.

Kryzys może uświadomić ci, że opierasz się bardziej na sobie niż na Bogu. Brak ci ewangelicznej wolności, która pozwalałaby powierzyć się Temu, który nas pierwszy umiłował. Zbytnio koncentrujesz się na sobie, poddajesz się każdej napotkanej trudności, narzekasz na wszystko i na wszystkich, wypominasz Bogu najdrobniejsze cierpienia.

Kryzys może uświadomić ci, że w postępowaniu kierujesz się niskimi pobudkami, zbyt ludzkimi motywami, że mieć jest dla ciebie znacznie ważniejsze od być.

Kryzys może uświadomić ci, że wolność, którą tak cenisz, pojmujesz w zasadzie jako samowolę, robienie tego, co ci się podoba, bez oglądania się na granice, jakie wytyczają prawa tych, którzy są obok ciebie. Może ukazać twoją niestałość w wierze z powodu braku silnego oparcia jej na Ewangelii.

Oto przykłady bolesnych odkryć, których możesz dokonać we własnym sercu. Oto prawdy, których istnienia zupełnie sobie nie uświadamiałeś.

Kryzysy to nie tylko negatywne doświadczenia. To bardziej jeszcze szansa rozwoju na licznych duchowych płaszczyznach. Aby przyniosły ze sobą postęp, a nie stratę, potrzeba przeżywać je z wiarą. Ona dostarcza kilku ważnych przesłanek czerpanych z Bożego objawienia.

  1.  Nie może spotkać cię nic, co nie byłoby przewidziane od wieków: chciane lub dopuszczone na ciebie przez Boga.
  2.  W sposób bezpośredni Bóg nigdy nie chce zła, ale w swojej nieskończonej mądrości wie, jak je wykorzystać dla twojego dobra i dlatego właśnie je dopuszcza.
  3.  Bóg nie może chcieć niczego, co nie byłoby zgodne z celem, dla którego wszystko stworzył.
  4.  To, co Bóg zsyła bezpośrednio, jest dla ciebie najlepsze, nawet jeżeli w danym momencie nie jest ci łatwo to przyjąć.
  5. Wszystko służy do dobrego tym, którzy Boga miłują i trwają w Jego miłości (Rz 8, 28).

Bez mocnego oparcia się na doświadczeniu wiary trudno będzie ci przeżyć w sposób twórczy doświadczenie kryzysu. Wiara pomaga inaczej na niego spojrzeć, bo ludzka mądrość to zbyt krótka linijka, aby można było nią zmierzyć Boże zamysły. Bardzo cenny przekaz na ten temat zawiera list świętego ojca Pio z lipca 1913 roku. Pisze w nim do ojca Benedykta, swego prowincjała. “Oto, co się ze mną stało w niedzielę rano po odprawieniu mszy świętej. Mój duch poczuł się nagle przeniesiony przez wyższą siłę do bardzo dużego pokoju promieniującego bardzo jasnym światłem. Na wysokim tronie ozdobionym perłami zobaczyłem siedzącą panią o rzadko spotykanej piękności. Była to Najświętsza Dziewica, która trzymała na kolanach Dzieciątko w majestatycznej postawie, z twarzą jaśniejszą i świecącą bardziej niż słońce. Wokół Nich była rzesza bardzo promiennych Aniołów. W głębi tej wielkiej sali były dwa małe łóżka, w każdym z nich była jedna osoba, sądząc z wyglądu, osoby te musiały bardzo cierpieć. Jedna z nich cierpiała tak bardzo, że z chwili na chwilę miała dać ostatnie pozdrowienie życiu. Przed tronem, na którym siedziała Najświętsza Dziewica, znajdowała się, całkowicie pogrążona w kontemplacji, inna osoba, która była uosobieniem szczęścia. Dziecko schodzi z kolan Najświętszej Dziewicy i kieruje się do osoby zatopionej w modlitwie, a za Nim podąża Matka i Aniołowie. Dziecko obejmuje ją, przytula bardzo mocno do piersi, całuje wiele razy i obdarza niezliczonymi pieszczotami. Dziewica i Aniołowie czynią to samo. Następnie Dzieciątko idzie w kierunku łóżek dwóch chorych osób. Do jednej z nich, która siedziała na łóżku, Dzieciątko kieruje zaledwie kilka słów pociechy, dość ozięble i bez większego szacunku. Na drugą chorą osobę, leżącą w łóżku, która odczuwała większą potrzebę pocieszenia, nie raczyło nawet spojrzeć i, jakby lękając się ukarania jej, rozkazało Aniołom zbić ją. Ci nie zawahali się ani na moment w wykonaniu otrzymanego rozkazu… Ta scena początkowo wydawała mi się bardzo okrutna! Biedaczka nie narzeka, lecz bardzo słabym głosem woła: – O, najłaskawszy Jezu, miej miłosierdzie nade mną, jak długo trwa czas miłosierdzia… Nie potępiaj mnie, o najsłodszy Jezu, kiedy będziesz musiał osądzić mnie, ponieważ ja nie mogłabym kochać Cię więcej… O, najlitościwszy Jezu, jeśli Twoja surowa sprawiedliwość chce mnie potępić, odwołuję się do Twego najbardziej wielkodusznego miłosierdzia. Dziecię zwrócone do mnie mówi: – Ucz się, jak powinno się kochać. Nic nie rozumiałem. Ten widok sprawił, że trząsłem się jak trzcina narażona na gwał­towny wiatr, ponieważ myślałem, że ta dusza była odrzucona przez Jezusa. Lecz niestety, jakże człowiek cielesny odmiennie ocenia rzeczy duchowe, które w rzeczywistości są inne od jego oceny! Lecz, aby rozwiać wszelką moją obawę, Pan Bóg chciał pokazać mi również dusze tych trzech osób. Jak piękne są dusze, w których Boski Oblubieniec króluje… Te trzy anielskie istoty były w łasce Boga: wszystkie były ozdobione zasługami, choć nie w równej mierze, ponieważ trzecia była bardziej ozdobiona od drugiej, a ta jeszcze bardziej od pierwszej. Ponieważ nie mogłem zrozumieć, dlaczego Pan Bóg potraktował w tak różny sposób te swoje drogie oblubienice, On sam był łaskaw przyjść z pomocą biednemu nieszczęśnikowi i przez słowa wewnętrzne, jasne i wyraźne zaczyna mówić do mnie, że: – Pierwsza była duszą jeszcze słabą i potrzebowała pieszczot, w przeciwnym razie odwróciłaby się plecami od Niego, druga była duszą mocniejszą i aby utrzymać ją w Jego służbie, potrzeba było jeszcze jakiejś małej pieszczoty, trzecia była Jego ukochaną oblubienicą, ponieważ pomimo sposobu, w jaki ją trapił, była zawsze wierna w jego służbie i wierna w miłości”.

Bez wiary błędnie będziesz oceniać dokonujące się w twoim życiu doświadczenia. Cierpienie możesz uznać za stratę, a pociechę za największy zysk. Może być jednak zupełnie inaczej, o czym świadczy przytoczony fragment z listu ojca Pio. Bez wiary zawsze grozi ci rozminięcie się z zamysłem Ojca co do twojej osoby. Bez wiary nie dostrzeżesz tajemnicy, którą skrywa w sobie kryzys: a jest nią doświadczenie wzrostu.

Twórczo przeżywany kryzys zawsze służy przemianie. Uczy cię spoglądać na otaczającą rzeczywistość oczami Boga. Wymaga to, oczywiście, wysiłku wiary i zaufania, gdyż myśli Boże nie są naszymi myślami, a Jego drogi drogami naszymi (Iz 55, 8).

Przeżywać kryzys z wiarą to coś więcej niż tylko patrzyć na niego z głębią. To przede wszystkim być blisko Jezusa. W pojedynkę nie dasz rady stawić czoła prawdzie o sobie i o otaczającej cię rzeczywistości. Doświadczenie cierpienia, które ma miejsce w okresie kryzysów, dzięki Jezusowi staje się najskuteczniejszą, chociaż najtrudniejszą zarazem formą duchowego wzrastania. Jezus nie powiedział nam, dlaczego tak jest, ale wskazał na sens takiego doświadczenia, na jego wartość. Pokazał swoim życiem, co z nim możesz zrobić. Jezusowa bliskość w czasie trudnych prób nie jest tylko obiecywaną bliskością, jest bliskością realną i doświadczaną. On cały angażuje się w twoje cierpienie.