Pościć czy nie?

Czy dziś, w naszych czasach, potrzebny jest post? Czy poszczenie nie kojarzy się wielu wierzącym ze starymi, średniowiecznymi praktykami? Słyszę, że dziś mamy inne czasy, że dziś lepiej rozumiemy godność człowieka, że umartwienie ciała poprzez post – czyli odmawianie sobie dobra i przyjemności jest jakąś nieludzką praktyką. Przytaczam tu może skrajne argumenty, ale wcale nie tak nam obce. Jeśli Kościół w Polsce zdecydował, że powstrzymanie się od potraw mięsnych w Wigilię Bożego Narodzenia jest zbyt wielkim ciężarem dla większości wierzących w Polsce, to coś jednak jest na rzeczy.

Ważnym fundamentem zrozumienia, czym jest post i jaką ma wartość, jest przykład i nauka samego Chrystusa – naszego Pana. Najbardziej czytelny przykład to 40 dni spędzonych na pustyni: „A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód” (Mt 4, 2). U samego początku publicznej działalności, gdy Pan nasz opuszcza ciszę Nazaretu, by powołać uczniów i głosić prawdę o nadejściu Królestwa Bożego, udaje się na 40-dniowe „rekolekcje”. Święty czas poświęcony tylko dla Boga, na pustyni – więc z dala od ludzi i zwykłych spraw. Tam nasz Pan pokazuje nam, jak się modlić i zarazem jak pościć. To znak czasów: gdy rozważamy i komentujemy ten fragment Ewangelii, podkreślamy modlitwę Jezusa, a Jego post często pozostaje niezauważony! Ważne, byśmy dostrzegli, że post jest dla Jezusa, a także dla Jego uczniów, jednym z ważnych elementów normalnego życia wiary. Nie jest on najważniejszy, ale byłoby z naszej strony głupotą, gdybyśmy zaniechali tych elementów nauki Chrystusa, które są dla nas po prostu niewygodne. Bardzo wyraźnie widać tę myśl w Kazaniu na górze. Tu Jezus jasno pokazuje nam, jak On daje jałmużnę, jak się modli i pości. Jezus nie pości na pokaz, ale stara się ukryć swój post przed ludźmi, by bardziej podobał się on Bogu. Post jest więc jednym z normalnych elementów życia każdego wierzącego, a przytoczone cytaty z Pisma św. ukazują, że jest też szczególnie związany z modlitwą.

Wierna uczennica Chrystusa, św. Teresa od Jezusa, podpowiada nam: „Modlitwa bowiem, aby była prawdziwa, potrzebuje tych środków [postów, umartwień, milczenia] do pomocy” (DD 4, 2). Myśl Teresy jest jasna: jeżeli chcesz zbliżyć się do Boga samego, potrzebujesz wejść w głębszą modlitwę. Ale żeby wchodzić w głąb, żeby modlitwa się rozwijała, koniecznie musi się ona przekładać na życie, w tym także na konkretne postne wyrzeczenia.

Trzeba koniecznie zadać sobie pytanie: dlaczego post jest ważny, w jaki sposób ma mi on pomagać w modlitwie? Jak odmawianie sobie jedzenia czy innych przyjemności może przybliżyć mnie do Boga? Wiemy, że sam Chrystus Pan daje nam przykład. Wiemy, że zachęca nas do podjęcia dobrowolnych umartwień: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24). Twój post, związane z nim trudy i małe cierpienie, jest wyśmienitą okazją, by uczyć się współcierpieć z Jezusem, by z Nim dźwigać krzyż. Post, będąc trudem, ma też wartość ekspiacyjną – wynagradzającą Bogu za zło popełnione w życiu, moje, ale i moich braci. Post może też mieć ogromną wartość, gdy trud związany z umartwieniem ofiarujemy za innych. Modlitwa wstawiennicza nabiera siły, gdy połączysz ją z postem, i nie chodzi tu o wymuszenie czegoś na Bogu, ale o pokorne pokazanie Bogu naszej miłości do braci. Dużą zachętą jest fragment z Ewangelii św. Mateusza: „Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem” (Mt 17, 21).
Chciałbym tu skupić się na jeszcze jednym bardzo pozytywnym wymiarze postu. Post jest drogą do wolności wewnętrznej. Bóg stworzył każdego człowieka dobrym. Jednak każdy z nas odczuwa na sobie skutki grzechu pierworodnego chodzi nie tylko o nasze wady, ale wręcz o pewien pociąg do zła. Sprawia on, że często wybieramy zło, chociaż doskonale wiemy, co jest dobre. Św. Jan od Krzyża jako kierownik duchowy, widząc w sobie i w innych osobach skłonność do zła, pozostaje jednak „Bożym optymistą”. Uczy, że z pomocą łaski Bożej można wyjść ze swych złych skłonności, że Bóg potrafi uleczyć serce człowieka i je przemienić. Droga do bliskości, wręcz do zjednoczenia z Bogiem, wymaga jednak od człowieka podjęcia konkretnego trudu.

Jan od Krzyża uczy, że na skutek grzechu pierworodnego jesteśmy niewolnikami swoich zachcianek lub tego, co ziemskie. I nie chodzi tu tylko o niewolę grzechu. Jest to nauka dla tych, którzy już porzucili grzechy ciężkie i za nic w świecie nie chcą w nie wchodzić! Święty uczy, że człowiek może stać się niewolnikiem nie tylko grzechu, ale każdej rzeczy, która sprawia zwykłą ludzką przyjemność. Może zostać zniewolony np. przez ludzkie opinie, przyjemności cielesne, poczucie górowania nad innymi, potrzebę posiadania na koncie więcej niż inni… Jeżeli człowiek stanie się niewolnikiem swych przyjemnostek, zacznie kochać je bardziej niż Boga oto smutna prawda o nas. Należy tu zaznaczyć bardzo ważną rzecz: sama przyjemność nie jest zła, odczuwanie jej jest czymś normalnym, dobrym. Przecież te małe przyjemności pozwalają nam radośniej żyć, znosić trudy życia, pokonywać ciężkie sytuacje. Wypicie dobrej kawy dodaje siły, spacer po pięknym parku, wśród zapachów lasu i świergotu ptaków, daje wytchnienie w zabieganiu. Każdy z nas ma swoje małe przyjemności. Przecież to, że czerpiemy z czegoś zadowolenie, nie jest złe. Św. Jan od Krzyża chce nam powiedzieć, że sama przyjemność nie jest zła, ale po grzechu pierworodnym tkwią w każdym z nas skłonności, by smakowanie przyjemności postawić w centrum swojego życia. Wtedy człowiek traci głowę i zaczyna za tymi przyjemnymi doznaniami gonić, łapczywie ich poszukiwać. W końcu człowiek może stać się niewolnikiem odczuwania przyjemności, tak że nie potrafiłby już bez niej żyć. Wtedy Bóg i Jego sprawy schodzą na dalszy plan. Św. doktor Kościoła walczy tu, by dusza ludzka nie była przywiązana do swoich przyjemności, a nie o to, by człowiek w ogóle ich nie doświadczał. Z normalnym stanem rzeczy mamy do czynienia wtedy, gdy człowiek może powiedzieć uczciwie: dobrze, kiedy są i dobrze, kiedy ich nie ma. Chodzi o to, by człowiek coraz bardziej napełniał swoją duszę Bogiem, by to w spotkaniu z Nim znajdował coraz więcej radości. Gdy człowiek dostrzeże, że jest niewolnikiem jakiejś przyjemności i postanowi powalczyć o swoją wolność – będzie musiał ograniczyć lub zupełnie odstawić na jakiś czas obiekt swego pożądania, np. kawę, serial. Wtedy dotkliwie odczuje pewien brak, tym boleśniejszy, im bardziej jest do tej przyjemności przywiązany. Właśnie w tę trudną pustkę należy zaprosić Boga żywego, by to On wypełniał serce. W ten sposób człowiek dochodzi do błogosławionej cnoty umiarkowania.

Smutne jest, gdy człowiek myśli: „Jestem wierzący, bo chodzę do kościoła, żyję po chrześcijańsku. A czy doświadczam miłości Boga? – a co to w ogóle jest? Czy ja sercem kocham Boga? chyba tak, chociaż nie wiem, o co tak naprawdę chodzi”. Takie osoby opisuje św. Teresa od Jezusa w Twierdzy wewnętrznej: „[Dusze te] bardzo są przywiązane do życia, chcąc nim służyć Panu, […] i skutkiem tego są bardzo ostrożne w umartwieniach, by im snadź nie zaszkodziły na zdrowiu. Nie zabiją się one surowościami, […] bo rozum mają rozważny i chłodny”(TW III, 2, 7). Człowiek w swej wierze potrafi być chłodnym racjonalistą, mówi sobie: przecież poszcząc będę głodny, a więc zły, i nie będę miał sił, by służyć Bogu i bliźniemu. To bardzo, bardzo racjonalne podejście. Teresa radzi, by jednak wpuścić trochę szaleństwa do swej duszy, bo miłość tak dokładnie nie rachuje. Miłość potrafi złożyć coś z siebie w ofierze. Racjonalny rozum stroni od ofiary, szuka raczej swojej wygody. Jeżeli człowiek zaryzykuje i podejmie cięższy post, to chociaż po ludzku to nielogiczne, bo będzie czuł się źle taki post może stanowić okazję do rozpalenia z nową siłą miłości do Boga.

Tradycyjnie post jest odmówieniem sobie pożywienia. W całym artykule zachęcam cię do rozciągnięcia tej praktyki na inne dziedziny – tak by dopasować go do swoich skłonności. Inspiracją do szukania nowych form postu jest fakt, że dziś dla wielu osób piątkowe powstrzymywanie się od potraw mięsnych jest wręcz przyjemnością, a nie trudem! Oczywiście są posty przepisane przez Kościół Święty i trzeba je zachowywać, żeby być uczciwym przed Bogiem. Proponuję jednak dodać do nich coś od siebie: na ofiarę miłą Bogu, jednocześnie świadomie walcząc o własną wolność wewnętrzną. Dlatego postuluję: szukaj postu odpowiedniego dla ciebie, zobacz, czy przypadkiem nie jesteś czymś zniewolony, i powalcz z tym.

o. Artur Rychta OCD