Duchowa sylwetka

Wielkość i moc Edyty Stein leży w konsekwentnym podążaniu za raz poznaną prawdą. Ma "wchodzić w świat", bo czuje, że tego chce Bóg i tak jej życie obecne widzi kierownik duchowy. Ale jednocześnie cała oddaje się modlitwie kontemplacyjnej na miarę danej jej łaski.

Maryjność



Św. Ludwik Grignon de Montfort zapewnia w swoim Traktacie o doskonałym nabożeństwie do Najśw. Maryi Panny, że Maryja jest najprostszą i najszybszą drogą do osiągnięcia pełni doskonałości. Osobiste zapiski Edyty Stein pozwalają się domyślać, że Edyta Traktat znała i – być może – stał się dla niej natchnieniem do licznych w jej książkach aluzji odnoszących się do Maryi. Oczywiście, właściwy jej typ świętości i własna duchowość czyni jej maryjność jedyną w swoim rodzaju.

Na czym polegała ta jedyność, niech nam ukażą poniższe wypowiedzi o Maryi: pierwsza – o Niepokalanym Poczęciu – pochodzi z książki Endliches und ewiges Sein z 1936 r., druga z odczytu Probleme der Frauenbildung z 1932 r. Życie Edyty Stein zaświadcza, że to, co ją w osobie Maryi urzekało, stanowi jednocześnie jakąś maryjną łaskę i maryjny refleks w jej własnej duchowości. Nie zachwycała się rozumem, ale sercem, które starało się zaraz naśladować to, co poznało w wewnętrznym olśnieniu.

“Skoro Najświętsza Dziewica w chwili swego poczęcia mogła być uwolniona od zmazy grzechu pierworodnego, to trzeba przyjąć, że w tym momencie dokonuje się też zjednoczenie duszy z ciałem i początek istnienia człowieka. Ponieważ byt duszy jest podwójny – kształtowanie ciała i życia wewnętrznego – możemy liczyć się z tym, że od tej chwili zaczyna się również życie wewnętrzne i zdolność odbierania wrażeń. Ten nasz wniosek zdaje się potwierdzać relacja o uświęceniu Jana Chrzciciela w łonie matki, podczas jej spotkania z Najświętszą Dziewicą, oraz świadectwo o jego radosnym poruszeniu się w jej łonie. Jeśli zatem istnieje pewna wrażliwość duszy – choćby przytłumiona, jeszcze jasno nie uświadomiona – to w każdym razie najsilniejsze wpływy naturalne przechodzą na dziecko z duszy matki i za jej pośrednictwem. Jak wzajemne oddanie się rodziców i ich wspólna wola dania życia dziecku przygotowują jego istnienie i do niego wyposażają, tak dalszy rozwój i cielesno-duchowe kształtowanie się dziecka wymaga od matki miłującego oddania się mu i wypełnienia wobec niego zadań macierzyńskich. Prawzorem takiej postawy jest fiat Matki Bożej. Wypowiedziało się w nim równocześnie miłujące oddanie się Bogu i Jego woli oraz Jej własna wola zrodzenia i gotowość poświęcenia się z ciałem i duszą służbie macierzyństwa. Czy można inaczej patrzeć na stosunek Matki Bożej do Jej Syna, niż jako na miłosne objęcie Go całą mocą Jej duszy? Zapewne, dusza tego Dziecka od początku swego istnienia była rozjaśniona światłem rozumu i dlatego ze swej strony zdolna do wolnego, osobowego oddania się i przyjmowania. Lecz czy Syn Człowieczy, który we wszystkim chciał być człowiekiem za wyjątkiem grzechu, nie pragnął wziąć od swojej Matki oprócz ciała i krwi dla utworzenia własnego Ciała, także pokarmu Jej duszy? Czyż nie byłby to bowiem najgłębszy sens Niepokalanego Poczęcia, że czysta i bez żadnej zmazy musiała być Matka Tego, który – najczystszy na Ciele i Duszy – chciał się z Nią zrównać jako Jej Syn?

Macierzyństwo Maryi jest wzorem wszelkiego macierzyństwa; tak jak Ona, każda ludzka matka powinna być matką z całej duszy, aby całe swe duchowe bogactwo przelać w duszę swego dziecka. (…) Przewagę macierzyństwa nad człowieczym ojcostwem zdaje się podkreślać fakt, że Jezus chciał być zrodzony przez ludzką Matkę, ale bez udziału ludzkiego ojca. W Jego ziemskim życiu wszystko ma znaczenie wzoru i zostało przeżyte ze względu na nas. Musiał się narodzić jako człowiek, aby być człowiekiem z ciałem i duszą. Jeśli Jego pokarmem miało być czynienie woli Ojca Niebieskiego, to Jego Matka, której istota była Jego pierwszym pokarmem, musiała być woli tego Ojca Niebieskiego całą siłą swej duszy poddana”.

“W fundamentalnym punkcie historii ludzkiej, a jeszcze bardziej u węgła dziejów kobiety stoi niewiasta o uwielbionym macierzyństwie; to jej macierzyństwo według ciała przekracza jednocześnie naturę. Chrystus stawia nam przed oczami cel wszystkich form kształtowania człowieka w sposób konkretny – żywy – osobowy, Maryja natomiast celkształtowania kobiety. Fakt, że u progu Starego i Nowego Testamentu obok nowego Adama stoi nowa Ewa, jest najoczywistszym dowodem wiekuistej wartości i wiekuistego znaczenia odrębności obu płci. Bóg, aby się wcielić, wybrał narodziny z matki ludzkiej i w Niej stawił nam przed oczy jej doskonały obraz. Gdy Maryja usłyszała, że ma porodzić Syna, oddała się całkowicie w służbę tego posłannictwa. Od Boga Go otrzymała, dla Boga musi Go strzec. Jej życie, aż do chwili narodzin staje się kontemplacyjnym oczekiwaniem, później oddaną służbą, a jednocześnie uważnym rozważaniem wszystkich słów i znaków mówiących o Jego przyszłej drodze. Odnosi się Ona zawsze z pełną czcią dla ukrytego w Dziecku Bóstwa – ale też zachowuje autorytet. Bierze udział w Jego dziele, trwając przy Nim wiernie, aż do śmierci i poza śmierć.

Ale ta Niewiasta, powołana do najwyższego macierzyństwa, przed zwiastowaniem Jej tego wybrania, wbrew całej tradycji swego narodu, nie chciała dla siebie małżeństwa i macierzyństwa. Zdecydowała się na życie wolne od powiązań płci. (…) Przekroczyła tym samym porządek naturalny jako współodkupicielka u boku Odkupiciela. Oboje wywodzą się z rodzaju ludzkiego, oboje ucieleśniają w sobie naturę człowieczą; oboje są jednak wolni od tych powiązań, które człowiekowi umożliwiają wypełnienie swego sensu życiowego jedynie w połączeniu i poprzez złączenie z drugim człowiekiem. W obojgu miejsce takiego związku zajmuje zjednoczenie z Bóstwem: w Chrystusie przez unię hipostatyczną, u Maryi – poprzez oddanie całej egzystencji służbie Bożej.

Czy to tak dalece różni ich od reszty ludzkości, że są nie do naśladowania? Żadną miarą! Żyli przecież dla ludzi, nie jedynie, aby dokonać naszego zbawienia, ale także, by dać przykład, jak żyć, ażeby mieć w nim udział. Chrystus wybierając dziewiczą Matkę, ukazał nie tylko Boże upodobanie i zbawczą moc dobrowolnego i Bogu poświęconego dziewictwa, lecz zapowiedział wyraźnie, że także innych powoła do dziewiczego życia dla królestwa Bożego”.

Miłość do Matki Bożej spłynęła na Edytę Stein wraz z łaską chrztu. Ona sama była przekonana, że powołanie do Kościoła katolickiego i do Zakonu karmelitańskiego było uprzedzającym darem Maryi, zanim Ją poznała. “Dziękuję Ci, żeś mnie powołała, jeszcze zanim wiedziałam, że to wołanie pochodzi od Ciebie”.

Zażyłość z Maryją ciągle pogłębiała. Swoje sławne prelekcje o tematyce kobiecej Edyta kończyła zawsze ukazaniem słuchaczom Maryi jako wzoru kobiecości. Dyspozycja z 21 listopada 1929 r. do zagadnienia Zadanie kobiet katolickich brzmi: “Nie historia ruchu kobiet i krytyka błędów, lecz przyglądnięcie się zadaniom spełnionym przez Dziewicę, Matkę, Królową. Obraz I: Ofiarowanie Maryi w świątyni. W trudnym czasie życia wzór chwalby i służby Bożej, modlitwy wstawienniczej, oddania się na ofiarę błagalną i ekspiacyjną”.

Zawierzenie Maryi, powierzanie Jej spraw własnych i cudzych było potrzebą serca Edyty; odnawiało jej duchowe siły. Można by o tym napisać nową książkę. Tutaj przytoczymy tylko kilka zdań z jej zapisków rekolekcyjnych przed profesją wieczystą. Pamiętajmy, że rozpoczęła te rekolekcje dzień po historycznym plebiscycie, zarządzonym przez Hitlera dla podkreślenia legalności jego władzy, po zajęciu Austrii. W czasie głosowania ujawniło się, że Edyta nie jest pochodzenia aryjskiego. Czy sytuacja jej zagrożenia bardzo ją zaniepokoiła? Z notatek odczytać można jedynie zwiększoną świadomość odpowiedzialności za rozpętane zło. Wszystkie rozmyślania ukierunkowane są na Maryję.

Przed rozpoczęciem rekolekcji modli się: “Najświętsza Panno Maryjo z Góry Karmel, moja Królowo i moja Matko! W Twoje ręce składam swe święte śluby i oddaję się Tobie całkowicie jako Twój niewolnik. Powierz mnie Twemu umiłowanemu Synowi i proś Go, aby włączył ofiarę mego życia w swoją Ofiarę krzyżową na chwałę Ojca i za zbawienie braci. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”.

Pierwsze rozmyślanie rekolekcyjne sięga do ulubionej przez Edytę Księgi Rodzaju 3, 15: “Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę”. A więc misterium wybrania i misterium iniquitatis. Świadomość tytanicznej walki o królestwo Boże. W pośrodku walki – Maryja.

11 marca czytamy: “Oto Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emanuel” (Iz 3, 14). I uwaga: “Dziewictwo daje bliskość Boga. Dziewico i Matko, naucz mnie doskonałej czystości!”.

“Zwiastowanie (Łk 1, 34). Pierwsze przekazane nam Twoje słowo, ukochana Matko – to wyznanie Twojego dziewictwa. Któż inny jak Bóg mógł natchnąć Cię do tego, byś zachowała dla Niego ciało i duszę? Stąd pochodzi siła wiary, która bez wahania przyjmuje cud (jako możliwy do spełnienia), i odwaga do posłuszeństwa dla wykonania rzeczy niemożliwych”.

Tematem następnego rozmyślania jest “Maryja jako mieszkanie Boga”. Edyta zapisuje: “Całe stworzenie stanowi mieszkanie Boga”, ale Jego rozkoszą jest przebywać z synami ludzkimi, gdyż oni jedni są zdolni przyjąć i dać miłość. Przez swe bezgraniczne oddanie jest Maryja – jak żadne inne stworzenie – pełnią łaski i doskonałości. Jej Serce było tak szeroko otwarte jak ramiona Syna, który z krzyża wszystko do siebie przygarnął. Maryja pod krzyżem przyjęła dziewictwo Syna i – jako Matka Odkupiciela – wszystkich wzięła do swego Serca”.

W Wielki Piątek powstał wiersz Juxta Crucem Tecum stare.

“Dzisiaj stałam z Tobą pod krzyżem
I jak nigdy dotąd, jasno zrozumiałam,
Żeś pod krzyżem stałaś się nam Matką. (…)
Tyś nowe życie okupiła duszom.
Ty znasz nas wszystkich, nasze rany, braki,
I znasz blask nieba, którym miłość Syna
Pragnie nas zalać w wieczystej światłości. (…)
Ci, którzy otoczą kiedyś tron Twój, Matko,
Ci muszą razem z Tobą stać tutaj, pod krzyżem,
Na okup dusz”.

Wielka Sobota upływa Edycie pod hasłem: Praestolari in silentio salutare Dei – Czekać w milczeniu na zbawienie Boże. “Cześć dla Twego bólu powinna wszystkim zamknąć usta”.

Niedziela Wielkanocna: “Resurrexi Zmartwychwstałem i ciągle jestem przy tobie. O Matko moja et adhuc sum tecum – ukochana, Tobie Pan zwierzył tajemnice swego królestwa, Tobie powierzył swe Mistyczne Ciało. Twoje spojrzenie przenika wszystkie czasy; Ty znasz każdego członka, wiesz, jakie ma zadanie, i chcesz mu pomóc. Dziękuję Ci, żeś mnie powołała, jeszcze zanim wiedziałam, że to wołanie pochodzi od Ciebie. Nie wiem, co zamierzasz uczynić ze mną dalej. Uważam za wielką, niezasłużoną łaskę, że wybrałaś mnie za swe narzędzie. Pragnę być w Twych rękach narzędziem uległym. Liczę na Ciebie, Matko, że mnie, tępe narzędzie, uczynisz narzędziem użytecznym”.

Poniedziałek Wielkanocny: “Matko moja, dziś był już jakby dzień pożegnalny. Dwa następne dni muszę poświęcić sprawom bardziej zewnętrznym i nie będę już mogła w takiej zupełnej ciszy przebywać przy Tobie i z Tobą – przy Panu. Dlatego raz jeszcze proszę z całego serca, przygotuj mnie na godzinę zaślubin. – Wiem, że wszystko, co powiedziałam i napisałam o prawdzie, bardzo mocno mnie zobowiązuje. Przypominaj mi zawsze o tym, gdybym od prawdziwego Bytu ześlizgnęła się w cokolwiek zwodniczego”.

We Wtorek Wielkanocny pokorna karmelitanka wyznała Panu raz jeszcze swoje fiat, Magnificat, adveniat Regnum Tuum i – stała się oblubienicą Baranka.

I ostatnie zdanie, powiedziane przed aresztowaniem do jezuity, o. Jana Hirschmanna: “Ojciec nie ma pojęcia, co to znaczy dla mnie, gdy rankiem, stając w kaplicy przed tabernakulum i obrazem Maryi, mogę sobie powiedzieć: Oni byli naszej krwi“.