Zakonnik i student – na uniwersytecie w Salamance

Przybywa do miasta w okresie jego największego rozkwitu. Salamanka w połowie XVI wieku tętni życiem artystycznym i kulturowym. Jej uniwersytet jest spadkobiercą najlepszych tradycji średniowiecznych: Bolonii, Oxfordu, Paryża, Salamanki.

Drugi nowicjat



Następnego lata, na przełomie sierpnia i września 1568, spotykają się ponownie w Medina del Campo bohaterowie wydarzeń sprzed roku. Wszyscy uczynili to, co obiecali. Ojciec Antoni zrezygnował z urzędu przeora i przygotował sprzęty dla nowej fundacji. Ojciec Jan zakończył studia i był do dyspozycji.

Matka Teresa wybrała sobie zadanie najtrudniejsze: postarać się o dom i zezwolenie. Formalności udało się załatwić względnie szybko. Pozostało znaleźć dobroczyńcę, który by po prostu podarował odpowiedni dom na pierwszy klasztor. Znajduje go i akceptuje bez wstępnych oględzin, sądząc, że dla osób żyjących duchem ubóstwa na pewno warunki będą odpowiednie. W każdym razie wybrała się w podróż, aby obejrzeć ten dom w drodze z Avila do Medina 30 czerwca. Niespodzianka była przykra. “Duruelo” było wioszczyną, której nawet okoliczni mieszkańcy nie umieli wskazać. Wreszcie je znaleziono i można było obejrzeć “budynek” przeznaczony na klasztor. Była to waląca się rudera, nie nadająca się do zamieszkania. Osoby towarzyszące Teresie starały się wyperswadować jej zamiar: tu nie można w ogóle żyć. Tak więc z wielką obawą informuje Święta swych dwóch aspirantów o stanie przyszłego klasztoru. Opisuje go i zapewnia, że jest wystarczający jak na początek. Bóg z pewnością znajdzie coś lepszego na przyszłość. Ojciec Antoni “powiedział, że mógłby zamieszkać nie tylko w tej nędznej chacie, ale choćby i w chlewie. Podobną gotowość okazywał ojciec Jan”. O jeden więc kłopot mniej.

Są jednak i inne problemy materialne do rozwiązania. Do zorganizowania nowicjatu potrzebne są jakieś meble, sprzęty, a przede wszystkim habity. W rozmównicy w Medina dokonano pierwszych przymiarek: wybrano materiał, krój, wielkość. Trzeba jeszcze przewidzieć inne niezbędne przedmioty: krzyże, święte obrazy, a także sienniki do spania. Nie zajmie to zbyt dużo czasu z uwagi na niewielkie wymagania aspirantów. Ojciec Antoni okazał się specjalistą w zakresie klepsydr: w krótkim czasie zgromadził ich pięć. Mówi, że pragnie życia uporządkowanego.

Każdy z nich wywiązał się więc z zadania, które przydzielono mu latem 1567. Zabrakło jeszcze najważniejszej rzeczy: przygotowania duchowego. Tego samego dnia, podczas ceremonii rozpoczynającej reformę w Duruelo, trzej karmelici tworzący nową wspólnotę (był wśród nich również brat Józef od Chrystusa) odnowili swoje śluby. Dlatego też możemy uważać za “nowicjat” dwa miesiące poprzedzające te wydarzenia. Teresa podczas całego ostatniego roku obserwuje postępy ojca Antoniego, który nie zadowala jej we wszystkim. Jeśli chodzi o Jana, nie trzeba prób. Było to paradoksem. Wyjeżdżając do Valladolid Fundatorka pozostawia w Medina, z zadaniem przygotowania niezbędnych rzeczy, tego, kto najbardziej wymagał formacji, a więc ojca Antoniego, natomiast zabiera z sobą, uczy, troszczy się o przygotowanie do nowego życia właśnie ojca Jana, który najmniej tego potrzebował. Nie jest to jednak paradoksem. Celem organizowanego przez nią nowicjatu nie była korekta wypaczeń, ale wpojenie nowego ducha. Pod tym względem bez wątpienia ojciec Jan od Krzyża daje najlepsze gwarancje. Jest młody, solidny, uduchowiony, wykształcony i ma dobry charakter. Jest on idealną postacią, która może przenieść charyzmat terezjański do Karmelu męskiego.

Ponieważ nie wprowadzono jeszcze klauzury z powodu prac przygotowawczych, było wiele okazji do bezpośrednich rozmów i dyskusji. Były też drobne sprzeczki i różnice zdań. Normalne życie. Intensywny nowicjat z formacją zindywidualizowaną. Bardzo ważną rolę odegrały doświadczenia świętej Teresy, uzyskane podczas sześciu lat spędzonych wraz z siostrami według nowego stylu, począwszy od 1562 roku.

Wydaje się, że kochano się i szanowano wzajemnie. Ponieważ Jan ma brzydki zwyczaj nie mówienia o niczym, nie znamy wcale jego opinii o “mistrzyni nowicjatu” ani też norm i

ukierunkowań, które w tym swoim drugim nowicjacie otrzymał. Matka Teresa przeciwnie, mówi dużo o swym wyjątkowym nowicjuszu. Wychodzi na jaw wiele cech jego charakteru: jest zakonnikiem, któremu można zaufać, obdarzony wielkim duchem, dobrocią, ma silny charakter, jest przy tym pogodny. Rozumie on i przyswaja sobie nowy sposób życia w modlitwie i ascezie, w miłości braterskiej i wspólnej rekreacji.

Poddany został mimo woli próbie w pierwszych dniach nowej fundacji, kiedy panował największy ruch. “Wydaje się, że Pan prowadzi go za rękę. Mieliśmy tu kilka problemów. Ja sama tworzyłam niektóre, gdyż byłam nieraz zła na niego. Nie udało mi się jednak dostrzec w nim niedoskonałości”. Nie wiemy, o jakich problemach mówi Teresa. Może o pewnej powolności ze strony Jana. Może przyczyną był pośpiech i nerwowość Teresy. Pewne jest jednakże, że została ona zbudowana dojrzałością i delikatnością okazywaną przez młodego karmelitę.

Może spokojnie powierzyć w jego ręce losy tak upragnionej reformy braci karmelitów.

“Nowicjat” w Medina-Valladolid trwał niecałe dwa miesiące. W końcu września Matka Fundatorka wysyła Jana do Duruelo, aby przygotował dom, dając mu ostatnie polecenia. Znamy przebieg tej sceny dzięki świadectwu pewnej zakonnicy, która była przy tym obecna. Oto jej opowiadanie: “Ojciec Jan wyjechał do Duruelo, aby przygotować tam pierwszy dom zakonny karmelitów bosych. My pozostałyśmy wraz ze świętą [Teresą] w klasztorze w Valladolid. Matka wręczyła mu kilka obrazków papierowych i figurkę Chrystusa, którą przyniosła jedna z nowicjuszek. Wychwalała go za ducha ubóstwa, którym obdarzył go Bóg. Jan odpowiedział jej, że niezbędne jest urządzenie chóru i wybudowanie kaplicy”.

W ten sposób rozpoczyna się przygoda ojca Jana: z malutką figurką Chrystusa i czterema obrazkami papierowymi oraz poparciem duchowym i ludzkim Teresy i, co najważniejsze, z wielką ufnością w Bogu i nieograniczoną nadzieją.

Wyposażony w list polecający, udaje się w powrotną drogę w kierunku Duruelo poprzez płaskowyż, który teraz wydaje mu się znajomy, mijając Olmedo, Arévalo, Avila.