Wywiad: Jeden sieje, drugi zbiera, a Pan daje wzrost

/Z członkami erygowanej w 2011 r. wspólnoty rzeszowskiej rozmawiała Wanda Bigaj./

Pierwsza rozmówczyni, Anna, na pytanie o początki wspólnoty odpowiada:
Przyszłam w 2005 r. na zasadzie obserwatora, gdyż słowo Zakon odstraszało: że gdzie ja? z motyką na słońce?… I zaskoczenie: oni brewiarz odmawiają – ja się absolutnie nie nadaję! Dopiero prośba o. asystenta o założenie Bractwa Szkaplerznego dodała mi trochę pewności siebie. Zaczęłam się wyciszać, zmieniać od wewnątrz. Nawet domownicy to zauważyli. Owszem, jest rozdarcie między obowiązkami domowymi, a wspólnotowymi i nie wszystko można w rodzinie powiedzieć, ale zawsze można więcej się za nich modlić.

Opowiedz coś o przygotowaniach do erygowania waszej wspólnoty.
Chociaż wraz z Dorotką, poprzednią przewodniczącą, od dawna przygotowywaliśmy się do tego doniosłego aktu, decyzja że to już, spadła szybko, niespodziewanie. Nowa Rada została rzucona od razu na głęboką wodę. Każdy z członków dostał przydział obowiązków i wszyscy we wspólnocie, bez wyjątku, pracowali na najwyższych obrotach.

A sama uroczystość?
Najważniejsze, to Msza Święta i obecność O. Prowincjała. Erygowanie, to nie tylko nadanie statusu prawnego, ale coś jakby sakrament, tajemnica. Otrzymaliśmy łaski niewidoczne, które będą nas wzmacniać, pomogą odkryć charyzmat wspólnoty. W momencie odczytania aktu erekcyjnego, zdałam sobie sprawę, że staliśmy się formalnie obecni w strukturach Zakonu, Kościoła i tego środowiska.

Jako druga melduje się Danuta, która spieszy na Eucharystię. Opowiedz Danusiu o początkach.
Ja zobaczyłam w jednym, później w drugim kościele rzeszowskim małą karteczkę o wspólnocie Świeckiego Karmelu. I przyszłam tutaj do parafii Chrystusa Króla, ale zaczął padać deszcz i przeszkodził mi na dwa lata. Myślałam o tych karteczkach, ale problemy w domu i we mnie powstrzymywały. Dopiero spotkanie z Julianem Sarną na pielgrzymce do Świętego Krzyża przynagliło mnie do przyjścia na spotkanie wspólnoty.

A przygotowanie do erygowania?
Tak sobie myślę, dlaczego ja w tym czasie wielkich wydarzeń przyszłam do wspólnoty? Widocznie i ode mnie, mizernego narzędzia Bóg czegoś oczekuje i stawia przede mną zadania i ja je podejmuję. Nie potrafię nic wielkiego czynić, ale staram się być dyspozycyjna dla Boga i dla ludzi.

Jak postrzegasz swoje i wspólnoty zadania po erygowaniu?
Zostałam radną i wspólnota została erygowana, te dwa wydarzenia zbiegły się. Jest to dla mnie i we mnie umocnienie na dziś. Co do jutra natomiast wiem, że jesteśmy posłani w tym trudnym czasie do społeczeństwa i mamy świadczyć w rodzinie, pracy, autobusie. Zakon – Ordo, rozumiem jako „jestem” i jestem szczęśliwa, że takie miejsce Pan dla mnie przygotował.

Marta jest moją trzecią rozmówczynią. Marto, początki wspólnoty i Twoje we wspólnocie?
W 2003 r. przyprowadziła mnie Matka Boża, posługując się Ireną. Przyszłam na spotkanie wspólnotowe. O. Rafał Prusko – później dowiedziałam się, że to asystent – mówił wspaniale. Chociaż niewiele rozumiałam, bardzo byłam ciekawa, o czym dalej będzie mówił. Z czasem rozumiałam coraz więcej i modliłam się coraz więcej. Dostałam od Boga pragnienie zgłębiania Słowa. A wspólnota? Adoracja, bycie w grupie, nie jesteś sama i wzrastasz, jakież to wspaniałe.

A fakt erygowania, czy zostawił jakiś ślad?
Erygowanie jest po to, abyśmy zaistnieli w tej parafii, jako ludzie, którzy coś szczególnego otrzymali od Boga. Marzy mi się, aby więcej osób przychodziło na adorację. Jesteśmy wspólnotą pod wezwaniem Matki Miłosierdzia i mamy oddać się Bogu przez Maryję.

Jaka przyszłość wspólnoty po erygowaniu?
Tutaj kiedyś mieszkały karmelitanki bose i przez modlitwę przygotowały grunt. Teraz my mamy dokonać przełożenia Karmelu na język świecki i wpisać w nasze życie codzienne. Trudno mi powiedzieć, co dalej i jak dalej. Może mamy wejść między młodzież, ale jak? Odkryjemy przez modlitwę.

Przybiega Ewa. A twoje Ewo i Wspólnoty początki, gdyż to się zbiega w czasie?
W 2001 r. do wspólnoty przyprowadziło mnie pragnienie, którego nigdzie nie mogłam zaspokoić. Karmel został we mnie jeszcze z krakowskich studenckich czasów. Pierwsze zalążki wspólnoty, to dla mnie porównywanie: jakże tu inaczej niż na Karmelu w Krakowie i jak inna mentalność ludzi. Z czasem zaczęłam dostrzegać tego ducha skupienia i bogactwo każdego człowieka.

A co dla jutra?
Jeszcze dla dzisiaj, to drgnienie sumienia osób, które kojarzą mnie
z Karmelem i pytają o modlitwę i np. o proroka Eliasza. Ale także moi bliscy, wśród których są i osoby niewierzące, które jednak szanują mój czas na modlitwę. A na przyszłość: Jezus fundamentem, to podstawa. I zanurzyć się w Słowie, przez co sami się kształtujemy i pomagamy innym.

Zofia, odpowiedzialna za formację. Zosiu, powiedz o początkach istnienia wspólnoty.
Byłam w tej piątce, która spotkała się po raz pierwszy w 1992 czy 93. roku. O. Bronisław Tarka, już świętej pamięci, przygarnął nas po ojcowsku, rodzinnie. Tłumaczył, jak Bóg każdego człowieka prowadzi, co to znaczy być wspólnotą. Opowiadał dużo o Ostrej Bramie, Matce Miłosierdzia.

A erygowanie?
Kiedy pierwsze osoby złożyły przyrzeczenia definitywne, zaczęliśmy rozeznawać, pytać, co trzeba przygotować i podjęliśmy działania. Oczekiwaliśmy ciągle na dokumenty z kurii biskupiej i z Rzymu. Trwało to dwa lata. Ostatnie przygotowania nabrały we wspólnocie takiego rozmachu, że dobrze było w tym uczestniczyć. Przez te wspólne lata odkryliśmy swoje talenty, a teraz każdy chciał się przyczynić do uświetnienia tej chwili. Sama uroczystość to Eucharystia, dziękczynienie i ogromna radość, że jest cała Rodzina Karmelitańska, delegacje wspólnot, ks. Marek Pieńkowski. Później agapa, podczas której wspomnieniom nie było końca.

A jakie zadania na przyszłość?
Zaczyna się nowy etap w życiu wspólnoty. Istnieje potrzeba – jak mówił w homilii o. Prowincjał – wniesienia do Kościoła naszego charyzmatu. Dla nas to praca, aby być świadkiem modlitwy i promować modlitwę wewnętrzną, terezjańską.

Iwona, przewodnicząca wspólnoty. Początki wspólnoty, jak je pamiętasz?
W Rzeszowie nie było karmelitów bosych i trudno było wzrastać w duchu karmelitańskim, natomiast byli i są ludzie świeccy, którzy tego pragną. Dla mnie świadectwem był znany z opowiadań o. Mieczysław, który dla maleńkiej grupki ludzi przyjeżdżał z wielkim poświęceniem, setki kilometrów. Na temat początków najwięcej powie Adam, który współtworzył naszą wspólnotę i to jego pragnienie oraz modlitwa są
u podstaw.

Przygotowania do erygowania, jak przebiegały?
Od wyborów, podczas których zostałam przewodniczącą, do erygowania upłynęły zaledwie 2 tygodnie, dla mnie więc było to podwójne obciążenie. Jednak wszyscy, cała wspólnota bez wyjątku, bardzo gorliwie i zgodnie współpracowali. Pomocą i doświadczeniem służył delegat o. Łukasz Kasperek. Działanie buduje jedność, ale też ukazuje nasze mocne i słabsze strony. Jednakże z tego egzaminu wyszliśmy bardziej zjednoczeni i świadomi, jak wiele można wspólnie.

A sama uroczystość?
Uroczysta Msza Święta w wigilię Zesłania Ducha Świętego, obecność Ojca Prowincjała, Księdza Proboszcza, byłych asystentów i obecnego o. Zenona Chomy. Homilia o. Andrzeja Ruszały, w której nakreślił nasze zadania na przyszłość. Spokój i radość, radość tym większa, że dzielona z delegacjami wspólnot przemyskiej i lubelskiej. Zrozumiałam też głębiej słowa: „Jeden sieje, drugi zbiera, a Pan daje wzrost”, gdyż Dorota tyle pracy i modlitwy włożyła w podczas dwu kadencji przewodniczenia wspólnocie, a ostatnie przygotowania i prowadzenie do Króla Oblubienicy – Wspólnoty, stało się moim udziałem… Obecność asystentów uświadomiła mi, że każdy z nich jest darem od Boga i zapisuje inaczej przestrzeń wspólnoty, a bardzo często jest Bożą odpowiedzią na nasze pytania czy problemy.

A jakie plany na przyszłość?
Od pięciu lat towarzyszy nam i kształtuje św. Teresa od Jezusa. Ludzie okrzepli, w uroczystość św. Teresy wyszliśmy z dolnego kościoła i poprowadziliśmy modlitwę oraz oprawę liturgiczną Mszy Świętej w górnym kościele. Wydaje mi się, że właśnie św. Teresa wskaże sposób realizacji naszego powołania. Wspólnota jest pod wezwaniem Matki Bożej Miłosierdzia i zaczyna się w nas kształtować „coś” związanego z miłosierdziem.

I mój ostatni rozmówca Adam. Opowiedz Adamie o początkach.
To, że byłem członkiem przemyskiej wspólnoty Świeckiego Karmelu, stało się dla mnie szkołą życia wspólnotowego. W pewnym okresie jednak zaczęło narastać we mnie pragnienie, aby w Rzeszowie powstała wspólnota. Podtrzymywał mnie w tym i służył radą, mój kuzyn, ks. Marek, który też przysyłał osoby poszukujące głębszego życia duchowego. W parafii Chrystusa Króla, gdzie ostatecznie znaleźliśmy miejsce, były siostry karmelitanki bose, które wspierały modlitwą i dawały ludziom kontakt do nas. Na pierwsze spotkanie przyszło pięć osób.

Skąd nazwa Matki Bożej Miłosierdzia?
Mam sentyment do Ostrej Bramy, Maryi z tej pięknej ikony i do Miłosierdzia. Kiedy podczas pierwszej wizytacji zaproponowałem to wezwanie, zostało zaakceptowane przez wszystkich.

Przygotowanie do erygowania?
Obserwowałem, jak Rada, cała wspólnota i ja sam dojrzewamy do erygowania. Świadomość, że jesteśmy wspólnotą wzrastała.

Jakie uczucia dzisiaj, dwa miesiące po, są w Tobie obecne?
Spokój i pokój.

A co Adamie dla wspólnoty na jutro?
Ksiądz Proboszcz, podczas wizytacji kanonicznej, przedstawił naszą wspólnotę zaraz na początku. Widzę nasze miejsce w tej parafii, to modlitwa i adoracja. Po erygowaniu poczuliśmy się bardziej scaleni i pragniemy uczynić bardziej żywym i pulsującym modlitwą nasze miejsce wśród parafian.

Dziękuję wszystkim za rozmowę.