Wiernie czynić każdy kolejny krok …

Św. Teresa przynagla wciąż do modlitwy wewnętrznej. Zobacz jak:

Kto raz zaczął ćwiczyć się w modlitwie wewnętrznej, jakkolwiek by liczne i wielkie były jego wady i usterki, niech jej nie porzuca, bo rozmyślanie właśnie jest środkiem, za pomocą którego może się poprawić, a bez niego poprawa będzie o wiele trudniejsza. I niechaj nie poddaje się tej pokusie diabelskiej, jak ja skusić się dałam, by opuszczał modlitwę wewnętrzną rzekomo przez pokorę.

Kto zaś jeszcze nie zaczął, tego proszę na miłość Zbawiciela, niech nie pozbawia się tak wielkiego dobra. Nie ma tu, czego się lękać, wystarczy tylko chcieć. Bo chociażby nie uczynił wielkich postępów, choćby się nie zdobył na to wielkie męstwo, jakiego potrzeba, aby dojść do doskonałości i zasłużyć na te szczególne łaski i pociechy, jakie Bóg daje doskonałym, taki przynajmniej będzie miał zysk, że powoli pozna drogę prowadzącą do nieba. A jeśli wytrwa, to mam nadzieję, że miłosierny Bóg, którego wybrał sobie za przyjaciela, On go za to wynagrodzi.

Modlitwa, bowiem wewnętrzna jest to, zdaniem moim, poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i wylewna, po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje. Ż 8,5

Ale… jak obcować?…
i to jeszcze poufnie i po przyjacielsku?…
i po wiele razy?…
i jeszcze wiedzieć, że mnie kocha?…
czy to nie za dużo???…

Spójrz jak to czyniła Teresa:

Starałam się, o ile mogłam, przedstawiać sobie obecnego we mnie Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Taki był mój sposób modlitwy. Rozważając jakiś szczegół Jego życia, wyobrażałam sobie, jakby się spełniał we wnętrzu mojej duszy. Ż 4,7

Szczególnie też bardzo lubiłam rozważać Jego modlitwy w Ogrójcu i chętnie Mu w niej towarzyszyłam. Rozmyślałam o pocie i o smutku, który tam cierpiał. Chętnie, gdybym mogła, otarłabym Mu ten bolesny pot… Tak pozostawałam tam z konającym Zbawicielem, jak mogłam najdłużej… Przez wiele lat, każdej niemal nocy przed zaśnięciem polecając Bogu swoją duszę zastanawiałam się na chwilę nad tajemnicą modlitwy w Ogrójcu… Dzięki długoletniemu przyzwyczajeniu, tak mi ta pobożna praktyka weszła w zwyczaj, że nigdy jej nie opuściłam, tak samo jak przeżegnania się przed zaśnięciem. Ż 9,4

o. Romuald Gościewski OCD