Relikwie św. Teresy u karmelitanek bosych na Wesołej

Zaczęło się od zaskoczenia. Święta Teresa tak się śpieszyła do naszego klasztoru, że przyjechała parę godzin wcześniej niż było to planowane. Na szczęście nasi bracia karmelici bosi trwali w gotowości i przybyli na czas, żeby wnieść relikwiarz. Dzięki temu mogłyśmy pobyć z Teresą same, zanim jeszcze kościół wypełniły tłumy. Modlitewny grunt został przygotowany.

Następnie zaskoczeni byli ludzie, którzy już od piętnastej wchodzili do świątyni. Przyszli, żeby czekać na Teresę, a oto Teresa czekała na nich! Chwila po chwili wchodziły następne osoby. Szkoda, że ściany naszego kościoła nie mają właściwości rozszerzania się w zależności od potrzeb. Nie sposób było pomieścić wszystkich – przyszli nasi znajomi, przyjaciele, bliscy, parafianie – ale to tylko garstka z kilkuset osób. Samych kapłanów na uroczystej Mszy świętej było piętnastu. Kościół na Kopernika przez niemal 300 lat swojego istnienia nie pamięta takiego oblężenia. Dorośli i dzieci, młodzi i starsi, małżonkowie i osoby konsekrowane, z Krakowa i z całej Polski, a zdaje się, że i zza granicy ktoś przyjechał.

Co ich tak przyciągnęło? Prosta karmelitanka? Wielka święta? Chyba nie! Tylko Jezus ma taką władzę nad naszymi sercami. „Pociągnij mnie” – mówiła do Jezusa Teresa i wiedziała, że pociągając ją, On pociągnie do siebie również tych, których ona kocha, nas wszystkich. To Jezus, przez Teresę nas przywołał. Dlatego w centrum była Msza święta i spotkanie z Nim. Dlatego wybrzmiały słowa Ewangelii – „Przyjdźcie do Mnie wszyscy… a Ja was pokrzepię”.

I przyszliśmy. Zostaliśmy nakarmieni Słowem Życia i Chlebem jedności. Słowo Boże wspaniale nam objaśniał ks. Adam Paszek, salezjanin, rektor salezjańskiego seminarium duchownego. Czerpał obficie ze skarbca tekstów najmłodszego Doktora Kościoła, nie zabrakło też osobistego świadectwa. Na koniec Mszy świętej odbyło się pobłogosławienie róż – symbol łask, które przez wstawiennictwo św. Teresy otrzymujemy. Po Mszy świętej – czuwanie. W ciszy. W kolejce. Bo wielu chciało podejść bliżej, dotknąć relikwiarza – jakby spojrzeć Teresie w oczy, wyszeptać jej do ucha tęsknoty swojego serca, zawierzyć tyle różnych osób i spraw. Płatki róż znikały z relikwiarza.

Godziny mijały jedna po drugiej. Dojeżdżały kolejne osoby, część wracała już do swoich domów. O północy – zmiana warty. Kościół został zamknięty i wtedy mogłyśmy ponownie podejść bliżej do naszej Świętej Siostry. Razem z nią, ileż intencji niesiemy Panu, jesteśmy przecież w sercu Kościoła, tu – jak na skrzyżowaniu czy na rynku wielkiego miasta – pulsuje życie.

Kościół ponownie został otwarty o świcie, odśpiewałyśmy jutrznię, po niej Msza święta i św. Teresa ruszyła w długą powrotną drogę do swojej ojczyzny, do Lisieux.

A my trwamy w dziękczynieniu za każdą łaskę otrzymaną podczas odwiedzin naszej Świętej Siostry, za Waszą obecność i świadectwo żywej wiary, za konkretną pomoc i ofiarność. Bóg zapłać!