Otwórzcie serca

Rozmowa z o. Conradem de Meester, flamandzkim karmelitą bosym, wybitnym znawcą duchowości karmelitańskiej.



Czy mógłby Ojciec opowiedzieć nam o swoim odkryciu św. Teresy od Dzieciątka Jezus i bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej?

Teresę z Lisieux znałem już w mojej młodości, ponieważ wstąpiłem do Karmelu w wieku 18 lat, już wcześniej czytałem jej dzieła. Uderzała mnie przede wszystkim sławna strona z rękopisu B, gdzie mówi ona o swoim powołaniu w sercu Kościoła. Już jako karmelita często czytałem Dzieje duszy, a później napisałem rozprawę doktorską o tym, co nazywam dynamiką ufności. Chciałem zbadać w jaki sposób Teresa odkryła małą drogę miłości miłosiernej Boga, która pobudza nas do nieskończonej ufności. Ufność ta wyzwala w Bogu działanie jego Ducha, który nas uświęca. Teresa wcześniej zrozumiała, że nie trzeba zdobywać świętości, lecz raczej otworzyć się na działanie Ducha Bożego żyjącego w nas, i współpracować z tym działaniem.

Jeżeli zaś chodzi o Elżbietę od Trójcy Przenajświętszej, która w świecie nazywała się Elżbieta Catez i która praktycznie była współczesna Teresie, urodziła się ona we Francji, w Dijon, w r. 1880 a więc 7 lat po Teresie. Miałem okazję podjąć się wydania krytycznego wszystkich jej dzieł, i to właśnie wtedy odkryłem całe bogactwo duchowości Elżbiety. Jest to duchowość wewnętrzna, duchowość obecności dla Boga, który jest obecny w niebie naszej duszy, jak ona sama mówiła. Także w tej chwili odkryłem piękno i prawość jej duszy, radykalizm z jakim oddaje się potrójnie świętemu Bogu.

Oto więc przed nami dwie karmelitanki, dwie Francuzki, dwie młode dziewczyny, ale, czy poza tym wszystkim jest coś, co je łączy?

Oczywiście Teresa i Elżbieta nie mogły na siebie wzajemnie wpłynąć, ponieważ Teresa zmarła kiedy Elżbieta miała 17 lat. Jestem jednak pewien, że gdyby się poznały, na przykład, gdyby przebywały w tym samym Karmelu, bardzo dobrze by się zrozumiały i pokochały. Teresa na pewno bardzo kochałaby Elżbietę. Nie znała jej jednak i wpływ mógł oddziaływać tylko w jednym kierunku. Elżbieta przeczytała już pierwsze wydanie Dziejów duszy. Książka ta ukazała się w r. 1898, a więc rok po śmierci Teresy, a już 6 miesięcy później, Elżbieta odkryła ją i przeczytała z wielką radością. Do dnia dzisiejszego zachowały się 4 kopie z aktu ofiarowania się Teresy Miłości Miłosiernej jakie sporządziła Elżbieta. Przepisała go ona przynajmniej 4 razy, aby mieć go zawsze przy sobie. Jest to tekst, który znała na pamięć. Widzimy więc, że Elżbieta była bardzo przywiązana do Miłości Miłosiernej Pana, której ona także chciała się oddać na całkowitą ofiarę.

Później napisała bardzo piękną modlitwę, która rozpoczyna się od słów: “O, mój Boże, Trójco, którą uwielbiam.” Zauważamy, że struktura tej modlitwy jest taka sama, jak struktura modlitwy Teresy, to znaczy ukazuje ona ideał, następnie rzeczywistość słabości i prośbę: “O, mój Boże, Ty sam bądź moją świętością.” Elżbieta prosi Jezusa, aby przybrał ją w siebie samego i ona sama oddaje się Duchowi Świętemu. Możemy powiedzieć, że modlitwa ta była dla Elżbiety aktem ofiarowania się. Obie modlitwy są bardzo podobne, ale podkreślają co innego. Elżbieta kładzie większy nacisk na zamieszkiwanie Trójcy Św. w niej samej, w niebie jej duszy. Jest w pewnym sensie bardziej zafascynowana tym, że Bóg-Trójca mieszka w nas. W pierwszej części swojej modlitwy wyjawia ona ideał świętości, lecz także skupia się na Bogu obecnym mówiąc: “Uspokój moją duszę i stwórz z niej swoje niebo, swoją siedzibę.” Świętość dla niej, to ofiarowanie duszy kontemplacyjnej Bogu z całkowitą gościnnością.

I tutaj ukazuje się naszym oczom obraz Betanii, o której mówił św. Łukasz w swojej ewangelii. Jezus przychodzi z wizytą do Betanii, a Elżbieta tak jak Maria chciałaby przyjąć go z gościnnością i pozostać u Jego stóp. Mówi: “Niech moja dusza będzie miejscem Twojego odpoczynku, niech będzie Twoją Betanią.” Jest to wyrażenie, którego używa już w swoich młodzieńczych pismach. Ofiarować swoją duszę jak Betanię, miejsce, w którym Jezus mógłby odpoczywać. Następnie Elżbieta prosi: “Niech pozostanę tutaj z wiarą, niech pozostanę tutaj uważna na Twoją obecność we mnie. Jest to serce przy sercu, obecność dla obecności. Niechaj pozostanę tutaj adorująca. W całej istocie adorująca, otwarta na Twoje stwórcze działanie.” Nie chodzi tutaj jedynie o to, aby być obecnym dla Boga, ale żeby rzeczywiście znajdować się w ręku Boga. Być Mu całkowicie oddaną.

Na koniec swojej modlitwy rzeczywiście odda się na ofiarę. Ideałem Elżbiety, podobnie jak w przypadku Teresy, jest świętość. Jest to jednak świętość o kolorycie bardziej kontemplacyjnym, świętość wewnętrzna, całkowite oddanie się Bogu, który zamieszkuje w niebie naszej duszy, Trzem osobom, które są tam obecne. W pierwszej części modlitwy Elżbieta mówi o swym ideale: “O, moje Trzy, Trójco.” Następnie jej ideał skupia się na Jezusie i mówi: “O mój umiłowany Chryste, ukrzyżowany z miłości.” Myślę, że mówi ona rzeczywiście do swojego krucyfiksu, że patrzy na niego mówiąc: “Chciałabym być małżonką dla Twojego serca.” Dla niej, podobnie jak dla Teresy, jest to duchowość bardzo oblubieńcza, duchowość oblubienicy, wiernego, całkowitego oddania się serca przy sercu. “Chciałabym być oblubienicą dla Twojego serca.” Pójdzie nawet o wiele dalej: “Chciałabym kochać Ciebie i umrzeć z miłości.” Zauważamy więc jej pragnienie całkowitego oddania się miłości. Chce uczynić swoje życie darem tak całkowitym, na ile tylko jest to możliwe. I taka właśnie jest pierwsza część jej modlitwy, ideał. Następnie przechodzi do rzeczywistości. “Nie mogę zrealizować mojego ideału”, mówi.

Teresa mówiła: “Po tylu latach czuję się jak małe ziarnko piasku u stóp góry świętości. Jeszcze nie doszłam do świętości, lecz proszę Jezusa, aby podniósł mnie w swych ramionach jak w windzie”. Elżbieta wypowie tę samą myśl: “Lecz czuję mą niemoc.” Te cztery słowa tworzą drugą część jej modlitwy. “W rzeczywistości nie mogę modlić się. Nie mogę oddawać się całkowicie kiedy zechcę, jestem słaba.” Jednak Elżbieta nie zatrzymuje się przy słabości. Wszystko wypowiedziane jest w tych czterech słowach. Zaraz po tym znajduje ona oparcie w Bogu, i w tym miejscu zaczyna się trzecia część modlitwy. Jest to zarazem rozwiązanie, synteza, pomost, który tworzy ona między ideałem i słabością. Jest to właśnie ta ślepa ufność w Boga, że to on może uczynić ją świętą. I Elżbieta prosi: “Proszę Cię, abyś przybrał mnie w siebie.” Słowa te zostały zaczerpnięte z modlitwy Teresy, która podobnie jak Elżbieta mówiła: “Chciałabym zostać świętą czuję jednak mą słabość i proszę Cię, abyś Ty sam był moją świętością.” Elżbieta wyraża tę samą myśl, lecz robi to słowami św. Pawła. “Proszę Cię, abyś przybrał mnie w siebie.” Św. Paweł mówi: “Przyobleczcie się w Chrystusa.” Elżbieta prosi Boga i następnie kontempluje Chrystusa mówiąc: “Nawet w nocy mej słabości będę na ciebie patrzeć, gwiazdo słońce ukryte w nocy.” Jeżeli chcielibyśmy zanalizować jej modlitwę, zobaczylibyśmy, że gwiazda ta nie znajduje się gdzieś na wysokościach.

Jeżeli chodzi o Teresę, wyobrażała ona sobie słońce, które jest gdzieś wysoko. Na przykład spójrzmy na tekst z rękopisu B, gdzie mówi o słońcu, które jest słońcem Trójcy Świętej. Jezus uosobiony jest przez orła, zstępującego na ziemię, biorącego na swoje ramiona małego ptaszka, jakim jest Teresa, i powracającego z nim do nieba. Jest to więc ruch zstępujący i wstępujący. Jeżeli idzie zaś o Elżbietę, gwiazda ta nie znajduje się dla niej na niebie, które jest gdzieś wysoko, lecz w niebie jej duszy. Zstępuje ona aż na dno swej duszy, tam gdzie znajduje się boskie słońce. I właśnie w niebie swej duszy chce bez końca spoglądać na tę gwiazdę. Adorować ją poprzez noce, wszystkie słabości… Ideałem dla niej jest Chrystus, ludzki i bliski zarazem. Po to, aby Jezus mógł zrealizować w niej samej świętość, musi ona oddać się Duchowi Świętemu, tak jak Teresa zrobiła to na koniec swojej własnej modlitwy. “Pragnąc, aby całe moje życie było aktem doskonałej miłości, poświęcam siebie na ofiarę całopalną twojej miłości miłosiernej.” Elżbieta w swojej modlitwie zwróci się do Ducha Świętego i powie mu, że ofiaruje mu swe człowieczeństwo po to, aby Jezus mógł ją napełniać i żyć w niej. Chce także modlić się, żyć w sercu Kościoła i dlatego właśnie prosi Jezusa, aby przybył do niej jako Zbawiciel. Prosi, aby Chrystus wziął w posiadanie jej duszę i dlatego właśnie ofiaruje się Trójcy Świętej. Postępuje więc podobnie jak Teresa, chodzi jej jednak o poszukiwanie nieba na samym dnie własnej duszy. Duchowość Elżbiety jest bardziej skupiona na obecności Boga wewnętrznego, Boga Trójcy.

Jak Elżbieta odkryła swoje powołanie Karmelitanki?

Wszystko zaczęło się dla niej przez pewne doświadczenie. Była ona muzykiem, nie otrzymała zbyt pobożnego wykształcenia, była dziewczynką taką jak wszystkie. Kiedy była mała, uczyła się w konserwatorium muzycznym, gdzie specjalizowała się w grze na fortepianie. Chciała pewnie zostać nauczycielką gry, i pojechać do konserwatorium paryskiego. Kiedy była mała, w wieku dziewięciu czy dziesięciu lat, od czasu do czasu w swoim sercu czuła pewną obecność, obecność wyższej miłości, miłości Bożej, która przybywała, a następnie znikała. Czuła, że Bóg ją bardzo kocha. Nie tylko wiedziała o tym, lecz czuła to. Z wielką radością otwierała serce na tę obecność. Odczuwała wielką radość, ofiarowała tej obecności całą swoją dziecięcą czułość. Wiedziała, że czułość ta, ta obecność pochodziła od Boga, a ponieważ miała bardzo prawe i szczere serce, chciała w odpowiedzi na tę miłość Boga, oddać się jej całkowicie i w ten sposób właśnie rozwinęła w sobie potrzebę wielkiej, wzajemnej miłości, a także potrzebę obecności Bożej w swym sercu. Obecność tę pojmowała jako przyjście Jezusa, działanie Jezusa i właśnie dlatego w czasie swej pierwszej komunii, którą przyjęła w wieku prawie jedenastu lat, oddała się całkowicie Jezusowi. Lubiła się modlić, a modliła się bardzo głęboko, ponieważ także głęboko doświadczała tego uczucia miłości i obecności, którą otrzymywała jako bardzo osobisty prezent, i chciała odpowiedzieć na tę miłość. Pragnęła oddać się całkowicie Jezusowi w życiu kontemplacyjnym. Później, kiedy była już karmelitanką jej przeorysza często powtarzała, że to Duch Święty nauczył ją tego wszystkiego. Nie żadna książka, lecz Duch Święty.

Jako młoda dziewczyna w wieku 14 lat spontanicznie złożyła śluby dziewictwa i ofiarowała się po komunii Jezusowi. W tej samej chwili poczuła wzbierające w niej słowo, które oddawało całkowicie jej aspiracje kontemplacyjne. Było to słowo “Karmel”. W tym właśnie momencie rozpoczyna się zupełnie inna, dość długa historia. Elżbieta chciała szybko wstąpić do Karmelu, będąc jeszcze bardzo młodą dziewczyną w wieku, szesnastu, siedemnastu lat. W tej epoce nie było to wyjątkowe, a nawet bardziej możliwe niż dzisiaj, ale jej mama stanowczo sprzeciwiała się temu zamiarowi, ponieważ miała tylko dwie córki, i druga z córek, Małgorzata chciała wyjść za mąż. W tamtej opoce było całkowicie normalne, że pani Catez pragnęła, aby Elżbieta pozostała w domu, by się nią zajmować. Nie było domów starców, a najstarsza z córek zostawała w domu zajmując się rodzicami. Pani Catez sprzeciwiała się więc zamiarowi córki, a w dodatku jej zdrowie było bardzo słabe. Było możliwe, by Elżbieta z poczucia obowiązku pozostała w domu, by zajmować się matką i żeby odczytała to jako wolę Bożą. Tak więc jej przyszłość karmelitańską jej marzenia dotyczące życia kontemplacyjnego były dość zagrożone. Być może nigdy nie mogłaby zrealizować swego marzenia. Jednak w tym momencie jej życia zdarzyło się coś cudownego, a mianowicie to, że w wieku siedemnastu lat Elżbieta przeżywa swoje nawrócenie. Wcześniej chciała całkowicie oddać się Jezusowi w klasztorze Karmelitanek, a cała jej uwaga była skierowana właśnie na to jutro, które będzie mogła przeżywać w klasztorze. Jednak w obliczu sprzeciwu swojej matki, zgadza się oddać całkowicie woli Jezusa niezależnie od tego, jaka będzie ta wola, nawet jeżeli będzie musiała pozostać w świecie, i zgadza się kochać Jezusa ponad wszystko tu i teraz. Tak właśnie wkracza w konkretną rzeczywistość woli Pana.

Są może jakieś odkrycia charakterystyczne dla tego okresu życia Elżbiety?

Są dwie charakterystyczne rzeczy, których Elżbieta wtedy doświadcza. Po pierwsze – uwewnętrznia ona swoją kontemplację, chce urzeczywistniać ją już, nie tylko w klasztorze, w środowisku klauzurowym, ale uwewnętrznia klasztor w swoim sercu. W tym właśnie momencie odkrywa niebo swojej duszy, wewnętrzną celę, Betanię istniejącą w jej sercu, będzie przeżywać kontemplację wewnątrz siebie. Wtedy odkrywa wielką wagę tego, że siedziba Jezusa znajduje się w jej wnętrzu.

Drugą z rzeczy, na którą chciałbym zwrócić uwagę i która również jest bardzo piękna i bardzo ważna, jest to, że jakby zeświecczą ona swoją kontemplację. Na razie nie będzie ona mogła przeżywać jej w klasztorze, jako mniszka, będzie jednak żyła w swojej wewnętrznej celi, pozostając w świecie. Elżbieta była bardzo uważna na obecność Boga we wszystkim i oddawała się życiu konkretnemu, życiu młodej osoby świeckiej, była wspaniałą pianistką często koncertowała dla swoich przyjaciół, dużo tańczyła, bo znajdowała się w środowisku wojskowym i burżuazyjnym, a także dużo podróżowała ze swoją matką. Podróżowała po całej Francji, była też w Szwajcarii, grała w tenisa i w inne gry. Krótko mówiąc, brała czynny udział w życiu społecznym. Lubiła bardzo dobrze się ubierać, a jeżeli spojrzycie na jej zdjęcia z tego okresu, zauważycie na pewno, że była bardzo elegancka, miała ładną fryzurę, bardzo piękne czarne oczy. Wszyscy wspominają jej spojrzenie, piękne i głębokie. Zależało jej bardzo na tym, aby być promienną, piękną, ponieważ podobnie jak Teresa z Avila: która zachowywała się w podobny sposób, Elżbieta mówiła: “Trzeba, aby świątynia Boga była piękna.” Pragnęła promieniować pięknością Boga jak każda młoda dziewczyna swego czasu, która brała udział w życiu konkretnym.

Czy myśli ojciec, że błogosławiona Elżbieta ma specjalne przesłanie dla artystów?

Tak, ponieważ sama była artystką miała duszę artysty, była bardzo dobrą pianistką. Jej siostra także studiowała muzykę, była jeszcze lepszą pianistką od Elżbiety pod względem technicznym, jednak Elżbieta wkładała o wiele więcej ze swojej duszy w muzykę, jaką wykonywała. Była więc wielką artystką.

Kiedy wychodząc z kościoła św. Michała w Dijon patrzyła na teatr, mówiła: “O, jak bardzo chciałabym być aktorką, artystką.” Jej otoczenie bardzo dziwiło się z tego powodu, ponieważ w tej epoce artyści nie byli osobami dobrze postrzeganymi. Między innymi z tego powodu, że trzeba było grać wszystkie role. Elżbieta mówiła: ” Tak bardzo chciałabym być artystką, aby sprawić, że Bóg będzie obecny w tym środowisku. Być artystką aktorką grając Boga, pokazując Boga, sprawiając, że Bóg będzie obecny w mojej grze na scenie, za pośrednictwem całej mojej istoty.” Mówiła także do jednej z przyjaciółek: “Dziś wieczorem wybieram się na wieczorek tańcujący, módl się za mnie, aby kiedy ktoś zbliży się do mnie, poczuł on we mnie obecność Boga.” Chciała być ikoną, obrazem Boga. Miała także głębokie wyczucie piękna. Spotkałem bardzo wielu artystów, bardzo wyczulonych na tę stronę jej osoby. Tak więc widzimy, że przez swoje życie chciała ona stworzyć dzieło sztuki. Dzieło, które nie byłoby jakimś utworem muzycznym, dziełem materialnym, czy też jakimś wyrazem plastycznym, ale dzieło, którym byłoby jej własne życie. Jej życie będzie więc dziełem sztuki, dziełem pięknym, które zostanie pokazane Bogu i w końcu zrozumie ona, podobnie jak Teresa, tylko na swój własny sposób, że to Bóg jest Boskim artystą, który powinien ukształtować jej duszę i że w rzeczywistości Duch Święty jest największym artystą jej życia.

Czy można by powiedzieć, że Elżbieta żyła głębokim życiem duchowym, pozostając w świecie?

Wielkim odkryciem Elżbiety było to, że głęboka kontemplacja możliwa jest także w świecie, że możliwa jest także dla osób świeckich, pod warunkiem, że podobnie jak ona, oddadzą się one całkowicie Bogu, oddadzą się jego konkretnej woli i będą jej wierne. Kiedy zrozumiała, że Bóg jest miłością, oddaje się całkowicie tej miłości. Ma bardzo prawe i zarazem bardzo radykalne serce. Pragnęła jak najczęściej być obecna dla Boga, obecnego w niej. Powiedziałbym, że znajdujemy u niej ciągłą kontynuację modlitwy, często powraca do obecności Jezusa w niej samej. Bardzo często wchodzi do swej wewnętrznej celi znajdującej się w jej sercu, w której spotyka Trójcę. Kiedy będzie już Karmelitanką, w swoich pismach jakże często będzie powtarzać przyjaciołom pozostałym w świecie: “Także i wy możecie żyć moim ideałem życia kontemplacyjnego, ponieważ wy także posiadacie własne niebo, jest to niebo waszych dusz i mieszka w nim Trójca Święta, mieszka w was łaska chrztu, obecność Boga. Dlatego także w świecie możecie żyć tą głęboką duchowością.” Widzimy więc, że Elżbieta przeszła całą tę drogę, bardzo głęboką, bardzo wewnętrzną ważną drogę świętości zanim miała jakikolwiek kontakt z literaturą duchową.