Otwórzcie serca



Wiem, że w dzisiejszych czasach wielu młodych fascynuje się osobą Teresy z Lisieux. Myślę, że bliska im jest jej koncepcja słabości. Czy mógłby ojciec przedstawić ją bliżej?

Słabość Teresy jest bardzo rzeczywista. Często nie sądzilibyśmy w ten sposób, ale Teresa sama przyznaje, szczególnie na koniec Rękopisu B, w długim liście do swojej siostry Marii, z września 1896 r., w którym zwraca się do Jezusa i wypowiada to znane zdanie: “O Jezu! Gdybyś znalazł duszę mniejszą i bardziej słabą od mojej, ale nie jest to możliwe, wypełniłbyś tę duszę jeszcze większymi łaskami niż napełniłeś mnie, pod warunkiem, że otworzyłaby się ona na Ciebie z nieskończoną ufnością”

Teresa była przekonana, iż była najsłabszą duszą, i myślę, że miała taką świadomość, ponieważ jako dziecko przez dziesięć lat musiała zmagać się ze swoją słabością która nie wynikała z błędów moralnych, ale była to przede wszystkim słabość psychiczna. Cierpiała bardzo z tego powodu, była nadwrażliwa, pragnęła przezwyciężyć samą siebie, walczyła z własnymi słabościami, jednak często nie udawało jej się powstrzymać łez, bardzo dużo płakała. Te łzy były dla niej powodem do smutku, żalu. Były oznaką własnej słabości. Mówiła potem: “Byłam jeszcze w powijakach dzieciństwa.” W pewnym momencie swojego życia rozchorowała się, ponieważ została rozdzielona z Paulina. Paulina była dla niej drugą mamą. Po wstąpieniu do Karmelu, Teresa poczuła się sama, biedna, opuszczona. Wielu rzeczy się obawiała. Dlatego już wcześniej mówiłem, że mogła pogrążyć się w depresji, w chorobie nerwowej. Świadomość tego, że pomagało jej Boże miłosierdzie, utwierdziła ją w przekonaniu, iż powinna być siostrą dla wszystkich tych, którzy są słabi.

W liście, który napisała na Wielkanoc 1896 r. do o. Roulland mówi, że gdyby nie otrzymała tej łaski i siły, “łaski Bożego narodzenia” nigdy nie mogłaby wstąpić do Karmelu. Bardzo dobrze znała swoją psychiczną słabość. Teresa, jak sama mówi, miała bardzo wrażliwe i kochające serce. Powtarza to dwa razy w swojej autobiografii. Było to więc serce, które bardzo łatwo wibruje razem z tym, co jest piękne, bogate, przyjemne, pozytywne, a zarazem serce bardzo kochające, serce, które potrafi się ofiarowywać. Czujemy tutaj, że Teresa dobrze wiedziała jakie są możliwości jej własnego serca. Zarówno te pozytywne – skłonne do miłości, do tego, aby posunąć się w niej daleko, ale także możliwości serca, które mogłoby ją w tej miłości zgubić. Często powtarza, że na dnie serca jest podobna do Marii Magdaleny. Mówi także, że byłaby w stanie przejść jak Maria Magdalena całą drogę, która jest przede wszystkim drogą miłości Chrystusa i drogą kontemplacji, ale jest także drogą grzechu. Teresa mówiła: “Czuję, że posiadając taką naturę jaką mam, mogłabym upaść tak nisko, jak Maria Magdalena.” Ma więc całkowitą świadomość możliwości swojego serca.

Wszyscy na dnie naszych serc jesteśmy bardzo słabi. Jesteśmy osobami słabymi, grzesznikami. Odczuwamy to. Możemy wszyscy zwracać się do Matki Bożej mówiąc: “Módl się za nami grzesznymi.” Teresa poznała te możliwości serca i mówi o nich w bardzo piękny, obrazowy sposób: “To prawda, że nigdy nie upadłam w grzechu śmiertelnym, ale stało się to jedynie za sprawą łaski Bożej, dlatego, że Bóg usunął wszystkie kamienie, wszystkie głazy z mojej drogi, a więc teraz powinnam kochać Pana podwójnie. Ponieważ nie wybaczył mi wiele, podnosząc mnie po upadku, ale wybaczył mi wszystko, z góry usuwając głazy, na których mogłabym upaść. A więc nie powinnam kochać Go bardzo, ale powinnam kochać Go w sposób nieskończony.” Teresa ma więc świadomość, że jest podobna do Marii Magdaleny, i dlatego widzimy, że zna ona bardzo dobrze ludzkie serce. Zna także ludzkie słabości. I tacy są właśnie najwięksi święci, którzy sami być może nigdy ciężko nie zgrzeszyli, ale doskonale znają słabość człowieka.

Zauważmy, że Niepokalaną Dziewicę nazywamy Matką, ucieczką grzeszników. A Jezusa, który nigdy nie zgrzeszył, nazywano przyjacielem grzeszników i Zbawicielem grzeszników. Nikt lepiej od niego nie rozumiał głębi ludzkiej słabości. Teresa także czuje się bardzo bliska grzesznikom. Możemy odnaleźć u niej bardzo piękne słowa na ten temat, które napisała po odkryciu Miłości Miłosiernej Boga. Mówi: “Z całą naszą słabością jaka by ona nie była, a jest ona nieskończona, zawsze możemy pójść do Boga, zwrócić się do niego.” Nawet jeżeli Teresa nigdy ciężko nie zgrzeszyła, miała bardzo głębokie wyczucie grzechu. Po słabości psychicznej, po słabości jaką Teresa odkrywa w swoim sercu, możliwościach upadku jakie są w nas, możliwościach grzechu, jest jeszcze trzecia rzecz, o której chciałbym powiedzieć, mianowicie to, że Teresa jest mistyczką. Im bardziej zbliża się ona do Boga, tym lepiej widzi, że nie daje mu jeszcze tej miłości jaką pragnęłaby Mu ofiarować. Im bardziej zbliża się do Boskiego słońca, tym lepiej widzi wszystkie najmniejsze plamki, najmniejsze ziarnka kurzu, jakie są w jej życiu, a więc im bardziej staje się mistyczką im bardziej jest bliska Bogu, tym ma większe poczucie słabości. Nigdy nie będzie taką jaką chciałaby być dla Boga, nie stanie się taką jeżeli Bóg sam nie będzie kochał w jej własnym sercu. Teresa uznaje się za małą siostrę najbiedniejszych. Uważam, że to osoby pod każdym względem najbiedniejsze, najbardziej zagubione, mogą czuć się najlepiej w Jej towarzystwie. Święta odkrywa Jezusa miłosiernego. Często cytuje to zdanie z Ewangelii, które mówi o tym, że Jezus przyszedł do grzeszników. A więc jest to miłość, poszukująca grzeszników, poszukująca ubogich, poszukująca maluczkiego, właśnie dlatego, że jest biedny. Obrazem tego jest Jezus, który bierze na swoje ramiona zagubioną owcę. Jakże piękny gest. Jak dobrze jest spoczywać na ramionach Jezusa.

Czy Elżbieta przeżywa swą słabość w sposób podobny do Teresy?

U Elżbiety sprawa przedstawia się w zupełnie inny sposób. Nie jest ona typem małej duszy. Wszyscy jesteśmy małymi duszami, ale Elżbieta nie jest duszą słabą jest dusza silną. Posiadała bardzo dużą siłę woli, prawość i przejrzystość. Miała “żelazną” wolę. Nie możemy więc powiedzieć, że jest to mała dusza osoby nadwrażliwej, łatwo popadającej w depresję. Choć była bardzo wrażliwa, to jednak potrafiła nad tym zapanować, czując jednocześnie, że jej serce zdolne jest do wszystkiego. W swoim dzienniczku mówi, że bez miłosierdzia Boga byłaby zdolna do wszystkiego co dobre i złe. Każdy jest zdolny do wszystkiego. Być może nie do wszystkiego, ale do wielu rzeczy. Do rzeczy tak najlepszych, jak i najgorszych. Uważam, że poczucie słabości u Elżbiety, jest poczuciem oddalenia.

Rozumie, że im bardziej kocha się Boga, tym bardziej odczuwa się potrzebę otwarcia się na jego działanie, na jego łaskę, na jego miłosierdzie. Sama często podąża za Teresą mówiąc, że trzeba oddać się Bogu jak dziecko, jak dziecko w ramionach matki. Kiedy widzimy nasze błędy i nasze zapominanie się, musimy po prostu potrafić rzucić to wszystko w ogień miłości Bożej, który jest naszym miłosierdziem, który jest ogniem miłosiernym, spalającym wszystko płomieniem, który jest naszym czyśćcem. To właśnie miłość jest naszym czyśćcem. Elżbieta oddaje się Bogu, i w swej wielkiej wierze mówi: “Wiem, że Bóg pragnie pomóc mi, i teraz, umocniona jego łaską, pewna jego miłości, pewna jego pomocy idę naprzód.” W swej modlitwie mówi: “Chciałabym, chciałabym, chciałabym Cię kochać, chciałabym być oblubienicą dla twojego serca. Ale czuję moją niemoc i proszę Cię, abyś przyoblekł mnie w siebie.” Następnie trzy razy powtarza: “Chcę ciągle na ciebie patrzeć, chcę oddać ci się, chcę…”

Kiedy była bardzo chora (Wielkanoc, roku 1906) uważano, że niedługo umrze. Rzeczywiście zmarła 9 listopada, tego samego roku. Mówiła: “Tak bardzo byłabym szczęśliwa, gdybym zmarła w dzień Wielkanocy, ale kiedy znajduję się przed Bogiem, czuję się tak mała, i z tak bardzo z pustymi rękami”. Elżbieta zwraca się do wszystkich podobnie jak Teresa, znajdujemy u niej jednak szczególną nutkę siły. Każda z nich przeżywa świętość na swój własny sposób, według miary łaski Bożej. We wszystkich nas mieszka Bóg, mieszka w wewnętrznej celi naszego serca, w niebie naszej duszy. Dlatego Święte mówią do nas: “Otwórzcie je Chrystusowi”.


Rozmawiali: Joanna Pakulska i Maciej Jaworski OCD
Tłumaczyła Joanna Pakulska
Karmel, 1/1999