Od „podoba mi się” do „kocham”

Elżbieta od Trójcy Świętej urodziła się pod koniec XIX wieku, żyła i umarła jako karmelitanka bosa w wieku XX, została zaś ogłoszona świętą Kościoła Powszechnego w wieku XXI. Minęło ponad sto lat od jej śmierci, a jej osoba, życie i przesłanie nieustannie przyciągają wiele osób, zarówno świeckich, konsekrowanych jak i kapłanów, a nawet tych, którzy są poza Kościołem. Czytając jej pisma – przestrzeń, w której w doskonały sposób ujawnia się jej osoba i doświadczenie – dzięki przejrzystemu, a zarazem bardzo głębokiemu językowi spotykamy postać, która swym życiem przekazuje bardzo aktualne przesłanie. Potrafi  ono dotknąć również rzeczywistości, które wypełniają życie codzienne. Obserwując prowadzone przez nas rozmowy, dialogi, nasze sposoby wyrażania się itd. zauważamy, że należymy do świata, w którym dominującym kryterium wyrażenia własnej opinii lub odczucia, kryterium podejmowania decyzji, czy też dokonywania jakichkolwiek wyborów jest sformułowanie „podoba mi się”. Stopniowo i powoli zajmuje ono coraz więcej przestrzeni naszego codziennego życia. Dajemy mu przyzwolenie, by zastępowało głębokie „kocham”. Różnica jaka istnieje między tymi dwoma sformułowaniami polega na tym, że w pierwszym z nich ukryte jest ryzyko. W tym, co osoba robi, mówi, planuje, decyduje i realizuje, będzie się opierać tylko na uwarunkowanym przez uczucia subiektywizmie. Drugie wyrażenie może być natomiast świadectwem odnalezienia głębokiego sensu w podmiocie, wobec którego formułowane jest owo „podoba mi się”, i z którym wchodzę w relację.

Rzeczywistość ta nie była obca Elżbiecie od Trójcy Świętej. Aby zrozumieć tytułowe przejście od „podoba mi się” do „kocham”, jakie się w niej dokonało, spróbujmy przyjrzeć się temu, o czym sama pisze w tekście Wielkość naszego powołania: „…sądzę, że aby dojść do idealnego życia duszy, trzeba żyć w nad- przyrodzoności. Trzeba sobie uświadomić, że Bóg jest w najgłębszym naszym wnętrzu i do wszystkiego iść z Nim. Wtedy nigdy nie jesteśmy banalni, nawet wykonując najzwyklejsze czynności, gdyż nie żyjemy w tych rzeczach, ale je przekraczamy”.

Właśnie w tym tekście, który napisała pod koniec życia, Elżbieta odsłania z jaką głębią przeżywała codzienność i każdą rzecz, jaką ta przynosiła: własne talenty, towarzystwo, przyjaźń innych, wakacje, Karmel itd.

Ta młoda święta przez podziw dla natury, pośród której zazwyczaj spędzała wakacje, nauczyła się poznawać i kochać dzieła oraz obecność Boga ukrytą w Jego stworzeniach. Natura była przestrzenią, dzięki której dojrzewało w Elżbiecie głębsze spojrzenie na sekretną dłoń Boga, nadającą z mądrością całemu wszechświatu jedyny i niepowtarzalny kształt, pozostawiając w nim zarazem ślad Swej obecności. W tekstach, w których Elżbieta opowiada o swych wędrówkach, wybrzmiewa jej podziw dla wydrążonej skały, dla niezmierzonych jezior i mórz, dla wodospadów, gwałtownie spadających ze skał i gubiących się w głębinach przepaści, dla wysokich gór i źródeł ukrytych w grotach. Podziw, który stopniowo przemieniał się w stan zakochania. Elżbieta rozkochiwała się w Bogu przez dzieła, jakich dokonywał w przyrodzie oraz w bycie ludzkim. W jednym ze swych listów, odnosząc się do Pirenejów, napisała: „Myślę, że nie będę mogła bez nich żyć” (List 326). Ten stan rodził w jej wnętrzu nieustanne echo, w którym wybrzmiewała zapisana w jej pamięci cała panorama natury.

Czytaj dalej w najnowszym numerze „Głosu Karmelu”.

o. Antonio Kaddissy OCD