Enklawa pobożności

Wielu chrześcijan to tchórze, którzy uciekają przed życiem, chroniąc się w enklawie pobożności. Wielu jest takich, którzy nie radzą sobie z życiem, z własnymi brakami, słabościami, którzy nie potrafią żyć wśród ludzi, budować z nimi przyjacielskich relacji i uciekają wtedy w świat ducha, w którym czują się bezpiecznie, w którym odnajdują trochę ciepełka i oddechu. Nie tędy droga. Taka postawa jest błędna i nie prowadzi do dojrzałości: ani chrześcijańskiej, ani ludzkiej.

W Ewangelii Jezus właśnie o takim tchórzostwie mówi (por. Mt 5,20-26). Podaje przykład człowieka, który nie radził sobie we wzajemnych relacjach z ludźmi. Żył tak, że jego bracia, coś przeciw niemu mieli, nie było między nimi zgody. I zamiast podjąć wysiłek pojednania, uciekał w świat kultu świątynnego, w świat kadzideł, ofiar, pięknych śpiewów i mistycznej atmosfery. Tego Jezus nie pochwalał. Ucieczka od osobistych problemów w świat ducha to tchórzostwo, to wielki błąd i bardzo częsty błąd. Jezus wyraźnie przed tym przestrzega i stawia akcenty: najpierw troska o dobre życie z ludźmi, potem kult Boga. Faryzeusze działali odwrotnie. Byli specjalistami w duchowości, o nią dbali, ale jednocześnie byli beznadziejnymi ekspertami od życia. Bogu składali kult i dość zgrabnie mówili, ale nie potrafili żyć w dobrych relacjach z ludźmi, uważali ich za gorszych, przeżartych zepsuciem, nie dbali o wartości ludzkie, uciekali od trudów życia, stając się jak szare eminencje, nietykalni i dufni. Bo tak to działa. Człowiek, który troszczy się o duchowość pomijając aspekt ludzki staje się szarą eminencją, z którą nie da się żyć.

Najpierw fundament ludzki, potem duchowość! Kto nie radzi sobie z aspektami ludzkimi, nie powinien się łudzić się, że będzie radził sobie w duchowości. To, kim jestem, jako człowiek, jest fundamentem dla mojej duchowości. Jeśli w życiu uciekam przed trudnościami, to w duchowości będę uciekał przed krzyżem. Jeśli w życiu nie potrafię słuchać ludzi, to nie będę umiał słuchać Boga. Jeśli w życiu nie jestem wytrwały, ani stabilny, to nie będę stabilny w relacji z Bogiem. Jeśli w życiu, innych uważam za swoich przeciwników albo tych, którzy mogą mi swoim wpływem zaszkodzić, to w relacji z Bogiem będę wybiórczy, szukając tylko tego, co mi pasuje itd. Jeśli w życiu kocham przyjemność, to w relacji z Bogiem będę kochał przyjemne doznania, emocje i słodkie wzruszenia. Jeśli w życiu nie umiem milczeć to nie zamilknę przed Bogiem, zagadując Go, nie dopuszczając Go do głosu.

Trzeba twardo stąpać po ziemi, mawiał św. Teresa, i nie tylko ona. Łaska buduje na naturze. Nie da się inaczej. Nie da się uciec od swoich braków. Nie da się. Można próbować je lekceważyć przez jakiś czas, ale później i tak wracają. Dlatego Jezus najpierw poleca troskę o ten aspekt ludzki. I ktoś mógłby powiedzieć: postepowanie Pana nie jest słuszne – jak bohaterowie pierwszego czytania, jak on może najpierw zwracać uwagę na aspekt ludzki, na relacje z ludźmi, na wrażliwość na drugiego, na zdolność słuchania i jakość pracy, a dopiero później na duchowość, na relację z Bogiem. Otóż On wie, co czyni i nie można zarzucić Mu błędu. Sam wie, co jest w człowieku.

Od swojej biedy nie można uciec, z nią trzeba się zmagać. Trzeba stawać w prawdzie przed Bogiem i samym sobą i szczerze sobie powiedzieć: tu i tu jestem słaby, nad tym muszę popracować. I nie można traktować duchowości, jako drogi ucieczki, jako wyjścia ewakuacyjnego z trudnych sytuacji. Problemy trzeba rozwiązywać, na ile się da, wspierając te wysiłki modlitwą, ale nie uciekając od nich w jakąś enklawę pobożności.

o. Jakub Przybylski OCD