Moje posłannictwo wnet się rozpocznie

W przeciągu niemal stu lat, Teresa przyniosła plon nadzwyczaj obfity. Jak się temu dziwić? Bóg spełnił wszystkie jej pragnienia, gdyż wzbudza! je w niej Jego Duch. Czyż nie pisała do księdza Bellière: "Nie umieram jednak, wchodzę w Życie" (L 244)?

Z Jezusem wspinać się na Golgotę (P 17)



W czerwcu, Teresa przeczytała powtórnie swą drugą sztukę o Joannie d’Arc. Powie do matki Agnieszki: “Znajdzie tam Siostra wszystkie moje uczucia dotyczące śmierci; wszystkie zostały tam wyrażone” (DE 5.6.2). Uderzyło ją jednak jedno zdanie: “O, jakąż pociechę znajduję widząc, że moje konanie podobne jest do konania Zbawcy mego…” (RP 3,2,5).

To jest ostatni sekret choroby i agonii siostry Teresy. Oczywiście, w oczach medycyny, umarła na gruźlicę. Ale, w oczach swej własnej wiary, chce “umrzeć z miłości”, dla Ukochanego i z Ukochanym, za którym chciała podążać aż do końca, aż do uwielbionego Krzyża. Ożywiało ją zawsze pragnienie męczeństwa. Po ataku plucia krwią, powiedziała: “Byłam pewna, że otrzymam tę pociechę ujrzenia mojej wylanej krwi, umieram przecież jako męczennica miłości” (Genowefa, PO 307).

Zazwyczaj, śmierć nie przeraża jej; czasami przychodzą jednak trudne chwile: “Kiedyś rano, w czasie dziękczynienia, po Komunii, poczułam jakby niepokoje śmierci… i do tego żadnej pociechy!” (DE 5.6.3). “Boję się, że się bałam śmierci… Czymże jest to tajemnicze rozłączenie duszy z ciałem? Pierwszy raz doświadczyłam czegoś takiego, natychmiast jednak zdałam się na Dobrego Boga” (DE 11.9.4).

Siostry Teresy, które czytały sanjuanistyczne opisy “śmierci z miłości”, wyobrażały sobie, że przy śmierci ich młodej siostry pojawi się anioł, Najświętsza Panna i jakiś nadzwyczajny znak. Teresa sprowadza je ciągle do zwyczajności: “Nie dziwcie się, jeżeli nie ukażę się wam po śmierci, i jeżeli nie ujrzycie nic nadzwyczajnego na dowód mojej szczęśliwości. Przypomnijcie sobie wtedy, że to jest właśnie moja mała droga: niczego nie widzieć”. Utkwiła przecież oczy w Jezusie Ukrzyżowanym: “Nasz Pan umarł jako Ofiara Miłości, a widzicie, jakie było Jego konanie!” (DE 15.8.1). “Nasz Pan umarł na krzyżu, w opuszczeniu duszy, a jednak jest to najpiękniejsza śmierć z miłości, jaką kiedykolwiek widziano! śmierć z miłości, to nie śmierć w uniesieniach… Przyznam Ci się szczerze, że tego doświadczana (DE 4.7.2). Odrzuca wszystko, co widowiskowe: nie umrze “po Komunii” czy w piękne święto liturgiczne, ale w zwyczajny dzień.

Jest bowiem, przede wszystkim, siostrą Teresą od Najświętszego Oblicza, przywołującą postać Cierpiącego Sługi Jahwe z 53 rozdziału Izajasza i postać Jezusa z Getshemani. 2 czerwca, pisze do siostry Marii od Eucharystii: “Jej Oblubieniec nie jest wcale Oblubieńcem, który ma wprowadzić ją w wesele, lecz Tym, który poprowadzi ją na górę Kalwarii” (L 234). Nie rozstaje się ze swym “ukochanym krucyfiksem”: całuje go (w policzki Ukrzyżowanego), obsypuje płatkami róż i, w czasie agonii, nie wypuści z rąk. Wszystkie drobne zdarzenia z jej życia chorej zwracają ją ku Męce Jezusa: trzy siostry, które zasypiają u jej wezgłowia, nazwie po przebudzeniu “Piotrem, Jakubem i Janem!”. Boli ją ramię? Myśli wtedy o niesieniu krzyża.

Kiedyś tak często odprawiała drogę krzyżową w kaplicy; teraz przeżywają naprawdę, nie w słowach. Męce Jezusa odpowiada współuczestnictwo Teresy. Dlatego nie waha się odnieść do siebie słów Modlitwy Arcykapłańskiej Jezusa (J 17). Jej śmiałość znajduje uzasadnienie w świętej teologii Ciała Mistycznego: “Mogę tylko przywołać słowa Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy. Nie obrazi się, bo jestem Jego małą Oblubienicą i, w konsekwencji, Jego dobra są moimi dobrami” (L 258; C 34v). Obszerny fragment z Jej ostatniego Rękopisu poświęcony jest Wielkiemu Czwartkowi. To klucz do zrozumienia jej cierpień. Zaledwie skończyła pisać, nadchodzi Wielki Piątek. Ona także, uczeń i oblubienica Jezusa, jest ziarnem, które wpada w ziemię, które umiera, lecz wydaje plon obfity. Cytuje ten werset świętego Jana (12,24) dokładnie 11 sierpnia.

Złożona została w ziemię 4 października, po agonii, w czasie której mówiła: “Nigdy nie przypuszczałam, że można tyle cierpieć! Nigdy! Nigdy! Jedynie moje gorące pragnienia zbawiania dusz mogą mi to wytłumaczyć” (DE 30.9).

W przeciągu niemal stu lat, Teresa przyniosła plon nadzwyczaj obfity. Jak się temu dziwić? Bóg spełnił wszystkie jej pragnienia, gdyż wzbudza! je w niej Jego Duch. Czyż nie pisała do księdza Bellière: “Nie umieram jednak, wchodzę w Życie” (L 244)?