Wiele osób pragnie rozwoju życia duchowego i osiągnięcia jego szczytu, czyli pełnego i uszczęśliwiającego zjednoczenia z Trójcą Świętą w miłości. Jednak osiągnięcie tego celu jest niemożliwe, dopóki sam Bóg nie przejmie całej inicjatywy w naszym życiu. On zaś dopóty jej nie przejmie, dopóki my sami, korzystając z daru wolności, nie zawierzymy się Jemu całkowicie.
Naszym problemem jest to, że często zawierzamy się Panu Bogu słownie, a potem z tego zawierzenia wycofujemy się we fragmentach. Dzieje się tak w konkretnych sytuacjach dnia codziennego, które wymagają od nas rezygnacji ze swojego ja. Sytuacjach danych nam po to, abyśmy mogli zwyciężać, rozwijać się i duchowo wzrastać. Zamiast tego próbujemy modyfikować je po swojemu, nie postrzegając ich jako przejawu woli Bożej i nie pytając o Boże pragnienia względem siebie.
Zobaczmy, w jaki sposób św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza dojrzewała do pełni zawierzenia się Bogu i uczyniła z niego centralną ideę swojej duchowej drogi. Miało to miejsce pod koniec jej krótkiego życia, lecz jej dorastanie do zupełnego zdania się na działanie Boże zaczęło się w niej kształtować dużo wcześniej.
Znamiennym wydarzeniem w życiu Teresy od Dzieciątka Jezus była pielgrzymka do Rzymu, którą czternastolatka odbyła w towarzystwie tatusia i starszej o cztery lata Celiny. Jej celem było uzyskanie pozwolenia Ojca Świętego na wstąpienie do klasztoru sióstr karmelitanek bosych w Lisieux. Niestety zabiegi Teresy nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Zamiast uzyskania upragnionego pozwolenia, doznała zawodu i dotkliwej porażki.
Francuska pątniczka pozostawała wówczas pod silnym wrażeniem św. Cecylii, rzymskiej męczennicy. Spotkanie z nią w miejscu jej męczeństwa wyryło trwały ślad w życiu Tereski. Swoimi przeżyciami z tamtych dni podzieliła się osiem lat później w Dziejach duszy: „Poczułam do niej coś więcej niż nabożeństwo: prawdziwą serdeczność przyjaciółki... Stała się moją ulubioną świętą, osobistą powiernicą... Zachwycało mnie w niej wszystko, a zwłaszcza jej zawierzenie, ufność bez granic” (A 61v).
Ufność bez granic i zawierzenie – o których mówi tutaj Teresa, podkreślając te słowa – dotyczyły najbardziej intymnego pragnienia młodej Rzymianki, aby Walerian, którego właśnie poślubiła, nawrócił się i uszanował jej ślub czystości. Cecylia nie zawiodła się. Toteż Teresa podziwia jej heroiczną wierność ślubowi czystości i gorliwość w pozyskaniu dla wiary Waleriana i jego brata Tyburcjusza, a przede wszystkim jej absolutną ufność, dzięki której zawierzyła Bogu i złożyła wszystkie swoje plany w Jego ręce. Ponadto ta młoda święta urzeka ją dziewiczym śpiewem i miłością do Ewangelii, którą nosiła na swym sercu. Teresa jako młoda karmelitanka będzie ją w tym naśladować i ułoży jedną z pierwszych swoich poezji ku jej czci.
Postać św. Cecylii, którą Tereska całym sercem pokochała, nie pozostała bez wpływu na jej postawę po odniesionym fiasku podczas audiencji. Tego samego dnia, czyli w niedzielę 20 listopada 1887 r., po powrocie do hotelu, Teresa, która czuła się „jakby unicestwiona i opuszczona”, napisała list do swej siostry Pauliny, wówczas już s. Agnieszki w Karmelu, by zrelacjonować jej przebieg wizyty u papieża. Mimo odniesionej porażki, zapłakana i zawiedziona do głębi duszy, Teresa nie załamuje się.
„Och! Paulino droga, gdybyś mogła czytać w moim sercu, widziałabyś moją wielką ufność [...]. Bóg nie doświadcza nikogo ponad siły. Toteż dodał mi odwagi i męstwa, abym potrafiła znieść tę próbę”.
Teresa rozumie, że z woli Boga ma przejść przez wiele doświadczeń, zanim On umieści ją w Karmelu, lecz ze swej strony jest spokojna, bo dotychczas, jak pisze, zrobiła wszystko, czego domagał się od niej Dobry Bóg. „Wszystko oddaję w Jego ręce – napisała do swej cioci jeszcze przed wizytą u papieża – z wielką ufnością, że On nie może mnie opuścić”.(...)