Wpływ św. Jana do Krzyża na duchową drogę Edyty Stein


2. Podobieństwo duchowe

Jana i Edytę łączyła, a następnie połączyła wspólna, dominująca w ich życiu, cecha ducha: pasja poszukiwania, ta sama droga Chrystusowego Krzyża i ta sama mądrość otrzymana na tej drodze – mądrość Krzyża. W zdobyciu tej wiedzy przez Edytę Jan odegrał niemałą rolę. Edyta poszukiwała Prawdy, Jan poszukiwał z pasją Miłości. Miłość poszukiwana przez Jana od początku była osobowa: była nią Miłość Chrystusa Oblubieńca, raniącego swoją miłością duszę. Prawda poszukiwana przez Edytę nieco później okazała się tą samą Osobą Jezusa Chrystusa. Nastąpiło wówczas spotkanie Prawdy i Miłości. Innymi słowy: Edyta, szukając Prawdy, odnalazła Miłość. Odnalazła ją w Krzyżu, przez który otrzymała objawienie Chrystusowej mocy – mocy miłości.

a) Poszukiwanie z pasją prawdy

Edyta mówi o swojej drodze duchowej w pierwszym rzędzie w kategoriach poszukiwania prawdy. Wspominając czasy swojej nauki w szkole, mówi: “Obudziło się we mnie pierwsze poszukiwanie prawdy” (5). Prawda stanowi dla niej wartość najwyższą (6). W aktach Kongregacji Pro causis sanctorum (7) mówi się nawet o jej miłości do prawdy (8).

“Sługa Boża miłowała prawdę ponad wszystko, szukała jej niezmordowanie, a znalazłszy ją nigdy jej nie porzuciła. Nigdy nie zniekształciła, nie ukryła prawdy ani też nie starała się uciec przed konsekwencjami odkrytej prawdy. Całe swoje życie poświęciła szukaniu prawdy. Po długim poszukiwaniu i ciężkiej walce, Bóg pozwolił się jej znaleźć. 23 marca 1938 roku pisała do s. Adelgundis: «Bóg jest prawdą a kto szuka prawdy szuka Boga, nawet jeżeli nie jest tego świadomy». Została wychowana w miłości do prawdy i szczerości” (9).

Dzięki pragnieniu prawdy dostała się do Getyngi, by jej szukać poprzez zgłębianie wiedzy. Tam właśnie spotkała ludzi, którzy niejako otwarli jej drogę do chrześcijaństwa.

Jedna z sióstr karmelitanek z Kolonii wspomina zwierzenie s. Teresy Benedykty, które miało miejsce na rekreacji: “Na Uniwersytecie we Fryburgu Bisgowijskim widniały słowa Ewangelii napisane wielkimi literami: «Prawda was wyzwoli». O, kiedy się pomyśli co jest tam nauczane jako prawda, trzeba się zasmucić bardzo! Te nauki, tak wychwalane, nigdy nie będą w stanie uczynić ludzi wolnymi” (10).

Leży jej na sercu zawsze prawda, bez względu na to czy znajduje się na gruncie filozofii czy teologii (11). W jej oczach jedynie prawda zasługuje na wiarę.

Punktem odniesienia i kryterium badania prawdy była jej niezniszczalność. Filozofia również powinna być, w oczach Edyty, służebnicą prawdy i ona przyjmowała ją jedynie o tyle, o ile służyła prawdzie. W dziele: Byt skończony a byt wieczny napisała, że najwznioślejszym zadaniem filozofii jest przygotować drogę wierze (12).

Edyta wyznawała prawdę, nie zważając na wynikające z tego przykre konsekwencje. Dała temu wyraz w dniu politycznych wyborów 10 kwietnia 1938 r. Oświadczyła wówczas, że żaden chrześcijanin ani zakonnik nie może popierać reżimu wrogiego Bogu. Wezwana do niemieckiego urzędu na salut urzędnika odpowiedziała pozdrowieniem: “Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Przeoryszy Karmelu w Echt wyznała, że czuła się wewnętrznie popchnięta do takiego, po ludzku sądząc nierozsądnego zachowania, ponieważ stwierdziła, że tam wcale nie chodzi o politykę, ale o odwieczną walkę pomiędzy Chrystusem a Lucyferem (13).

W pierwszym okresie życia prawda zajmuje w sercu Edyty to miejsce, które należy się wierze i miłości. Był okres w jej życiu, jak zanotowała jej pierwsza biografka, że “nie mogła wierzyć w istnienie Boga” (14). W pełni młodego wieku ogłosi się niewierzącą. Edyta w tym czasie obywa się bez Boga, ale nie obywa się bez prawdy.

Dzięki miłości do prawdy szuka jej na gruncie fenomenologii. Metoda fenomenologiczna była dobra na początek, ale nie prowadziła do ostatecznych rozwiązań i nie prowadziła do odkrycia ostatecznej prawdy. Katolicki filozof, Scheler, otworzył przed nią świat, który przekracza próg filozofii.

“Był to pierwszy mój kontakt ze światem dotąd całkowicie mi nieznanym. Nie doprowadził mnie jednak do wiary. Wprowadził mnie jednak w sferę zjawisk, wobec których nigdy nie mogłam pozostać ślepa” (15).

W 1917 r. ginie na wojnie filozof Reinach. Po raz pierwszy w życiu widzi u żony Reinacha zwycięstwo krzyża nad śmiercią. Pękła jej niewiara, a zabłysnął Chrystus w misterium Krzyża.

“Na pogrzebie Reinacha (16) spotkałam się pierwszy raz z Krzyżem i Bożą mocą, jakiej udziela on tym, którzy go niosą. Ujrzałam pierwszy raz w życiu Kościół w jego zwycięstwie nad ościeniem śmierci. W tym momencie załamała się moja niewiara i ukazał się Chrystus w tajemnicy Krzyża” (17).

Ostatecznie i ostateczną prawdę znalazła w domu Hedwig Conrad-Martius, gdzie przez całą noc czytała Księgę życia Teresy, po czym wyznała: “To jest prawda”. Nie był to dla niej koniec, ale początek nowej drogi. Po latach szukania odkryła, że ostateczna Prawda znajduje się w Kościele, a nie na Uniwersytecie.

b) Poszukiwanie z pasją miłości

O Janie od Krzyża mówi się, że był człowiekiem jednego tylko ideału, tj. zjednoczenia z Bogiem. Był teologiem, był poetą, był człowiekiem o wielkiej wrażliwości estetycznej, ale przede wszystkim był człowiekiem Bożym.

Sam jasno wyznaje, że cała jego duchowa droga znaczona była ogromnym pragnieniem zjednoczenia z Oblubieńcem Chrystusem. Jego pisma jak wiadomo mają charakter autobiograficzny, chociaż on sam nigdzie tego nie mówi. Pieśń duchowa zawiera opis całej drogi duchowej do pełnego zjednoczenia z Bogiem, jego drogi duchowej i dokumentuje drogę rozpłomienionej miłością duszy, która pokonuje wszystkie przeszkody – siebie samą – osiągając upragniony cel.

Jan jest niezmordowanym poszukiwaczem Miłości. Kiedy komentuje werset Pieśni duchowej: “Szukając moich miłości” (PD 3) przestrzega, że aby spotkać Boga nie wystarczy tylko mówić, modlić się – trzeba działać. Poszukiwanie Boga jest zajęciem trudnym i kosztownym. Podaje przykład oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, która nie spoczęła aż znalazła tego, którego jej dusza miłowała.

Pierwszym warunkiem spotkania Boga jest, według niego, wyjście z siebie samego: “wyjść z domu własnej woli, i z łóżka własnych upodobań” (PD 3, 3). Ale i to nie wystarczy. Potrzebne jest jeszcze serce “wolne i silne” (PD 3, 5), które nie będzie się zatrzymywało po drodze, by zbierać kwiaty ani nie będzie się lękało dzikich zwierząt. Kto naprawdę szuka Umiłowanego, musi być oderwany, silny, cnotliwy.

Całe życie duchowe Jana od Krzyża jest ożywiane i poruszane przez miłość, która staje się dla niego prawdziwą pasją. Czym dla Edyty była prawda, tym dla Jana od Krzyża miłość: zdrowie duszy i lekarstwo na wszelkie zło. Zraniona miłością dusza wychodzi na poszukiwanie Umiłowanego. To jest właściwa postawa człowieka: zostaliśmy stworzeni dla miłowania (zob. PD 29, 3). Powołaniem człowieka jest Miłość. Dlatego nigdy nie będzie można dobrze zrozumieć prawdy o człowieku, pomijając Boga. On sam nas poucza o tym, kim naprawdę jesteśmy.

Dodać trzeba, że to poszukiwanie trwa całe życie. Dlatego wielkim błędem, popełnianym przez wierzących na tej drodze, jest niecierpliwość i chęć przeskakiwania przez etapy drogi, które należy z cierpliwością przebyć. Trzeba bowiem zrozumieć, że głównym protagonistą tej historii miłości nie jest człowiek, ale Bóg. On swoją pedagogią wyprowadza człowieka z “jego chaty” i pociąga za sobą, zapalając serce miłością. To przyciąganie Bożej miłości jest tak wielkie, jak przyciąganie kamienia przez ziemię (PD 12, 1). Tak jak kamieniowi nie pozostaje nic innego niż spadać na ziemię, tak człowiekowi, pragnącemu zjednoczyć się z Umiłowanym, nie pozostaje nic innego, jak pozwolić się miłować. Niestety, jest to proste jedynie w teorii.

W prologu do Drogi na Górę Karmel św. Jan ubolewa nad faktem, jak to niektórzy nie pozwalają się Bogu prowadzić. Są podobni do dzieci, które nie pozwalają się nieść kochającej matce, ale same starają się iść w swoim kierunku, niwecząc jej starania.

Można zauważyć u św. Jana od Krzyża pewną prawidłowość także bardzo widoczną u Edyty: osoba, która szuka, sama jest poszukiwana. (To jej szukanie jest już konsekwencją tego, że ktoś ją spotkał i wzbudził w niej pragnienie poszukiwania). Trzeba i tutaj powtórzyć prawdę, która nie jest zbyt często powtarzana: inicjatywa na duchowej drodze zawsze należy do Boga. To On pierwszy wychodzi na spotkanie człowieka, o wiele wcześniej niż człowiek zdecyduje się postawić choćby jeden krok w Jego kierunku. “Jeżeli dusza szuka Boga, to o wiele bardziej Umiłowany jej szuka” (ŻPM 3, 28). A w Założeniu do Pieśni duchowej powie nawet, że ta Boża inicjatywa w stosunku do człowieka uprzedza nawet ludzkie narodziny, jest odwieczna. Zanim człowiek się narodzi, ma już poza sobą długą historię miłości Boga do niego.

Kto szuka prawdy lub miłości znajduje o wiele więcej niż to sobie wyobrażał: bo znajduje Boga.