Na zakończenie Światowych Dni Młodzieży, słynnych JMJ w Paryżu, 24 sierpnia 1997 roku św. Jan Paweł II zapowiedział, że niedługo włączy Teresę od Dzieciątka Jezus do grona doktorów Kościoła. „Z nauczania Teresy – uzasadniał tę decyzję Papież – z tej autentycznej nauki miłości, promieniuje jej poznanie tajemnicy Chrystusa i jej osobiste doświadczenie łaski; Teresa pomaga ludziom dzisiaj – i będzie pomagać w przyszłości – lepiej rozumieć dary Boga i szerzyć Dobrą Nowinę o Jego nieskończonej Miłości. Jako karmelitanka i apostołka, jako mistrzyni mądrości duchowej dla wielu osób konsekrowanych i świeckich, jako patronka misji – św. Teresa zajmuje wybitne miejsce w Kościele”.
Słowa te wywołały wśród zgromadzonych ogromną radość, tak ogromną, że zazwyczaj poważny i skupiony kardynał Jean Marie Lustiger, ówczesny metropolita Paryża, zerwał piuskę z głowy i zaczął podrzucać ją do góry. Dotąd, w całej historii Kościoła, jedynie małe grono świętych zostało ogłoszonych doktorami Kościoła. Do tego dostojnego grona należą między innymi: Augustyn z Hippony, Jan Chryzostom, Albert Wielki, Tomasz z Akwinu, Bonawentura, Robert Belarmin, Franciszek Salezy. W 1970 roku papież Paweł VI włączył w ich poczet pierwsze kobiety: św. Teresę z Avili i św. Katarzynę ze Sieny. Teresa z Lisieux jest trzecia… Właśnie… z Lisieux. Z Lisieux w Normandii, której klimat, ukształtowanie terenu, wiejskie krajobrazy z pasącymi się krowami przypominają nasze Mazowsze. Lisieux, w którym odkryła swoje karmelitańskie powołanie współautorka tej książki. W XIX wieku, epoce skrajnego racjonalizmu i wiary w naukę, epoce, w której przyszło żyć Teresie, było ono nieznaną, zapomnianą mieściną z paroma ulicami, gotycką katedrą, wtedy bez biskupa, i klasztorem karmelitańskim.
A dzisiaj w każdym sklepie z pamiątkami, na każdej kartce, długopisie, szklance – z jednej strony jest wizerunek Teresy, a na drugiej często… Bogu ducha winne normandzkie krówki. Także Teresa za życia była nieznana, ani szerokiemu światu, ani towarzyszącej jej w klasztorze siostrom. Jedna z nich, siostra Anna od Najświętszego Serca, potrafiła nawet powiedzieć: „Nie było o niej nic do powiedzenia, była bardzo miła i ukryta, nie zauważało się jej, nigdy nie domyśliłabym się jej świętości. Gdy więc Teresa zmarła, zaczęto czyścić, upiększać jej życiorys, jakby sama świętość nie wystarczyła, jakby świętości i jej otoczenia trzeba się było wstydzić.
I znowu – jak tu nie pamiętać o św. Stanisławie Kostce. Przesłodzonym przez naszą polską pobożność, upiększonym „świętym Stasiu”. Jakby nie był mazowieckim szlachcicem, chłopakiem renesansu zatroskanym o losy chrześcijaństwa, piechurem wytrwale maszerującym przez Alpy, Karawanki, Dolomity i Apeniny z tym swoim Ad maiora natus sum… „Do wyższych rzeczy jestem stworzony”.
cdn
s. Maria Lucyna od Krzyża OCD
ks. Henryk Seweryniak
Płock 2018