Święta o porywczym temperamencie cz. 4

Całą do dyspozycji Boga

Elżbieta wierzyła w Trójcę Świętą, lecz wiara w tę tajemnicę aż do tamtej chwili pozostawała jakby „na uwięzi”. Podobne doświadczenia ma zapewne wielu z nas. Wierzymy w Boga Ojca, w Jezusa Chrystusa Jego Syna i w Ducha Świętego, lecz zazwyczaj zwracamy się do każdej z Osób Boskich z osobna. Nie myślimy natomiast o żywej i działającej Trójcy, której jedność w miłości jest tajemnicą początku i trwania wszystkiego co żyje.

Tamtego dnia Elżbieta słuchała kazania pewnego dominikanina. Podczas gdy mówił, przed jej oczami i w sercu rozlewał się gorący strumień nieskończonej miłości, wypływający od Ojca poprzez Syna w Duchu, płynący ku stworzeniu i porywający ze sobą w zbawczym nurcie ludzkość całą, całą historię i wszelkie wydarzenia.

Było to tak, jakby dotąd życie – także życie wiary – przypominało serię fotogramów oglądanych z miłością, ale każdy z osobna, jeden po drugim; i nagle wszystko zostało wprawione w ruch, a dramat bosko-ludzki ukazał całe swe piękno i całą głębię zdarzeń. Ona zaś, Elżbieta, maleńka istota, czuła się porwana z taką siłą, że zatraciła się całkowicie w ożywczym bezmiarze Boskiej Trójcy.

Mogła teraz oglądać całą rzeczywistość, wraz z tym, co tak bardzo inne i oddalone – nawet bolesne rozstanie z matką – we wnętrzu wielkiej tajemnicy jedności.

Rozumiała już, że istnieje takie miejsce, w którym „dusze umawiają się na spotkanie”, bez względu na dzielące je różnice czasu, miejsca, powołania, dojrzałości. Zaczęła więc patrzeć na świat i na ludzkie sprawy przez pryzmat „trójjedności”.

W sierpniu 1901 roku wreszcie będzie mogła wstąpić do Karmelu.

Spędzi tam tylko pięć lat: tyle, ile zwykle trwała formacja młodej siostry przygotowująca do podję­cia całkowicie nowego stylu życia.

Kiedy przekroczyła próg klauzury, usłyszano jej szept: „Bóg jest tutaj! Jakże jest obecny! On sam mnie wprowadza!”.

Wchodząc do swej maleńkiej, ubogiej celki, mówiła: „Trójca Święta jest tutaj!”. Poprosiła też, by pozwolono jej przyjąć imię „Elżbieta od Trójcy Świętej”.

Jak wiele się wydarzy w ciągu tych niedługich pięciu lat, trudno opowiedzieć, mimo że wszystko, co widoczne było na zewnątrz, wydawało się zwy­czajne i proste. Jaką jednakże może się stać istota ludzka, kiedy we wszystkich zdarzeniach, ludziach i rzeczach widzi Boga? I jeszcze więcej: kiedy jest pewna, że strzeże Boga w sobie i porusza się w Nim?

Może zatem przywołajmy świadectwo znale­zione w korespondencji Elżbiety.

Gdybyś wiedziała, jak cudownie jest przebywać w chórze, kiedy w kaplicy wystawiony jest Najświętszy Sakrament… Gdy wchodząc otwieram drzwi, zdaje mi się, że niebo się otwiera, i naprawdę tak jest (List 114).

Dziś spędziłam cały dzień przy kuchni z warząchwią w ręku. Nie popadłam w ekstazę, ale wierzyłam w obecność Mistrza, który był wśród nas i którego mogłam wielbić w samym środku mej duszy (List 206).

Zeszłam do pralni, gdzie trwało już wielkie pranie, i starałam się robić to co wszystkie. Pluskałam się w wodzie, aż się zachlapałam… i nie posiadałam się z radości. Widzisz, w Karmelu wszystko jest wspaniałe: można znaleźć Boga tak samo podczas prania, jak i podczas modlitwy. On jest wszędzie! Nim się tu żyje, Nim się oddycha! Gdybyście wiedzieli, jaka jestem szczęśliwa! Mój horyzont rozszerza się bardziej i bardziej (List 83).

Wszystko robię wraz z Nim i do wszystkiego podchodzę z Bożą radością. Czy zamiatam, czy pracuję, czy się modlę, wszystko jest dla mnie piękne i rozkoszne, bo we wszystkim widzę mojego Mistrza (List 82).

Czuję wokół mej duszy tak wiele miłości. Jest ona jak ocean, do którego wód rzucam się i w którym tonę… On jest we mnie, a ja jestem w Nim. Nic nie jest ważne prócz tego, by kochać Go i Jemu pozwolić się kochać, w każdym momencie i w każdej rzeczy: budzić się w miłości, poruszać się w miłości, zasypiać w miłości, z duszą w Jego duszy, sercem w Jego sercu, z oczami w Jego oczach… Gdyby ksiądz wiedział, jak On mnie wypełnia! (List 146).

Zapewne nawet nam chrześcijanom wydaje się niepojęte, a wręcz dziwne, że ktoś w taki sposób mówi o Jezusie Chrystusie. A jednak podobne wyrażenia są dla nas zrozumiałe, gdy wypowiadają je zakochani, choć powszechnie wiadomo, że nierzadko są to tylko puste słowa. Powinniśmy wiedzieć, że kiedy się mówi o miłości, pewne sformułowania nabierają rzeczywistego sensu właśnie tylko w odniesieniu do Boga – Tego, który najpierw powołał nas do życia, a potem obdarzył nas swoim życiem. Jak wtedy, gdy Jezus pytał Apostoła Piotra: „Czy miłujesz Mnie bardziej aniżeli ci?”, a Apostoł odpowiadał: „Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham!”.

Elżbieta pozostawiła po sobie notatki, które sporządzała podczas chwil skupienia; dzięki nim możemy prześledzić ów tor, jakim biegły jej myśli, zmierzając coraz bardziej ku głębi Serca Bożego, a zatem i ku zrozumieniu samej istoty bytu.

W listopadzie 1904 roku napisała znaną Modli­twę do Trójcy Przenajświętszej, która dziś jest naj­powszechniej znanym jej tekstem i która przy­należy do klasyki literatury duchowej.

Boże mój, uwielbiona Trójco, pomóż mi całkowicie zapomnieć o sobie, bym mogła zamieszkać w Tobie, niewzruszona i spokojna, jakby dusza moja znalazła się już w wieczności! Oby nic już nie zakłócało mojego spokoju, oby nic nie zmuszało mnie do opuszczenia Ciebie, mój Niezmienny, ale by każdy moment prowadził mnie coraz dalej w głębię Twej tajemnicy. Ucisz duszę moją, uczyń ją Twym niebem, Twą umiłowaną siedzibą, miejscem Twego spoczynku; obym nigdy nie zostawiała Cię samego, ale bym zawsze była przy Tobie, całą sobą, całkowicie odnowiona w wierze, cała w uwielbieniu, cała poddana Twemu stwórczemu działaniu.

o. Stanisław Fudala OCD