Świecki Karmelita – wzór na dzisiejsze czasy


Wspólnota Świeckiego Zakonu Karmelitańskiego z Florencji zbiera informacje dotyczące życia duchowego i relacji z ówczesnym Karmelem toskańskim swojego członka – słynnego kolarza, Gino Bartali, w ramach przygotowań do jego procesu beatyfikacyjnego.

14 lutego 1937 r. Gino Bartali przywdział habit Trzeciego Zakonu z rąk o. Ludwika od św. Józefa, delegata prowincjalnego dla OCDS w Toskanii. Młody, 22-letni mistrz kolarski wstąpił do Świeckiego Zakonu pod imieniem Br. Tarsycjusz od św. Teresy od Dzieciątka Jezus. 4 grudnia 1938 Gino Bartali złożył wraz z innymi współbraćmi przyrzeczenia definitywne. Jego syn Andrea, w swojej książce: „Gino Bartali, mój tato”, opowiada o wielkiej miłości, jaką jego ojciec zawsze darzył świętą karmelitankę, Teresę od Dzieciątka Jezus. Po zwycięstwie w Giro d’Italia w 1937 r. w kościele Corpus Domini w Mediolanie Gino Bartali zostawił następujący wpis ku czci swojej ulubionej świętej: „W kościele, w którym przed wyjazdem na 25. Giro d’Italia prosiłem o pomoc Bożą, dziś dotrzymuję obietnicy, uroczyście dziękując Panu i mojej ukochanej Świętej – św. Teresie, za nową łaskę mi udzieloną, dzięki której wygrałem bardzo trudne Giro w 1937. Najwybitniejsi włoscy kardynałowie i biskupi, którzy mnie pobłogosławili, ojcowie Karmelici, przyjaciele Akcji Katolickiej, Tercjarze, serdecznie dziękuję! Święta Teresko pobłogosław ich wszystkich.” Gino ofiarował św. Teresie także swoje zdjęcie.

Bartali był bardzo zajęty treningami i zawodami kolarskimi i nie miał zbyt wiele czasu na uczestnictwo w spotkaniach Wspólnoty OCDS, ale kiedy tylko mógł, udawał się do kościoła Karmelitów Bosych S. Paolino we Florencji.  W „Stella del Carmelo” z lutego 1937 r. znajduje się mały artykuł zatytułowany: „Wizyta Bartaliego w naszej szopce”, w którym bracia z klasztoru S. Paolino opowiadają o niespodziewanej wizycie Gino Bartaliego w towarzystwie jego przyjaciela Bertiego przy szopce w kościele, przed którą trwał na modlitwie. Był szczególnie przywiązany do o. Mauro Tabarelliego, który przez dziesięciolecia, zapraszany przez Bartaliego, chodził do jego domu, aby odprawić Msze św. w kaplicy, którą zbudował Gino.

Bartali był ważnym dobroczyńcą Sanktuarium Karmelitów Bosych w Capannori, przyczyniając się finansowo do budowy Kolegium na rzecz ubogich i osieroconych dzieci z Capannori i Lucca. Jak wynika z dokumentów znajdujących się w archiwum Prowincji Środkowych Włoch, 23 lipca 1951 r. Bartali podarował braciom z Capannori kielich z okazji obchodów powrotu do Sanktuarium obrazu Matki Bożej Szkaplerznej, odrestaurowanego we Florencji. Ten wielki mistrz, wśród tak wielu sukcesów, wychwalany przez wszystkich, nie dał się odciągnąć od głębokiej wiary w Boga, okazując pokorę, miłość, oddanie Karmelowi, jak możemy wywnioskować z licznych przykładów zaczerpniętych z jego życia.

Wyjątkowe jest także to, co zrobił dla prześladowanych przez nazistów Żydów, kiedy wszedł do tajnej sieci pomocy prześladowanym, na prośbę kardynała Dalla Costy, któremu bezwarunkowo powiedział tak. Tym „tak” uratował niezliczone życia, niezależnie od niebezpieczeństwa, na jakie narażał swoje własne. Korzystał ze swojej sławy, chowając w ramie roweru zdjęcia ukrywających się Żydów, by wyrobić im fałszywe dokumenty, które potem im przekazywał. Zakładał koszulkę ze swoim nazwiskiem, a strażnicy niemieccy na posterunkach kontrolnych pozdrawiali mistrza, prosili o autografy i życzyli udanego treningu. Gdy jednak go zdemaskowano i aresztowano, został rychło zwolniony, gdyż Niemcy nie chcieli ryzykować uderzenia w „legendę”.

Nikt, nawet członkowie rodziny, nie był świadomi tego godnego podziwu aktu miłosierdzia. Syn relacjonuje, że ojciec powiedział: „o dobrych uczynkach nie należy mówić, jeśli się mówi o nich, nie mają już żadnej wartości”.  Mawiał także: „Przed obliczem Boga nie maja znaczenia zarobione pieniądze, których nie można zabrać do życia wiecznego, tak samo medale, które przymocowywano mi do sportowych koszulek. Wobec Pana liczą się tylko te medale, które są przypięte do duszy, te zdobyte dzięki dobrym uczynkom, które zawsze starałem się czynić”.

Z tego powodu nie chciał, aby cokolwiek mówiono o jego nieustannych dziełach miłosierdzia. „Nigdy nie słyszałem, żeby powiedział nawet złe słowo” – mówi o nim jego syn Andrea. „Nigdy nie słyszałem, żeby mówił źle o kimkolwiek, a dla najsłabszego zawsze miał słowo usprawiedliwienia”.

Zmarł w piątek 5 maja 2000 r. spokojnie, w swoim łóżku, o co zawsze prosił w swoich modlitwach do św. Tereski. Otulono go białym płaszczem tercjarzy karmelitańskich, zgodnie z jego pragnieniem: w rzeczywistości chciał być pochowany tylko w tym płaszczu, bez symboli ziemskiej chwały. Na grobie nie ma zdjęć ani epitafiów, ale po prostu: „Gino Bartali 1914 – 2000”.

za: www.carmelitanicentroitalia.it, tłum. o. Andrzej Cekiera OCD