Spoglądając w kierunku Wielkiego Postu

Wielki Post jest duchową podróżą. Ma w sobie ducha, który odróżnia go od wszystkich innych okresów roku liturgicznego. Ducha, który cicho i w prosty sposób mówi ci, dokąd zdążasz: do Paschy, do Zmartwychwstania. Idziesz za Chrystusem przez całe Jego życie, umierasz z Nim i niejako w Nim jesteś pochowany. To początek nowego i wiecznego życia, a także „śmierć śmierci”. Chrystus przez swoją śmierć dał nam życie. Wielki Post jest czasem, kiedy stajemy twarzą w twarz z tą rzeczywistością naszej wiary i ją przeżywamy.

Przygotowanie do Wielkiego Postu rozpoczyna się od pragnienia. Istniejemy po to, aby pragnąć Boga. Święty Augustyn napisał: „Moje serce jest niespokojne, dopóki nie spocznie w Tobie”. Przygotowanie do Wielkiego Postu to wejście w kontakt z pragnieniem Boga, które nosimy głęboko w sercu. Pragnienie jest jak płomień; najpierw jest małe, ale wzrasta. Wielki Post powinien rozpalić nasze pragnienie Boga tak, aby stało się ogniskiem.

Dokonało się Wcielenie. Chrystus narodził się w Betlejem. Był cieślą w Nazarecie, gdzie życie płynęło spokojnie, zanim zaczął swoje życie publiczne. Potem wybrzmiały Jego słowa, które docierają do nas przez megafon wieków. Niektóre są pełne mocy i chwilami straszne: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie…”, a potem znów współczujące i łagodne: „Nikt cię nie potępił? I Ja ciebie nie potępiam”. Chrystus na naszych oczach osiąga pełnię w ciągu trzech lat swojego nauczania.

W czasie Wielkiego Postu dochodzimy do pewnego progu, za którym nauczanie Jezusa utoruje drogę dla cierpienia i poddania. Docieramy tu do rzeczywistości, którą On jasno nam sprecyzował, a do której nie podchodzimy zwykle zbyt poważnie: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Mamy wejść w tę chwilę, w której nasz brat Jezus Chrystus oddał życie za was i za mnie, i za każdą istotę ludzką w historii świata – bo On jest bratem wszystkich.

Każdy z nas może w pewnym sensie wejść w swoje serce i szukać tam owego pragnienia Boga. Może to być mały płomyk, ledwo widoczny, albo już płonące ognisko. Jakkolwiek by było, poznamy wówczas, jak bardzo Bóg nas ukochał. O to właśnie chodzi w Wielkim Poście. Podobnie jak Zacheusz (Łk 19, 1–10) wejdziemy na wielkie drzewo wiary, chcąc się upewnić, że żadnego słowa wypowiadanego w tych ostatnich tygodniach życia Chrystusa nie będziemy słuchali jednym uchem, wypuszczając je drugim. Nasze pragnienie musi obejmować każdy Jego gest i każde słowo, bo jeśli mamy nadzieję oglądać Go, kiedy otworzą się wrota śmierci (a nawet wcześniej, bo królestwo Boże ma swój początek już teraz), musimy naśladować tego, na którego będziemy spoglądać.

Aby tak się stało, trzeba będzie oczyścić się z wielu rzeczy, bo to płomienne pragnienie, które musimy mieć w sobie, potrzebuje sporej przestrzeni. Nie chodzi bowiem o zapalenie jakiejś kupki drobnych gałązek, ale ogromnej sterty suchego drewna. Musi nam zależeć na opróżnieniu każdego zakątka swojej istoty ze wszystkiego z wyjątkiem osoby Jezusa Chrystusa, Boga i człowieka, który umarł i zmartwychwstał, abyśmy mogli ujrzeć oblicze Jego Ojca i spotkać Trójjedynego Boga, cel wszystkich narodzonych na świecie ludzi.

Jak wzbudzić w sobie to wielkie pragnienie? Odpowiedź jest zawsze taka sama: przez modlitwę, post i umartwienie. Ale modlitwa może być bardzo prosta: „Boże, wierzę; zaradź mojemu niedowiarstwu”. W odpowiedzi na tę modlitwę Bóg ześle wiarę, a wiara jest zapałką, która roznieca pragnienie. „Ja jestem drogą” – mówi Chrystus. Musimy iść tą drogą, wierząc i pragnąc Go.

Publikacja:
Catherine Doherty, Pora miłosierdzia. Wielki Post i Wielkanoc z Catherine Doherty, Kraków 2018.