Werner Hilbrich OCD
Nawet wśród świata możemy słuchać Boga w uciszeniu serca, które pragnie należeć tylko do Niego
Na skraju na mieliźnie świata są piękne dziwne puste ślimacze muszle kolońska katedra katedra piotrowa hagia sophia karolińskie romańskie gotyckie bizantyńskie 19-to i 20-to wieczne ślimacze muszle z nich to wyciekło życie widać czarne stonki turystyczne wchodzą wychodzą w pośpiechu roją się w jakiejś niepojętej gonitwie
europa stała się wielkim chrześcijańskim muzeum europa na skraju mielizna świata piękno w brązie marmurze z piaskowca cegły betonu
europa drogocenny grób grób jest pusty bohater powstał ze snu śmierci ale gdzie indziej
Tym wierszem rozpoczyna się książka Medarda Kehla (“Dokąd zdąża Kościół? Diagnoza na czasie”, Freiburg-Basel-Wien, Herder 1996), którą właśnie czytam. W tym wierszu wyrażono wiele z tego, co obecnie przeżywamy w Niemczech i w Europie z Kościołem i w Kościele (czy też w Kościołach). Frankfurcki jezuita nie chce wszakże poprzez swoją książkę propagować nastrojów dekadenckich (rezygnacji i pesymizmu) lecz wskazuje na możliwe drogi prowadzące w przyszłość, stale wspominając korzenie chrześcijańskiej wiary. W pismach Nowego Testamentu odnajduje on wiele obrazów przedstawiających działanie Boga w świecie, na przykład w przypowieści o ziarnie gorczycy lub o zakwasie. Z czegoś niezwykle małego wyrasta coś bardzo wielkiego.
“Nawet pośród świata możemy słuchać Boga w uciszeniu serca, które pragnie należeć tylko do Niego” (List 38). Tak pisze Elżbieta Catez w pewnym liście do swego duchowego przewodnika, kanonika Izydora Anglesa. Napisała te słowa 1 grudnia 1900 roku, osiem miesięcy przed wstąpieniem do Karmelu w rodzinnym mieście Dijon.
Wstąpić tam pragnęła mając 17 lat, spotkała się jednak ze sprzeciwem swej matki. Dopiero, gdy skończyła 21 lat, otrzymała jej zgodę. Już jako młoda dziewczyna ćwiczyła się w wsłuchiwaniu się w wewnętrzny Głos. Wstawała często potajemnie wcześnie rano, aby się modlić i rozważać. Szybko rozpoznaje Głos i jednocześnie zauważa, że jest on słyszalny, gdy tylko serce jest uciszone i zwrócone ku Bogu.
To, co “słyszy” wypełnia jej serce radością – i to odkrycie chce przekazać innym. Czyni to często w formie listownej. Wiemy o 59 osobach, z którymi korespondowała. Pośród nich jest:l3 zakonnic, 6 księży względnie kleryków i 40 osób świeckich.
To, co Elżbieta chce przekazać, odnosi się nie tylko do osób zakonnych, księży czy kleryków, to dotyczy przede wszystkim wszystkich świeckich chrześcijan, którzy są powołani “ze świata”, aby żyć z Bogiem.
Możemy powiedzieć tak: nauka Elżbiety o życiu duchowym, jej duchowość jest przede wszystkim duchowością wiernych świeckich. To jest nauka, która może z nas uczynić osoby wsłuchujące się coraz bardziej w Boga, w bliźnich i w to, co się wokół nas w świecie rozgrywa.
Z pewnością istnieje głęboki związek pomiędzy wiarą i słuchaniem tego, co głosi i czego naucza Kościół. Bardzo poglądowo opisuje to w liście do Rzymian (por. Rz. 10, 14-17) apostoł św. Paweł, którego szczególnie kochała Elżbieta. Lecz dla Elżbiety głos Boga jest słyszalny nie tylko w nauczaniu Kościoła, lecz również “w świecie”. Według niej, Bóg daje się słyszeć pośród świata w podobny sposób, jak w Kościele każdemu człowiekowi, który chce Go usłyszeć. I tego się właśnie nauczyła już we wczesnej młodości jako osoba otwarta na świat i bliźniego, w swoim żywotnym kręgu przyjaciół, podczas zabaw na tanecznym parkiecie, poprzez muzykę (grała bardzo dobrze, z wielką pasją na fortepianie) i obcując z przyrodą (przede wszystkim kochała góry i morze).
Elżbieta chce nam powiedzieć: słuchanie wpływa na nasz sposób myślenia, mówienia, na całe nasze życie.
Wspólnota z Bogiem, więź z Boską Trójcą, uważne słuchanie Boga tworzy także wspólnotę pomiędzy ludźmi. “Dokąd zdąża Kościół?” – taki jest tytuł wspomnianej wyżej książki. Czy mógłby Kościół pójść taką drogą, aby stać się wspólnotą bardziej wsłuchującą się, a zatem i słyszącą głos Boga? Na tej drodze Elżbieta byłaby niezrównaną, doświadczoną przewodniczką.
Powszechne zasłuchanie się w głos Boga, to, co można by było nazwać “poruszeniem się mas”, graniczyłoby niemal z cudem. W każdym bądź razie tu i ówdzie istnieją małe grupy (natychmiast myślę o biblijnej przypowieści o ziarnie gorczycy), które, jak Elżbieta, chcą słuchać – sąsiada, o tym, co się dzieje w świecie blisko i daleko, a przede wszystkim chcą wsłuchiwać się w cichy Głos w swych uciszonych sercach. Również przy naszych klasztorach istnieją wspólnoty osób świeckich, które chcą poznać Elżbietę i jej duchowość, i które “w świecie” pragną żyć duchem naszych świętych Karmelu.
Z taką właśnie świecką wspólnotą działającą przy naszym Zakonie (“Terezjańska Wspólnota Karmelitańska”) wybraliśmy się do Spreewaldu. Mieliśmy też zamiar popłynąć łodzią po Szprewie. Zamiar się udał. Było nas tylko 9-cioro. Siedzieliśmy więc w łodzi pomiędzy obcymi ludźmi. Był to dla mnie poglądowy obraz tego, co może się stać z Kościołem w przyszłości: razem z wieloma ludźmi z tego świata płyniemy, my chrześcijanie, po rzece życia. I wszyscy siedzimy w tej samej łodzi. I śpiewamy czasem wspólnie jakąś jedną pieśń tak jak wtedy, podczas naszej wyprawy, gdy płynęliśmy łodzią po Szprewie. Sądzę, że mogliśmy wtedy troszeczkę usłyszeć Boga, w tym Spreewaldzie, pośród świata.