Siostra zwiędłych lilii

Rozmowa z o. Wojciechem Ciakiem, karmelitą bosym.



Święta Teresa wcześnie poszła za kraty klasztoru. Wydaje się, że żyjąc z dala od grzesznego świata, niewiele wiedziała o życiu

Czasami suma życiowych doświadczeń wcale nie przekłada się na rozumienie życia. Teresa rozumiała życie i umiała się opowiedzieć po właściwej stronie – nie tylko jeśli chodzi o życiowe wybory. Umiała też opowiedzieć się po stronie grzeszników. Bardzo ciekawy jest okres jej życia, w którym przechodzi cierpienia związane z pokusami przeciw wierze, nadziei.

Miała nawet myśli samobójcze. To bulwersuje u tak głęboko wierzącej osoby.

Teresa jest ciekawym przykładem przeżywania nocy duchowej. Myślę, że każda epoka ma swój sposób jej doświadczania, nasza też. Teresa pisze: “Twoje dziecko zrozumiało Twoje boskie światło, przeprasza Ciebie za swoich braci. Zgadza się jeść tak długo, jak będziesz chciał, chleb boleści i wcale nie chce przed dniem, który wyznaczysz, wstawać od tego stołu napełnionego goryczą, przy którym jedzą biedni grzesznicy . Ale dlatego też, czyż nie może mówić w swoim imieniu, w imieniu swoich braci: Zmiłuj się nad nami, Panie, gdyż jesteśmy biednymi grzesznikami!” Tu potrzebne jest pewne wprowadzenie. W czasach św. Teresy, pod koniec XIX w. pojawiły się dwie koncepcje społeczeństwa bez Boga: w ramach kapitalizmu i rodzącego się komunizmu. Na to odpowiedź Kościoła była wieloraka: encyklika “Rerum novarum”, chrześcijańskie związki zawodowe. W środowisku Teresy był jej wuj Izydor Guérin, który zamknął swoją aptekę i otworzył tygodnik “Normandia”, w którym starał się bronić racji katolickiej. Był w Kościele ruch wynagradzający grzechy bezbożników, a w Karmelu siostry oddawały się sprawiedliwości Bożej – brały na siebie gniew Boga za grzechy ludzi.

I z tym była związana powtarzana w literaturze informacja, że św. Teresa żyła w klasztorze, w którym panował lęk przed Bogiem?

W pewnym sensie tak. Już sama wizja Boga, który karze, nie jest pociągająca. Osoba, która oddaje się sprawiedliwości, pełni rolę odgromnika, na który gniew Boży ma spaść. Kiedy Teresa oddawała się Miłości Miłosiernej, czytano w klasztorze o pewnej karmelitance, która sprawiedliwości Bożej się oddała i umierała z niepokojem, że za mało cierpiała. Teresa przyjmuje zupełnie inną opcję, nie negując tego, co robią siostry. Zasiada z grzesznikami do stołu napełnionego goryczą. Zdaje sobie sprawę, że ludzie, którzy nie wierzą w perspektywę życia wiecznego, są zdesperowani. Nie tyle przyjmuje za nich gniew Boży, ale wchodzi w ich sytuację. Podejmuje grzech, ale nie grzeszy. Postępuje jak Jezus. On nie popełnił grzechu, ale wszedł w sytuację grzesznika. To ma konsekwencje: w pokusach samobójczych Teresy, w jej cierpieniach, umieraniu, które było podobne do agonii Jezusa na Krzyżu. Sądzę, że jej postawa jest aktualna, bo dziś mamy podobne problemy.

Właśnie. Mówił Ojciec o nocy duchowej. Na czym ona dziś polega i czy Teresa ma na nią odpowiedź?

Dziś też mamy wizje budowania społeczeństwa tak, jakby Boga nie było. Nauczanie Jana Pawła II, Benedykta XVI jest jasne i oczywiste. Nie mamy prawa narzekać na jego brak. Jeśli chodzi o zaangażowanie duszpasterskie, wysiłek Kościoła też jest ogromny: w próbach zaradzenia ludzkiej biedzie, w nabożeństwach, w wydawnictwach. Ale czym innym jest pomaganie, prowadzenie polemik z przeciwnikami Kościoła, modlitwa za grzeszników, a czym innym jest wejście w ich sytuację. Łatwiej jest polemizować niż wziąć na siebie ciężar tych, którzy uczestniczyli np. w warszawskiej Paradzie Równości. Tereska modliłaby się pewnie za policjantów, za przeciwników parady, ale przede wszystkim – nikogo nie usprawiedliwiając – weszłaby w sytuację tych, którzy w paradzie poszli.

I poszłaby z nimi?!

Nie, ale w sensie duchowym starałaby się wejść w ich stan, bo ma intuicję, że za nim kryje się ogromna tragedia. Nie mówiłaby z wyższością: “Oto podejmuję cierpienie i modlitwę za was, grzeszników”. Nie przekonywałaby: “To, co robicie, jest wyrazem beznadziejności”, ale delikatnie weszłaby w ich smutek, depresję.

Z literatury wynika, że do św. Teresy lgną osoby przetrącone przez życie, słabe.

Teresa ma wyczucie sytuacji. Już w dzieciństwie modliła się za zbrodniarza Pranziniego, który zasztyletował dwie kobiety i 11-letnie dziecko. Teresa jest świadkiem, jak się o tym rozmawia w domu. Wszyscy są zgorszeni, żądają jak najsurowszego wyroku. Zbrodniarz w końcu zostaje zgilotynowany. A ona modli się za niego i szuka znaku, że został zbawiony. I przed śmiercią Pranzini całuje krzyż. Inna sytuacja – z ojcem Jackiem Loyson. Był karmelitą bosym, wziętym kaznodzieją. Niestety, porzucił życie zakonne, kapłaństwo, ożenił się, założył swój kościół. Środowisko karmelitanek oceniało go bardzo surowo. A Teresa śledzi jego los, gromadzi na jego temat wycinki prasowe, co było po części wbrew posłuszeństwu, modli się za niego. Nazywa go “zwiędłą lilią”, czyli zna jego sytuację, ale go nie przekreśla. Ofiaruje za niego swoją ostatnią komunię świętą. Potem na kilka miesięcy przed śmiercią, w 1911 r., przekazano mu “Dzieje duszy”, powiedziano, że się za niego modliła. Umierał z imieniem “Mój słodki Jezus” na ustach.

Dlaczego niewykształcona św. Teresa otrzymała tytuł Doktora Kościoła obok św. Augustyna czy Tomasza z Akwinu?

Warto pamiętać, że pewnego razu spontanicznie wyraziła pragnienie bycia doktorem! To jedno z jej pragnień, które się spełniło. Teresa nie tworzy systemu teologicznego. Wbrew pozorom system teologiczny, nawet bardzo dobrze dopracowany, może zamknąć na Boga. Teresa jest “miejscem teologicznym” – szczególną osobą: kruchą, słabą i ubogą, w której ujawniła się cała mądrość i piękno Ewangelii.

Jaki jest sens wożenia po Polsce szczątków św. Teresy?

Wierzymy, że poprzez to zaznacza ona swoją obecność. I spełnia się jej kolejne pragnienie: “Moje niebo będzie polegało na czynieniu dobra na ziemi”. Poprzez peregrynację relikwii Teresa gromadzi ludzi wokół siebie: wierzących, niewierzących, a także przywołuje problemy miłosierdzia, grzeszników, ludzi słabych psychicznie. I najważniejsza rzecz: prowokuje do tego, by zawierzyć Miłości Miłosiernej.


Rozmawiała Jolanta Brózda
www.miasta.gazeta.pl/poznan