Sensacje XVI wieku, czyli flesze z historii Karmelu #8

Jeśli czujesz się przytłoczony mrocznymi wyobrażeniami o Karmelu i zniechęcony powszechnie krążącymi mitami na jego temat, to zachęcam do lektury dzisiejszego odcinka! Postaram się w nim przybliżyć DRUGĄ spośród TEREZJAŃSKICH NOWOŚCI, czyli nowy typ wspólnoty stworzony przez św. Teresę od Jezusa.

Ascetyka terezjańska uzyskuje odcień humanistyczny w serii cnót społecznych, które Święta wpaja swoim przykładem i doktryną. To jest blask Świętej, która – wyzwolona i przemieniona – pulsuje, wrze i kipi odkupionym człowieczeństwem. Na surowej pustyni wyrzeczenia jako wyraz prawdziwej miłości ku Bogu i bliźniemu, rozkwita ewangelia cnót ludzkich. Nie traktujemy tu o marginalnym sektorze nauczania Świętej, lecz o jego witalnej energii. Nie można amputować tej gałęzi drzewa terezjańskiego, bez wystąpienia przeciwko samemu życiu. Człowiek modlitwy, którego wychowuje Teresa, odbija w sobie człowieczeństwo, przejawiające się w rozlewających się dookoła niego: uprzejmości i przystępności, wdzięczności, łagodności, mądrości, takcie i rozsądku, radości, szczerości i sympatii… Humanizm terezjański buduje się na solidnym fundamencie – poszukuje osób z odpowiednim talentem i przymiotami. Nawet żeby rozpocząć przygodę, jaką jest modlitwa, kładzie jako fundament osoby o „buen entendimiento”…

Takich właśnie osób – jasnych i przejrzystych, ukierunkowanych na dobro i spragnionych Boga, podejmujących trud nawrócenia i przemiany własnego sposobu myślenia, zapominających o sobie i wychodzących naprzeciw innym – potrzebowała Święta Nasza Matka dla uformowania pierwszych wspólnot karmelitanek bosych… Dlaczego jednak Teresa stawia za wzór i model wspólnoty grupę kobiet żyjących w zamknięciu, otoczonej murem i oddzielonej od świata żelaznymi karatami, klauzury? Tak radykalne ograniczenie przestrzeni życia i możliwości korzystania z jego uroków zdaje się przecież raczej ograniczać rozwój, aniżeli go stymulować…

Życie w wąskiej przestrzeni klauzury w rzeczywistości wymaga szerokich horyzontów. Jej istoty nie stanowi bowiem odseparowanie od świata, lecz, przynoszące pożytek całemu Kościołowi, skoncentrowanie na Chrystusie. Stąd następujące zalecenie Matki Fundatorki: Starajcie się więc, córki moje, dla wszystkich, o ile to być może bez obrazy Bożej, być uprzejme i tak z nimi postępować, by im przyjemną była rozmowa z wami, pociągała ich do naśladowania waszego sposobu życia, by wynosili z niej nie odrazę i zniechęcenie, ale raczej zachętę i zamiłowanie do życia cnotliwego (D 41,7). Świadectwo życia mniszek ma pociągać, a nie odstraszać! Mientras más santas, más conversables (D 41,7) – według Teresy, im zakonnica jest świętsza, tym bardziej otwarta, uprzejma i komunikatywna w relacjach… O samej Matce Fundatorce ktoś kiedyś powiedział: im bardziej boska, tym bardziej ludzka, a im bardziej ludzka, tym bardziej boska.

Terezjańska wspólnota, przypominająca kolegium Chrystusa (D 27,6), skupia osoby świadome swego powołania do intymnej przyjaźni z Panem oraz wspólnej misji apostolskiej, przeżywanej razem w prostocie, ubóstwie i radości. Teresa z upodobaniem stwierdza: Dzięki niech będą Panu za to, że nas tutaj zgromadził (nos juntó aquí: D 1,5; 3,1.10; 8,3). Karmelitański klasztor ma być Bożym zakątkiem (rinconcito de Dios) oraz mieszkaniem, w którym Jego Majestat się rozkoszuje (Ż 35,12). Mała liczba członków (najwyżej 21 mniszek) ma ułatwiać pielęgnowanie komunii braterskiej, aż do przemiany wspólnoty w ciepłe i odżywcze ognisko domowe. Pomaga też żyć w bliskości, by osłaniać się, bronić i wspomagać duchowo: tutaj wszystkie powinny być sobie przyjaciółkami (D 4,7).

Czyżby jakaś idylla? Bynajmniej. Teresa pisząc: ten dom jest niebem, jeśli można mieć je na tej ziemi (D 13,7), jednocześnie świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy aniołami… Zamknięcie, stałość miejsca i spiętrzenie relacji, przed którymi nie da się uciec, powoduje, że w karmelitańskiej wspólnocie mamy do czynienia z czymś, co chyba każdy zna ze swojej rodziny. O ile wobec osób, które spotyka się w szkole, pracy czy gdziekolwiek indziej, można wykreować swój image i zaprezentować się w jak najlepszym świetle, to wracając do domu, wobec najbliższych trudno jest udawać – tu jesteśmy po prostu sobą, wychodzą na wierzch nie tylko zalety, ale i wady… Teresie właśnie o to chodziło! Wspólnota jest po to, żebyśmy nie mogli grać – przed Bogiem, innymi i samym sobą – świętych! Wspólnota odziera nas z iluzji, pozbawia możliwości trwania w błogim samozadowoleniu i konfrontuje z własną słabością. A w konsekwencji uczy pokory, która, według Teresy, polega na chodzeniu w prawdzie (6M 10,7), czyli umiejętnością odważnego zmierzenia się z własnymi ograniczeniami. Wydaje się, że Pan Bóg jakby celowo do jednej wspólnoty w Karmelu powołuje gadatliwych ekstrawertyków (tych lekko szlifuje, by swoją osobą nie zasłaniali pozostałych) oraz skłonnych do samotności introwertyków (nie pozwala im zamknąć się w sobie i „wypycha” ku innym). W ten sposób harmonijne połączenie życia pustelniczego i wspólnotowego, którego tak pragnęła Święta Nasza Matka, służy integralnemu i zrównoważonemu rozwojowi każdej osoby.

Dlaczego Teresie tak bardzo zależało na jakości relacji we wspólnocie? Gdyż potrafiła wyciągać wnioski z doświadczenia. Już we wczesnej młodości osobiście przekonała się, jak wiele szkody może wyrządzić nieodpowiednie i złe towarzystwo (Ż 2,4) oraz jak wielką łaskę stanowi (Ż 2,8) i jak wiele korzyści przynosi obracanie się w dobrym towarzystwie (Ż 2,5). Zauważyła, że takie środowisko sprzyja pozbywaniu się złych nawyków (Ż 3,1) i rozbudzaniu w sobie dobrych pragnień (Ż 3,tyt). Wyrażała przekonanie, że przebywając razem, zawsze wywieramy na siebie wpływ: Potrzeba mocnych przyjaciół Boga, by podtrzymać słabych (Ż 15,5). Ten, kto się uświęca, nigdy nie idzie do nieba sam, lecz pociąga za sobą innych (Ż 11,4).

Właśnie dlatego, zakładając kolejne wspólnoty mniszek, Teresa nazywała je dobrym towarzystwem (buena compañía) i z upodobaniem podkreślała formacyjny wpływ i wartość wspólnoty: Bo gdzież znaleźć istoty tak nieludzkie, które by, żyjąc tak jak wy razem w ustawicznym między sobą obcowaniu i nie mając żadnego innego poza domem towarzystwa, ani rozmowy, ani rozrywki, wiedząc nadto i wierząc, że Bóg każdą z nich miłuje i że każda miłuje Boga, kiedy dla chwały Jego wyrzekła się wszystkiego – które by wzajemnie siebie nie miłowały (D 4,10)? Wierzyła, że w atmosferze wzajemnej życzliwości i miłości, dobre usposobienie, zapał i gorliwość jednych powinny skutecznie oddziaływać na słabszych: Która by więc, patrząc co dzień na przykład drugich, ochotnie to wszystko wypełniających, i w takim dobrym żyjąc towarzystwie, po roku lub półtora nie okazała należnego postępu, taka, wątpię, by i po wielu latach lepsza była (D 13,7)… Usilnie też zachęcała, by nie zmarnować tej okazji: Błagam Jego Majestat, córki moje, abyśmy potrafiły skorzystać z tak dobrego towarzystwa (tan buena compañía) jak to, które nam daje Pan w tych domach (F 12,10).

Fundatorka chciała, by ten sam duch ożywiał również męskie wspólnoty karmelitów bosych:

Z ojcem Janem od Krzyża udałam się do Valladolid, na wyżej opisaną fundację. A ponieważ przez kilka dni pozostawałyśmy bez klauzury, z rzemieślnikami, którzy przystosowywali ten dom, miałam sposobność zapoznania  ojca Jana od Krzyża z całym naszym stylem postępowania, ażeby zrozumiawszy dobrze wszystkie rzeczy dotyczące umartwienia, jak i stylu braterstwa i rekreacji, które przeżywamy razem; gdyż wszystko jest tak dobrze zrównoważone, aby służyło jedynie do rozpoznawania na niej potrzeb innych sióstr i zaczerpnięcia odrobiny oddechu dla ponownego podjęcia wymogów naszej Reguły. On był tak dobry, że to raczej ja mogłam dużo więcej nauczyć się od niego niż on ode mnie; ale to nie tym się wówczas zajmowałam, za jedynie stylem postępowania sióstr. (F 13,5).

Teresa, zapraszając świetnie wykształconego Jana od Krzyża na rekreację sióstr, pokazuje, że istnieją rzeczy, których nie można nauczyć się z książek, a jedynie poznać je przez doświadczenie ciepłych i serdecznych relacji z innymi. Nieprzypadkowo Święta obok dwóch godzin modlitwy umysłowej – czasu intensywnego osobistego przebywania i dialogu z Panem – umieściła w programie dnia dwie rekreacje – moment odprężenia, gdy siostry schodzą się wspólnie, by, zajmując ręce drobnymi robótkami, móc swobodnie pogadać, dać upust wylewnej spontaniczności, lepiej wzajemnie się poznać, a także nabrać sił. Teresa wiedziała, że ludzka natura bardzo tego potrzebuje, by człowiek mógł harmonijnie funkcjonować i owocnie służyć Bogu. Ponadto, używając z premedytacją wyrażenia „styl postępowania” oraz „styl braterstwa i rekreacji”, daje do zrozumienia, że nie chodzi tu o pojedyncze postawy, ale cały zespól cech charakterystycznych dla jej wspólnot. A zatem zatrzymajmy się chwilę nad nimi:

klimat radości i spontaniczności

Teresa nie znosiła maruderstwa: Dusza niezadowolona jest jak ktoś, kto odczuwa wielki jadłowstręt, tak iż bez względu na to, jak dobra byłaby potrawa, budzi ona w nim obrzydzenie (D 13,7). Jedną z jej ulubionych form ascezy stanowiło powstrzymywanie się od… narzekania (D 11). W pewnym liście stwierdza nader dosadnie: Niezadowolonej mniszki boję się bardziej niż wielu demonów (do o. Graciána, 14.07.1581).

Dbała też o to, by podczas wspólnotowych rekreacji panował dobry klimat. Radość mniszek często wyrażała się w śpiewie – same na poczekaniu układały piosenki – a nawet tańcu dla Dzieciątka Jezus…, czy też grze aktorskiej. Jedna z anegdot opowiada, jak na przyjazd Matki Fundatorki jedna z sióstr przebrała się za biskupa Alvaro de Mendoza. Święta nie tylko potraktowała ten żart całkiem na serio, ale świetnie się bawiąc, poprosiła jeszcze na koniec Ekscelencję o błogosławieństwo, całując przy tym jego pierścień…

Trzeba zabiegać również o to, byście cieszyły się z siostrami, gdy one mają rekreację (…), nawet jeśli nie byłaby w waszym guście (D 7,7). Rekreacja stanowi więc, zdaniem Teresy, wymarzoną okazję do pozbywania się własnych egoistycznych upodobań i wychodzenia naprzeciw potrzebom i pragnieniom innych. Mały trud przynosi wielkie owoce wzajemnej miłości i wsparcia: Chociażby więc kiedy rozmowy ich nie takie były, jak je lubicie, choćby branie w nich udziału wiele was kosztowało – nie okazujcie im tego najmniejszym znakiem, jeśli chcecie skorzystać i być kochane (D 41,7).

ewangeliczne poczucie równości, praca

W szesnastowiecznej Hiszpanii wielką wagę przywiązywano do pochodzenia, rodu, tytułu i stopnia zamożności. Zwolniona z obowiązku pracy szlachta bardzo dbała o honory i przywileje (honra negra, na którą tak zżymała się Teresa). Prace fizyczne, jako służebne, rezerwowano dla niższych klas. We Wcieleniu, podobnie jak w innych klasztorach, respektowano prawa stanowe wysoko urodzonych panien. U św. Józefa i w następnych klasztorach karmelitanek bosych miało być jednak inaczej. Teresa, łamiąc społeczne konwenanse, zniosła tytuły i różnice w pracy i posłudze wspólnocie, ubiorze i jedzeniu sióstr. Pragnęła, by między siostrami panował duch ewangelicznej równości. W Drodze doskonałości wypowiedziała wojnę tzw. punktom honoru: Niech Bóg uwolni nas od osób, które służąc Mu, chciałyby zważać na honor. (…) już samo pragnienie uznania nas go pozbawia, zwłaszcza gdy chodzi o starszeństwa. Nie ma na świecie bardziej zabójczej toksyny dla doskonałości niż ta właśnie (D 12,7). Przyjmowała również kandydatki bez posagu. W Konstytucjach umieściła zapis: Każda starać się będzie tak pracować, aby zarobić na chleb dla drugich (9,1). Była przekonana, że między rondlami i garnkami przechadza się Pan.

wrażliwość, czułość, serdeczność

Dobre jest i konieczne niekiedy okazanie czułości (ternura) oraz wczucie się w trudy i dolegliwości innych sióstr, choćby były one niewielkie. (D 7,5).

Miłość duchowa, o której Teresa tak szeroko się rozpisuje (D 4-6) nie wyklucza czułości. Teresa posługuje się tutaj słowem ternura (również papież Franciszek bardzo je lubi). Według słownika hiszp.-hiszp. oznacza ono: uczucie wobec osób, rzeczy lub sytuacji, które ze względu na swoją subtelność, słabość, delikatność jawią się jako zasługujące na czystą i darmową miłość lub sympatię. Podobną definicję czułości możemy znaleźć w książce pt.: „Miłość i odpowiedzialność” Karola Wojtyły. Jego zdaniem czułość to wewnętrzna zdolność współodczuwania, uczulenie na cudze przeżycia i stany duszy, tendencja do objęcia własnym uczuciem tych cudzych przeżyć i stanów duszy zmierzające do czynnego zakomunikowania własnej bliskości względem tamtej osoby oraz jej sytuacji, zasygnalizowania drugiemu „ja” własnego przejęcia się jego przeżyciami, podzielania ich i odczuwania.

Czułość to nie to samo co czułostkowość. Ta ostatnia ma skłonność do szukania w przejawach czułości wobec drugiej osoby zaspokojenia swojej własnej uczuciowości, a może nawet zmysłowości i chęci użycia.

jedność i przebaczenie

Matce Fundatorce zależało na zgodzie i pokoju we wspólnocie (F 2,1). Stąd jej powtarzające się napomnienia, by starać się o jednakową miłość dla wszystkich sióstr i nie wyróżniać jednej z racji osobistego upodobania i sympatii. Obawiała się, że takie, czysto ludzkie i powierzchowne w gruncie rzeczy, relacje mogą rodzić niezasłużone wyróżnienia, plotki, niesnaski i rozbicie jedności: te wielkie przyjaźnie rzadko kiedy służą temu, by wspomagać się w umiłowaniu Boga, a raczej sądzę, że demon zapoczątkowuje je dla tworzenia stronnictw w zakonach (D 4,6-7). Natomiast list do m. Izabeli od św. Hieronima i m. Marii od św. Józefa w Sewilli (z 3.05.1579) stanowi piękne świadectwo macierzyńskiej troski i delikatności Teresy, zabiegającej o przywrócenie pokoju we wspólnocie zranionej podziałem i rozbiciem. Zachęcam do lektury.

Planując założenie klasztoru św. Józefa, Teresa pragnęła, by przyszłe karmelitanki bose byłyugruntowane w modlitwie i w umartwieniu (List z 23.12.1561). To na tych dwóch, zawsze idących ze sobą w parze, rzeczywistościach, opiera się życie jej wspólnot: Wygody i modlitwa nie mogą się nawzajem ścierpieć (D 4,2). Święta powątpiewa w możliwość pozostawania w zażyłej przyjaźni z Bogiem przy ciągłym spełnianiu swoich zachcianek i bez podejmowania wysiłku. Prawdziwa modlitwa zawsze przynosi owoc odwagi i determinacji do znoszenia nieuniknionych w tym życiu utrapień i cierpień (D 18,2). Tak więc mniszki, jako wierne oblubienice, z bliska towarzyszą Jezusowi dźwigającemu krzyż dla naszego zbawienia. Przychodzą do klasztoru, by umierać dla Chrystusa, a nie po to, by dogadzać sobie dla Chrystusa (D 10,5). Stąd prostota i surowość ich życia, klauzura, samotność i milczenie, ubóstwo, monotonia i ciężar pracy, jak również trud życia w tak wąskim gronie osób o bardzo różnorodnych i ścierających się ze sobą charakterach…

Nasza Święta Matka, posłuszna wytycznym Kościoła, wprowadziła również w swoich klasztorach powszechnie obowiązujące w tamtych czasach posty, dyscypliny i tym podobne pokuty. Zdystansowała się jednak do reformatorskich ruchów swojej epoki, odznaczających się rygoryzmem i wielością takich praktyk (mimo iż cieszyły się one wówczas wielkim powodzeniem i były poczytywane je za przejaw doskonałości). Dlaczego? Sprawozdania duchowe ujawniają nie tylko niekłamany podziw Teresy dla słynnej pokutnicy Cataliny de Cardona, lecz również mądrość, z jaką była prowadzona przez swych spowiedników i samego Jezusa, który wskazał jej pewniejszą i bezpieczniejszą drogę posłuszeństwa (Spr 23) oraz dał do zrozumienia, że w pragnienie pokuty może niekiedy wypływać z miłości własnej (Spr 65).

Teresa była więc rygorystką, ale innego pokroju – rygorystką w wymaganiu cnoty i umartwieniu miłości własnej. Miłość, wyrzeczenie i pokora, rezygnacja z własnych racji, pretensji, roszczeń i narzekania oraz uniewinniania siebie i kreowania swojego wizerunku – o to, jej zdaniem, warto się ubiegać: Te wielkie cnoty, siostry moje, chciałabym ja aby nas bardzo zajmowały i byśmy [poprzez nie] czyniły pokutę, a w przesadnych pokutach już wiecie, [że] was powściągam, bowiem mogą zaszkodzić zdrowiu, jeśli są bez rozsądku (D 15,3). Odwiedziwszy braci w Duruelo, błagała ich, aby w dziełach pokutnych nie postępowali z tak wielką surowością (F 14,12); napominała też przeorysze, nakładające na siostry dodatkowe pokuty według własnego uznania: obawiam się o ich zdrowie i wolałabym, aby wypełniały Regułę, gdyż jest tam dość do zrobienia, a co nadto – niech będzie z wyczuciem (con suavidad). Jest to bardzo ważne zwłaszcza w tym, co dotyczy umartwienia (…) Jeśli [przełożone] nie zwracają na to bacznej uwagi, zamiast pomóc siostrom, wyrządzą im szkodę i wprowadzą w niepokój (F 18,7). Znała taktykę szatana, który najpierw kusi do nadmiernej, niszczącej zdrowie pokuty (D 19,9), a potem wzbudza lęk przed jakimkolwiek umartwieniem (D 10,6).

 Tak więc Teresa nigdy nie zawężała umartwienia do zewnętrznych praktyk pokutnych. Prowadziła siostry z wyczuciem i łagodnością (suavidad) oraz rozeznaniem (discreción) przenikniętymi ewangelicznym humanizmem. Inspirując się słowami Jezusa: Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11,30), trzymała się z dala od wszelkiej formy ponurej, skurczonej, bojaźliwej, ciasnej i ściśniętej drogi życia duchowego. Umartwienie ma być przecież drogą do wyzwolenia się ze swojego egocentryzmu, by stać się darem dla Boga i ludzi, których stawia On na naszej drodze

Typowy dla ugruntowanej w modlitwie i umartwieniu terezjańskiej wspólnoty styl braterstwa w kapitalny sposób ukazuje humorystyczne dziełko Świętej Naszej Matki zatytułowane: Desafío espiritual, czyli Wyzwanie duchowe i odpowiedź na pojedynek. Mamy to do czynienia z – wprowadzonym jako moment rekreacji w życiu wspólnotowym i rozgrywanym w wymiarze duchowym – turniejem rycerskim. Miał on miejsce prawdopodobnie we wrześniu 1572 roku. Teresa od Jezusa była wówczas przeoryszą w swoim (niereformowanym) macierzystym klasztorze Wcielenia, a Jan od Krzyża posługiwał tam jako spowiednik. Otrzymali duchowe wyzwanie od rycerzy z Pastrany, czyli gorliwej wspólnoty karmelitanek bosych oraz grupy trzydziestu karmelitańskich nowicjuszy, oddających się najsurowszej pokucie – potężna broń, prawda? Treść odpowiedzi ujawnia niesamowity pedagogiczny talent i spryt Teresy, która nie popierając duchowego atletyzmu i przechwałek, kompletnie zmienia reguły turnieju. Wymyślnym pokutom przeciwstawia cnoty, o które z trudem starają się, nie lękające się przyznać do swych słabości, jej mniszki oraz cierpliwie znoszone przez nie fizyczne i duchowe cierpienia. Pole walki zamienia w pole duchowej komunii i wymiany. Już nie chodzi o pokonanie przeciwnika i zagrabienie wszystkich jego dóbr, ale o wyproszenie mu łask, którymi w zamian będzie mógł podzielić się z innymi. W ten sposób Świętej Matce udało się pokazać piękno wspólnoty, która, tkana niewyczerpanym bogactwem i różnorodnością jej członków, promieniuje na zewnątrz tym, co najbardziej ludzkie i boskie zarazem…

cdn.

s. Anna Maria od Opatrzności Bożej OCD, Rzeszów