Sensacje XVI wieku, czyli flesze z historii Karmelu #13

Dlaczego wysoko ceniony przez Matkę Fundatorkę o. Hieronim Gracián (1545-1614) tak wiele wycierpiał swoich współbraci, a w 1592 roku został przez nich wyrzucony z Zakonu? Być może jeden z kluczy do rozwikłania tej nader skomplikowanej zagadki tkwi w cechującej pierwszego prowincjała karmelitów bosych terezjańskiej SUAVIDAD – łagodności, delikatności i wyczuciu…

Jak moglibyśmy scharakteryzować syna Diega Gracián de Alderete, słynnego tłumacza i sekretarza króla Filipa II, oraz Joanny Dantyszek, córki ambasadora polskiego króla?

    • pogodny, skromny, uprzejmy i obdarzony naturalnym wdziękiem łatwo wzbudzał sympatię
    • miał w sobie pewną siłę przyciągania, jakby prowokował do tego, by go kochano i poważano
    • odznaczał się wyjątkowo łagodnym usposobieniem
    • inteligentny, niezwykle utalentowany, sprytny, przenikliwy
    • pełen wewnętrznej harmonii i spokoju
    • dusza jasna i przejrzysta
    • przejawiał niewzruszony optymizm nawet pośród największych przeciwności
    • wierzył, czasem zbyt prostodusznie, w dobre intencje innych ludzi
    • jego dobroć, niekiedy wręcz przesadna, nie wynikała jednak z nieuleczalnej naiwności, lecz wypływała z otwartego i szerokiego serca oraz wielkiej cierpliwośc.

Św. Teresa od Jezusa tak o nim napisała w liście do m. Izabeli od św. Dominika z 12. maja 1575 roku:

O moja matko, jakże bardzo pragnęłam mieć cię ze sobą w tych dniach! Bez przesady wydawało mi się, że były to najlepsze dni w moim życiu. Był tutaj przeszło dwadzieścia dni nasz ojciec magister Gracián. Mówię ci, choć wiele z nim rozmawiam, nie pojęłam do końca wartości tego człowieka. Jest wręcz doskonałym w moich oczach, i dla nas lepszym, niż potrafiłybyśmy o takiego prosić Boga. To, co teraz powinna czynić wasza wielebność oraz wszystkie siostry, to prosić Jego Majestat, aby nam go dał za przełożonego. Dzięki temu mogę być spokojna o zarząd tymi domami, gdyż nie widziałam jeszcze takiej doskonałości, połączonej z tak wielką łagodnością (suavidad).

Czyż to nie znamienne, że Święta Nasza Matka prezentując Graciána, spośród wielu rysów jego osobowości eksponuje ten jeden: łagodność i wyczucie (suavidad)? Dlaczego Teresa sugeruje, że dzięki doskonałości połączonej z łagodnością o. Hieronim może być dobrym przełożonym? Jeśli chcemy to zrozumieć, warto przyjrzeć się z bliska jego metodom rządzenia.

WIZYTATOR APOSTOLSKI

3. sierpnia 1575 roku zaledwie trzydziestoletni o. Hieronim Gracián odebrał w Madrycie od nuncjusza Mikołaja Ormaneto dokument nominacyjny na wizytatora karmelitów w Andaluzji i karmelitów bosych w Kastylii. Czekało go trudne zadanie, zwłaszcza w stosunku do karmelitów dawnej obserwancji. Nikt nie lubi, jak mu się palcem wytyka błędy i zmienia utarte zwyczaje, więc jako wizytator z patentem Stolicy Apostolskiej nie tylko nie miał co liczyć na ciepłe przyjęcie, ale mógł się spodziewać buntu i oporu (raz nawet ledwo uszedł z życiem). Owszem, dysponował władzą, więc miał prawo nieposłusznych i krnąbrnych obłożyć ekskomuniką. I co dalej?

Teresa i Gracián widzieli krótkowzroczność takiego postępowania i woleli obrać inną strategię – może nie zawsze skuteczną (trafiają się typy niereformowalne), ale z pewnością bardziej służącą pokojowi i dającą szansę dobrowolnej zmiany myślenia i poprawy życia – łagodność (suavidad) i roztropność (discreción), ostre cięcia zostawiając dopiero na ostatek, gdy po dobroci nie da się nic uzyskać. Ślady ich twórczej wymiany i dialogu na ten temat odnajdujemy w listach Świętej Matki:

U wszystkich widzę gotowość okazania posłuszeństwa przewielebnemu ojcu i przyjścia z pomocą w tym, co będzie potrzebne do usunięcia wszelkich nadużyć, byleby w innych sprawach wymagania nie były przesadne. Zapewniam ich, że o ile wiem, wasza przewielebność przeprowadzi wizytację łagodnie (con suavidad) … rozpoczynając bez hałasu i łagodnie (con suavidad), sądzę, że można będzie bardzo wiele zrobić, czego nie można oczekiwać w jednym dniu (L 89,1).

Choćby nawet nie posłuchali, niech wasza przewielebność powstrzyma się od wystawiania listów ekskomunikujących, żeby mieli czas do namysłu… nie chciałabym, aby wyglądało, że dostali wymuszonego mata (L 96,4).

Sama myśl dla mnie, że oni posłuchają waszej przewielebności, a potem znowu zaczną się buntować, jest gorsza niż śmierć (L 111,2).

Mówię ojcu, sądzę, że trzeba będzie skorzystać z mniej winnych z nich, aby wykonali to, co wasza przewielebność zarządzi. Gdyby tamten prowincjał nie był postąpił tak niepoczytalnie, nie byłby złym narzędziem (L 121,1).

Ojciec wizytator czuje się dobrze… dotychczas bardzo dobrze mu idzie z tamtymi ludźmi, ponieważ postępuje z nimi z wielką roztropnością i łagodnością (con discreción y suavidad grande) (L 143,2).

Łagodności powinna towarzyszyć surowość, gdyż tak nas prowadzi Pan (L 162,10), ale też nie należy zdobywać dusz mocą broni, tak jak podbija się ciała (L 174,4).

POSŁUGA WOBEC MNISZEK

O. Hieronim Gracián żywił wielki szacunek do kobiet (w szesnastowiecznej Hiszpanii niezbyt częste zjawisko). Jako prowincjał szczerze troszczył się o klasztory mniszek. Gdy w późniejszym czasie współbracia zarzucali mu zbytnie spoufalanie się z siostrami, tak sprecyzował pełnioną wobec nich misję:

Oszczerstwo, które spowodowało zamęt i wielkie szkody, polegało na powtarzaniu między sobą: Mniszki!, mniszki!, za wiele ma z nimi do czynienia i za bardzo się z nimi przyjaźni itp., lecz bez udzielania dalszych wyjaśnień… Ci, którzy tak mówią, nie wiedzą, jakiego wyczucia i troskliwości potrzeba, by zachować w nich [mniszkach] tego ducha modlitwy, jakiego Pan im daje, by postępowały naprzód pełne zapału i miłości Bożej. [Nie zdają sobie też sprawy] jak istotnym jest wypróbowanie ich ducha i zdolności (talentos) do modlitwy, by nie zeszły z dobrej drogi. To właśnie czyni się podczas wizytacji… (Apología)

Czy można się więc dziwić, że był przez mniszki ceniony i lubiany? W czym tkwił sekret jego powodzenia? Według Teresy sposób bycia [Graciána] jest tak ujmujący, że w większości ci, którzy stykają się z nim, miłują go (jest to łaska, którą obdarowuje nasz Pan), i dlatego przez wszystkich swoich podwładnych i podwładne jest miłowany w najwyższym stopniu. Choć bowiem nie przepuszcza żadnego braku (gdyż w najwyższym stopniu ma na względzie wzrost jakości życia zakonnego), czyni to z tak ujmującą łagodnością (suavidad), że wydaje się, że nikt nie jest w stanie skarżyć się na niego (F 23,7).

W liście z października 1578 roku, Matka Fundatorka w imieniu wszystkich karmelitanek bosych tak prosiła Generała Zakonu, o. Rubeo:

Co do spraw związanych z umartwieniem i doskonałością, bardzo by nam zależało na tym, gdyby to było możliwe, żeby oni przekazali władzę o. magistrowi Hieronimowi od Matki Bożej Gracián, ponieważ on je wizytował w tych latach, i jego duch oraz umiar i sposób postępowania jest tak bardzo łagodny, tak bardzo doskonały i szlachetny, iż wydaje się, że Najświętsza Dziewica wybrała go, aby pomagał tym mniszkom do postępu. Za każdymi bowiem jego odwiedzinami siostry mówią, że odnawiają się ich pragnienia, one zostają ubogacone (L 271).

Natomiast w liście do króla Filipa II z 18.09.1577, stanowiącym reakcję na paszkwil zniesławiający Graciána, Teresa stwierdza, że jest on naprawdę sługą Bożym i buduje nas wszystkie, o czym zawsze mi piszą z klasztorów, które wizytuje, że zostawia tam nowego ducha (L 208).

ŁAGODNY I ROZTROPNY PROWINCJAŁ

Wraz ze śmiercią Matki Fundatorki w 1582 roku gwiazda o. Hieronima Graciána zaczęła stopniowo przygasać. Zresztą już na kapitule świeżo utworzonej prowincji karmelitów bosych w Alcalá de Henares w marcu 1581 roku widać było wyraźnie zarysowany podział zdań i ścieranie się przeciwstawnych opcji – o. Gracián został wybrany na prowincjała przewagą zaledwie jednego głosu… Od samego początku miał więc silną opozycję. W 1584 roku pomruki niezadowolenia w prowincji były już tak głośne, że schodząc z urzędu, był zmuszony tłumaczyć się ze swych posunięć i metod sprawowania władzy. Najprawdopodobniej dla zwolenników descalcez – nacechowanego surowością i rygoryzmem ruchu odnowy i reformy życia zakonnego tamtego czasu – Gracián był zbyt łagodny, podczas gdy miłośników życia pustelniczego raziła aktywność apostolska tego utalentowanego kaznodziei. Oczywiście powodów, dla których został on niezrozumiany, a potem wręcz odrzucony przez swych współbraci, można by wskazać o wiele więcej…

Czy jednak to, co uchodziło za słabość w oczach innych, nie świadczyło przypadkiem o wewnętrznej sile o. Hieronima Graciána i jego wysokim poczuciu odpowiedzialności za powierzone mu dusze? Odpowiedzi na to pytanie spróbujmy poszukać w „Avisos acerca del gobierno” (czyli „Rady dotyczące sposobu rządzenia”) – tekście, który wierny współpracownik Świętej Matki napisał tuż po przekazaniu urzędu prowincjała o. Mikołajowi Dorii, w 1585 roku.

Pierwsza rzecz, o którą w zarządzaniu Zakonem zabiegać należy to zbawienie dusz.

Zwracając uwagę na to, że zarząd nie ogranicza się do spraw zewnętrznych: pozwoleń, patentów, zdawania rachunków itp., ale również wewnętrznych, takich jak: doskonałość, pokój, jedność, duch i modlitwa, o. Gracián funkcje przełożonego definiuje w następujący sposób:

Zadaniem Przełożonego nie jest jedynie karanie i nakładanie pokut, lecz przede wszystkim nauczanie i budowanie dobrym przykładem, motywowanie do cnoty, podnoszenie na duchu, pocieszanie, pobudzanie do gorliwości, współczucie, ochrona najmniejszych i prześladowanych… W ten sposób jest on jednocześnie sędzią, lekarzem i ojcem i winien naraz spełniać obowiązki tych trzech. Jak tylko może niech zapobiega niepokojom i podziałom. Trzy cnoty winien posiadać Przełożony: miłość, cierpliwość i pokorę.

Zaleca też przełożonym, by liczyli się z tym, że w nagrodę za swe trudy mogą otrzymać niewdzięczność i szemranie, a nawet oszczerstwa ze strony malkontentów.

Zdecydowanie przestrzega też przed zbytnim idealizmem i próbami przeprowadzania swoich planów na siłę:

Szczególnie zależy na tym, by Przełożony nie oszukiwał sam siebie, myśląc, że zarządza Republiką Platona albo światem idei Arystotelesa. Niech nie oczekuje, że podwładni będą w sobie odzwierciedlać tę ideę świętości i doskonałości, jaką on posiada… jakby byli aniołami. Niech nie patrzy na to, jak daleko zajść może z tymi, których ma po sobą, i mając wzgląd na ich słabości, będzie zadowolony, choćby nie wszystko szło po jego myśli… Zbyt gorliwi przełożeni, którzy nie potrafią zachować tego umiaru i znaleźć środka, dochodzą do dwóch skrajności:

Pierwsza to wielkie zniechęcenie – wydaje im się, że nie mają podwładnych, takich, jakimi być powinni, bo jednemu brakuje zdrowia, drugiemu wykształcenia, innemu roztropności, kolejnemu gorliwości itd. W ten sposób upadają na duchu i nie ośmielają się przedsięwziąć żadnej wielkiej rzeczy ze względu na Boga.

Druga polega na tym, że marnują [potencjał] dobrych jednostek, pozbawiając je odwagi, ganiąc i dyskredytując. Nie obdarzają ich też zaufaniem. Podwładni widząc się osłabionymi na duchu i lekceważonymi, popadają w taką nieufność względem Przełożonego, że tracą tę niewielką cnotę, którą dotychczas mieli.

Niech więc Przełożony stara się każdego ulokować w takim miejscu, urzędzie i obowiązku, by to co ma on w sobie dobrego, przyniosło jak największy pożytek, wady zaś jego uczyniły jak najmniej szkody.

Kto tej nauki nie jest w stanie pojąć, gorzkie życie wieść będzie i pełne niezadowolenia. Nie uczyni też nic pożytecznego i jeszcze szkód narobi, chcąc przeprowadzać wszystko na siłę. Wydaje się nieraz, że strach i kara przez jakiś czas przynoszą owoc, lecz zwykle krótko on trwa.

Nakazuje przełożonym szacunek wobec każdego członka wspólnoty:

Niech stara się mieć radosne oblicze jednakowo dla wszystkich, aby nikt nie mniemał, że jest do niego źle nastawiony. Niewielkie zaniedbanie w tej kwestii sprawi, że znajdzie się wielu myślących w ten sposób, co bardzo może zaszkodzić pokojowi.

Niech zabiega o to, by z każdym zakonnikiem obchodzić się kulturalnie i z szacunkiem, mieć dla niego dobre słowo, postępować z nim tak, by czuł się kochany, a otrzymując karę wiedział, że służy ona jego dobru, a nie wynika ze złego usposobienia przełożonego wobec niego.

Wzajemna życzliwość i pozytywne nastawienie rodzi bowiem poczucie bezpieczeństwa i klimat zaufania. Tylko w takiej atmosferze można swobodnie się wypowiedzieć, nie ryzykując szykan albo kary. Jeśli tego zabraknie, zaczyna się szemrać po kątach. I tak rodzą się podziały…

Zwraca uwagę, że kryterium rozeznawania stanowi miłość:

Tak jak celem ewangelicznej doskonałości jest miłość Boga i bliźniego, tak również stanowi ona cel życia zakonnego oraz wszelkich posunięć, rozporządzeń, poleceń, mów i przestróg Przełożonego. Jeśli więc kara pomnaża miłość do Boga i bliźniego, jest dobrą karą, a gdy nie spełnia tego warunku, jest złą. W tym punkcie wielu oszukuje się, stosując prawo w sposób sztywny i nie bacząc na jego duszę, to znaczy miłość.

Zaleca umiejętne korygowanie błędów i stopniowe przeprowadzanie koniecznych zmian:

Odnośnie punktów Reguły i Konstytucji, w których przestrzeganiu najwięcej braków zauważa się między braćmi w prowincji, należy je wyszczególnić, omodlić, a następnie rugować pomału z łagodnością (suavidad) i roztropnością (discreción).

Drobne niedoskonałości w funkcjonowaniu [generalnie dobrze prosperującego] klasztoru należy usuwać sprytnie i z łagodnością (con disimulación y suavidad)… podnosząc na duchu i pobudzając do [zdobywania] cnót… Karząc bowiem za zaniedbania, które przed Bogiem nie są jeszcze grzechem, sieje się żal i urazę oraz grzechy znacznie cięższe.

Niech Przełożony nigdy nie koryguje, nie nakłada kary ani pokuty w gniewie, lecz choćby miał dzień przeczekać, pozwoli, by zmalała jego gwałtowność. W przeciwnym bowiem razie, choćby nawet miał rację we wszystkim, co chce uczynić, popełni błąd, dając przy tym upust gniewowi. Jeśli przyzwyczai się ulegać swojej namiętności, choćby uzasadnionej i słusznej, naraża się na niebezpieczeństwo częstego postępowania wbrew zdrowemu rozsądkowi i sprawiedliwości.

Przełożony nie powinien też zbyt pochopnie reagować na docierające do niego skargi (nieroztropna gorliwość zwykła wyolbrzymiać sprawy), lepiej najpierw dokładnie rzecz zbadać.

SKRAJNOŚCI (extremos)

W innym miejscu, odpierając stawiane mu zarzuty, o. Gracián przestrzega przed niebezpieczeństwem popadania w skrajności:

Wszystkie skrajności są występne. Jest nim zarówno brak [należnej] kary, jak i nadmierna surowość. Lepiej więc popaść w skrajność miłosierdzia aniżeli rygoru, gdyż nie ma nikogo, kto by nie był słaby, i jeśli inni go znoszą, ma szansę się poprawić, podczas gdy wielość apostazji nie przynosi Zakonowi żadnego pożytku.

W sprawach dotyczących regularnej obserwancji zakonnej istnieją dwie skrajności (extremos) i jeden środek.

Pierwsza skrajność to rozluźnienie (relajación), kiedy stopniowo coraz bardziej przestępuje się jakieś prawo, choćby niewielkie, idąc za słabością swojej zmysłowej natury.

Druga skrajność polega na zbyt rygorystycznym sposobie przestrzegania tych samych praw stosowanych na ślepo, bez uwzględniania warunków danej sytuacji i kondycji konkretnej osoby. Chcąc za wszelką cenę uniknąć drobnych potknięć, często popełnia się o wiele większe błędy, niekiedy nawet ciężkie grzechy. Szorstki i surowy sposób upominania i karania nie czyni podwładnych bardziej gorliwymi, ale rozbudza w nich namiętności i chęć odwetu tak, iż zatraca się duch prawdziwego posłuszeństwa i miłości wobec przełożonych. Smutek, niepokój i wzburzenie utrudniają też autentyczną modlitwę i pozbawiają duszę jej owoców.

Środek pomiędzy tymi dwiema skrajnościami to duch łagodności (wg Wulgaty: spiritus lenitatis), o którym mówi św. Paweł: „Bracia, a gdyby komu przydarzył się jaki upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę” (Ga 6,1). Mając na uwadze większe dobro dusz i chwałę Bożą, można czasem – ze względu na pokój i miłość wzajemną – przymknąć oczy na drobne niedociągnięcia.

Ten, kto skłania się ku jednej skrajności, zwykle chrzci mianem jej przeciwieństwa dążenia tego, który chce trzymać się środka.

JAK UMIEJĘTNIE KARCIĆ?

Pierwszą rzeczą, z powodu której niektórzy mnie oczerniali, jest to, że miałem wykazywać niedbałość i powolność w karaniu i nakładaniu pokut… nazywano mnie podporą i protektorem zepsutych i rozluźnionych (relajados)… Prawda, że skłaniam się bardziej w stronę łagodności (blandura) aniżeli rygoru, miłości, a nie nienawiści, pokoju raczej niż kary i czynienia dobrze, a nie źle. Nigdy jednak świadomie nie zaniechałem wymierzenia kary, jeśli byłem do tego zobowiązany w sumieniu i jeśli domagała się tego sprawiedliwość.

W dalszym ciągu swej „Apologii” Gracián wyjaśnia powody, dla których wolał posługiwać się łagodnością niż rygorem:

Pierwszy – sprawy Zakonu były dopiero u początków, jeśli więc na niektórych wywarłoby się nacisk i surowo ich ukarało, mogliby popaść w apostazję. Swym szemraniem i wzburzeniem narobiliby oni wielkich szkód i spowodowali zamęt w całym Zakonie.

Drugi – wielu z tych, którzy zasługiwali na karę, miało w Zakonie taką pozycję, że dochodzenie w sprawie ich nadużyć podzieliłoby Prowincję na przeciwstawne obozy i stałoby się przyczyną wzajemnych uraz między braćmi…

Jeśli winowajca w karze widzi nie środek zaradczy na konkretne uchybienia i konsekwencję popełnionego zła, ale „zemstę” Przełożonego, to kara nie tylko przestaje być lekarstwem, ale godzi w pokój we wspólnocie.

Dlaczego należy zachować wyczucie i roztropność w nakładaniu kar?

Jeśli jakiś Zakon prowadzony drogami miłości i pokoju cieszy się wewnętrznym wzrostem i dobrą opinią wobec świata, nie ma powodu, by sięgać po rygor i surowość. W końcu Przełożeni są ojcami, a nie dworskimi rządcami albo strażnikami na galerach. Zakonnicy zaś są sługami Bożymi, ich synami i ludźmi zasługującymi na szacunek, a nie galernikami albo jakimiś łobuzami. Przełożony który widzi, że przebaczenie i łagodność (blandura) przynoszą większe niż rygor owoce zarówno w poszczególnych duszach, jak i w całym Zakonie, czuje się zobowiązany do podążania tą drogą. Zdaje sobie bowiem sprawę, że ma prowadzić dusze do doskonałości, a doskonałość zasadza się na miłości.

ŁAGODNOŚĆ MOCNO WYPRÓBOWANA

Jak dziś postrzegać życie i działalność o. Hieronima Graciána? Wprawdzie został on oficjalnie zrehabilitowany przez Kościół – w 1596 roku papież Klemens VIII uznał jego niewinność, a karmelici bosi w końcu po 400 latach w symboliczny sposób uznali akt jego wydalenia z Zakonu za nieważny – lecz wielu wciąż patrzy na jego sylwetkę podejrzliwie.

Ulubieniec Matki Fundatorki popełnił pewne błędy. Jednak, jak podkreśla historyk Zakonu o. Silverio, jeśli stawiane mu zarzuty rozważy się na trzeźwo i bez uprzedzeń, to można w nich zauważyć najwyżej wymagające skorygowania braki i uchybienia, a nie powody do przeprowadzenia skomplikowanego, hałaśliwego i skandalicznego procesu, który poruszył całą Hiszpanię. A nie doszłoby do niego zapewne, gdyby nie ludzka pycha, zazdrość i rywalizacja…

W liście do jednego z wiernych współpracowników o. Mikołaja Dorii z 13.03.1589 roku, o. Piotr od Oczyszczenia tak odwoływał się do sumienia adresata, pisząc o Graciánie:

Ojcze mój! Przecież był on chwałą Zakonu, przykładem cnót i dobroci. Na miłość Boską, proszę powiedzieć, kto pouczał o sposobie skupienia, modlitwy, ćwiczenia się w cnotach i inne nauki nam wykładał, jak nie Gracián? Kto pokazywał nam, jak znosić trudy i cierpieć, jak nie on swą cierpliwością, jaką zachowywał we wszystkich przeciwnościach, które go spotykały, nie skarżąc się na nikogo? … O. Gracián jest dobry… nie dostrzegłem w nim żadnego grzechu oprócz jednego – że nie ukarał dwóch drani, którzy przypadkiem przysporzyli mu tych cierpień i najwięcej bólu zadali… oni nałożyli mu karę, na którą sami zasługiwali swymi grzechami, podczas gdy on nie chciał ich karać. Czynił tak powodowany świętą gorliwością, gdyż tamci obłożeni karą zaczęliby się włóczyć po trybunałach, robiąc wiele hałasu i okrywając złą sławą cały Zakon… Miałem z nim do czynienia osobiście i w miejscach publicznych, na spowiedzi i poza nią, i nie znajduję w nim niczego godnego nagany, a jedynie wielką dobroć, jeśli za nią można strofować.

Tak wychwalana przez Świętą Naszą Matkę łagodność (suavidad) Graciána objawiała się i jaśniała w całej pełni szczególnie w chwilach prób i doświadczeń: odznacza się [on] taką doskonałością, że mnie zdumiewa. Wielki skarb trzyma Bóg zamknięty w tej duszy; specjalnie modli się za tego, kto przeciw niemu powstaje, albowiem zniewagi zniósł z podobną radością jak św. Hieronim (list do bpa Teutoniusza de Braganza z 16.01.1578). Miłość nieprzyjaciół, umiejętność przebaczenia prześladowcom, wolność od poczucia krzywdy i żalu – czy potrzeba nam jeszcze jakiegoś bardziej przekonującego argumentu na korzyść Graciána?

Na koniec zerknijmy do jego autobiografii:

Cyryl: Wiele rzeczy musiało się wydarzyć zanim doszło do wyrzucenia Cię z Zakonu. Czy mógłbyś je opowiedzieć, nie tając przede mną niczego?

Anastazy: Wolałbym nie mówić o tym zbyt wiele, spróbuję więc streścić wszystko w trzech punktach. Po pierwsze – ci, którzy to uczynili, będąc sługami Boga, nie popełnili błędu ani zła. Po drugie – Autorem wyroku i tego, co wydarzyło się potem, był sam Bóg i nie kto inny. Po trzecie – ani wcześniej ani obecnie sumienie nie oskarża mnie o popełnienie ciężkich win, które zarzucali mi przełożeni i o jakie posądzali ludzie nieświadomi istotnych faktów.

Cyryl: Jak to możliwe? Czyżby to Bóg prześladował? Czy w tak poważnej, publicznej i skandalicznej sprawie przełożeni mogli być sprawiedliwi i prawi, jeśli Ty pozostawałeś niewinny?

Anastazy: (…) O, gdybyś mógł poznać subtelność Bożych zamysłów i to, jak dopuszcza On prześladowanie ze strony sprawiedliwych, świętych i krewnych – a takie jest właśnie najcięższe – bez winy żadnej strony. Powróć do uważnej lektury Księgi Hioba, bo ona wlała we mnie życie…
(Peregrinación de Anastasio)

Taką wiarę w Bożą Opatrzność spotkać można chyba tylko u Świętych.

cdn.

s. Anna Maria od Opatrzności Bożej OCD, Rzeszów