Sensacje XVI wieku, czyli flesze z historii Karmelu #10

Dziś zamierzam powiedzieć słów kilka o terezjańskiej SUAVIDAD w ujęciu Świętego Naszego Ojca Jana od Krzyża. Jak go sobie wyobrażamy? Czy wzbudza naszą sympatię? Czy mielibyśmy ochotę poznać go osobiście? Czy może raczej, czytając jego dzieła, zniechęceni trudem wstępowania na górę Karmel i przerażeni mrokami ciemnej nocy zmysłów i ducha,ukuliśmy sobie obraz niezbyt pociągającego swym skrajnym radykalizmem ponurego samotnika?

Wbrew pozorom Jan od Krzyża odludkiem wcale nie był. Choć robił wrażenie trochę nieśmiałego, ujmował jednakotwartością, łagodnością (suavidad), życzliwością. Skromny i poważny, lecz jednocześnie pogodny i radosny, nie lubił temperamentów skłonnych do melancholii. Choć samym już zewnętrznym wyglądem i statecznością zachęcał do skupienia, zjednując tym sobie szacunek i respekt otoczenia, nie stwarzał dystansu i nie działał odpychająco. Wręcz przeciwnie. Bracia wspominali go jako świetnego kompana – spiesząc się na wspólną z nim rekreację, niektórzy spóźnialscy rezygnowali ze zjedzenia obiadu. O Bogu nasz Święty potrafił mówić z taką łagodnością i słodyczą (suavidad y dulzura), w tak pociągający i przekonywujący sposób, że dwie lub trzy godziny zdarzało się im słuchać go bez znużenia… Zadziwiająca była też siła jego oddziaływania, skoro obecni wychodzili z takiego spotkania w najwyższym stopniu pocieszeni, z wielkimi pragnieniami i zapałem do kochania Boga i pełnienia cnoty, o której traktował. Zauważano u niego szczególny dar przyciągania dusz do Boga łagodnością (con suavidad). Słowami, którymi przemawiał – kimkolwiek był jego rozmówca – zwracał się bardziej do wnętrza niż ku temu, co same te słowa wyrażały, i dlatego jego słowa tak rozpalały i uskrzydlały serca oziębłe.

Im bardziej święty jest spowiednik, tym jest łagodniejszy i tym mniej się gorszy upadkami innych, bo lepiej zna ludzką kondycję. Te właśnie słowa, którymi o. Jan od Krzyża miał dodać otuchymłodej, przestraszonej mieszkance Awili (znanej w mieście jako Roberto el Diablo), gdy pojawiła się u kratek jego konfesjonału, zdradzają sekret jego skuteczności. Jako kierownik duchowy kapitalnie wyczuwał potrzeby dusz, które – odgadnięte, zrozumiane i przyjęte – mimowolnie poddawały się pod jego „słodkie panowanie”: Cechował się wielką mądrością i roztropnością, a przy tym nadzwyczajną dobrodusznością i szczerością, oraz stonowaną życzliwością, z jaką traktował wszystkich; a ich dusze uspokajały się wobec niego i bez trudności odkrywały przed nim swoje sumienia, a nie były w stanie przeciwstawić się temu, lecz składały się w jego dłonie; czuli bowiem i widzieli u siebie znaczącą zmianę na lepsze w ich duszach, wraz ze zwycięstwem nad swoimi emocjami i pokusami.

Z pewnością św. Jan od Krzyża nie cieszyłby się takim powodzeniem, gdyby sam nie cenił sobie wysoko wartości międzyludzkich relacji. Pełną troski czułością i serdecznością otaczał przecież swoich najbliższych – matkę Catalinę i brata Franciszka. Z wielką miłością i szacunkiem odnosił się do Matki Fundatorki. Przebywając w Andaluzji, odczuwał tęsknotę współbraćmi, których dawno nie widział: I jeśli naprawdę jej [naszej Matce Teresie od Jezusa] nie towarzyszysz, pociesz się tym, że ja tutaj jestem jeszcze bardziej opuszczony i samotny. Odkąd mnie połknął wieloryb i wyrzucił na obcy brzeg, nigdy nie dane mi było jej widzieć ani innych świętych stamtąd (L 1). Głębokie i czyste więzi łączyły go z karmelitankami bosymi z Beas, Segowii i Granady. Jako przełożony dla swych podwładnych starał się być przede wszystkim ojcemradę i upomnienie przedkładał nad rygoryzm i surowość, uciekając się do tych ostatnich dopiero wtedy, gdy inne środki zawiodły. Szczególnie troszczył się o chorych. Jak wiele mówią o nim zachowane listy, w których woń człowieczeństwa Świętego – niesamowite ciepło i bezpośredniość oraz zrozumienie i empatia –  harmonizuje ze smakiem ewangelicznego wyrzeczenia.

Wymienione powyżej „ludzkie” cechy Mistyka Karmelu mają głęboki związek z obrazem Boga, jaki nosił on w swoim sercu. Bóg, według Jana od Krzyża, w żadnym wypadku nie jest bezwzględnym, chcącym wymierzyć nam karę, sędzią. Wprost przeciwnie. Pomiędzy cechami Boga występującymi w Biblii, Święty upodobał sobie specjalnie te które opisują relacje ojcostwa i macierzyństwa: W tym wewnętrznym zjednoczeniu udziela się Bóg duszy z miłością tak prawdziwą, że nie ma uczucia matki, która z taką czułością pieści swe dziecko, ani miłości brata, ani życzliwości przyjaciela, którą by można z nią porównać. (…) I tak tu [Bóg] jest zajęty dogadzaniem i pieszczeniem duszy, jak matka troską o swoje dziecię, które karmi swymi piersiami. Z tego poznaje dusza prawdę słów, które mówi Izajasz (66, 12): Do piersi Bożych was podniosą, a na kolanach będziecie pieszczeni” (PD 27,1).

W porządku łaski, Bóg daje życie, rodzi, karmi, troszczy się i prowadzi. Spełnia zatem funkcje ojcowskie i macierzyńskie. Dlatego Jan prezentuje Boga jednocześnie jako ojca i matkę – ojca o wnętrznościach matki oraz matkę z mocą i władzą ojca:

• Należy zwrócić uwagę, że duszę, która zdecydowała się służyć Bogu całkowicie, karmi On i umacnia w duchu, oraz obdarza pieszczotami na sposób czułej matki. Matka bowiem, tuląc do piersi maleńkie dziecię, ogrzewa je swym ciepłem, karmi mlekiem – lekkim i słodkim pokarmem. Pieści je również i nosi na swych rękach. Gdy jednak dziecię dorasta, umniejsza matka pieszczoty, ukrywa swoją czułą miłość, a słodki pokarm zaprawia goryczą. Nie nosi go na rękach, lecz każe mu stąpać własnymi nóżkami, aby powoli wyzbyło się słabości i zabierało do rzeczy większych i istotniejszych (1 N 1,2).

• Bóg bowiem, widząc, że już nieco podrośli, a chcąc aby się umocnili i wyszli z powijaków, odrywa ich od słodkiej piersi i puszczając ze swych ramion, uczy ich chodzić o własnych siłach (1 N 8,3).

Tak jak niegdyś Abraham urządził wielką uroczystość w dniu odłączenia od piersi jego syna Izaaka (Rdz 21, 8), tak radują się teraz w niebie, że Bóg podniósł tę duszę z powicia i puścił ją z ramion, aby już sama zaczęła chodzić; że pozbawił ją piersi i delikatnego, słodkiego pokarmu dzieci, a każe jej pożywać chleb ze skórką i smakować w pokarmie mocnych… (1 N 12,1)

Święty zauważa, że choć ręka Boża jest łagodna i słodka (blanda y suave), niejednokrotnie wydaje się duszy ciężka i nieprzyjazna, mimo że nie przytłacza jej i nie karci, lecz dotyka miłosiernie, by udzielić łask (2N 5,7). A zatem pełne czułości i delikatności działanie łaski przez człowieka odbierane jest jako przykre i bolesne. Dlaczego tak się dzieje? Doktor Karmelu wyjaśnia: Przypatrzmy się teraz, z jakiej przyczyny to światło kontemplacji, tak słodkie i łaskawe (tan suave y amigable) dla duszy (…) zadaje jej początkowo swym działaniem tak bolesne i upokarzające skutki, o jakich mówiliśmy. (…) Przyczyna nie leży w samej kontemplacji, czyli udzielaniu się boskim, gdyż to samo z siebie nie tylko nie zadawałoby jej cierpienia, lecz owszem, słodycz i rozkosz (suavidad y deleite)… Przyczyną bólu jest tutaj nieudolność i niedoskonałość, jaką jeszcze dusza posiada, jak również przeciwne kontemplacji, tkwiące w niej skłonności (2N 9,10-11).

Św. Jan od Krzyża podkreśla też, że Bóg, dając człowiekowi wolną wolę oraz optymalne warunki do życia i rozwoju, nie wywiera nacisku i do niczego nie przymusza, lecz wychowuje do odpowiedzialności:

I zdarza się, że są takie dusze, które zamiast oddać się Bogu i współpracować z Nim, przeszkadzają Mu nieroztropnym i opornym zachowaniem się. Podobne są te dusze dzieciom, które gdy je matka chce wziąć na ręce, opierają się i krzyczą, bo chcą iść same. Po tej drodze nie zajdą daleko, a jeżeli będą się nieco posuwały, to tylko krokiem dziecka (DGK Prol. 3; por. ŻPM 3,66-67).

• Ojciec rodziny ma na stole zastawione liczne i rozmaite potrawy, jedne lepsze od drugich. Dziecko prosi go nie o najlepszą, lecz o pierwszą, która mu się spodoba. Prosi o nią, bo uważa ją za najlepszą dla siebie. Ojciec widząc, że choćby dziecku dał lepszą potrawę, ono jej nie przyjmie, a tylko tę, o którą prosi, bo ma ochotę tylko na tamtą, by więc dziecko nie odeszło bez swego posiłku i zmartwione, da mu, choć ze smutkiem, tę potrawę, której pożąda (2 DGK 21,3).

Jan od Krzyża w swoich dziełach bardzo często posługuje się słowem SUAVIDAD, które ostatnio przetłumaczyliśmy jako: słodycz, delikatność, łagodność, spokój, wyczucie, życzliwość czy też uprzejmość. Używa go jednak nie tyle w znaczeniu zewnętrznego usposobienia, ile słodkich odczuć na modlitwie. Ma to swoją głęboką wymowę. Święty pokazuje w ten sposób, że postawa łagodności, delikatności i wyczucia (którą on sam niesamowicie ujmował swe otoczenie) nie jest kwestią jedynie wrodzonego temperamentu bądź usilnej pracy nad swoim charakterem, ale przede wszystkim stanowi owoc doświadczenia dobroci i słodyczy samego Boga.

W Pieśni duchowej Jan zaznacza wyraźnie, że to Duch [Święty] napełnia duszę wonią boskiej słodyczy (suavidadPD 18,6). Poprzez nią Bóg daje się poznać osobie, która Go szuka. Ta słodycz… jest odciskiem i śladem, którym idąc, odnajduje się Boga (PD 25,3). Boska suavidad dokonuje też w człowieku radykalnej przemiany: słodycz i ślad, które Bóg pozostawia po sobie, sprawiają, że dusza jest bystra i szybko biegnie za Nim. Albowiem bardzo mało albo w ogóle nie odczuwa trudu na tej drodze (PD 25,4). Czy zatem dusza, która świadomie i autentycznie doświadczyła dobroci, łagodności i delikatności samego Boga, może nie przejawiać ich w swoim sposobie postępowania i nie emanować pokojem? Mistyk Karmelu podkreśla, że suavidad stanowi cechę wyróżniającą tych, którzy już wydoskonalili się w miłości: Dziewiąty stopień miłości słodko rozpala duszę (hace arder al alma con suavidad). Na ten stopień wchodzą dusze już doskonale płonące w Bogu słodką miłością(arden ya en Dios suavemente). Tę pełną słodyczy i rozkoszy (suave y deleitoso) miłość sprawia w nich Duch Święty (…). Mówi św. Grzegorz wielki o Apostołach, że gdy Duch Święty zstąpił na nich widzialnie, płonęli wewnętrzną słodką  miłością (łac. per amorem suaviter arserunt – 2N 20,4).

Mądrość Boża sięga od krańca do krańca i urządza wszystko łagodnie (łac. disponit omnia suaviter).  Jan, podobnie jak Teresa, posługuje się tym fragmentem z Księgi Mądrości (8,1), by obrazowo przedstawić sposób postępowania udzielającego darów i dobrze rozumiejącego potrzeby duszy Boga. On dla podniesienia duszy z głębi jej ostateczności do drugiego ostatecznego kresu, tj. do wzniosłości zjednoczenia z Sobą, czyni to stopniowo, łagodnie (suavemente) i odpowiednio do właściwości duszy. (…) Bóg więc, by duszę podnieść do najwyższego poznania, musi w delikatny sposób zacząć od sięgnięcia najniżej, od krańca zmysłów duszy, aby odpowiednio do jej właściwości zaprowadzić ją do drugiego krańca – swojej mądrości duchowej, która nie podpada pod zmysły (2 DGK 17,3).

Taką właśnie Bożą taktykę i styl działania – stopniowo, łagodnie i odpowiednio do właściwości duszy – stosował w praktyce św. Jan od Krzyża jako przełożony. Był przeciwnikiem tego, aby przełożeni wydawali polecenia niczym władcy. Przeciwnie – mają się oni starać, aby podwładni nigdy nie odchodzili sprzed ich oblicza zasmuceni. Czując się odpowiedzialnym za dusze braci, z pociechą i zachętą wychodził naprzeciw ich trudnościom i strapieniom, dodając otuchy i skutecznie motywując do przezwyciężania siebie. Uważał, że przełożeni powinni często czytać słowa proroka Izajasza o Słudze Pańskim, który nie złamie trzciny nadłamanej (22,1-4). Sam, zmuszony udzielić napomnienia i reprymendy, czynił to ze słodką surowością, zachęcając z braterską miłością, a to wszystko z podziwu godną pogodą i powagą. Wiedział bowiem, że nikogo nie da się przymusić do cnót i spraw Bożych przemocą, grubiaństwem i razami kija. Dlatego też, powołując się na autorytet św. Pawła (Kol 3,21), zdecydowanie sprzeciwiał się formacji zakonników w oparciu o kompletnie irracjonalne rygory – metody, które czynią braci małodusznymi  i niechętnymi do podejmowania się rzeczy wielkich w kwestii cnoty.

Jako ojciec litościwy i wszechmocny, Bóg wyciąga ku nam nieustannie swą łagodną rękę. Ta Boska ręka jest o tyle szczodra i hojna, o ile można i bogata. Dlatego ofiaruje wciąż bogate i wspaniałe podarunki, kiedy otwiera się, by udzielić duszy łask. Również gdy wydaje się być twarda i rygorystyczna, traktując ją z pewną surowością, nadal jest ręką przyjazną i delikatną. Jest zawsze miłosierną ręką Ojca: O ręko, tym łagodniejsza dla mej duszy, że ją dotykasz, pieszcząc czule. Gdybyś się bowiem silniej oparła, zmiażdżyłabyś świat cały, gdyż „na samo twoje spojrzenie trzęsie się ziemia” (Ps 103,32), „drżą narody i kruszą się góry” (Ha 3,6)… Gdy karzesz, tylko lekko dotykasz, a to już wystarczy, by zniszczyć świat. Lecz gdy obdarzasz, dłużej zatrzymujesz rękę i dlatego twoje dary i twoja słodycz są bezgraniczne. Zraniłaś mnie, by uleczyć, o boska ręko! Wyniszczyłaś we mnie wszystko, co mnie czyniło umarłą z braku życia Bożego, w którym teraz żyję! Uczyniłaś to przez szczodrobliwość twej niepojętej łaski, okazanej mi w czułym uderzeniu, przez które dotknęłaś  mnie „odblaskiem Twojej chwały i odbiciem Twojej istoty” (HBR 1,3), a jest nim Jednorodzony Syn Twój. I przez Niego, który jest Twoją Mądrością, dosięgniesz wszystko „od krańca do krańca” (Mdr 8,1)… [On] jest tym dotknięciem miłym, którym mnie dotknęłaś… (ŻPM 2,16)

Harmonijne połączenie łagodności i delikatności z mocą i siłą to chyba jeden z ulubionych wątków w dziełach Jana od Krzyża, który głęboko zafascynowany tą cechą Boga:

W tym boskim zjednoczeniu dusza odczuwa w Bogu straszliwą potęgę oraz moc (terrible poder y fuerza), która obezwładnia wszelkie inne potęgi i siły. Kosztuje tam niewymownej słodyczy i rozkoszy (suavidad y deleite) ducha (PD 14,4)

• Ten delikatny (delicada) płomień miłości w niej gorejący, ilekroć ją ogarnia, napełnia ją pełną słodyczy i mocy chwałą (suave y fuerte gloria – ŻPM 1,1).

• O, błogosławiona dusza, której dotykasz tak mile i czule, będąc tak straszny i potężny! (ŻPM 2,17)

•  W dwójnasób zatem, wielokrotnie miłe dotknięcie, tym silniejsze i potężniejsze, im delikatniejsze! Siłą Twej delikatności bowiem wyniszczasz i oddalasz od duszy wszelkie inne dotknięcia rzeczy stworzonych… (ŻPM 2,18)

…wyraźnie dostrzega ją również w duszach z Nim zjednoczonych. W stanie małżeństwa duchowego dusza opiera szyję na słodkich ramionach Umiłowanego, które tutaj oznaczają moc Bożą, na której oparta i przeobrażona w nią nasza słabość ma już moc i siłę samego Boga Bóg sam bowiem jest tu mocą i słodyczą duszy… (PD 22,8). Na innym zaś miejscu powie: Starzy miłośnicy Boga są jak stare wino, które jest słodkie i ma moc w sobie (tiene el sabor suave y la fuerza en su sustancia – PD 25,9).

Łagodną surowość i bezkompromisową wyrozumiałość św. Jana od Krzyża pięknie pokazują jego listy. Ileż w nich ciepła i delikatnych uczuć, zdradzających żywą więź łączącą go z adresatem oraz umiejętność postawienia się na jego miejscu:

•  Wiele dobroci i miłości wyczułem w twoim liście. Chciałbym… pocieszyć  ciebie i twoje siostry (L 2).

• Twój ostatni list…był dla mnie bardzo cenny… wszystkie twoje listy otrzymałem i odczułem wszelkie twoje smutki, udręczenia i opuszczenia, które do mnie zawsze szepcą tylu głosami, choć mi ich wszystkich twoje pióro nie wypowiada (L 11).

• Byłoby niewdzięcznością z mej strony zapomnieć o tobie właśnie teraz, po tylu okazanych mi dowodach przychylności… jak można o kimś zapomnieć, kogo się ma  tak głęboko w sercu, jak ja ciebie? (L 19)

• W twoich troskach szczerze współczuję (L 21).

A przecież po tak pełnym serdeczności wstępie zazwyczaj umieszczał serię niełatwych do spełnienia w praktyce zaleceń duchowych! Najpierw stosował kojący balsam łagodności i pociechy, zachęcał i motywował, potem stawiał twarde wymagania. Nie pozwalał na ckliwy sentymentalizm i użalanie się nad sobą: Po otrzymaniu twojego listu współczuję w twoim cierpieniu i martwię się, że je uważasz za szkodliwe dla swej duszy, a nawet dla swego zbawienia (L 22). Dlatego też do dręczonej skrupułami mniszki, która chciała się przed nim wygadać, napisał: Jeżeli chcesz dzielić ze mną te cierpienia, spoglądaj w to „zwierciadło bez skazy” (Mdr 7,26) Ojca Przedwiecznego, [jakim jest Jego Syn], bo w Nim oglądam twoją duszę każdego dnia. A wtedy bez wątpienia wyjdziesz pocieszona i nie będziesz potrzebowała żebrać u bram biedaków (L 4). Troskliwie i starannie przygotowywał w duszach grunt pod działanie Bożej łaski: Sądzicie może, że skoro tak długo nie odzywam się do was, to was utraciłem z oczu… Otóż, gdy przybędę, wówczas ujrzycie, że nie zapomniałem o was i zobaczymy wspólnie wasze skarby, zebrane w czystej miłości i drogę przebytą do życia wiecznego, i piękne kroki, jakie uczyniłyście w Jezusie Chrystusie (L 7) Ale potrafił też – jak wprowadzający swoje dzieci w dorosłe i samodzielne życie ojciec – dyskretnie wycofać się na dalszy plan: Nie pisałem do was nie dlatego, żeby mi na dobrej woli zbywało, bo gorąco pragnę dla was dobra wszelkiego, ale sądziłem, że dosyć wam już powiedziałem i napisałem, co macie czynić… Słowa bowiem rozpraszają, a milczenie i praktyka cnoty skupiają i dają siły duszy… Bardziej chce Bóg, aby dusza cieszyła się Nim niż jakimkolwiek stworzeniem, choćby… wielkich od niego oczekiwała korzyści… I bądźcie pewne, że choć maleńka jest moja miłość, to przecież skupiona przy was, abym nie zapomniał tych, którym tyle jestem winien w Panu (L 8).

Niektórzy świadkowie życia Jana od Krzyża – zwłaszcza gorliwi zakonnicy – mocno akcentowali jego pociąg i zamiłowanie do pokuty. Nie kto inny, lecz on sam napisał przecież: Jeżeli kiedykolwiek, przełożony czy ktoś inny, usiłowałby ci wpoić naukę życia swobodnego i wygodnego, nawet gdyby ją potwierdzał cudami, nie wierz jej i nie stosuj. Przeciwnie, więcej pokuty i więcej wyrzeczenia wszystkich rzeczy. Nie szukaj Chrystusa bez krzyża (L 24). I owszem, na pewnym etapie sama Teresa jako Fundatorka musiała miarkować jego zapał (F 14,12). Czy jej matczyne upomnienia przyniosły jakiś efekt? Wydaje się, że tak… Pewnej pannie, która pragnęła zostać karmelitanką bosą, Święty, kładąc nacisk na umartwienie wewnętrzne, zaleca: bądź roztropnie surową co do swego ciała, dbaj o wzgardę siebie i umartwienie. Nie szukaj swej woli i przyjemności w niczym, bo to była przyczyna męki Chrystusa (L 12). Z kolei w liście do m. Marii od Jezusa, przeoryszy z Kordowy, Jan nie pozwala na przesadne pokuty cielesne wykraczające poza normy określone przez Konstytucje: nie trzeba czynić wyjątków, lecz zachować przepisy ogólne (L 14). I choć jego dzieła nie pozostawiają żadnych złudzeń co do konieczności gruntownego oczyszczenia duszy i umartwienia jej pożądań – jeśli żywi się szczere pragnienie zjednoczenia z Bogiem – to trzeba pamiętać, że Mistyk Karmelu nie propagował zewnętrznych form surowości i rygoryzmu jako wartości samych w sobie. Wszelki trud obumierania sobie, do którego św. Jan od Krzyża niestrudzenie zachęca każdego z nas aż po dzień dzisiejszy, ma być motywowany tylko i wyłącznie wrażliwą, czułą i delikatną, a zarazem mocną i zdeterminowaną miłością do Jezusa. To z niej właśnie na końcu będziemy egzaminowani: A la tarde te examinarán en el amor
cdn.

s. Anna Maria od Opatrzności Bożej OCD, Rzeszów