Santo subito. Trwał w Bożej obecności

Rozmowa z o. Szczepanem Praśkiewiczem, karmelitą bosym, konsultorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.



Do Jana Pawła II przylgnęło określenie Papież karmelitański. Z czego to wynikało?

Wadowice – rodzinne miasto Papieża, na przełomie XIX i XX wieku, ze względu na św. Rafała Kalinowskiego, który tam osiadł, założył klasztor i po latach zaborów chciał odnowić zakon karmelitański w Polsce – stało się centrum życia tej wspólnoty. Właśnie stamtąd duch karmelitański powiał na cały kraj. Trzynaście lat po śmierci o. Rafała, w 1920 r. przyszedł na świat Karol Wojtyła. Od dzieciństwa zetknął się z duchowością karmelitańską właśnie poprzez klasztor i pracujących tam zakonników. Wiele też słyszał o Rafale Kalinowskim, jego bohaterskich czynach, miłości do Ojczyzny i świętości. Często też modlił się w kościele Karmelitów, o czym sam wspominał. Tam również poznał duchowość wielkich mistrzów Karmelu: św. Jana od Krzyża, św. Teresy od Jezusa. Dwukrotnie chciał nawet wstąpić do Karmelu, ale – jak pokazał czas, Bóg przygotowywał go do innych wielkich rzeczy. Nigdy nie zerwał jednak kontaktów z Karmelem. Rozprawę doktorską na Angelicum poświęcił tematowi wiary u św. Jana od Krzyża. Ustawicznie miał kontakt z duchowością Karmelu, jego świętymi, a karmelitańska szkoła duchowości wywarła piętno na całym jego życiu duchowym, o czym świadczy fakt, że św. Jana od Krzyża nazywał mistrzem swego życia wewnętrznego. Pielgrzymował też do grobu św. Teresy w Ávila, św. Teresę od Dzieciątka Jezus ogłosił doktorem Kościoła, a Edytę Stein beatyfikował, kanonizował, a w końcu ogłosił współpatronką Europy. Wreszcie wyniósł do chwały ołtarzy św. Rafała Kalinowskiego, którego nazywał świętym ze swego rodzinnego miasta.

Podczas 19 lat pracy w Rzymie miał Ojciec okazję obserwować życie i posługę Jana Pawła II. Co najbardziej fascynowało Ojca w osobie Papieża?

Najpierw jako student, kapłan, później konsultor Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, którego rolą jest promowanie świętych, miałem okazję wielokrotnie spotykać się z Papieżem. Tym, co mnie najbardziej fascynowało i uderzało, była Jego modlitwa. Zarówno ta liturgiczna, pontyfikalna, sprawowana publicznie, jak i osobista, rzec można – nieustanna, będąca szczególnym i ustawicznym dialogiem Papieża z Bogiem. Dialog ten rozpoczynał się od wczesnych godzin rannych w Jego prywatnej kaplicy, przedłużał się na Eucharystię, w której osiągał swój szczyt, i trwał przez wszystkie zajęcia Papieża w ciągu dnia. Miał czas na modlitwę różańcową, Drogę Krzyżową, nawiedzenie Najświętszego Sakramentu. Kontemplował Boga podczas spacerów w Ogrodach Watykańskich, urlopów w Castel Gandolfo czy w Alpach. Chory, przykuty do wózka, w swojej kaplicy dyktował przemówienia, które potem były przepisywane i które wygłaszał do wiernych. Sądzę, że każdy, kto miał szczęście uczestniczyć w Eucharystii w papieskiej kaplicy, został urzeczony modlitwą Jana Pawła, jego skupieniem, kontemplacją, zaangażowaniem całej osobowości w dialog i zażyłość z Bogiem. Umiłowanie modlitwy wyniósł właśnie z duchowości Karmelu, którego święci definiują modlitwę jako miłosną rozmowę z Bogiem, dialog, w którym może jest mało słów, za to dużo miłości i trwania w Bożej obecności. Modlitwa i zjednoczenie Papieża z Bogiem były źródłem bogactwa jego osobowości, światłem nauczania, fundamentem odwagi i niezmordowanej działalności apostolskiej, ale także źródłem jego naturalności w kontaktach z ludźmi i przyrodą – słowem – Jego świętości. Sądzę, że właśnie modlitwa leży u podstaw całej owocnej i cenionej działalności Papieża. Bez dostrzeżenia tego istotnego źródła trudno byłoby zrozumieć moc Jego posługiwania.

Ze zjednoczenia z Bogiem wypływała też miłość Papieża do człowieka…

Można powiedzieć, że Jan Paweł II kochał Boga i drugiego człowieka. Na całym świecie bronił godności osoby ludzkiej, praw narodów, praw jednostek i poszczególnych grup społecznych. Chodziło mu o prawa autentyczne, wynikające z głębokiej prawdy o człowieku jako o tym, który został stworzony przez Boga i odkupiony przez Chrystusa. W świecie, który często depcze godność człowieka, bronił prawa do życia, do pracy i do wolności religijnej. Mówiąc o prawach, przypominał o obowiązkach. Broniąc praw Bożych, jednocześnie sprzeciwiał się temu, co można nazwać pseudoprawami, które dochodzą do głosu także we współczesnym, liberalistycznym społeczeństwie w Polsce. Mam na myśli pseudoprawa do aborcji, eutanazji czy do zawierania związków małżeńskich przez osoby tej samej płci. Głos Papieża wobec tych kwestii był głosem sprzeciwu. Ludzie to docenili i dlatego, kiedy odszedł po nagrodę do Domu Ojca, skandowali: “Santo subito”.


Rozmawiał Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik, 121/2008