Prawdziwa walka ze słabością



Dzisiaj odniosłam nad sobą wielkie zwycięstwo, aby się nie rozgniewać. Mój Boże, przyszedłeś mi z pomocą. Składam Ci dzięki. W czasie załatwiania spraw, a także podczas odpoczynku postępowałam doskonale. Ale nie było tak w czasie moich lekcji.

(D 23)

Sytuacja wydaje się bardzo groteskowa. Młoda dziewczyna cieszy się, że udało się jej nie rozgniewać przez cały dzień. Też mi zwycięstwo. Być może mamy nawet taką myśl, żeby odebrać Teresie tą radość i powiedzieć jej. „To wcale nic wielkiego, że się nie rozgniewałaś.” A być może nawet poszlibyśmy dalej i powiedzielibyśmy jej: „Dziewczyno, czym ty się przejmujesz? Przecież to wcale nie najgorsze, co człowiek może zrobić. Nie przejmuj się aż tak.”

W tej wypowiedzi jednak jest coś niesamowitego. Młoda dziewczyna poznając siebie, odkryła, że ma różne słabości. Wśród nich jest bardzo wybuchowy charakter. Gdybyśmy przeczytali jej Dziennik czy Listy odkrylibyśmy, jak wiele różnych wybuchowych epizodów opisała tam. Czy była zbyt bardzo skoncentrowana na jakiś małych błahostkach? Wcale nie. Zbliżając się do Boga człowiek zaczyna dostrzegać wszystko to, co przeszkadza mu w pełni go ukochać. 

I co wtedy można zrobić? Co zrobić, gdy odkryję jakąś słabość we mnie? Najlepiej podjąć bardzo konkretną walkę. I przypatrywać się sobie. W jakich sytuacjach zdarza się upadek, co do niego prowadzi. Jakie okoliczności sprzyjają wejściu na złą drogę. Jeśli to odkryję, to później wolą powinienem wybierać zawsze to, co nie będzie prowadziło do grzechu.

Ale wiemy doskonale, że nie zawsze się to udaje. Św. Paweł do Rzymian napisał: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię.” Czasem jest naprawdę bardzo trudno postawić granicę. I wydaje się, że upadam ciągle i ciągle na nowo w ten sam grzech, w tą samą słabość. Nie powinno mnie to jednak zniechęcać, ale zapalać jeszcze bardziej do walki, bo przecież w każdym z tych upadków mogę ostatecznie doświadczyć miłości Boga, ponieważ „gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska.” Łaska ta rozleje się wtedy, kiedy za każdym razem uznam swoją słabość i poproszę Boga o przebaczenie i pomoc w powstaniu. 

Warto zauważać swoje słabości, walczyć z nimi bardzo konkretnie. Najgorszym upadkiem nie jest bowiem sam grzech, ale pozostawanie w nim zamykając się na Jego łaskę. A jeśli będę codziennie walczył ze swoją słabością – to wkrótce, prędzej czy później, będę mógł wykrzyknąć podobnie do św. Teresy: Mój Boże, przyszedłeś mi z pomocą. Składam Ci dzięki.

o. Marcin Fizia OCD

fot.ddak.wordpress.com