Patronki współczesnego człowieka

Rozmowa z o. Szczepanem Praśkiewiczem, karmelitą bosym, konsultorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.



Kiedy doczekamy się kanonizacji Jana Pawła II?

Oby jak najrychlej! Ale pamiętajmy, że Sługa Boży Jan Paweł II bardzo wysoko cenił zarówno instytucję beatyfikacji, jak i kanonizacji; wiemy, ilu świętych i błogosławionych dał nam jego pontyfikat. Ojciec Święty nie byłby z nas zadowolony, gdybyśmy jego proces przeprowadzili powierzchownie. I gwarantuję, że prowadzony jest on bardzo rzetelnie, przy wielkim zaangażowaniu osób za to odpowiedzialnych, takich jak postulator – ks. prałat Sławomir Oder czy relator Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych – o. Daniel Ols. Jedyną dyspensą w tym przypadku było zwolnienie od czekania na upłynięcie pięciu lat od śmierci Sługi Bożego, by proces zainaugurować. Wszystkie inne procedury zostają zachowane. Prace posuwają się do przodu bardzo dobrze i to zarówno w odniesieniu do heroiczności cnót, jak i w sprawie cudu. Trudno jednak mówić o datach. Módlmy się, aby taką datą była np. rocznica śmierci Jana Pawła II, albo rocznica jego wyboru na następcę św. Piotra.

Dzisiaj w Krakowie kardynał Stanisław Dziwisz dokona uroczystego otwarcia procesu beatyfikacyjnego matki Marianny Marchockiej, karmelitanki bosej i Kunegundy Siwieć ze świeckiego zakonu karmelitańskiego. Czy to oznacza, że wierni mogą się już modlić do Boga, prosząc je o wstawiennictwo?

Tak, oznacza to, że tym kandydatkom na ołtarze przysługuje tytuł Służebnic Bożych i można przyzywać ich wstawiennictwa, wypraszając od Boga łaski. Do beatyfikacji potrzeba bowiem nie tylko udowodnienia świętości życia, ale i stwierdzenia cudu za przyczyną kandydata. I o taki cud trzeba prosić.

Co w przypadku tych dwóch kobiet zdecydowało, iż zostały Służebnicami Bożymi, a w przyszłości mają szansę zostać wyniesione na ołtarze?

W trudnych warunkach życia – jak wojny kozackie za czasów matki Marchockiej czy II wojna światowa w przypadku Kunegundy Siwieć – potrafiły żyć ewangeliczną miłością, rozsiewać wokół siebie pokój, heroicznie znosić cierpienia i dodawać innym otuchy, budząc w ich sercach nadzieję. Źródłem ich duchowej mocy była przede wszystkim wiara. Pierwsza w swej “Autobiografii mistycznej” opisuje swą zażyłość z Bogiem, a druga w tzw. nadprzyrodzonych oświeceniach, dyktowanych spowiednikowi, wyjawia swe tajemnice życia duchowego, podobne do zapisków z “Dzienniczka” św. Faustyny Kowalskiej czy do “Dziejów duszy” św. Teresy z Lisieux. Obydwie mogą więc być świetnymi patronkami dla współczesnego człowieka, który w wirze zeświecczonego świata potrzebuje pokoju ducha, jaki może dać tylko Bóg, źródło wszelkiego dobra.

Jak długo może potrwać ich proces beatyfikacyjny?

Proces taki ma zawsze dwa etapy: diecezjalny i rzymski. Etap diecezjalny na ogół nie trwa dłużej niż rok, dwa. Przesłuchuje się świadków, gromadzi dokumentację historyczną, analizuje pisma kandydatów na ołtarze. Następnie zebrane materiały przekazywane są do Stolicy Apostolskiej. Rzymski etap procesu zwykle wydłuża się do kilku lat, pomimo wielkiego zaangażowania i dobrej woli urzędów Stolicy Apostolskiej. Oprócz udowodnienia, że kandydat na ołtarze praktykował w stopniu heroicznym wszystkie cnoty, trzeba też stwierdzić, że za jego przyczyną wydarzył się cud, czyli zjawisko niewytłumaczalne z punktu widzenia nauki, a wyproszone u Boga. Wszelkie badania i analizy są tu prowadzone metodą naukową, przy angażowaniu biegłych światowej sławy, stąd często potrzeba wiele czasu. Dawniej wymagano do beatyfikacji dwóch cudów, ale Jan Paweł II uprościł procedurę i zadecydował, że wystarczy jeden. Zaangażowani w prowadzenie procesów mówią jednak, że kryteria do zatwierdzenia cudu są tak wysokie, iż doprowadzenie do jego zatwierdzenia graniczy z… drugim cudem.


Rozmawiała Grażyna Starzak
Dziennik Polski, 21 grudnia 2007