O magicznym postrzeganiu szkaplerza

Z ojcem Mariuszem Wójtowiczem OCD o magicznym postrzeganiu szkaplerza, stylu życia Maryi i duchowości karmelitańskiej rozmawia Weronika Frąckiewicz.

,,Ochrona przed diabłem i złym światem”, ,,jak będziesz nosił szkaplerz, diabeł cię nie dosięgnie”, ,,potężna zbroja w walce z szatanem” – to tylko niektóre z haseł, jakie słychać tu i ówdzie z ust osób świeckich i duchownych, gdy mówią o szkaplerzu. Przyznam szczerze, że ta egzorcystyczno magiczna narracja skutecznie zniechęca mnie do szkaplerza.

– Ta sytuacja może wiązać się z tym, iż podczas objawienia Matki Bożej Szkaplerznej z 15 na 16 lipca 1251 roku padają słowa: ,,Najukochańszy synu, przyjmij szkaplerz twojego zakonu. Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego”. Jednak co do historyczności tego zdania nie mamy stuprocentowego potwierdzenia. Tymczasem na bazie tych słów powstał cały prąd akcentujący elementy, które nie powinny być aż tak mocno obecne w kręgu zainteresowań chrześcijanina, czyli piekło i diabeł, a które niestety zaczęły przejmować piękną i pełną prostoty duchowość szkaplerzną. Współczesny człowiek lubuje się w tematach egzorcyzmów, piekła i diabła, dlatego w pewnych kręgach zainteresowanie szkaplerzem wyewoluowało właśnie w taką stronę. I jest to bardzo smutne. Tymczasem rzeczywistość szkaplerza jest zupełnie inna, bo jest ona głęboko związana z duchowością karmelu, z przestrzenią modlitwy, ciszy, przyjaźni z Bogiem i z Jego Matką. Nie skupiajmy się więc na piekle. Odczytajmy raczej słowa z objawienia jako te, które mówią, że ten, kto umrze w szkaplerzu, a całe życie próbował żyć jak Maryja, pójdzie do nieba, gdyż to niebo „tworzył” już na ziemi. Przecież Pan Jezus przyszedł na ziemię, aby uczyć nas, jak mamy żyć niebem już tutaj na ziemi i jak pragnąć tego nieba wiecznego. A zatem dzisiaj w przestrzeni katechezy, homilii, konferencji, rekolekcji powinniśmy akcentować przede wszystkim to, że jesteśmy powołani do przyjaźni i relacji z Bogiem, do ewangelicznej życzliwości wobec ludzi i do budowania nieba na ziemi, również poprzez walkę z tym, co złe, z każdym swoim grzechem. Wskazujmy na to, co Jezus swoim życiem czynił. Oczywiście w Jego nauczaniu były elementy wyrzucania złych duchów, ale wiązało się to przede wszystkim z konkretnymi miejscami. Kafarnaum, które leżało na słynnym szlaku handlowym Via maris, rzeczywiście mogło być przestrzenią kumulacji zła i Mistrz z Nazaretu tam je skutecznie obnażył. Jezus i Maryja swoim ukrytym życiem podkreślają piękno codzienności i zwyczajności. A duchowość szkaplerzna jest właśnie codzienną przyjaźnią z Maryją, która prowadzi człowieka do swojego Syna. Trzeba nam zatem oddramatyzować szkaplerz ze wszystkich przejawów ciągłego odnoszenia się do diabła, piekła, a także postrzegania go jako talizmanu, który będzie nas chronił przed urokami zła. Pan Jezus jasno mówi, że diabeł nie jest w stanie nas strącić do piekła. Jedynymi, którzy są w stanie strącić nas do piekła, jesteśmy my sami. Diabeł nie jest w stanie zatracić mojej duszy, to ja jestem w stanie ją zgubić, przyjmując nieludzki sposób życia, schodząc do piekła, ale nie w przyszłości, lecz tu na ziemi, w momentach, kiedy nie jestem człowiekiem. Moje doświadczenie tak zwanego „duszpasterza szkaplerza” od wielu lat pokazuje mi, że wiązanie szkaplerza z ochroną przed diabłem jest nadwyrężaniem i spłycaniem tej pięknej tradycji i duchowości zakonu karmelitańskiego i skarbca Kościoła.

Jak świecka osoba ma się odnaleźć w napięciu między zdrową nauką karmelitańską a straszącym, zabobonnym podejście do szkaplerza? Tym bardziej, że wielu księży nakładających szkaplerz, kładzie nacisk na ochronę przed mocą diabła.

– Jeżeli człowiek decyduje się sięgnąć po szkaplerz, powinien iść do źródła. Szkaplerz i całą duchowość karmelu dał Kościołowi zakon karmelitański, dlatego to właśnie karmelici, karmelitanki i literatura wychodząca z naszych wydawnictw są właściwym źródłem wiedzy na temat historii i duchowości szkaplerza. Dawniej nakładanie szkaplerza było tylko w gestii karmelitów. Obecnie, ze względu na popularność nabożeństwa, Kościół zdecydował się dać przywilej nakładania szkaplerza każdemu kapłanowi. Jednak warto przypominać, że wiarygodnym źródłem informacji o szkaplerzu są przestrzenie karmelitańskie. Przede wszystkim nie zapominajmy o kontekście historycznym pojawienia się szkaplerza. Nie jest on dany zakonowi w momencie, gdy zmaga się on z formą widocznego zła w postaci działania szatana. Otóż jest zupełnie inaczej. W XIII wieku zakon karmelitański jest po perypetiach przeprowadzkowych z Izraela do Europy, a związanych z zajęciem miejsc świętych przez saracenów. I nie jest łatwo wejść zakonnikom z mentalnością człowieka Bliskiego Wschodu w przestrzeń Europy Zachodniej. Dlatego jako karmelici budzimy w tym czasie różne i skrajne rekcje tak w społeczeństwie, jak i w samych strukturach Kościoła. Ponadto jesteśmy zakonem, który w samym tytule określa się jako „bracia Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel”. W związku z czym jesteśmy trochę kontrowersyjni, bo z założenia nie uważamy tak, jak to było przyjęte w ówczesnej Europie, że Maryja jest tylko Królową, Panią, Matką, czyli kimś wielkim i niedostępnym. Świat, na takie uproszczenie i określenie „siostra”, takie ,,odarcie” Maryi z tytułów, reaguje w tym czasie raczej alergicznie. Dzisiaj zresztą jest podobnie. Nie chcemy Jej takiej prostej, a tymczasem karmelici w XIII wieku przywożą ją do Europy taką zwyczajną, dostępną, matczyną, taką, do której ma się ochotę przytulić. I szkaplerz ukazuje to genialnie: jest materiałowy, daje poczucie bliskości i ciepła, a przez to również odczucie ochrony. I tak jak kiedyś karmelici, którzy przyjechali do Europy, byli uznawani za tych, którzy sieją zamęt w duchowości, tak i dziś nasza wrażliwość bywa nierozumiana. Wiąże się to z rozkwitem w Polsce pobożności, która szuka ciągłych nadzwyczajności. A tak naprawdę Maryja w swoim życiu, poza momentem zwiastowania, nie doświadczała żadnych nadzwyczajności. Przyszedł do niej anioł, którego nie zrozumiała, a później już więcej nie było nic. Dlatego przed złem ochroni mnie przede wszystkim piękne człowieczeństwo Maryi i moja chęć naśladowania Jej. Dlatego punktem wyjścia w duchowości szkaplerznej jest uświadomienie sobie, jak żyła Maryja i codzienne próbowanie podążania za tym stylem życia. To próba życia Jej czystością, Jej niepodzielnością serca, Jej zdecydowaniem. To życie w bliskości Boga i człowieka. Czyli wraz ze szkaplerzem przyjmuje się styl życia Maryi, i to ten sposób życia ma chronić przed szatanem. Dlatego istotą przyjęcia szkaplerza nie jest sam fakt nałożenia go i modlitwy skierowane do Maryi, ale właśnie styl życia. Maryja dzięki temu jak żyła, przedstawiana jest w Kościele jako ta, która zwyciężyła szatana. Jeśli więc będziesz żył Jej stylem, to szkaplerz rzeczywiście będziecie chronił cię przed złem, ale to jest kwestia twojego zaangażowania, wyboru i budowanie nieba na ziemi jak Maryja.

Jak przełożyć styl życia Maryi na warunki XXI wieku?

– Maryja to osoba, która cieszy się życiem. Jej Magnificat ,,Wielbi dusza moja pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” pokazuje, że widzi i docenia piękno świata, obecność człowieka i działania Boga. Ona również jest człowiekiem relacji, spotkania, rodziny. Widzimy, że we wszystkich najważniejszych momentach jest blisko człowieka. Dla mnie Maryja jest niedoścignionym wzorem człowieczeństwa, ale wzorce niedoścignione właśnie po to są dane, aby mieć wysoko postawioną poprzeczkę. Matka Jezusa stanowi genialny wzór dla dzisiejszego człowieka, z racji tego, że w jej życiu realnie nic się nie dzieje, a dzieje się wszystko. Maryja jest piękna w swojej prostocie. Szkaplerz i duchowość wokół niego również jest prosta i dlatego próbuje się do niej coś dołożyć, gdyż wydaje nam się za prosta.

Jak pogodzić radość życia z nieustannym napięciem wynikającym z cierpienia? U Maryi tę dychotomię widać bardzo wyraźnie, a jednak nie poddaje się jej.

– Cierpienie odczytywałbym w kontekście trudu wpisanego w życie, a nie w oderwaniu, jako jednorazowe wydarzenie. Żyjemy w świecie, który na wszelkie sposoby próbuje wyrugować ze swojego życia wysiłek, trud i poświęcenie. Większość z nas nie zauważa, że w takiej sytuacji człowiek przestaje się rozwijać. Dopiero skrajne sytuacje związane z wysiłkiem, cierpieniem, odrzuceniem wydobywają z nas człowieka odważnego, silnego, poświęcającego się. W Maryi to trud niepewności wydobywał jej piękne człowieczeństwo. Ważne jest więc, abyśmy w naszym życiu uchwycili ten element rozwojowy. To wszystko, co trudne, sprawia, że człowiek staje się wewnętrznie piękny, otwarty, życzliwy, wyrozumiały i pełen empatii. Gdybyśmy nie mieli tych skrajnych sytuacji, to nasze człowieczeństwo byłoby mierne. Myślę, że Maryja o tym wiedziała, dlatego też wybierała to, co stawiał przed nią Bóg.

Święto Matki Bożej z Góry Karmel obchodzone jest 16 lipca w Kościele powszechnym, a nie tylko w zakonie karmelitańskim. Co ludzie świeccy, w żaden sposób niezwiązani z karmelem, mogą wziąć do swojego życia z tego wspomnienia?

– Wszystko (śmiech). Nie jest to święto, jak się czasem błędnie uważa Matki Boskiej Szkaplerznej, ale Matki Bożej z Góry Karmel. Karmel z hebrajskiego to winnica lub ogród, i w naszej duchowości oznacza duchowość wnętrza. Człowiek niezwiązany z zakonem karmelitańskim, np. poprzez szkaplerz, ale chcący rozwijać się w Kościele, powinien nosić w sobie świadomość swojego wnętrza, swojego ogrodu wnętrza, który wymaga pielęgnacji i rozwoju. Maryja karmelitom przez fakt góry Karmel pokazuje, że nie jest ważne tylko piękno zewnętrzne, które jest tak okazałe w Izraelu szczególnie wiosną. Najważniejsze jest piękno wnętrza każdego z nas. Dlatego ta uroczystość nie musi być bezpośrednio związana z Maryją czy szkaplerzem, ale z moim wnętrzem. Maryja jest Matką i Siostrą, która pomaga mi odkrywać moje wnętrze. To nie jest skupienie się na Maryi, królowej Karmelu, która jest obecna na szczycie góry, ale na siostrze, która prowadzi mnie do mojego wnętrza. Maryja przez tę uroczystość jakby do każdego z nas mówi: Zobacz, mój bracie, moja siostro, jak piękne jest twoje wnętrze, zachwyć się nim, żyj nim, wydobywaj z niego to, co jest najpiękniejsze. Ta uroczystość to wprowadzenie człowieka do jego wnętrza. Dzisiaj współcześni ludzie bardzo za tym wnętrzem tęsknią, ale paradoksalnie robią wszystko, aby nim nie żyć. Lubimy wszystkie zewnętrzne formy pobożności, szukamy nadzwyczajności, gonimy za charyzmatami. Ale skupiając się tylko na nich, nie dostrzegamy naszego pięknego wnętrza, bo one nas często hamują.

Jan od Krzyża, Teresa Wielka czy Mała Tereska to tuzy duchowości karmelitańskiej. Czy bronią się ze swoją wrażliwością w XXI wieku, czy czytanie ich pism to raczej aktywność dla koneserów lub ludzi ściśle związanych z duchowością karmelitańską?

– Święci i duchowość karmelu to najlepsza odpowiedź na głody naszych czasów. Nie są oni znani, bo tak naprawdę do nich się nie sięga, a jeśli ktoś już decyduje się na lekturę, to bez kontekstu, który ułatwia ich zrozumienie. Teresa od Jezusa, mimo famy, która wokół niej narosła, posługuje się bardzo prostym, pełnym symboli językiem. Jakiś czas temu prowadziłem rekolekcje dla sióstr zakonnych i po jednej z konferencji podeszła do mnie około sześćdziesięcioletnia siostra. W bardzo szczerych słowach przyznała, że nie wiedziała, że Teresa jest taka prosta i tak zwyczajna. Jestem też przekonany, że aby zrozumieć Jana od Krzyża, należy najpierw poznać kontekst historyczny jego życia. W dzieciństwie stracił ojca i brata, z kolei jego drugi brat stracił ośmioro dzieci. A zatem był człowiekiem, który doświadczał prawdziwych dramatów, dlatego jego pisma o nocach ciemnych nie były opowieściami wyssanymi z palca czy rzeczywistościami tłumaczonymi wyłącznie w kluczu teologii. Za każdą z tych nocy stało jego życie. Natomiast kiedy Jan pisze o przeogromnej, wręcz szalonej miłości Boga do człowieka, to z pewnością ma przed oczyma swojego tatę, który pozostawił majątek, prestiż i wszystkie tytuły szlacheckie, aby ożenić się z ubogą tkaczką. Trzeba więc zejść na taki poziom przyglądania się świętym, aby zobaczyć, skąd rodzi się w nich ta duchowość. I naprawdę warto czytać naszych świętych i nie bać się po nich sięgać. Niektórzy, również duchowni mówią, że teksty świętych karmelitańskich są za trudne i zwykły człowiek ich nie zrozumie. Wówczas zawsze daję w kontrze samo Pismo Święte, którego teoretycznie przeciętny człowiek też nie zrozumie, a jednak czyta. Do pism mistyków trzeba wracać, to nie jest jednorazowa lektura.

W przestrzeni internetowej dużo mówi Ojciec o mistyce codzienności. Czym ona jest?

– Dla mnie podstawą mistyki codzienności jest stwierdzenie, aby to, co zwyczajne przeżywać niezwyczajnie. Mały kamień na drodze lawiny może zmienić jej bieg. W mistyce codzienności chodzi więc o to, aby żyć ze świadomością, że moje małe gesty mogą zmienić bieg świata. To wręcz wejście w perspektywę, gdzie małe rzeczy tworzą wielki świat. Mistyka codzienności wiąże się z doświadczaniem prostych dotknięć Pana Boga, ale też doświadczeniem Jego tajemnicy. Mistyka jest dotykaniem Boga w Jego tajemnicy – nie rozumiem Go, ale przyjmuję Go i kocham. Boga w mojej codzienności naprawdę bardzo często nie rozumiem, i nie chcę Go rozumieć. Chcę Go raczej przyjmować takiego, jakim przychodzi i Nim się ucieszyć. W końcu w mistyce codzienności chodzi o to, by być jak Bóg – schodzić na ziemię.


źródło: Przewodnik Katolicki