O budowaniu człowieka wewnętrznego

Według św. Teresy, są to ci, którzy zaczęli praktykować modlitwę wewnętrzną i pojmują, jak ważne jest, by nie pozostawać wmieszkaniu pierwszym. Wówczas człowiek staje się otwarty na głos Bożych wezwań. Zaczyna więc już słyszeć wezwania Króla, aby się zbliżyć do najgłębiej ukrytej komnaty.

Ku temu, co trudniejsze



Pójdźmy podobnym, co Andrzej Grzegorczyk tropem, ale nie w płaszczyźnie dialogu z myślą współczesnych uczonych, lecz poprzez wskazanie absolutnego punktu swobody, którym dla św. Teresy jest wcielony Syn Boży. Będzie to więc dialog przede wszystkim w sferze wiary, która — zgodnie ze scholastyczną formułą — szuka zrozumienia.

Troska o duszę, o utrzymanie wewnętrznego ładu jest trudna nie tylko dla nas, współczesnych. Była bowiem i będzie we wszystkich epokach zadaniem niełatwym. Zdajemy sobie przecież sprawę, że rodzi się z ogromnego zaangażowania, wymaga skupienia i cierpliwości. Mówiąc krótko — wymaga zdyscyplinowania całej egzystencji. Pamiętamy w związku z tym słowa św. Pawła: “wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę” (Rz 7, 22).

Aby to w pewien sposób zilustrować, przytoczę krótkie opo wiadanie z IV w. p.n.e. o chińskim mędrcu nawadniającym ogród. Czerpał on wciąż wodę z głębokiej studni za pomocą przymocowanego do liny naczynia. Widząc jego trud, przechodzący obok młody wędrowiec zaproponował dla ułatwienia zastosowanie wału z korbą. Na co mędrzec Czuang odpowiedział: “Jeśli ktoś posługuje się maszynami, to wszystkie swoje sprawy załatwia jak maszyna, nabywa mechanicznego serca. A jeśli ktoś ma w piersi mechaniczne serce, to traci czystą prostotę. Kto utracił czystą prostotę, staje się niepewny w poruszeniach swego ducha. Niepewność w poruszeniach ducha jest zaś czymś, co się nie zgadza z prawdziwym sensem. Nie jest tak, jakobym tych rzeczy nie znał: ja wstydzę się nimi posługiwać”.

Obecne uwikłanie naszej egzystencji w sieć sprawnie działających mechanizmów postąpiło już jednak tak dalece, że tylko nieliczne jednostki byłyby w stanie przyjąć w pełni radę mędrca.

Przecież nawet wiedza, którą zdobywamy, a która narasta w lawinowym tempie, jest wykorzystywana przede wszystkim instrumentalnie. Chociaż zdajemy sobie sprawę, że procesy wychowania i edukacji powinny mieć na względzie kształtowanie umysłu czy też kształtowanie człowieczeństwa we wszystkich jego aspektach, to jednak pod pręgierzem zewnętrznych przemian nie jesteśmy już w stanie sprostać tak podstawowym wymogom.

Obserwujemy raczej wystawianie wiedzy niejako na sprzedaż. Przecież dostęp do najważniejszych informacji sprzyja zyskowi i daje władzę. Zauważamy, że w pogoni za nimi człowiek często nie tylko traci siebie, ale i gubi innych.

Dlatego Jan od Krzyża, spowiednik duchowych córek Teresy od Jezusa, zaleca każdemu, kto pragnie wytrwać w odkrywaniu prawdy, aby usiłował “zawsze skłaniać się: nie ku temu, co łatwiejsze, lecz ku temu, co trudniejsze” (DGK I, 13, 6). Doktor Mistyczny jest świadom tego, że zmysłowy człowiek ciąży ku temu, co łatwiejsze, i w dalszej perspektywie wygodniejsze; że w podjętych działaniach domaga się natychmiastowego i namacalnego efektu. Zmysłowa natura bowiem nie jest cierpliwa i karmi się szybką, aktualnie pożądaną zmiennością bodźców.

Wiadomo, że postęp naukowo-techniczny umożliwił stworzenie środowiska, w którym ludzie coraz pełniej mogą zaspokajać swe naturalne potrzeby, mając poczucie uwolnienia od rozmaitych niedogodności. Poza tym w miarę sprawne funkcjonowanie wszystkiego, co nas otacza, jakby uwalnia człowieka od niezbędnej przecież w wielu sferach życia odpowiedzialności.

Czy za ponętną otoczką dobrobytu nie ukrywa się jednak strach. Albo czy planowanie jeszcze szybszego tempa ekonomicznego wzrostu nie wynika z potrzeby tłumienia coraz głębiej spychanych w podświadomość egzystencjalnych lęków.

Szybsze tempo takiego wzrostu wiąże się z większą intensywnością zmysłowo doświadczanych, zewnętrznych zmian. Powoduje to wrażenie, że szybciej upływa czas. Wraz z tym zachodzi jednak gwałtowne wykorzenianie się z tego, co przez wieki było dla człowieka ważne. Wydaje się jakby krok za krokiem w ciągłej — nie wiedzieć za czym — pogoni odbierane były istocie ludzkiej możliwości zakorzenienia, wszelki niezbędne w życiu punkty oparcia…

Pomimo bolesnych doświadczeń ubiegłego stulecia nadal więc żyjemy nadziejami, że to postęp cywilizacyjny umożliwi rozwiązywanie wszelkich problemów. Tradycyjne religie i ich instytucje traktowane są jako przeżytek, świat przeszłości, który w świadomości współczesnego człowieka jest najczęściej czymś jałowym. Wielu przecież przyjmuje, że Boga nie ma, a ci, którzy jeszcze wierzą, uznają najczęściej, że w sprawy tego świata Bóg nie ingeruje.

Jak zatem w dzisiejszych warunkach można utrzymywać, że Jezus jest niezmiennie wzorcem człowieczeństwa, że jest ten sam wczoraj i dziś, i na wieki, że — jak właśnie dla św. Teresy — króluje On w najgłębszej komnacie naszych serc…

Pamiętajmy, że w XVI wieku Teresa także doświadczała silnych wewnętrznych rozterek. W ten sposób pisze o tym w Księdze życia: “Ani się Bogiem nie cieszyłam, ani nie miałam zadowolenia ze świata. […] Jest to wojna tak ciężka, że nie rozumiem, jak mogłam ją wytrzymać choćby jeden miesiąc, a cóż dopiero przez tyle lat. […] Z jednej stronny Bóg mnie wzywał, z drugiej — ja szłam za światem. […] Cierpiałam wielkie rozdarcie wewnętrzne, bo duch we mnie nie był panem, jeno niewolnikiem” (Ż 8, 1; 7, 11).

Kiedy ten czas zmagań minął i gdy mocno zawierzyła Bogu, podjęła pracę nad zakładaniem żeńskich klasztorów karmelitańskich, a wreszcie trud wielkiej reformy zakonu. Wówczas nastały nowego rodzaju zmagania powodowane nagłymi przeciwnościami i doświadczaniem niespodziewanych szyderstw.

Nękana na różne sposoby zwróciła się więc w modlitwie do Jezusa. “On w boskiej łaskawości swojej — wyznaje św. Teresa — raczył mnie pocieszyć i dodać mi odwagi. Rzekł mi, że poznam, jak wiele ucierpieli święci założyciele zakonu; że dużo większe jeszcze, i takie, jakich ani przedstawić sobie nie zdołam, czekają mnie prześladowania; ale o to nie powinnam się troszczyć” (Ż 32, 14).

Każdy, kto czyta Twierdzę wewnętrzną, może odczuć aurę spokoju, jakim tchną myśli Teresy. A przypomnijmy, że okres, kiedy — w imię zakonnego posłuszeństwa — spisywała mistyczną wizję, był prawdopodobnie najtrudniejszy. Reformę terezjańską przestał wspierać generał zakonu. Nie nazywał już wtedy Teresy swoją córką (F 2, 1), gdyż zaufał bardziej jej oszczercom. Były nawet chwile, w których wydawało się, że reformie zagraża niebezpieczeństwo całkowitego niepowodzenia.

Jak wiemy, Teresa kończy pisanie Twierdzy na kilka dni przed pojmaniem Jana od Krzyża i osadzeniem go w mrocznej celi klasztoru w Toledo.

Zatem w kontekście tych zdarzeń dojrzałe dzieło Mistrzyni Karmelu stanowi ważne świadectwo prawdy o Synu Boga żywego, który daje pokój, jakiego świat dać nie może.