Miłość w teatrze

Drogi Widzu! Do teatru przychodzisz na własne ryzyko. Takie hasło jest rozpowszechniane w wielu teatrach w Polsce. Pochodzi od przedstawicieli tzw. teatru krytycznego, zaangażowanego społecznie i politycznie. Aktorzy, przez artystyczną prowokację, zmuszają widzów do zajęcia stanowiska w sprawach światopoglądowych, obyczajowych oraz bieżących tematach społeczno-politycznych. Antagonizowanie postaw coraz częściej doprowadza do skrajnych reakcji odbiorców. Grupy oburzonych widzów wychodzą ze spektaklu w geście protestu. Zdarzają się ostre polemiki pomiędzy widzami i aktorami, a także wśród poszczególnych widzów. Twórcy uzyskują zamierzony efekt. Aura sensacji, skandalu, zapowiedź przekroczenia tabu, skutecznie przyciągają ludzi do teatru. Na szczęście nie jest to jedyny typ teatru w Polsce. Teatr oferujący widzom nieskomplikowaną rozrywkę i relaks po dniu pracy, ma się dobrze. Jest też oferta dla miłośników rozrywki intelektualnej na wysokim poziomie artystycznym. To teatr poszukujący prawdy o świecie i o człowieku. Ukazujący kondycję ludzką we wszystkich możliwych aspektach. Szukanie prawdy o ludzkich emocjach, przyczynach ich powstania i konsekwencjach wynikających z takiego dążenia daje możliwość przeżycia katharsis w teatrze. Uważam, że jest to jedna z najważniejszych misji jaką teatr ma do spełnienia.

Miłość w teatrze zawsze budziła emocje. Jest to uczucie determinujące ludzkie życie. Większość przedstawień ukazuje losy człowieka w odniesieniu do miłości. Jej ukazywanie, czy przeżywanie, zależy oczywiście od zaproponowanej przez reżysera konwencji przedstawienia. Dla mnie najciekawsze jest poszukiwanie prawdy przeżycia scenicznego. Krystian Lupa w swoich przedstawieniach wymagał od aktorów nieustannego pogłębiania stanów emocjonalnych. Zagrałem w wielu sztukach u tego reżysera. Aktorzy posługujący się takim sposobem pracy nad rolą, wiedzą, że jest to trudna droga, która wymaga wytrwałego treningu, koncentracji, a przede wszystkim odwagi. Odwagi, by zajrzeć w głąb samego siebie, rozpoznawać tajemnice swojej wyobraźni, świadomości, a nawet podświadomości. By penetrować obszary własnej wrażliwości, czy też odkrywać siłę obszaru własnych emocji. Pierwszym etapem tej drogi jest proces powstawania wyobrażenia postaci. Aktor analizuje postać, bada kim jest ta „osoba”, czego chce, do czego dąży. Z tą postacią musi się oswoić, spróbować znaleźć w sobie, w swoim ciele odpowiednie rejony, by wyrazić osobowość i wszelkie stany emocjonalne. Musi pozwolić zakiełkować w sobie tej nowej „osobie”, pozwolić na to, by coraz bardziej się urzeczywistniała, ucieleśniała. Ten proces „narodzin” często wykracza poza ramy określone scenariuszem. Aktor stara się z postacią dialogować, próbuje budować jej stany emocjonalne w nowych, wymyślonych przez siebie okolicznościach. Jest to stan, w którym aktor świadomie pozwala sobie na to, by żyć marzeniem postaci, by żyć jej świadomością i podświadomości.

Bolesław Brzozowski

Czytaj dalej w najnowszym numerze „Głosu Karmelu” – w wersji papierowej lub elektronicznej na www.gloskarmelu.pl