Maryja Karmelu Terezjańskiego

Maryjność Karmelu Terezjańskiego nosi piętno ich wyjątkowego wybrania, niepowtarzalnych cech osobowości, duchowego i fizycznego wzrastania, wreszcie czasu, w którym przyszło im żyć.

Brama niebios św. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej



W Karmelu Terezjańskim do dziś istnieje zwyczaj nadawania predykatu – drugiego imienia temu kto przyjmuje habit zakonu. Jest to wezwanie umieszczane po imieniu chrzcielnym. Oddaje ono tajemnicę, w świetle której osoba pragnie przejść swoje życie.

Z końcem dziewiętnastego stulecia do Karmelu w Dijon wstępuje młoda panna, Elżbieta Catez (1880-1906), córka oficera armii francuskiej, przyjmując zakonne imię Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej. W swoim predykacie odczytuje zaproszenie do wejścia w misterium odwiecznej Trójcy. Bierze na serio zapewnienie Chrystusa, że w duszy człowieka ochrzczonego zamieszkuje Troisty Bóg. Otrzymane powołanie zawierza Maryi – Bramie niebios. Tak Ją najchętniej nazywa, gdyż przez Nią wiedzie droga do wnętrza Trójcy. Uczy się pilnie od swej Matki, bo tak jak Ona chce być żywym mieszkaniem Wszechmocnego, chce doskonale dźwigać swój krzyż, chce całkowicie należeć do Chrystusa, a przez swą klauzurową codzienność stać się uwielbieniem “moich Trzech”, “mojego Wszystko”, “mojej Szczęśliwości” – jak nazywa Boga.

Tajemnica wewnętrznego życia Maryi

Powołanie do Karmelu Elżbieta odkryła w sobie już w wieku siedmiu lat. Przyciągał ją nieodparcie niewielki klasztor karmelitanek bosych znajdujący się zaledwie 200 metrów od jej rodzinnego domu, z czego nie omieszkała zwierzyć się swej matce. Pani Maria nie chciała o tym słyszeć wiążąc przyszłość swej pierworodnej córki z karierą muzyka. W wieku kilkunastu lat Elżbieta zbiera bowiem pierwsze nagrody dobrze zapowiadającej się pianistki. W domu nie ma więc żadnych rozmów o powołaniu zakonnym aż do wieku pełnoletności, kiedy to matka udziela ostatecznie swego pozwolenia. Czas oczekiwania Elżbieta poświęca sekretnym rozmowom z ukochanym Bogiem, którego adoruje w swym sercu od czasu Pierwszej Komunii św. Pogłębia swą modlitwę i zażyłość z Maryją. Fragmenty jej Dzienniczka z tego okresu zawierają wyraźne wzmianki o oddaniu się Maryi i ponawianiu tego aktu w każde Jej święto. Kiedy przekroczy próg klauzury z niekłamaną szczerością powie, że to “Niepokalana Dziewica dała mi habit Karmelu”. W różnych notatkach i zapiskach ujawnia skrywaną w sercu miłość i podziw do Niej. “Płaczę z radości na myśl, że ta pogodna i promienna Istota, Maryja, jest moją Matką. Cieszę się z Jej piękności jak dziecko kochające swą matkę. Czuję do Niej bardzo wielki pociąg i obrałam Ją za Królową i Strażniczkę mego nieba” (Myśli i słowa, Kraków1998, tłum. J. E. Bielecki, s. 165).

Pragnąc zrealizować swoje powołanie, by jak Maryja stać się żywym mieszkaniem Trójcy i “uwielbieniem Chwały” z podziwem patrzy na swą Matkę czerpiąc naukę mądrości z źródła najlepszej jakości. Jak bardzo urzeka ją w tym względzie Maryja mówi fragment zapisków z ostatnich rekolekcji. “Niewątpliwie po Jezusie Chrystusie – oczywiście uwzględniając odległość, która dzieli byt skończony od nieskończonego – istnieje pewna Istota, która także była wielkim uwielbieniem Majestatu Trójcy Świętej i w pełni odpowiedziała na Boże wybranie, o którym mówi Apostoł. Ona zawsze była czysta, nieskalana i nienaganna w oczach po trzykroć świętego Boga. Jej dusza jest bardzo prosta, a poruszenia Jej są tak głębokie, że nie można ich dostrzec. Zdaje się odtwarzać na ziemi życie właściwe Istocie Bożej, Bytowi niezłożonemu. Zarazem jest tak przejrzysta i promieniejąca, że można Ją wziąć za samo światło. Tymczasem Ona jest tylko Zwierciadłem Słońca sprawiedliwości, jest Speculum Iustitiae!…” (tamże, s. 181).

W Maryi Elżbieta kontempluje przede wszystkim Jej niepojętą głębię w wydarzeniu Zwiastowania. Obrazek z tym motywem, który otrzymała w czasie profesji, umieszcza w swej celi i często kontempluje. Dostrzega, że skarb największej piękności i świętości Opatrzność Boża zakryła płaszczem prostoty i prozaicznej codzienności Nazaretu. W głębiach duszy Maryi, których nie może dosięgnąć żaden anioł czy święty, dokonywały się rzeczy wielkie. Trójca czyniła z Niej swe niepokalane mieszkanie. Ona z kolei uczestniczyła, jak nikt inny, w rodzinnym życiu Wiecznego Boga.

To wewnętrzne życie Maryi Elżbieta nie tylko podziwia. Czyni wiele wysiłków, by je naśladować, bo jest to wzór dla wszystkich dusz kontemplacyjnych. “Wydaje mi się, – notuje w czasie rekolekcji – że postawa Najświętszej Dziewicy podczas miesięcy, które upłynęły od Zwiastowania do Narodzenie Jezusa, jest wzorem dla dusz wewnętrznych, istot, które Bóg wybrał, aby żyły wewnątrz siebie w bezdennej wprost głębi. Z jakimże spokojem, z jakim skupieniem Maryja podchodziła do wszystkiego, wszystko wykonywała! Nawet jak najbardziej pospolite sprawy były przez Nią przebóstwiane! We wszystkim bowiem Najświętsza Dziewica uwielbiała dar Boży” (tamże, s. 172).

Z pewnością nie jeden raz przez myśl Elżbiety przebiegały słowa Psalmisty “Głębia przyzywa głębię hukiem Twych potoków” (Ps 42, 8). Czuła, że nieogarniona przestrzeń Troistego Boga przyzywa głębię jej nicości, i że nie musi się Jej bać, bo wcześniej był ktoś – “Istota niepokalana i czysta”, która Głębi tej całkowicie zaufała i w Niej się pogrążyła.

Elżbieta – “dom Boży”

W dniu Pierwszej Komunii św. pani Maria zabiera córkę do klasztoru karmelitanek, by przedstawić ją wspólnocie. Po wypowiedzeniu swego imienia Elżbieta usłyszy z ust przeoryszy: “A więc jesteś domem Bożym, bo twoje imię to właśnie znaczy”. Słowa te, wypowiedziane w czasie grzecznościowej konwersacji, musiały zapaść bardzo głęboko w jej serce. Będą jakby dodatkowym potwierdzeniem odsłaniającego się stopniowo życiowego powołania – by tak jak Maryja, stać się domem Najświętszej Trójcy. W Karmelu całą swoją formację skupia właśnie na tym. “Święto Trójcy Przenajświętszej – pisze – jest tak bardzo moim świętem. Dla mnie nie ma jemu równego. Jest ono typowo karmelitańskim świętem, gdyż jest świętem milczenia i adoracji. Jeszcze nigdy tak dobrze nie zrozumiałam tej Tajemnicy i zarazem pełni powołania, które zawiera się w moim imieniu…” (tamże, s. 91). Elżbieta odczytuje w nim zaproszenie, by zasiąść z Bogiem przy jednym stole, w domu swego serca.

Prowadzić dusze do głębokiej zażyłości z Trójcą – to jej misja jako karmelitanki. Realizować ją będzie, jak zapewnia, również i z nieba. Będzie nakłaniać dusze do skupienia wewnętrznego, będzie pomagać im lgnąć do Boga w prostym dziecięcym geście, będzie strzec w nich wewnętrznego milczenia, a wszystko po to, by coraz bardziej odbijały w sobie Boga i w Nim się przekształcały.

Z Matką pod krzyżem Jezusa

Elżbieta pozostawiła po sobie wiele pięknych i teologicznie głębokich rozważań o Maryi. Są one szczególnie cenne, gdyż głębia duchowego życia Błogosławionej budowana jest na wierze. W jej życiu nie znajdziemy żadnych mistycznych doświadczeń czy nadzwyczajnych wydarzeń. Staje się przez to bardzo bliska tym wszystkim, którzy odczuwają wołanie swej wewnętrznej głębi i kroczą ku niej drogą prostej wiary.

To wędrowanie napotyka wcześniej czy później na tajemnicę krzyża. Podobnie jak Maryja, Karmelitanka z Dijon wspina się na wzgórze Golgoty. Ma to miejsce szczególnie w końcowym okresie życia, gdy stara się w całej pełni wejść w misterium krzyża. W następstwie gruźlicy cierpi na chorobę Addisona, wtedy nieuleczalną, gwałtowne bóle głowy, bezsenność, przewlekłą chorobę nadnerczy i komplikacje żołądkowo-jelitowe. Prawie zupełnie nie może się odżywiać, co prowadzi do wyczerpania i śmierci. Odkrywa nieoczekiwanie, że na dnie tego kielicha goryczy jest dziwna słodycz i pragnienie cierpienia. Notatki z jej ostatnich rekolekcji wspominają o pięknej wymianie z Jezusem. Wstępuje zamiast Niego na krzyż, by przedłużać misję zbawiania ludzkości. W pejzażu Kalwarii tylko jeden element nie ulega zmianie. Pod krzyżem wciąż mężnie i bohatersko stoi Maryja, gdy tymczasem – pisze Elżbieta – “Mistrz mówi do mnie: Oto Matka twoja. W ten sposób dał mi Ją za Matkę… Teraz zaś, gdy powrócił do Ojca, mnie zamiast siebie umieścił na krzyżu, abym dopełniła w moim ciele braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Najświętsza Dziewica wciąż tam stoi, aby uczyć mnie cierpieć tak jak Ona, aby do mnie przemawiać i przekazywać mi ostatni śpiew Jego duszy, którego nikt, oprócz Niej, Matki, nie mógł usłyszeć” (tamże, s. 183).

Najkrótsza droga do wieczności wiedzie przez krzyż. Elżbieta wyczytała to w życiu Maryi wielokrotnie. Jest więc pewna, że solidarność z niebieską Matką w cierpieniu otworzy jej drzwi do domu odwiecznej Trójcy. “Prawdopodobnie za dwa dni – zaświadcza przed śmiercią – będę na łonie moich Trzech. Jakież to zachwycające! Najświętsza Panna, ta Istota cała promienna, cała czysta czystością samego Boga, weźmie mnie za rękę i wprowadzi do nieba” (tamże, s. 206). Maryjne przesłanie Elżbiety jest prosty: miłość Niepokalanej nigdy nie zawodzi, jest wierna aż po śmierć. Trzeba jej tylko zaufać i oddać się całkowicie.