Kobieca nadzieja. Refleksje w oparciu o duchowość św. Teresy od Dzieciątka Jezus


4. Nadzieja oblubienicy i matki

Dalsze wyznanie Teresy stanowi jakby syntezę doświadczenia oblubienicy i doświadczenia matki. Punktem zbieżnym jest teologalna nadzieja Teresy. Posłuchajmy najpierw jej zwierzenia:

W głębi serca czułam pewność, że moje pragnienia będą zaspokojone, niemniej, chcąc na przyszłość dodać sobie odwagi do modlitwy za grzeszników, mówiłam Dobremu Bogu, żeufając niezłomnie nieskończonemu miłosierdziu Jezusa, jestem najzupełniej pewna, iż przebaczy biednemu nieszczęśnikowi Pranziniemu i wierzyć w to będę nawet wtedy, gdyby nie wyspowiadał się i nie okazał żadnego znaku skruchy, jednak o ten znak proszę, proszę jedynie dla zwykłej mojej pociechy… (19).

W powyższym tekście koniecznie musimy odnotować dwie wyraźnie rozróżnione przez Teresę płaszczyzny: teologiczną i psychologiczną. Gdy Teresa mówi o pewności, o niezłomnej ufności i później jeszcze raz o najzupełniejszej pewności, to wprowadza nas na płaszczyznę teologiczną – dla nas decydującą dla zrozumienia jej postawy. Z wymienionych wyżej słów moglibyśmy sądzić, że chodzi w nich o wymiar psychologiczny. Tak jednak nie jest, gdyż pewność, o której mówi Teresa jest pewnością nadziei, pewnością wiecznego zbawienia, która nie opiera się na sobie, na własnych przeczuciach, czy też na teoretycznych dywagacjach ludzkiego rozumu, ale wyłącznie na nieskończonym miłosierdziu Jezusa. W tym przypadku “mieć nadzieję” oznacza “być pewnym Jezusa”. A w konsekwencji – ufać wbrew wszystkiemu, wbrew wszelkiej nadziei (por. Rz 4, 18), wbrew temu, co mówią inni, wbrew temu, co widać na zewnątrz: nawet gdyby się nie wyspowiadał, nie okazał żadnego znaku skruchy… Taka, i tylko taka nadzieja zawieść nie może (Rz 5, 5). Jest to nadzieja teologalna, która w cudowny sposób łączy Teresę-oblubienicę z Jezusem i Teresę-matkę z jej pierwszym dzieckiem.

Teresa prosi jednak o znak i otrzymuje go. Z dziennika La Croix dowiaduje się, że Pranzini, który bez spowiedzi wstąpił na szafot (…), nagle, poruszony niespodziewanym natchnieniem, obrócił się, chwycił Krucyfiks podany mu przez kapłana i trzykroć ucałował Jego święte rany (20). Był to najlepszy dowód, że jej modlitwy zostały wysłuchane i że jej pierwsze dziecko może cieszyć się niebem. Znak ten w niczym jednakże nie narusza relacji teologalnej i nie umniejsza nadziei Teresy. Dotyczy on bowiem wyłącznie płaszczyzny psychologicznej. Teresa nie potrzebuje go dla podbudowania swojej pozornie słabej i kruchej nadziei. Jest jej potrzebny jedynie po to, aby na przyszłość dodać sobie odwagi do modlitwy za grzeszników.

I rzeczywiście Teresa szybko stanie się duchową matką wielu innych dusz, które potrzebują jej modlitwy i ofiary. Otrzymałam “znak”, o który prosiłam, a znak ten był wiernym obrazem łask, przez które Jezus pociągnął mnie do modlitwy za grzeszników. Czyż nie na widok ran Jezusa i spływającej Jego Boskiej krwi wstąpiło w moje serce pragnienie ratowania dusz? Chciałam je poić tą krwią niepokalaną, która może je obmyć z wszelkiej zmazy i oto wargi mego pierwszego dziecka przywarły do tych świętych ran!!!…Jakże niewypowiedzianie słodka odpowiedź!… Od tej łaski jedynej w swoim rodzaju moje pragnienie ratowania dusz wzrastało z każdym dniem; zdawało mi się, że słyszę Jezusa mówiącego do mnie jak do Samarytanki: “Daj mi pić!” Była to prawdziwa wymiana miłości; duszom dawałam krew Jezusową, a Jezusowi ofiarowywałam te same dusze ożywione Boską rosą. Sądziłam, że w ten sposób ugaszę Jego pragnienie; im więcej dawałam Mu pić, tym bardziej wzrastało równocześnie pragnienie mojej biednej małej duszy, a to żarliwe pragnienie dawał mi On, jako najsłodszy napój swej miłości…

Fragment ten wyraźnie wskazuje, jak dojrzale Teresa pojmowała miłość zarówno oblubieńczą, jak i macierzyńską. W relacjach między Bogiem, Teresą a duszami dokonuje się nieustanna wymiana miłości. Najpiękniejsza jednak jest gra miłości między Jezusem a Teresą, gra, która dopiero teraz w pełni nam się objawia. W pierwszych fragmentach naszych rozważań (doświadczenie obrazka) widzieliśmy, jak Teresa wpatrywała się w Krzyż Chrystusa, z którego spadały krople krwi. W tym akcie miłości Jezus jest aktywny, Teresa – oblubienica natomiast kontemplatywna. Aktywność Jezusa wyraża się w Jego bezgranicznym oddaniu, aż po wylanie własnej krwi. Teresa natomiast, w akcie miłości oblubieńczej, jest kontemplatywna, bierna, tzn. przyjmuje do siebie tę Jezusową krew, będącą nasieniem życia wiecznego. Teraz natomiast, gdy nadzieja Teresy zaowocowała, mamy do czynienia jakby z momentem porodu. Role się odwracają: Teresa – matka jest aktywna, Jezus natomiast kontemplatywny. Teresa daje Jezusowi swoje pierwsze dziecko, które poczęło się z Jego krzyżowej ofiary, a zrodziło w bólach Teresy. Jezus natomiast przyjmuje je do swojego Królestwa. Pranzini był “pierwszym dzieckiem” Teresy, ale nie ostatnim, jakie dała Jezusowi. W miarę pogłębiania swej zażyłości z Jezusem, rosła również jej nadzieja, a tym samym rosła liczba zdobytych dla Niego dusz. Powołanie Teresy, odkrywane stopniowo w różnych doświadczeniach życiowych, zostało ostatecznie wyrażone przez nią samą krótko i treściwie w liście do siostry Marii od Najświętszego Serca: Być Twą Oblubienicą, o Jezu (…), być przez zjednoczenie z Tobą matką dusz (21).

5. Nadzieja zbawienia dla wszystkich

Wydaje się, że nadzieja Teresy dotyczy bardziej innych, aniżeli jej samej. Opisując postępy jakie czyniła razem z Celiną na drodze wiodącej do Jezusa, to jak przejrzystą i lekką była zasłona, która dzieliła je od Niego, Teresa powie wprost: Wątpliwość była niemożliwa, Wiara i Nadzieja przestawały być konieczne (22). Ona, która nieustannie żyła miłością, a nawet chciała być miłością w sercu Kościoła (23), nie zajmuje się już sobą. Jej troską stają się inni. Także jej nadzieja obejmuje innych. W tym celu wstąpiła do klasztoru. W dniu swojej pierwszej profesji Teresa napisała takie oto słowa modlitwy: Jezu, spraw, żebym zbawiła wiele dusz, żeby dziś nie potępiła się ani jedna dusza i aby te, które przebywają w czyśćcu, zostały zeń uwolnione… Jezu przebacz mi, jeśli mówię rzeczy, których mówić się nie godzi; chcę Ciebie rozradować i pocieszyć (24).

Piękna i wielkoduszna jest modlitwa Teresy: żebym zbawiła wiele dusz, żeby dziś nie potępiła się ani jedna… Znamienne jednak jest zastrzeżenie jakie czyni Teresa: Jezu, przebacz mi, jeśli mówię rzeczy, których mówić się nie godzi. Teresa żyje w klimacie, który naznaczony jest wpływami jansenizmu, nie tolerującego takich poglądów. Powszechnie sądzono, że wielu, a może nawet większość skazana jest na potępienie. Mówiło się o massa damnata – wielkiej liczbie potępionych. Słowa, a przede wszystkim postawa Teresy mogły więc budzić wielką podejrzliwość.

Problem wiecznego zbawienia człowieka zawsze stanowił delikatny, a czasami nawet zapalny punkt w teologii. Być może dlatego, że rzeczywistość ta, jak żadna inna, jest okryta prawie zupełną tajemnicą, której rąbek mielibyśmy ochotę jednak nieco uchylić. Przede wszystkim chcielibyśmy się dowiedzieć i upewnić co do naszego osobistego zbawienia. Ale interesuje nas też możliwość zbawienia innych, a nawet wszystkich ludzi. W Piśmie św. widać wyraźną różnicę pomiędzy wypowiedziami Starego Testamentu, a tymi, z jakimi spotykamy się w Nowym Testamencie. Podczas gdy Stary Testament jednoznacznie mówi o podwójnym losie ludzi, tzn. że jedni będą zbawieni, a inni potępieni i czeka ich kara wiecznego piekła, Nowy Testament nie jest w tym względzie wcale taki jednoznaczny. Z jednej strony spotykamy się z wypowiedziami, które bardzo wyraźnie zarysowują przed nami perspektywę zbawienia wszystkich ludzi na mocy pojednania z Bogiem dokonanego w Chrystusie, a z drugiej strony są i takie wypowiedzi, które nie ustępują w niczym groźbom Starego Testamentu, a nawet je potęgują. Czy wobec tak przeciwstawnych twierdzeń Pisma św. – pyta H. U. von Balthasar – nasza teologiczna spekulacja może osiągnąć w tej kwestii kiedykolwiek jakieś rozsądne rozwiązanie? Czyż jedyną drogą jaką należy iść, nie jest droga, jaką przebyła Teresa z Lisieux? Ona, w tej ciemnej nocy w jaką Bóg ją wprowadził i w której zrozumiała, że ma zasiąść do stołu razem z grzesznikami, aby zastępczo dzielić ich los i towarzyszyć im na ich drodze, nie czuła żadnej skłonności, aby złożyć siebie w ofierze “sprawiedliwości Bożej”, ale ofiarowała się – całkiem świadoma swego nowego odkrycia – ciągle jeszcze nieznanej i odrzuconej miłości miłosiernej. Ona posiada ślepą nadzieję w Jego miłosierdzie (25).


(1) Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, 1.1, Kraków 1971, s. 152.
(2) Tamże, s. 155.
(3) Guy Gaucher, Dzieje życia, Kraków 1995, s. 68.
(4) Maria Eugeniusz od Dzieciątka Jezus, Twa miłość wzrastała wraz ze mną, Poznań 1996, s. 34.
(5) Choć można by było ją o to posądzić, jeśli weźmie się pod uwagę, że w tym czasie w Karmelu byty już dwie jej starsze siostry. Teresa jednak stanowczo odrzuca takie motywy wstąpienia: “Nie po to, by żyć razem z mymi siostrami, wstąpiłam do Karmelu, ale dlatego jedynie, aby odpowiedzieć na wezwanie Jezusa”. Pisma, t. l, s. 275.
(6) Pisma, 1.1, s. 273.
(7) Tamże, s. 161.
(8) Tamże, s. 157.
(9) Pisma, t. l, s. 157. Poszczególne zdania niniejszej wypowiedzi św. Teresy będą odtąd podawane bez odnośników.
(10) Pisma, t. II, s. 21.
(11) H. U. von Balthasar, Teodrammatica, t. V, Milano 1986, s. 154-155.
(12) Pisma, 1.1, s. 159.
(13) Guy Gaucher, s. 70.
(14) Dante Alighieri, Boska komedia. Piekło ,III, 9.
(15) Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, zob. szczególnie, s.136-141 oraz 163.
(16) Pisma, t. l.s.172.
(17) H. U. von Balthasar, W pełni wiary, Kraków 1991, s. 588.
(18) Pisma, t. l.s.157.
(19) Pisma, 1.158.
(20) Tamże.
(21) Pisma, t. l, s. 252.
(22) Pisma, 1.1, s. 163.
(23) Tamże, s. 255.
(24) Tamże, s. 324.
(25) H. U. von Balthazar, Teodrammatica, t. V. Milano 1986, s. 273.


Karmel, 4(61) 1996