Daleko od zgiełku

Z archiwum GŁOSU KARMELU NR 19 / 2008

W Kazachstanie jesteśmy już od siedmiu miesięcy, a wydaje nam się jakbyśmy były tu od zawsze. Kazachski domek, w którym mieszkamy, w ciągu ostatnich miesięcy został zaadoptowany na klasztor. Mamy już kaplicę z chórem zakonnym przedzielonym kratą, w której sprawowana jest Eucharystia. W naszym małym, oziornowskim Karmelu możemy prowadzić życie karmelitańskie, tworzyć wspólnotę, która uwielbia Pana przez Liturgię Godzin i modlitewnym trwaniem przed Jego Obliczem wspierać Kościół Archidiecezji Świętej Maryi w Astanie.

Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie jest dla nas „Przyjacielem i wielkodusznym Przewodnikiem, przychodzi z pomocą i dodaje sił” (św. Tomasz). W tym roku Pan Bóg dał nam wyjątkową w północno-kazachstańskim klimacie długą, piękną i ciepłą jesień. Nawet miejscowi mężczyźni mówili: „To specjalne błogosławieństwo dla sióstr, by mogły ukończyć remont przed mrozem i śniegiem”.

Z dniem pierwszego października, w święto św. Teresy od Dzieciątka Jezus – Patronki misji, prace remontowe przyśpieszyły tempa i dziś mamy już: 5 celek, małą rozmównicę i kotłownię na centralne ogrzewanie, wymienioną instalację elektryczną i wywierconą studnię.
Poszczególne etapy remontu były dla nas szkołą życia w Azji. Tutaj większość tak zwanych „męskich prac” muszą wykonywać kobiety. Mężczyźni budują, a kobiety tynkują i malują pomieszczenia.

W malowaniu kaplicy i celek: ścian, sufitów, okien i drzwi, kładzeniu linoleum, klejeniu tapet i wielu innych pracach wykończeniowych pomagało nam bezinteresownie dziesięć kobiet z sąsiedztwa. Miejscowi stolarze – artyści wykonali piękną kratę do kaplicy, a także postument przy tabernakulum oraz figurę Matki Bożej. Przy okazji my także musiałyśmy przejąć rolę stolarskich czeladników – szlifowałyśmy listewki na kratę, cięłyśmy deski na regał. I tak 15 października w uroczystość Świętej Naszej Matki Teresy od Jezusa pokój spotkań modlitewnych polskich zesłańców zamienił się w karmelitańską kaplicę i chór zakonny. Pierwszą Mszę św. odprawił tu ks. arcybiskup Tomasz Peta i zostawił Najświętszy Sakrament.

Żyjąc w stepie doświadczamy powrotu do źródeł naszego charyzmatu, do dziedzictwa „Świętych naszych Ojców z Góry Karmel, których życie pragniemy naśladować…” (św. Teresa od Jezusa, D 11, 4). Jesteśmy poza cywilizacją XXI wieku. Może w przyszłym roku założą nam telefon, telefony komórkowe nie mają tu zasięgu, jedynie czasem udaje się wysłać lub otrzymać sms-a.

W prostocie życia i surowości klimatu (latem temperatura sięga do pięćdziesięciu stopni, zimą spada do minus czterdziestu), smagane wiatrem stepowym, doświadczamy prawdziwej rzeczywistości, którą w poemacie „Pieśń o Bogu ukrytym” nakreślił Karol Wojtyła:

Dzięki, żeś miejsce duszy tak daleko odsunął od zgiełku
i w nim przebywasz przyjaźnie otoczony dziwnym ubóstwem,
Niezmierny, lekko celkę zajmujesz maleńką,
Kochasz miejsca bezludne i puste.

Bo jesteś samą Ciszą,
wielkim Milczeniem,
Uwolnij mnie już od głosu,
a przejmij tylko dreszczem Twojego istnienia,
Dreszczem wiatru
w dojrzałych kłosach…

„Istotą monastycyzmu jest adoracja” – to stwierdzenie Ojca św. Benedykta XVI skierowane do osób zakonnych jest dla nas ogromną zachętą. Podejmujemy na co dzień postawę ado­racyjnego milczenia, trwając w intencjach tutejszego Kościoła i tak, jak miejscowi ludzie, staramy się być świadkami nadziei. To świadectwo chrześcijańskiej nadziei jest tutaj ogromnie potrzebne, gdyż zamknięcie w enklawie stepu rodzi zniechęcenie, depresję, niechęć do pracy i do życia, często prowadzi do alkoholizmu. Nieustannie przejmują nas słowa Benedykta XVI, który powiedział, że: „wspólnota konsekrowana świadczy o Bogu, który w Chrystusie patrzy na nas, a człowiek i świat pod Jego spojrzeniem stają się dobrzy”.
W tym duchu przeżywamy naszą karmelitańską codzienność w Oziornoje. Prócz remontów i porządków wewnątrz domu, trzeba było wyplewić i skopać zaniedbany ogródek, przyciąć maliny, zaprowadzić warzywniak. Tu, w Oziornoje, podobnie jak i w innych wsiach północnego Kazachstanu ludzie żyją z hodowli: krów, owiec, koni, kóz (zwierzęta wypasają na stepie całymi stadami) oraz z uprawy ziemniaków.

Wieś kazachstańska różni się od polskiej wsi. W jednej linii wzdłuż drogi ciągną się domy mieszkalne połączone jednym dachem z oborą i pomieszczeniem na opał, by w czasie śnieżnych zamieci nie trzeba było wychodzić na dwór. Nie ma tu stodół, pod domami stoją wysokie stogi słomy i siana – zimowy zapas dla zwierząt. Prace przy krowach nadają rytm życia duszpasterskiego. Z początku dziwiły nas ogłoszenia parafialne typu: „Msza św. będzie jutro o dziewiątej rano po dojeniu krów, natomiast spotkanie młodzieży odbędzie się o dziesiątej wieczorem po dojeniu krów”. Na tyłach domostw ciągną się ogromne kartofliska – jedno pole, bez miedzy, granice stanowi płot gospodarstwa. Część takiego kartofliska otrzymałyśmy wraz z domkiem. Latem trzeba było systematycznie je plewić i zbierać stonkę, zaś wykopki prowadzi się ręcznie, zgodnie ze zwyczajem wprowadzonym przez zesłańców w 1936 roku. Nikt nie zna tu motyki. Ziemia jest tak twarda, że każdy krzak ziemniaczany trzeba podkopywać z kilku stron. Łopaty łamią się raz po raz. W minionym roku z trudem kopałyśmy nasze pierwsze ziemniaki, segregowałyśmy je według miejscowego zwyczaju: duże do jedzenia, średnie do sadzenia, małe zaś dla zwierząt. Najmniejsze oddawałyśmy sąsiadom za mleko, ziemniaki stanowią tu towar wymienny.

Inną pracą jesienną jest znoszenie w wiadrach węgla do komórki. Na jesień musiałyśmy znieść pięć ton w ciągu dwóch dni, by zdążyć przed deszczami.

Wielkim problemem, a zarazem skarbem jest woda. W naszej wsi jest tylko słona. Po słodka trzeba jeździć specjalnym dwukołowym wózkiem z czterdziestolitrową bańką. Osobliwy azjatycki obrazek to wiercenie studni głębinowej. Jedne mężczyzna stoi na szczycie w celu obciążenia, zaś na dole dwóch innych kręci ramionami wielkiego kołowrotu wpuszczając w ziemię długie rury. W Polsce podobne urządzenia przestały być używane siedemdziesiąt lat temu. Tak wykopano naszą studnię. Woda pokazała się na głębokości dziesięciu metrów, ale z powodu dużej ilości mułu trzeba było pogłębić studnię o kolejne dwa metry.

Siódmego grudnia spadł pierwszy śnieg i temperatura spadła do minus dwudziestu stopni. Po krótkiej odwilży zaczęła się prawdziwa zima.

Odpowiadając na misyjne wezwanie Pana Jezusa, uczymy się Azji na co dzień, uczymy się miłości do mieszkających tu ludzi, ich mentalności, inności. Przyjęli nas jak swoich i są wobec nas bardzo życzliwi. Nawet młoda Kazaszka muzułmanka okazała wielkie zainteresowanie naszym życiem i poprosiła o różaniec.

Rozpoczynając życie karmelitańskie w kazachstańskim stepie czujemy na sobie ciężar odpowiedzialności. Przynagla nas miłość do Chrystusa i Jego Kościoła oraz wezwanie Sługi Bożego Jana Pawła II skierowane do Karmelitanek bosych w liście z 1 października 1991 roku: „Nowe narody spodziewają się u siebie obecności życia kontemplacyjnego… Dawajcie świadectwo piękna i płodności misyjnej waszego życia ukrytego z Chrystusem w Bogu, wartości modlitwy wstawienniczej i ciągłego ofiarowania się, aby być miłością w sercu Ciała Mistycznego. Starajcie się nadal ofiarować wspólnotom chrześcijańskim przykład życia siostrzanego, prostego i radosnego, które jest przysłowiowe pośród córek św. Teresy…”

karmelitanki bose
Oziornoje, Kazachstan