Bóg kocha codzienność. On rozumie wielkość inaczej niż my

Właśnie zakończył się radosny, a przyznać trzeba, także kolorowy, pachnący, pełen serdecznych znaków życzliwości i miłości, okres Bożego Narodzenia. Już na wieczorne czuwanie, po komplecie wieńczącej uroczystość Chrztu Pańskiego, trzeba było wydobyć ze stalki nowe brewiarze. Wchodzimy w czas określany liturgicznie jako okres zwykły, pierwszy tydzień – słowem, powraca codzienność…

Otwierając ten nowy brewiarz natrafiłam na zakładkę z napisem, który przytoczyłam powyżej: Bóg kocha codzienność. On rozumie wielkość inaczej niż my.

Codzienność i wielkość – pierwsze skojarzenie i wrażenie podpowiadają, że są to słowa należące do odmiennych rzeczywistości. Codzienność jawi się nam zwykle jako zwyczajność, powtarzalność, szarość aż po nudę, czy wręcz rutynę. Gdzie zatem leży tajemnica jej wielkości widziana przez Boga a często niezauważana przez nas? Doskonale wiemy i pamiętamy, że tak w wymiarze ogólnym, narodowym, jak i osobistym, dotykającym naszego skrawka ziemi, potrafimy się zmobilizować do walki, gdy stają przed nami duże, wyraziste wyzwania, gdy np. wróg jest jasno określony, niebudzący wątpliwości, że jest nieprzyjacielem i stoi po drugiej stronie barykady. Stajemy się wówczas mężni, waleczni, odważni, z szerokim, niezważającym na siebie gestem, rozmachem, czy wręcz brawurą… Gorzej jednak bywa w codzienności, gdy sprawy, o które trzeba walczyć są drobne, zwyczajne, jak poranne wstawanie na dźwięk budzika, czy klasztornej matraki, wykonanie nieciekawej pracy do końca, wytrwanie na modlitwie do ostatniej wyznaczonej minuty, wierność drobnym postanowieniom, której nikt nie widzi, nie podziwia, nie nagradza… Trudniej też walczyć, gdy wróg jest ukryty – czasem w nas samych, a mający na imię lenistwo, wygodnictwo, egoizm, niepohamowana ambicja, pycha, łakomstwo, zachłanność, lub gdy sam szatan, przebierając się w anioła światłości, rozmywa rzeczywistość, mami swoimi kłamstwami, bagatelizuje powagę spraw, proponuje tysiące, wiarygodnych zdawałoby się, wymówek, usprawiedliwień, by odpuścić sobie, zrezygnować z walki, starań, wierności dobru…

Dlaczego Bóg tak kocha codzienność, możemy się jedynie domyślać, zbierając naszą wiedzę i doświadczenie a także słuchając świętych, by wymienić chociażby mistrzynię codzienności, jaką jest święta Teresa od Dzieciątka Jezus. Ona i wielu innych nie tyle pytają, dlaczego Bóg kocha codzienność, co dzielą się tym, co odkryli, czyli jak odnaleźć i spotykać Boga we własnej codzienności, zawsze i we wszystkim.

Taka codzienność bez fajerwerków, gdy już znikną kolorowe, świąteczne dekoracje, czerwone i złociste bombki, szarfy i ozdoby, pachnąca jedlina, codzienność pozornie zwyczajna, ma swój łagodny koloryt, ukryte piękno, które rozjaśnia Boża obecność. Nasz Bóg się wcielił i pozostał z nami. Od wieczności ukochał człowieka, wędrował z nim, rozmawiał jak przyjaciel z przyjacielem, aż po cud Wcielenia, narodzenia w ludzkim ciele, gdy zamieszkał nie tylko ze swoim ludem, ale w sercu swego ludu, w sercu każdego człowieka. Dyskretny i delikatny, choć niepojęty i potężny, mieszka w nas i pośród nas. Daje się rozpoznać w ciszy wieczoru, w mozole pracy, w łagodności serca, które namaszcza Swą łaską…

Wielkość, to odkryć obecnego Boga i trwając w wewnętrznym zjednoczeniu z Nim przyjmować i podejmować wszystko, co niesie codzienność. To wyznawać Bogu z wiarą – wszystko mądrze uczyniłeś, ziemia jest pełna Twej łaski. Wielkość, to przyjąć każdy drobny dar i zadanie, jakie Bóg przed nami stawia każdego dnia.

www.karmelborne.pl

s. M.Elżbieta od Trójcy Świętej OCD