Adopcja kleryka

Wspólne wzrastanie w powołaniu

Ostatnio otrzymałem list od jednej osoby, która włączyła się w dzieło Adopcji Kleryka. Zacytuję krótki fragment: „Bardzo się cieszę, że ofiarą i też modlitwą mogłam pomóc w drodze do kapłaństwa. Kapłani są światu bardzo potrzebni, choć ludzie nie zawsze to doceniają. Moją wielką radością jest też to, że mogę ofiarować komplet ołtarzowy (bielizna kielichowa), którego na Chwałę Bożą będzie używał o. Józef i o. Audace w Afryce. Nadal zapewniam o modlitwie, ale też proszę o modlitwę w intencji męża i dzieci, którzy odeszli od Boga i wnuczki, która nie ma dobrego przykładu”.

Ta zatroskana i głęboko wierząca kobieta, która sama cierpi z powodu utraty wiary bliskich, przez ostatnie lata wspomagała przyszłych kapłanów, by Ci później towarzyszyli jej po święceniach w jej troskach. W adopcji kleryka nie chodzi bowiem tylko o to, by nam pomóc w wykształceniu kleryków karmelitańskich, ale by tworzyć więzi między wierzącymi i kapłanami; by Kościół stawał się coraz bardziej rodziną.

Bardzo dziękujemy Wam wszystkim, którzy włączyliście się w to dzieło. Wychowujecie sobie przyszłych wystawienników przy ołtarzu, a któż wstawiennictwa nie potrzebuje albo potrzebować nie będzie?

Święta Tereska, patronka tego dzieła, nie traktowała własnej relacji z misjonarzami w kategoriach pomocy, ale raczej wspólnej misji. Wiedziała, że dzięki tej duchowej przyjaźni poszerza swój własny świat. Czuła się uprzywilejowana, że przez swą modlitwę i ofiarę, może uczestniczyć w dziele ewangelizowania świata – “by Jezus był znany i kochany”.

Drogi Przyjacielu Misji! Bądź Tereską dla przyszłego kapłana, bądź jego duchowym przyjacielem czy przyjaciółką.

Czasami niektórzy są zatroskani, że któryś z nich nie dotarł do celu. Tak, to nie proste doświadczenie, ale wpisane w dynamikę rozeznawania powołania. Czasami lepiej i dla kandydata, i dla Kościoła, że obierze inną drogę. I tu Święta Teresa może być dla nas światłem. Omadlany przez Teresę kleryk, później misjonarz w Afryce, tak naprawdę, nie sprawdził się na misjach, wytrzymał zaledwie 5 lat na terenach dzisiejszej Malawi i opuścił misję, a później w wątpliwych okolicznościach, również zgromadzenie Ojców Białych. Trudności i choroby. Czy to znaczy, że modlitwy Teresy były nie wysłuchane? Tego bym się nie odważył powiedzieć. W modlitwach nie chodzi tyle o naszą ludzką skuteczność, ale o okazanie miłości i solidarności. Modląc się, nie tyle zmieniamy innych, ile Bóg nas zmienia. Bóg wie najlepiej jak szyć duchowe przyjaźnie i co zrobić z nadmiarem miłości przez nas okazanym.

Przyjaciółka Misji, której list na początku zacytowałem, wzruszyła mnie głęboko. Gdy wręczałem o. Józefowi w autobusie w drodze na jego misję posłany przez nią prezent, Józef zaniemówił. Znam jego mimikę twarzy na wylot, gdyż był moim postulantem i nowicjuszem. Patrzył długo na bieliznę kielichową i nie dowierzał widząc, że duchowa przyjaźń rzeczywiście istnieje. Wzruszyła mnie duchowa wrażliwość tej osoby, by jej duchowi synowi wstawiali się za jej rodziną przy ołtarzu przyodzianym ofiarowaną przez nią bielizną kielichową. Piękne. Bóg zapłać. Dzięki tej akcji, przez budowanie duchowej solidarności razem wzrastamy.

Chcemy również, by formowani u nas klerycy wzrastali też dzięki ludziom, którym posługujemy. Pomagamy pigmejom, nie tylko by ulżyć im w nędzy, ale uczyć kleryków i współbraci, że jako kapłani i zakonnicy nie mamy żyć tylko swoim życiem, jeść tylko w swoim bezpiecznym refektarzu, i modlić się we własnej kaplicy.

Chcemy by byli kapłanami o otwartych sercach na ludzi, szczególnie na najbardziej utrudzonych, by tworzyć Kościół, w którym potrzebujący nie jest problemem, ale bratem w drodze.

Zapraszam do wspólnej drogi duchowego wzrastania poprzez dzieło Adopcji Kleryka.

Bóg zapłać!

o. Maciej Jaworski OCD