6 PRAGNIEŃ JEZUSA – Aby Go poznali – 2

„Świat Go nie poznał ” (J 1, 10)

W ubiegłym tygodniu wsłuchiwaliśmy się w Jezusa pragnącego bliskości ze swoimi uczniami. Widzieliśmy, że uczniowie często pozostawiali Go samego. Ich codzienne, niewinne kompromisy owocowały coraz głębszą niestałością, aż doprowadziły do odstąpienia, zdrady, ucieczki. Uczniowie nie zaspokoili jezusowego pragnienia bliskości.

Nie chcę jednak pominąć tych chwil, które uczniowie spędzili przy boku Mistrza. Z całą pewnością było ich więcej niż momentów niewierności. I chcę dzisiaj, razem z Wami, zobaczyć jak to ich bycie z Jezusem wyglądało.W opisach Ewangelii odnajdujemy kilka powtarzających się wydarzeń, kilka sytuacji o zbliżonym rozwoju: dwie burze na jeziorze, dwa rozmnożenia chleba, trzy zapowiedzi męki. Te powtarzające się zdarzenia były świetną okazją dla uczniów, aby poznać Jezusa; by nie tylko raz, ale po wielokroć wsłuchiwać się w te same słowa, patrzeć na te same gesty, aby poprzez nie poznawać Pana. Jednak jak się okazuje, dla uczniów wiele wydarzeń, może nawet większość, pozostało nie czytelnych, nie skorzystali z nich.

 Dwie burze na jeziorze (por. Mk 4, 35-41; 6, 45-52). Uczniowie dwa razy muszą się zmierzyć z potężnym sztormem i własnym lękiem. Za pierwszym razem są przerażeni. Jezus przychodzi do nich i ucisza nawałnicę. Ale gdy płyną po raz drugi i kolejny raz zmagają się z burzą, ich reakcja jest prawie taka sama. Znowu strach, znowu ta sama nieufność w opiekę Jezusa, niewiara, jakby nie nauczyli się niczego po pierwszej podróży.

Kiedy rozmnaża chleby, a czyni to również dwa razy (Mk 6, 30-42; 8, 1-9), uczniowie nie rozumieją tego. Św. Marek wprost podkreśla, że „nie zrozumieli zajścia z chlebami” (Mk 6, 45) ani za pierwszym razem, ani za drugim. Nie zrozumieli, nie wyciągnęli wniosków, nie odkryli sensu tych wydarzeń.

Jezus trzy razy zapowiada swoją mękę (Mk 8, 31-33; 9, 30-32; 10, 32-34). Tłumaczy im, że zbliża się godzina Jego odejścia z tego świata i że zmartwychwstanie. A oni nie pojmują tego. Piotr w pewnym momencie kieruje do Niego słowa: „niech Cię Bóg broni, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie” (Mt 16, 22) – komiczna uwaga. Zwraca się do Boga, mówiąc mu „niech Cię Bóg broni”. Nie poznał Jezusa, nadal Go nie poznał, a mimo to sprawia wrażenie, jakby wiedział lepiej, co jest dla Niego dobre.

Mają otępiałe umysły: patrzą, a nie widzą, słuchają, a tak jakby uszy mieli czymś przytkane (por. Mk 8,18) – to słowo nie pozostaje w nich. Jezus powtarza pewne gesty, wydarzenia, zapowiedzi, a oni zachowują się tak, jakby tego wszystkiego pierwszy raz doświadczali. Wydarzenia, które ich spotykają pozostają dla nich bez związku i sensu –  takie odnosi się wrażenie czytając Ewangelię. Burza, rozmnożenie chlebów, zapowiedzi męki – zdaje się, że chcieliby pytać: jaki to ma związek? Nie widzieli w tym sensu.

Bracia i Siostry, zacząłem od historii uczniów, aby bardzo namacalnie rozpoznać w niej obecność Jezusa i Jego pragnienia. Jego drugie niezaspokojone pragnienie, w które chcę razem z Wami wsłuchać się dzisiaj to pragnienie, by uczniowie Go poznali, by Mu zaufali. Nigdy nie wyrzucał im, że są słabi, że upadają, ale wielokrotnie wyrzucał im brak wiary i to, że Go nie poznali. Mówił im: „Jak nieskore są wasze serca do wierzenia?”(Łk 24,25); „Czemu tak bojaźliwi jesteście ludzie małej wiary?”(Mk 4,40); „Gdzie wasza wiara?”(Łk 8,25);Jeszcze mnie nie poznaliście?” (por. J 14,9). Nie znają Mistrza. Nie ufają Mu. Spotykają ich wielorakie doświadczenia, momenty słabości, ciemności, niezrozumienia, a oni Mu nie ufają. A czy nie powinni tym bardziej Mu ufać im bardziej są słabi? Człowiek słaby nie chce polegać na samym sobie. Wie, że nie warto. Wie, że sam nie da rady i dlatego szuka pomocy, wsparcia u kogoś innego. Jest tym bardziej skory do wierzenia innym, chce polegać na nich. Uczniowie byli słabi, ale mam wrażenie, że nie zgadzali się na swoją słabość. Chcieli uchodzić za dzielnych, za prawdziwych mężczyzn, co to nigdy się nie boją. Przecież sprzeczali się miedzy sobą, który z nich jest ważniejszy (por. Mk 10,42; Łk 9,49);  Piotr z całym przekonaniem mówił, czego to on dla Jezusa nie uczyni, że tak bardzo Go kocha, że gotów jest z nim umrzeć (por. Łk 22,33). I to ciekawe, że mówi to po wielu momentach, w których to właśnie Jezus Go ratował, ot chociażby po owych dwóch burzach na jeziorze. Byli słabi, a jednak Mu nie ufali.

To, co ich spotykało nie nauczyło ich wiele. Dla nich były to niemające związku wydarzenia, wrzucone do jednego wora o dziurawym dnie. Bardzo późno, bo dopiero po Zmartwychwstaniu zaczną odkrywać sens tych wydarzeń. Zaczną wiązać je ze sobą. I zobaczą, że rozmnożenie chleba, burza, zapowiedzi męki to wszystko tworzy piękną mozaikę, układaną ręką Jezusa. Ale oni patrzą wąsko, patrzą tylko na pojedyncze wydarzenia, niczym na pojedyncze kamyczki mozaiki i dlatego nic nie widzą. To też tak, jak jest z czytaniem. Jeśli nos będziesz miał w książce nie zobaczysz tekstu, ale tylko poszczególne litery, co najwyżej wyrazy, choć będą one nieostre. Złożysz zdanie, jak popatrzysz z większej odległości, jak nie będziesz patrzył tylko na ten wąski kawałek papieru, ale szerzej.

Ale wróćmy do pragnienia Jezusa, bo przecież w nie staramy się wsłuchać. Jezus pragnie, aby uczniowie Go poznali i poznając Go, by Mu ufali. On wielokrotnie spotykał się w swoim życiu z niezrozumieniem: od faryzeuszów, od rodziny, od uczniów. Maryja też nie rozumiała Jego zachowania, były takie momenty: chociażby po tym jak został w Jerozolimie, jako mały chłopiec, a ona trzy dni Go szukała (por. Łk 2,41-50). Nie zrozumiała tego, ale jej postawa była zupełnie inna, niż uczniów czy faryzeuszów. Ona te sprawy zachowywał w sercu (por. Łk 2,51). Uczniowie tak nie czynili, tym bardziej faryzeusze.  On rozmnożył chleb dla tysięcy, oni nie zrozumieli tego znaku. Kiedy rozmnaża go po raz drugi, Ewangelia znowu podaje, że nie zrozumieli zajścia z chlebami. Wyraźnie widać tu, że zapomnieli już o pierwszym rozmnożeniu, że ot tak było i minęło, nie wyciągnęli z tego wniosków. Kiedy burza szaleje na jeziorze są przerażeni. Jezus przychodzi do nich i ją ucisza. Za drugim razem zachowują się dokładnie tak samo: przerażenie, panika, niewiara. Niczego nie nauczyli się po pierwszym razie: było minęło, dobrze żeśmy przeżyli – mogliby powiedzieć. Zachowanie Jezusa było dla nich niejasne, tak jak i dla Maryi. Ale ona zachowywała je w sercu, łączyła z sobą różne wydarzenia, by odczytać w nich Boże pragnienia i ukryty sens. Każde z tych wydarzeń było dla niej słowem Boga, słowem, które przyjmowała i medytowała i dlatego mogła je z czasem lepiej zrozumieć, poznać. Ona jedna poznała Jezusa i zaufała Mu. Uczniowie nie poznali Pana. Podczas Ostatniej Wieczerzy pyta jednego z nich, Filipa: „Filipie tak długo jestem z Wami a jeszcze mnie nie poznałeś?” (J 14,9). Uczniowie Mu nie zaufali, a powinni tym bardziej, im większą słabość odczuwali. Powinni tym bardziej dać się mu poprowadzić, pouczyć. Tym bardziej powinni garnąć się do Jego słowa, im większą odczuwali w sercach ciemność. Ale wydaje się, że oni się do tej własnej słabości nie potrafili przyznać. Dla nich Mesjasz miał być mocny i zwycięski. I dlatego także oni za takich chcieli uchodzić. Przeżyli szok, gdy Jezus okazał się słaby, gdy pojmano Go i zabito. Nie dziwi to, że uciekli. Uciekli, bo Go nie poznali. Maryja poznała Go i dlatego była z Nim w jego ostatniej godzinie. Wiedziała, że jest Bogiem słabym z miłości, że miłość Jego nie polega na niezachwianej pozie dominacji, radzenia sobie, ale na byciu słabym ze słabymi, płakaniu z tymi, którzy płaczą, byciu ubogim z ubogimi i oddaniu życia za nich.

Dramatyczny jest ten los Jezusa. Dramatyczny, bo doświadczył tak wiele niezrozumienia, tak wiele nieufności od swoich uczniów. Dawał im tak wiele, a oni to marnowali. Uczył ich nie tylko poprzez słowa, ale także poprzez wydarzenia ich życia, może szczególnie poprzez wydarzenia ich życia. A oni to tracili. Ulatywało im to wszystko jak przez palce, nie potrafili tego zachować, prawdopodobnie nawet nie myśleli, by to zachować. Ile smutku sprawili tym Panu. A wystarczyło uznać swoją biedę, uznać słabość i nie zatwardzać serca. Umysły mieli otępiałe, nieskore do wierzenia, nie tylko przez lęk, ale przez fałszywy obraz samych siebie. Chcieli koniecznie w złote ramy wstawić swoje karykatury, zamiast wyrzucić złote ramy, a karykaturę samego siebie oddać Jezusowi. On wymalowałby ich w prawdzie.

Tydzień temu widzieliśmy, że uczniowie często zostawiali Jezusa samego i tym nie zaspakajali Jego pragnienia bliskości z nimi. A zostawiając Go, sami pozbawiali się okazji, by Go poznać. Im mniej Go znali, tym mniej Mu ufali. Bo nie chodzi o to, by zrozumieć Pana Boga, ale o to, by poznać Jego miłość, Jego wierność, Jego przebaczenie, by Mu zaufać, pozwolić Mu, by malował nasze życie tak, jak On chce. Uczniowie nie poznali Jezusa i układali sobie życie bardzo przypadkowo, tak jak im w danym momencie chęć przychodziła. Ta ich misternie budowana wieża w którymś momencie runęła, jak wieża z klocków. I dobrze, że runęła. Poznali, że to Jezusowi powinni pozwolić układać swoje życie, a nie garnąć się do tego sami, bez wiedzy i doświadczenia. Jezus już nie jedno życie świetnie ułożył, mamy tak wiele świętych przykładów. On wie jak to robić.

W to pragnienie Jezusa chcę się z Wami wsłuchiwać. W pragnienie bycia poznanym, w pragnienie ufności. Może nasze życie przypomina czasem życie pierwszych uczniów Jezusa. Może tak jak oni przechodzimy otępiali obok wydarzeń naszego życia. Może często, zwłaszcza te trudne wydarzenia, chcemy zapomnieć, wyrzucić z życia, bo wydaje nam się, że szpecą jego sterylnie piękny obraz. Może czasami tak bardzo skupiamy się na jednym tylko wydarzeniu, może tym trudnym, że nie widzimy nic więcej, nic szerzej. A życie to przecież wielobarwna mozaika. Te trudne wydarzenia też są w niej potrzebne. Może nie przyznajemy się do własnej słabości, do ciemnych obszarów naszego życia, do sytuacji, które były pomyłką? Nawet, jeśli były – są częścią tej mozaiki i Jezus może je tak wykorzystać, że dodadzą jeszcze piękna życiu każdego z nas. To tajemnica Jego miłosierdzia. On niczego nie chce deptać, wyrzucać. On nawet nasz grzech może świetnie wykorzystać. Jak mówi św. Jan od Krzyża: „Rany grzechowe mogą stać się ranami łaski”.

Jezus poprowadzi za rękę tego, kto Mu rękę poda. On nie będzie wyrywał jej na siłę, nie będzie ciągnął nas na siłę. On chce nas poprowadzić i chce byśmy Mu na to pozwalali. Tego zabrakło uczniom, tego może i nam zabraknąć.

Być słabym, to złożyć swą ufność w drugim, w Bogu, bo to być świadomym, że samemu sobie nie poradzę. Jezus pragnie byśmy Go poznali, byśmy Go rozpoznali w wydarzeniach naszego życia. Byśmy te wydarzenia naszego życia odczytywali na nowo, byśmy je zachowywali w sercu, bo one z czasem nabiorą znaczenia. Potrzebny jest tylko właściwy moment, i On sam wie najlepiej, kiedy on nastąpi.

Uczniom oczy zaczęły się otwierać dopiero po Zmartwychwstaniu. Zaczęli rozumieć wiele z tego, co przeżyli, dopiero po bardzo długim czasie. Jezus dał im to zrozumieć, przypomniał im to. Dlatego nie jest za późno, by odczytać swą historię na nowo, by pozwolić by Jezus ją nam wyjaśnił, by prosić Go o to. Każda historia ludzkiego życia jest święta: bez względu na to, czy była ona wypełniona wiernością, czy grzechem. Jest święta, bo Bóg jest w niej obecny, jak obecny był w historii Narodu Wybranego, choć ten tak często nie dochowywał Mu wierności.

Prośmy Pana, byśmy Go lepiej poznali, byśmy Mu ufali i pozwoli Mu wziąć się za rękę. Niech On nas prowadzi przez noce i dnie naszego życia. Byśmy Go nie ranili brakiem ufności i niedowierzaniem Jego opiece. On już za wiele wycierpiał. Jego męka była tylko pewną kulminacją cierpienia, jakiego doświadczał od swoich uczniów prze lata, w których był z nimi. Często skupiamy się tylko na tych ostatnich godzinach Jego życia, na tym cierpieniu tak ewidentnym. Ono było ewidentne również dla uczniów. Ale czy dostrzegamy to Jego cierpienie w codzienności? Uczniowie go nie widzieli. Nie widzieli, że wielokrotnie zostawiają Pana samego, że Go nie znają i tym ranią Mu serce, że Mu nie ufają, choć On bardzo na to liczy. Nie zatwardzajmy dzisiaj serc naszych (por. Ps 95, 8).

Prośmy również Maryję, by nas uczyła jak zachowywać Boże słowa w sercu, te słowa, które On do nas kieruje w wydarzeniach życia i te, które nam daje w Piśmie Świętym.
Niech Duch Święty wzbudzi w nas głód słuchania tego słowa, byśmy poznali Pana, bo to jest życie wieczne, które On chce nam dawać. Amen.

o. Jakub Przybylski OCD