Ta muzyka jest modlitwą!

Rozmowa z Ewą Urygą, polską wokalistką gospel.



Jest Pani jedną z czołowych polskich wokalistek śpiewających gospel. Czy mogłaby Pani powiedzieć o swoich początkach fascynacji tym rodzajem śpiewu i jednocześnie podać krótką jego charakterystykę dla tych Czytelników, którzy go nie znają?

Początek fascynacji muzyką gospel to czas mojej młodości. Miałam 15 lub 16 lat, gdy kupiłam płytę Makali Jakson, pieśniarki gospel i spirituals. Świetnie pamiętam moment, w którym słuchając jej utworów poczułam w duszy coś niesamowitego. Poczułam jednocześnie ból i radość. Paradoks! Poczułam cierpienie i nadzieję, skargę i miłość. Wiedziałam z całą pewnością, że to jest to, że to jest moja muzyka.

Jakson to śpiewaczka czarnoskóra, jej utwory to pieśni religijne. Jest w nich jednak ogromne piętno cierpienia z powodu rasizmu. Wtedy tego nie rozumiałam, że siła tej muzyki ma swoje korzenie w niewolniczej przeszłości czarnoskórych Amerykanów. Uświadomił mi to dopiero rok temu w Chicago pewien muzyk afroamerykański. Powiedziałam mu, że śpiewając tak cudownie się modlą. A on na to: “Wiesz czemu? Z powodu bólu!”. I wtedy zrozumiałam. Ból i cierpienie (tego doznałam od człowieka), a zarazem nadzieja i miłość (to odnalazłam u Boga). To wszystko wyraźnie słychać w gospel. Ta muzyka jest modlitwą, to intymna rozmowa z Tym, który jedynie może zrozumieć ludzkie serce.

Samo słowo gospel jest zbitką 2 słów God i spell, czyli można je przetłumaczyć jako “Bóg mówi”. Wcześniej tę muzykę nazywano spirituals od słowa spirit – duch, natchnienie. Gdy się ją wykonuje, rzeczywiście czuje się tchnienie mocy Bożej. To jest niesamowite! Często na koncertach słyszę takie zdanie: “Pani się modli, śpiewając”. Tak – moja muzyka jest modlitwą, przemawia przez nią Duch Święty, który nie zna barier językowych. Choć śpiewam po angielsku, ludzie czują to, co chcę wyrazić. Zresztą zawsze tłumaczę słowa na język polski przed wykonaniem utworu.

Związała się Pani bardzo mocno ze wspólnotą Świeckiego Zakonu Karmelitańskiego, jest więc Pani “świecką karmelitanką”. Czy powołanie do życia duchowością Karmelu i działalność artystyczna idą ze sobą w parze, tzn. czy znana wokalistka może być świętą?

Niech Bóg będzie uwielbiony, że jestem “świecką karmelitanką”. Dopiero teraz zaczęła się dla mnie działalność prawdziwie artystyczna. Kiedy zaczyna się dotykać szczytu, którym jest sam Bóg, nie chce się już nigdzie wracać. Lubię swoje koncerty, ale gdy śpiewam Psalm podczas Mszy, nie ma od tego lepszego koncertu! Chciałabym już tylko śpiewać dla Pana…

Wiem, że niezależnie od zawodu, każdy może być świętym. Wyraźnie widzę, że bliska mi duchowość karmelitańska zmienia moje koncerty. Czuję, że poprzez mój śpiew Bóg dotyka ludzkich serc. Widzę to w oczach ludzi, widzę jak niekiedy płaczą i jak głęboko odczytują to, co pragnę im swoim śpiewem przekazać. Jeśli jest choć jedna osoba dotknięta przez Pana dzięki mojemu śpiewowi, to fakt ten oznacza, że mam dalej pełnić swoją misję. Mój śpiew to głoszenie Ewangelii. To forma ewangelizacji.

Ma Pani swój “osobisty” przepis na świętość?

Dróg do świętości jest tak dużo, jak dużo jest ludzi, każda inna. Chyba nie ma przepisu jako takiego, ale myślę, że jest jedna najważniejsza rzecz, która prowadzi do świętości – pragnienie Boga! Jeśli jest ono bardzo mocne – to prędzej czy później człowiek spotka się z Jezusem i po oczyszczeniu, przy pełnym oddaniu i zaufaniu jest się porwanym w głębię swojej duszy, w której następuje zjednoczenie z Bogiem. A to jest właśnie świętość.

Który z karmelitańskich Świętych jest Pani najbliższy i dlaczego?

Niewątpliwie jest mi bardzo bliska święta Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Uświadamiam sobie podobieństwo mojej drogi życiowej do tego, co Ona przeżywała. Pamiętam np. jak bardzo pragnęłam jako 10-latka, by wszyscy na świecie wierzyli w Jedynego Boga. Mój Tato zawsze mi mówił, że chodzę z głową w chmurach, a nie po ziemi, a ja odpowiadałam, że tam w chmurach jest lepiej. Niestety, w pewnym momencie na mojej drodze życia pojawiła się wielka czarna ściana cierpienia. Niewiele osób chce w to uwierzyć – widząc mnie uśmiechniętą, twierdzą, że jest niemożliwe, abym przeszła przez to, o czym im niekiedy opowiadam. Zawsze jednak pragnęłam żyć w zgodzie z Bogiem i to mnie uratowało. Odnalazłam swoje miejsce w Kościele w Świeckim Zakonie Karmelitańskim.

Pamiętam, że podczas Mszy Świętej, w czasie której przyjmowałam Szkaplerz, po powrocie do ławki poczułam ulgę i ciepło i usłyszałam głos: “Spocznij – tu jesteś bezpieczna”. Niech tak już będzie zawsze!

Bardzo aktywnie brała Pani udział w nagraniu płyty Z ufnością i miłością z okazji peregrynacji po Polsce urny z Relikwiami świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. Proszę o kilka refleksji związanych z tą pracą i o swoje świadectwo na temat spotkania ze Świętą na szlaku peregrynacyjnym.

Gdy usłyszałam, że przyjedzie do nas święta Teresa, bardzo się ucieszyłam i zapragnęłam aktywnie włączyć się w dzieło peregrynacji Jej Relikwii, tylko nie wiedziałam jak to zrobić.Planowałam skomponować muzykę do słów poezji Świętej. Nieoczekiwanie zadzwonił do mnie o. Maciej Jaworski i zaproponował mi, bym skomponowała muzykę do słów hymnu peregrynacyjnego Z ufnością i miłością. Gdy zobaczyłam słowa refrenu, po 10 minutach miałam już gotową muzykę. Potem były wspaniałe chwile podczas nagrywania płyty i udział w uroczystościach na szlaku peregrynacji. Trudno mi opisać moje uczucia, gdy w Łagiewnikach usłyszałam słowa: “Witamy Cię, Tereso!”. Łzy szczęścia, że Teresa jest rzeczywiście z nami. To przypomniało mi atmosferę przełomu marca i kwietnia, gdy Jan Paweł II opuszczał nas i odchodził do Pana. Widać było wtedy, jak w wielu ludziach dokonuje się jakaś mistyczna przemiana. To samo wrażenie odnosiłam podczas spotkania ze świętą Teresą w znaku Jej Relikwii.

Już teraz opowiadam o Teresce w swoim artystycznym środowisku i nie patrzę na to, że mogę być nazwana nawiedzoną.

Pytałem o ulubioną postać spośród Świętych, teraz chcę poprosić Panią o trzy rzeczy. Proszę podać swój ulubiony cytat z Biblii i krótko uzasadnić ten wybór. Jaka książka i jaki film wywarły na Pani największe wrażenie i dlaczego?

Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście…, a także Hymn o Miłości.

Gdy przyjdziemy do Pana i złożymy przed Nim wszystko, co nam ciąży, On to przemienia i napełnia Miłością – ona zaś nadaje naszemu życiu inne, Boże “brzmienie i zabarwienie”.

Książką mojego życia jest Quo vadis Sienkiewicza. Dwa lata temu byłam w Tunezji i odwiedziłam miejsce, gdzie ginęli chrześcijanie za wiarę, tak samo jak w Rzymie. Robiąc zdjęcie, uklękłam i modliłam się o to, abym miała w sobie choć odrobinę wiary tych ludzi, abym umiała oddać życie za Chrystusa. Tego nauczyła mnie lektura sienkiewiczowskiego arcydzieła.

Ogromne wrażenie wywarł na mnie film Pasja, ale chciałabym tu wymienić mało znany film amerykański pt. Święty z portu Waszyngton. Jest to niesamowita opowieść o przyjaźni między starcem, schorowanym, długoletnim bezdomnym weteranem wojny wietnamskieja młodym Mateuszem, uciekającym przed prześladującymi go ludźmi. Stary człowiek daje Mu schronienie, obdarza Go życzliwością i otwiera przed nim nadzieję na przyszłość. Głównym przesłaniem filmu jest myśl, że w skrajnych warunkach, w zupełnym poniżeniu i ubóstwie można odnaleźć coś, co nazywamy wiarą, nadzieją i miłością.

Szkoda, że tak wartościowe filmy polska telewizja emituje o godz. 1 w nocy.

Podobno w niebie wciąż się śpiewa, co Pani na to…?

Nareszcie będę mogła śpiewać tylko dla Pana Boga!


Rozmawiał Bartłomiej Kucharski OCD
Głos Karmelu, 5/2005