s. Maria Immakulata od Ducha Świętego (Janina Adamska)
1922 – 2007




Siostra Immakulata (Janina Adamska) urodziła się 11 lipca 1922 roku w Ostrowie Wielkopolskim. Tam też uczęszczała do szkoły. Podczas okupacji kontynuowała naukę na tajnych kompletach, a zarazem uczyła młodsze dzieci. Po wojnie podjęła studia na uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (filologia klasyczna), brała czynny udział w życiu akademickim.

W roku 1948 wstąpiła do klasztoru karmelitanek bosych w Poznaniu, tam też złożyła śluby zakonne w 11 lutego 1950 roku. Kiedy ujawniły się jej zdolności literackie, została skierowana do pracy pisarskiej. Przetłumaczyła na polski dzieła Edyty Stein (Teresy Benedykty od Krzyża), znakomitej uczennicy Husserla, karmelitanki-męczennicy Oświęcimia. Jest autorką wielu cennych książek, o świętych Karmelu, ich życiu, drodze i duchowości.

Brała udział w kolejnych fundacjach: w Elblągu (1974), w Gdyni Orłowie (1980) oraz Bornem Sulinowie (1997). Jako formatorka i mistrzyni nowicjatu wychowała całe pokolenie karmelitanek. Służyła ludziom przede wszystkim ukrytym życiem i modlitwą, ale także prowadzeniem duchowym. Dla wielu była prawdziwie matką duchową i przewodniczką ucząc wiary, ufności i zawierzenia Bogu bez zastrzeżeń. Swoje długie i bogate życie oddała przez Maryję Bogu i Kościołowi, gorąco pragnąc pozyskać wszystkich dla Chrystusa, nosząc wiernie w sercu i modlitwie sprawy jej powierzane. Odeszła do wieczności 24 lipca 2007 roku.

Modlitwa siostry Immakulaty
odnaleziona w jej notatkach

Panie, proszę Cię o dar z wysoka i o wolę jego przyjęcia. Jestem słaba - łaknę mocy. Jestem letnia - pragnę ognia. Jestem zastarzała w grzechach, nawykach i impulsach - żebrzę o nawrócenie. Oddaję się Tobie w Człowieczeństwie Chrystusa. Obejmuję Cię jego ramionami, całuję jego ustami. Całuję, to znaczy piję, chłonę haustami spragniona i omdlała. Łączę się z Jezusowym "Pragnę" i "Ojcze, przebacz mnie i światu"! Łączę się z wołaniem oblubienicy z Pieśni nad Pieśniami. Łączę się z ezechielowym wołaniem: prorokuj do Ducha. Łączę się z wołaniem Jezusa: Kto jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie! Łączę się z Jego Krwią wołającą głośniej niż krew Abla... Z tą Krwią, z której Duch Święty się wylewa. O Słowo, módl się we mnie! O Krwi, módl się we mnie. Krwi Nowego Przymierza Krwi nowego stworzenia Krwi Niepokalanego poczęcia Przeistoczenia Przebóstwienia Zjednoczenia w Duchu. Amen.

Moje powołanie
s. Immakulata Adamska OCD

Oto wątek wspomnień na temat okoliczności, w których kształtowało się moje powołanie, zapisanych w pamięci jakimś szczególnym przeżyciem czy doświadczeniem. Jan Paweł II swoje powołanie kapłańskie określił jako "dar i tajemnicę", przypominając słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana: Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem (J15, 16).

Tajemnica każdego "wybrania" leży w samym Bożym upodobaniu. Miałam koleżanki, zdrowe, zdolne i dorodne dziewczyny, spełniające wszelkie wymogi prawa kanonicznego, by stać się dobrą zakonnicą. Łaska przecież bazuje na naturze i miałaby w nich wspaniały grunt, by wzrastać, ale nie na nie padł wybór Pana. Artysta dusz lubi wybierać "byle co", więc wybrał mnie. I tutaj właśnie zaczyna się "dar i tajemnica": konające niemowlę i zrozpaczona młoda matka, prosząca nieprzytomnie Boga o życie dziecka, za cenę oddania go ma własność Niepokalanej. Nikt nie przewidywał konsekwencji tych słów, które zostały matce przypomniane w ponownie tragicznym dla niej momencie, gdy jej ofiara miała się dosłownie wypełnić.

Wprawdzie życie niemowlęcia zostało uratowane, ale pozostało znamię choroby, z którą zresztą wkrótce się oswojono. Mijały lata szkolne i wszystko zdawało się przebiegać w miarę normalnie. Często opuszczane lekcje kwitowano z uśmiechem: "jej ciało nie umie unieść duszy". I tu tkwi nowa tajemnica: to cherlawe ciało przez całe lata dzielnie duszę nosiło.

Nadeszły lata gimnazjalne. Z okazji szkolnych rekolekcji zamkniętych przygotowano małą bibliotekę z książkami religijnymi. Intelektualna zaborczość gimnazjalistki na nową, nieznaną jej dotąd literaturę, zaowocowała wspaniale. Wybraną spontanicznie książką były Dzieje duszy św. Teresy, która dosłownie zburzyła cały świat dziewczęcy, tak mozolnie przecież budowany. Teresa z nieodpartą mocą pociągnęła nastolatkę w nieznane przestrzenie ducha i ukazała nowe wartości. Zafascynowanie młodą karmelitanką z Lisieux i jej drogą do Boga, to znów dar i tajemnica, jakby swego rodzaju małe wylanie Ducha Świętego, w prawdzie i sile. Miało ono przygotować i umocnić duszę na okrucieństwa drugiej wojny światowej: rozstrzelanie najbliższych osób, wysiedlenie, brak dachu nad głową, brak szkoły - i co najważniejsze - brak sakramentów.

Po chwilowym zburzeniu stabilnego dotąd świata powoli horyzont zaczął się rozjaśniać: na zamieszkanie i ukrywanie się przed okupantem znalazła się jakaś klitka na strychu, na pragnienie wiedzy - dobrze zorganizowane tajne komplety, na tęsknotę za Najświętszym Sakramentem - potajemne wchodzenie do niedostępnego dla Polaków kościoła w charakterze pomocnicy sprzątaczki. Znaleźli się też kapłani i rozpoczęły zakonspirowane msze św. po prywatnych domach. Pojawiły się osoby z niezaprzeczalnym autorytetem, które ryzykując zsyłkę do obozu koncentracyjnego, wprowadzały młodych w świat ducha i uczyły żyć dla drugich i z drugimi. Była to dobra szkoła, okres pogłębionego życia w komunii z bliźnim, kimkolwiek by był. Także okres młodzieńczej miłości Ojczyzny, dla której wiele się ryzykowało. Wszystko wówczas stawało się wezwaniem do miłości, bez względu na ofiary, jakich to wezwanie zażąda. Wojna wiele nauczyła; tych, którzy byli otwarci na prawdę, uduchowiła, dzięki mądrym wskazówkom ukrywających się przed okupantem kapłanów. Duchowość natomiast uzdolniła do zrozumienia własnej tajemnicy i uczyła świadomie i w wolności kierować życiem osobistym. Nie ma zatem wolności bez duchowości, która - podobnie jak sfera moralna - uczy stawiać sobie pytanie o własną tajemnicę i rozumieć odsłaniające ją znaki. Tajne komplety potrafiły rozbudzić taką żądzę wiedzy, że wówczas intelektualnie można było zdobyć więcej, niż w czasie późniejszych studiów uniwersyteckich.

Nowym darem i tajemnicą było odkrycie wartości intelektualnego i duchowego poznania, wszak im bardziej poznaję, tym więcej miłuję. Poznawanie Boga pogłębia wiarę, pogłębiona wiara potęguje poznanie. I tak coraz pełniej Bogiem się żyje i coraz głębiej w wierze poszukuje i poznaje. Rozkochanie się w "poznaniu" ułatwiło obranie kierunku studiów. Filologia jest przecież umiłowaniem słowa, najdrobniejszego "i" czy "a". I tu wkroczyła znów św. Teresa: ukazała swoją "małą drogę", na której rzeczy drobne stawały się wielkimi, a zwyczajne nadzwyczajnymi, jeśli tylko towarzyszyła im miłość. Maleńkie słówka łacińskie, greckie czy języków nowożytnych uczyły, że w życiu nie ma rzeczy małych, że wszystko jest ważne, wszystko się liczy i zobowiązuje do odpowiedzialności. Od doceniania wartości "słówek" już niedaleka droga do umiłowania Słowa.

Młodzież moich czasów, wychowana w konspiracji i w spartańskich warunkach wojny, przy ciężkiej, codziennej pracy lub na zsyłce przymusowych robót w Rzeszy, szybko dojrzewała duchowo. Lekcje na tajnych kompletach traktowało się niemal z nabożeństwem, wiedząc, że mogą być zapłacone ceną życia. Cała wojenna atmosfera uczyła odpowiedzialności, solidarności i solidności. Oczywiście zdarzały się ulegania słabościom, zgorszenia, ale u wszystkich - na dnie serca - leżało pragnienie dobrej i czystej miłości oraz świadomość, że rodzi się ona z Boga. I nietrudno było wówczas podjąć decyzję pójścia za Chrystusem, dokądkolwiek wezwie. Był w nas - jak trafnie określił to Jan Paweł II w książce Przekroczyć próg nadziei - olbrzymi potencjał dobra i twórczych możliwości. Był przede wszystkim entuzjazm, dla którego nic nie było za trudne.

Bóg obdarzył mnie nowym darem, gdy jeden z ukrywających się księży zechciał przychodzić do naszych mieszkań - klitek, aby regularnie spowiadać. Nie było to "odstukanie" w konfesjonale, ale odpowiedzialne kierownictwo duchowe, cierpliwe prowadzenie za rękę w trudnościach i poszukiwaniach.

Gdy tylko po wojnie stanęły otworem studia uniwersyteckie, podjęli je wszyscy ci, których ojcowie ocaleli, ci zatem, którzy nie musieli zapracować na utrzymanie rodziny. Zaczęło działać duszpasterstwo akademickie, rozkwitała zakonspirowana w czasach komunistycznych Iuventus christiana i inne organizacje religijne o wcale nie religijnych nazwach dla zatarcia ich charakteru. Wykłady w czasie spotkań były solidnie przygotowane, praca nad sobą o wysokiej poprzeczce.

Nic dziwnego, że w takiej aurze rozwijały się różne powołania życiowe. Na zebrania Iuventusu przychodziły młode małżeństwa, często jeszcze studenckie, gdyż większości naukę przerwała wojna. Wprowadzał je w nasze kręgi duszpasterz akademicki, o. Bernard Przybylski OR słynny mariolog i charyzmatyczny spowiednik. Był to kapłan o ojcowskim sercu, umiejący rozpoznać Boże wezwania u swoich podopiecznych. A było wówczas w naszej grupie sporo osób zdradzających powołanie zakonne. Patrząc na ludzkie szczęście tych małżeństw oraz ich prawdziwe zaangażowanie religijne, można było zweryfikować własne ideały życiowe. Ich wzajemna miłość była rzeczywiście piękna i pociągająca i mogła u niejednego wzbudzić wątpliwości odnośnie własnych pragnień. Nic ich jednak nie potrafiło podważyć. Koledzy - tak jak planowali - wstąpili do dominikanów, dla mnie ideałem pozostawała ciągle św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Myślę, że to ona właśnie "podarowała" mi światłego kierownika, który rozpoznawszy wezwanie do Karmelu, umiał je dyskretnie "wypróbowywać" i jednocześnie pielęgnować, aż do ostatnich lat studiów.

Dar i tajemnica przeplatały się wzajemnie. Ani Matka Boża, ani św. Teresa nie przywróciły mi zdrowia, a wyniki badań lekarskich nie dawały wręcz szansy na surowe życie karmelitańskie. Po ich przeglądnięciu, matka przeorysza powiedziała do czekającej na wyrok kandydatki: "Cóż, nie masz do Karmelu dostatecznego zdrowia, myślę jednak, że skoro wszystkie nasze siostry są zdrowe, jedna może być słabsza". I dodała z humorem: "Jak będziesz święta, to wtedy to przyjęcie nam się opłaci".

Wstąpiłam. Dzięki kierownictwu duchowemu miałam już pewne doświadczenie w życiu wewnętrznym. Byłam świadoma, że wkraczam w nowy etap dojrzewania mej wiary w Chrystusa. Nowy etap nie oznaczał wcale grzebania starego ani rozpoczynania czegoś zgoła nowego. Dzięki uprzedniemu kierownictwu rozumiałam, że życie zakonne ma we mnie kształtować i wciąż pogłębiać ducha dziecięctwa wobec Boga i zawierzenia wobec Maryi. Tu z siostrzaną pomocą przychodziła mi zawsze niezrównana Teresa od Dzieciątka Jezus. "Czułam" niejako jej obecność, zwłaszcza, gdy należało przetrwać jakiś duchowy kryzys. Mistrzynią była mi przede wszystkim Maryja, "Królowa przyspieszeń oraz skróconych dróg" do Pana. Uczyła mnie weryfikować doświadczenia modlitwy z czynami i rozwijać wyniesioną z domu maryjność - w duchu stale pogłębianej wiary, w Niej właśnie znajdującej swe najwyższe spełnienie. Mojej dziecięcej pobożności maryjnej nigdy nie kwestionowałam. Byłam "własnością" Niepokalanej Matki Pana, Oblubienicy Ducha Świętego. Jako forma Dei, "forma Boża", Maryja nigdy nie przestała kształtować mnie w Swym Niepokalanym Sercu i strzec w nim oraz bronić jako "rzeczy i własności swojej".

Wszystko jest łaską, wszystko jest darem i wszystko tajemnicą! Wydarzenie z okresu niemowlęctwa, kiedy zrozpaczona konaniem dziecka matka oddała je "na własność" Maryi, miało swój szczęśliwy epilog. Zostało matce przypomniane z nadprzyrodzoną mocą w momencie, gdy w rozpaczliwy sposób broniła się przed uznaniem tej "własności" i wszelkimi sposobami usiłowała nie dopuścić do wstąpienia córki do Karmelu. Całe jej duchowe zmaganie ustało, gdy nagle zrozumiała i odczuła, że jej "szalone słowa" były łaską i darem Boga przez Niepokalaną, zarówno dla niej samej, jak i dla córki.


Głos Karmelu, 4(2005)

Boże paradoksy
s. Immakulata Adamska OCD

Do Karmelu wstąpiłam po studiach, mając już pewne doświadczenie w życiu wewnętrznym dzięki kierownictwu duchowemu. Byłam świadoma, że wkraczam w nowy etap dojrzewania mej wiary w Chrystusa. Nowy etap nie oznaczał wcale grzebania starego ani rozpoczynania czegoś zgoła innego. Wstępowałam z całym bogactwem i balastem swojej osobowości, przekonana, że łaska, jeżeli tylko będę z nią współpracować, może udoskonalić naturę. Dzięki uprzednim wskazówkom przewodnika duchowego rozumiałam, że życie zakonne ma we mnie kształtować i wciąż pogłębiać ducha wiary i dziecięcego zawierzenia Bogu.

Spokojnie, choć nie bezboleśnie przyjęłam naukę mistrza wiary, św. Jana od Krzyża, będącą osią pouczeń nowicjackich. Jeszcze w świecie "zaprzyjaźniłam się" szczerze z "małym Doktorem Kościoła", św. Teresą od Dzieciątka Jezus. W Karmelu "czułam" niejako jej obecność, zwłaszcza gdy trzeba było przetrwać jakiś duchowy kryzys. Mistrzynią była mi przede wszystkim Maryja, "Panna wierna", i "Królowa przyspieszeń oraz skróconych dróg", którą od dziecka darzyłam szczególną miłością. To Ona pilnowała nieustannego nawracania głębi mego jestestwa ku Ojcu przez Syna w Duchu Świętym. Tajemnica Niepokalanej w Jej relacji do Trójcy Przenajświętszej była mi zawsze szczególnie droga i chyba jakoś "zadana" już w imieniu nadanym mi podczas obłóczyn. Maryja, Decor Carmeli, uczyła mnie też weryfikować doświadczenia modlitwy z czynami, o czym ciągle w swych pismach przypomina święta Matka Karmelu, Teresa z Avila. Kult Maryi należy do charyzmatu naszego zakonu, a Ją samą uważa się za "dom rodzinny", atmosferę pozwalającą oddychać modlitwą i oddaniem się Bogu. Te prawdy przekazane w formacji pozwoliły mi bezpiecznie rozwijać wyniesioną z domu maryjność - w duchu stale pogłębianej wiary, w Niej właśnie znajdującej swe najwyższe spełnienie.

Wpływ formacji zawierał się nie tyle w prostej treści nowicjackich lekcji, czasem bardzo nieudolnie przekazanych, ile w wewnętrznym działaniu Ducha Świętego, na które nierzadko z oporem otwierała się niedoskonała nowicjuszka o wielkich, często fałszywych pragnieniach, inspirowanych przez miłość własną i nie znaną jej dostatecznie pychę rozumu, przez perfekcjonizm i swoją wizję świętości. One to - odkrywane przez mistrzynię i kierownictwo duchowe - podważały wszystkie podpórki i sztuczki służące podbudowywaniu nieprawdy o sobie, pomagając poznać swą prawdziwą tożsamość i ją zaakceptować. Wiara w uzdrawiającą moc Bożą uczyła przekształcać dotychczasowe, często złudne i pozorne wartości, w pokorną akceptację siebie, grzesznej i słabej, ukazując znaczenie Bożych paradoksów, gdzie ciemność jest światłem, pokora mądrością, ubóstwo bogactwem. W życiu wewnętrznym bolesne ogołacanie staje się niewyobrażalnym ubogacaniem w wyższym, bo w duchowym wymiarze. W procesie oczyszczania odpadają powoli kompleksy i wszelka fasada konwencjonalnych zachowań i wyobrażeń, a z pozornych gruzów wyłania się wewnętrzna duchowa prawda i prawdziwa duchowa wolność. Trudno o tym mówić, bo w ogóle trudno ująć w słowa to, co duchowe. Mogę jedynie wyznać, że właśnie w próbach wiary i doświadczanych kryzysach coś się we mnie zmieniało, uduchawiało i dalej przekształcało całe moje jestestwo w coraz bardziej wewnętrznego człowieka.

Zdaje mi się, że Duch Święty pozwolił mi odkryć własny rytm duchowy w wierze i maryjności, i teraz sam go pogłębia, dostosowując do rytmu Bożego Serca, bijącego dla Ojca i dla nas. On też pozwolił mi zharmonizować wiarę z rozumem i rozum z wiarą, co pogłębiło moje życie kontemplacyjne. Praca pisarska, do jakiej zostałam wezwana, poszerzyła moje horyzonty myślowe, przez co również ona, czasem mozolna i wymagająca wiele samozaparcia, stała się - używając wyrażenia Thomasa Mertona - "posiewem kontemplacji", nie tylko we mnie samej.

Odbywałam formację w licznym nowicjacie, co w Karmelu nie zdarza się często. Później - jako mistrzyni - towarzyszyłam duchowo równie dużej gromadce nowicjuszek. Taka kilku- czy kilkunastoosobowa wspólnota nowicjacka ma sama przez się wartość formacyjną. Wychowuje bowiem do jedności w pluralizmie, uczy poszanowania cudzych przekonań i postaw oraz temperuje własną, często wybujałą indywidualność. Formacja do życia wspólnotowego jest jedną z najważniejszych, a zarazem najtrudniejszych sztuk. Nie polega na napominaniu czy zachętach, ani na etycznym czy psychologicznym kształtowaniu, ale na duchowym objęciu całego formowanego człowieka, przekształcając go stopniowo w osobę umiejącą prowadzić rozumne i szczęśliwe życie duchowe, w pełnej wolności i odpowiedzialności.

Zasadnicze problemy formacyjne dotyczą przeważnie tych dwóch płaszczyzn: wolności i odpowiedzialności. Dużo światła dała mi w tej dziedzinie św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein). Oto jej odpowiedź dana pewnej zakonnicy, upatrującej w wymogach i przepisach zakonnych zagrożenie dla swej wolności: "Święta reguła i konstytucje są dla nas wyrazem woli Bożej. Podporządkowanie im upodobania osobistego włącza w ofiarę Chrystusa. Dostosowanie się do reguł niepisanych, do zwyczajów domu i upodobań wspólnoty jest odpowiedzią na wymagania miłości. Jeżeli czynimy to wszystko, by sprawić radość Bożemu Sercu, wówczas nie tylko nie ograniczamy naszej wolności, lecz osiąga ona najwyższą pełnię jako wolny dar miłości oblubieńczej. Pragnienie, by Jezusowi zawsze sprawiać radość, ukaże nam, w jakich przypadkach wolno, a nawet koniecznie trzeba dyspensować się od reguły i przepisów. Wtedy także otrzyma należne sobie prawo to, co najbardziej osobiste, mimo że go się wcale nie szuka".

Te problemy pojawiają się też w życiu kleryków, którym dane mi było duchowo towarzyszyć. Towarzyszenie zaczynało się najczęściej przy rozeznawaniu powołania, miało swą kontynuację w przeżywanych w formacji kryzysach, przetrwało próbę czasu, by zaowocować mocną, duchową przyjaźnią. Co kleryków przyciągało do Karmelu? Myślę, że atmosfera bezpośredniości i zaufania, którą nie zawsze - najczęściej ze swojej winy - umieli osiągnąć z przełożonymi. Towarzyszenie duchowe jest zresztą czymś zgoła innym niż funkcja przełożonego czy spowiednika. Młody człowiek, zwłaszcza po pierwszym roku nowicjatu, w życiu duchowym jeszcze raczkuje i potrzebuje indywidualnej rozmowy, która pomogłaby mu odsłonić ukryte w nim pokłady egoizmu, jakich sobie często nie uświadamia lub do których nie umie czy nawet nie chce dotrzeć.

Kryzysy kleryków nie muszą wcale wypływać z braku porozumienia z przełożonymi lub wspólnotą. Są przeważnie brakiem wewnętrznej mocy do uporania się z samym sobą, do poświęcenia osobistego upodobania dla dobra drugich. Wielekroć wystarczało spokojnie o tym przypomnieć, aby młody człowiek odszedł uskrzydlony, w przekonaniu, że Bóg traktuje go poważnie, pozwalając mu się włączyć w ofiarę Chrystusa.

Podobnie ma się rzecz z rozumieniem regulaminu. Najczęściej chce się go obejść, aby mieć większą swobodę i większą wolność w realizacji własnych planów. Jeśli praktyki pobożnościowe kleryka nie wypływają z potrzeby jego serca, stają się krępującymi go więzami. Gdy jednak uzmysłowi mu się motywację, dla której wstąpił do seminarium, i przypomni o miłości do Chrystusa i budowaniu na Nim swej kapłańskiej tożsamości - problem traci swoją wagę. Pytanie o miłość do Pana jest często najbardziej integrującym czynnikiem przy przebudowywaniu osobowości, przekonań, postaw i zachowań człowieka. Gdy czuje on, że ktoś szczerze pochyla się nad jego udręką, wtedy otwiera się na Bożą prawdę i Boże działanie. Wymaga to pełnego zaangażowania ze strony tego, kto chce mu pomóc.

Najwięcej kryzysów w powołaniu zauważałam u kleryków z trzeciego roku studiów. Dlaczego właśnie ten rocznik? Może dlatego, że decyzję podejmował osiemnastoletni chłopak, a dwudziestoparoletni mężczyzna, inaczej już patrzący na życie, zaczynał ją kwestionować. Należało przeto uzdrowić dokonany wcześniej wybór, który najczęściej nie miał właściwej motywacji, albo miał motywacje pomieszane, niezdolne wytrzymać prób nieodłącznych od każdego ludzkiego życia.

Nigdy dość podkreślania roli i wartości kryzysów, jako szansy osiągnięcia dojrzałości, prawdziwej wolności i duchowego wzrostu. Uczą one dokonywania dobrych wyborów, wypływających z wiary, a nie z ambicji czy przelotnych uczuć i doświadczeń religijnych. Kto w okresie formacyjnym nie nabrał wprawy we właściwym rozwiązywaniu swych problemów i w mężnym zmaganiu się z przeciwnościami, nie zda egzaminu później, jeśli mu zabraknie światłego przewodnika.


Pastores, 3(1999)

Charyzmatyczna karmelitanka
o. Paweł Warchoł OFMConv

Zmarła zakonnica obdarzona wyjątkowym charyzmatem - s. Janina Immakulata Adamska OCD, karmelitanka bosa. Odeszła do wieczności 24 lipca 2007 r. Była autorką książek o karmelitańskich świętych, tłumaczką i znawczynią myśli św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein). Ktokolwiek z nią się zetknął, nie mógł przejść obojętnie. Jej przesłanie nie może być zapomniane.

Urodziła się 11 lipca 1922 r. w Ostrowie Wielkopolskim. W czasie II wojny światowej jej ojciec został rozstrzelany przez Niemców, a ona z narażeniem życia uczyła konspiracyjnie polskie dzieci w ramach tzw. tajnych kompletów. Po ukończeniu studiów filologicznych na Uniwersytecie Poznańskim, w wieku 26 lat, wstąpiła do Karmelu (1948 r.).

Zakonnica

Po odbyciu postulatu i nowicjatu długo jeszcze pozostała w Poznaniu. Tam też złożyła swoje śluby wieczyste. W 1974 r. przełożeni posłali ją do Karmelu w Elblągu, a w 1982 r. - do Gdyni-Orłowa. W obydwu klasztorach była podprzeoryszą, a w tym ostatnim także mistrzynią nowicjatu. Mogła zatem swoim młodszym współsiostrom ukazywać autentycznego ducha Karmelu i nim żyć. Po latach żartowała, że wychowała przeorysze do Gdyni, Elbląga, Spręcowa, Islandii, Norwegii, Bornego-Sulinowa...

Gdy Karmel gdyński był już przepełniony z powodu dużej liczby sióstr, trzeba było szukać nowej placówki. Dzięki jednemu z rekolektantów, przyjeżdżającemu do s. Immakulaty, siostry dowiedziały się, że mogą założyć fundację w Bornem-Sulinowie. Gdy wahały się, czy propozycję przyjąć i rozważały wszystkie za i przeciw, nadeszła niespodziewana odpowiedź z Urzędu Miasta. Nie tylko otrzymały stary poniemiecki koszarowiec, ale jeszcze cztery hektary lasu! Gdy martwiły się, że nie podołają materialnie, by podjąć budowę klasztoru, s. Immakulacie przyśniła się jej Święta - Teresa Benedykta od Krzyża, która powiedziała: "Nie martw się. Ja wam pomogę". I rzeczywiście, bardzo szybko nadeszła pomoc z Niemiec, umożliwiając w dużym stopniu prowadzenie niezbędnych prac budowlanych. Chwila wspólnego zamieszkania sióstr nadeszła 15 sierpnia 1997 r., a erygowanie klasztoru nastąpiło 2 lutego 1999 r.

Duchowa rodzina

W 2002 r., w jesieni swojego życia, gdy miała już 80 lat, została wybrana ponownie na podprzeoryszę. Bez względu na porę roku przyjeżdżali do niej nowi rekolektanci, lecz wiek i brak zdrowia zmuszały ją już do ograniczenia liczby przyjęć. Każdy, kto się z nią spotkał, otrzymał dla siebie słowa pomagające mu rozeznać często skomplikowaną sytuację życiową, w której się znajdował, i wiedział już, co czynić dalej. Kapłani, którzy sami odprawiali u niej rekolekcje, wysyłali do niej potem swoich penitentów i przyjaciół, aby ci jeszcze głębiej mogli wzrastać w wierze. W ten sposób rosła duchowa rodzina.

Radosna posługa apostolska s. Immakulaty - gdyż nie brakowało jej dobrego humoru - przeplatała się jednak z bólem. Mówiła, że nigdy nie miała dobrego zdrowia, ale w Karmelu cudownie zachowała ją Maryja. Jej przyjęcie do zakonu obwarowano jednym warunkiem. Gdy dowiedziano się, że będzie to siostra mająca stałe problemy ze zdrowiem, powiedziano jej: "Możemy mieć jedną chorą siostrę, ale to się nam opłaci tylko wtedy, jeżeli będziesz święta". Później, gdy po ślubach wieczystych przeżywała również trudności zdrowotne, m. Józefa zaproponowała jej, ze względu na pisarski talent, zajęcie się dorobkiem Edyty Stein. I tak zaczęła się jej przygoda ze Świętą, która towarzyszyła jej już do końca życia.

W Banku Maryi

Gdy w ciągu życia zakonnego przychodziły różne cierpienia, ofiarowywała je za innych i modliła się za powierzone sobie dusze. Gdy pytano ją, w jaki sposób potrafi zapamiętać wszystkie intencje proszących, z dziecięcą ufnością odpowiadała: "Składam je w Banku Maryi". Rzeczywiście, jej modlitwy były wysłuchiwane, co przysparzało jej wciąż nowych rekolektantów, którymi się zajmowała spoza klasztornych krat.

Szczególną ofiarę składała w intencji kapłanów. Przypominała, że "nie ma większego wybraństwa, jak uczestnictwo w Jego mocy kapłańskiej. Wobec takiej łaski wszystko inne jest prochem i niczym". W chwilach jej fizycznych niedomagań trzeba było usłyszeć przez słuchawkę jej wyciszony głos, by zrozumieć, że wielkie sprawy Boże splatają się z ekonomią cierpienia, które przeżywają dusze świadome swojego powołania i współuczestnictwa w zbawczym dziele Boga. W ostatnich tygodniach swojego życia pisała do mnie pełne wiary słowa: "Jestem chora, duszę się przychodzeniu. Trwa to już drugi miesiąc. Uproś mi heroiczne zdanie się na wolę Bożą".

Potrafiła być wymagająca w sprawach duchowych, gdyż chodziło ostatecznie o zbawienie człowieka. W trosce o dobro dusz zalecała też wybieranie wymagających kierowników duchowych. Dla niej najważniejszym kierownikiem był zawsze Duch Święty, który nieprzypadkowo znalazł się w nadanym jej przez przełożonych imieniu zakonnym: Immakulata od Ducha Świętego.

Odeszła w roku jubileuszu 100-leda śmierci wielkiego karmelity Rafała Kalinowskiego. Ona też, wielka w swoim życiu, oddała Jezusowi - jak mawiała - swoje "małe życie". Teraz już Go widzi i Nim się raduje.


Niedziela, 36(2007)

Wykradziona zakonnica
Franciszek Kucharczak

Mówiła, że Pan Jezus ma do niej słabość. Wymodliła nawet wskrzeszenie człowieka. Właśnie zmarła jedna z najbardziej niezwykłych polskich zakonnic.

Janina Adamska kochała góry, morze, szerokie przestrzenie. I pracę z młodzieżą. Rozmowy, lekcje, wycieczki. Ale po studiach z filologii klasycznej poczuła, że ma zostać karmelitanką. - Jak to, ja? Do klasztoru zamkniętego na cztery spusty i okratowanego? - nie rozumiała. Nic nie pomagało. Wezwanie stawało się coraz silniejsze.

Któregoś dnia wewnętrzny głos odezwał się z taką siłą, że aż zatrzymała się na ulicy i uchwyciła szczebli jakiegoś płotu. - No to może do urszulanek pójdę, byłabym nauczycielką - próbowała walczyć. Natychmiast usłyszała odpowiedź, że jest dosyć odpowiednich ludzi, którzy mogą zająć się młodzieżą. A góry, lasy, morza? - Bóg jest w Karmelu, a w Nim nieograniczona przestrzeń. Czego ci braknie, gdy masz Boga? - trwał bezgłośny dialog.

Wiedziała, że właśnie teraz musi wybrać: tak czy nie? - Skoro chcesz, to "tak" - zdecydowała. - Byłam pewna, że idę do klasztoru garnki zmywać. A okazało się, że to wszystko, czego się wyrzekłam, wróciło do mnie zwielokrotnione - powiedziała mi wiele lat później.

Krata spotkań

To prawda. Siostra Immakulata - bo takie imię otrzymała w zakonie - szybko stała się cenioną pisarką. Przełożeni zauważyli, że ma talent i zlecili jej pisanie książek. Wystarczy wpisać do wyszukiwarki internetowej "Immakulata Adamska", żeby otrzymać ponad tysiąc pozycji. Swoje pisarskie zdolności też rozumiała jako prezent od Pana Boga. - Gdy siadam do pisania, to jakby gwiazdy zaczynają wokół mnie tańczyć - zwierzyła się kiedyś.

Ona nie ruszała się z miejsca, a jej teksty krążyły po świecie. Krata zatrzymywała ją w klasztorze, ale ludzie sami przychodzili do kraty. Bardzo wielu młodych, których przecież kiedyś chciała uczyć. Siostra Immakulata rozmawiała, radziła, pocieszała. Umiała być stanowcza. Kiedyś przyszedł młody człowiek, który spodziewał się "błogosławieństwa" dla swoich upodobań dla religii Wschodu. - Paliłeś kadzidełko Buddzie? Zdradziłeś Chrystusa! - powiedziała ostro.

Tego właśnie ludzie potrzebowali. Jasnego określenia granic, wyznaczenia zasad. Powstało powiedzonko: "Wpadłeś w tarapaty - idź do Immakulaty".

Nie były to tylko tarapaty "intelektualne". Nieraz chodziło o sprawy graniczne, życia i śmierci. Wtedy siostra Immakulata była pośredniczką, "no bo ona zna się lepiej z Panem Bogiem". W jakimś sensie faktycznie tak było. - Jezus ma do mnie słabość, bo ja Mu o wszystkim mówię - powiedziała mi z rozbrajającą prostotą.

Były nieboszczyk

Kiedyś zmarł krewny Immakulaty, zawzięty komunista i ateista. Jego żona zadzwoniła do klasztoru. - Módl się! - błagała zakonnicę. Ta natychmiast zaczęła się modlić.

W tym czasie wdowa zadzwoniła po księdza. Kapłan myślał, że człowiek, do którego został wezwany, żyje, więc przyszedł z olejami. Gdy wszedł do pokoju, zmarły podniósł głowę i powiedział: "Jak to dobrze, że ksiądz przyszedł. Tak na księdza czekałem". Lekarz wypisujący właśnie akt zgonu, zbaraniał. "Nic z tego nie rozumiem" - wyjąkał i wycofał się.

Po spowiedzi chory poprosił o Komunię św. Przed jej przyjęciem były zmarły zaczął odmawiać modlitwy, które nagle przypomniały mu się z dzieciństwa, z czasów Pierwszej Komunii. Cała rodzina płakała. - Myślałam, że teraz to już on umrze, zresztą wszyscy inni też. Najważniejsze przecież się stało, bo chodziło o zbawienie tego człowieka - opowiadała mi później.

Ale Pan Jezus, jak się okazało, wcale nie zamierzał na tym poprzestać. - Nie zapomnę cichego skarcenia, że z "ludzkiej delikatności" proszę o tak mało, skoro miłosierdzie Boże jest bez granic - wspominała. Poprosiła więc o zdrowie dla tego człowieka. Niedawny nieboszczyk zapadł w sen. Gdy się obudził, był zdrowy. Siostra Immakulata powtarzała, że warto Jezusowi oddać swoje małe życie. Ona to zrobiła, dlatego teraz możemy powiedzieć o jej życiu, że było wielkie.

Siostra Immakulata zmarła 24 lipca 2007 r. Miała 85 lat. Wcześniej współsiostry prosiły ją o zgodę na przewiezienie do szpitala na transfuzję krwi. "Oblubieniec «wykradł» Ją jednak wcześniej, przygarniając na wieki do Swego serca" - tak do znajomych zmarłej napisały karmelitanki z klasztoru w Bornem-Sulinowie. Czy można sobie wyobrazić piękniejsze zawiadomienie o śmierci?


Gość niedzielny, 31(2007)

Bóg nie przeczy rozumowi
Maciej Skubij

Odwiedziny klasztoru karmelitanek bosych w Bornym Sulinowie stały się okazją do rozmowy z siostra Janiną Immakulatą Adamską OCD, filologiem, autorką wielu monografii dotyczących wybitnych postaci Karmelu oraz tłumaczką dzieł Edyty Stein. Zapis rozmowy posłużył jako materiał do poniższego artykułu, przypominającego postać Edyty Stein oraz prezentującego sylwetkę tłumaczki.

Karmel i spotkanie z Edytą Stein

Jest tajemnicą, skąd to pragnienie wzięło się w jej życiu. Urodziła się w roku 1922. Szansę na przeżycie miała niewielkie, przynajmniej takie diagnozy stawiali lekarze. Przyczyną była alergia, na którą cierpi do dnia dzisiejszego. Podczas jednego z ataków choroby, młoda wówczas matka dziecka, wykrzyknęła dziwne i niezrozumiałe dla siebie zdanie: "Matko Boża, weź ją sobie, a niech tylko żyje". Zdarzenie to, miało mieć w jej późniejszym życiu swoje własne reperkusje. Tymczasem do studiów żyła jak normalna dziewczyna, niewyróżniająca się niczym szczególnym spośród rówieśników. Nosiła jednak ukryte, ogromne pragnienie Eucharystii. Od 14 roku życia zaczęła codziennie uczestniczyć we Mszy świętej, podczas której przystępowała do komunii. W trakcie studiów pojawił się w jej życiu kierownik duchowy, charyzmatyczny o. Bernard Przybylski OP, mariolog. Prowadził, jak sama mówi, z cudowną odpowiedzialnością kapłańską rodzące się powołanie zakonne. Ostatecznie, mimo początkowego sprzeciwu rodziny, w roku 1948 wstąpiła do Karmelu przyjmując imię s. Maria Immakulata od Ducha Świętego.

Dopiero tam, w poznańskim klasztorze zaczęła się jej przygoda z Edytą Stein. Mało kto wówczas słyszał o niemieckiej karmelitance pochodzenia żydowskiego. Pierwsze informacje o Stein dotarły do klasztoru za pośrednictwem broszurki, którą jedna ze współsióstr tłumaczyła na katedrze z języka francuskiego na polski. Wtedy właśnie poczułam jakiś impuls - opowiada siostra Immakulata. - Wtedy to coś się zaczęło, jakby szczególny rodzaj przyjaźni, więzi nieprzerwanie trwającej od tamtej chwili aż do dziś - wyjaśnia. Potem odnalazła niemieckie źródła, na których niniejsza francuska broszurka się opierała. Idąc tym tropem, kolejnym podjętym krokiem było wysłanie listu do macierzystego klasztoru Edyty Stein w Koloni, z prośbą do matki przełożonej o nadesłanie materiałów, tym razem w języku niemieckim. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W międzyczasie w duszpasterstwie akademickim swój ą prelekcję miała pani Halina Bortkowska z wydawnictwa "Znak". Wkrótce obie: Halina Bortkowska i siostra Immakulata spotkały się. Podczas rozmowy padła propozycja dotycząca tłumaczeń do "Znaku" lub "Tygodnika Powszechnego" materiałów poświęconych Edycie Stein. Pozytywna odpowiedź siostry otwierała kolejne furtki w zaczynającym się studium nad myślą świętej. W zakresie warsztatu literackiego. Opatrzność podesłała siostrze mistrza wyjątkowego. Był nim Roman Brandstaetter, któremu zawdzięcza wiele cennych uwag i wskazówek.

Dalsze studiowanie pism Stein w oryginale, pozwalało coraz głębiej wchodzić w tajemnice umysłu i ducha niemieckiej karmelitanki. Treść czytanych w języku niemieckim dzieł rozszerzała się o wartość słów i przypisane im bogactwo znaczeń. Prace nad kolejnymi tłumaczeniami trwały. Łącznie przetłumaczyła 16 tomów pism, w tym również to najtrudniejsze, dzieło życia Edyty Stein, ontologię bytu zatytułowaną "Byt skończony a Byt wieczny". Zmierzenie się z tą niezwykle trudną pozycją, w której uczona karmelitanka dokonała swoistej próby konfrontacji i połączenia fenomenologii z tomizmem, było dla siostry Immakulaty - jak sama dziś z uśmiechem mówi - rzuceniem się jak Dawid na Goliata z kamykiem.

Fenomen rozumu i wiary

Jest coś bliskiego i pokrewnego, co siostrę Immakulatę z Edytą Stein łączy. Określa to, jako - bycie na wspólnej fali. - Do dziś, elementem niezmiennie pociągającym siostrę w sylwetce Stein, jest uderzająca autentyczność jej osoby oraz szczególny rodzaj duchowości oparty na radykalizmie Karmelu oraz zaangażowaniu w poszukiwanie prawdy. Są jeszcze inne, równie ważne cechy właściwe duchowi świętej, które siostrę urzekają i inspirują do dalszych tłumaczeń i opracowań. Niewątpliwie należy do nich - wyczucie miary, określoności i ładu, zdolność łączenia, syntezowania, integrowania i widzenia spraw szerzej i dalej niż pozwalają na to proste, dostrzegalne fakty. - W sumie elementów, które budują duchowy świat świętej, wymienić można wiele. Większość z nich, wypracowała dzięki dyscyplinie oraz zdolności krytycznego myślenia, które z biegiem czasu poszerzało jej wiarę.

Myślenie i klarowna filozoficzna refleksja oraz pogłębiona wiara, ukształtowały duchowość Stein w sposób szczególny. W haśle fides et ratio (wiara i rozum) zawiera się kwintesencja i fenomen jej życia. Dzięki temu z dużą precyzją, bez uprzedzeń i w sposób dojrzały przeżywała oraz rozumiała świat - tłumaczy dalej siostra. Filozofia pełniła w jej życiu funkcję przygotowującą i naprowadzającą, świadcząc jednocześnie o komplementarności poznania, - tego naturalnego przez rozum i nadprzyrodzonego przez wiarę. Inaczej rzecz ujmując, rezultatem poznania przez rozum było stanięcie przed fenomenem wiary. W jednej ze swoich książek, s. Immakulata odtwarza przełomowy epizod z życia Edyty, ilustrujący zetknięcie się tych dwóch światów. Epizod, odnosi się do momentu, w którym ostatecznie skruszała niewiara autorki i dokonało się to, co uznać można za tzw. "skok nad przepaścią", czyli dojście do pewnej granicy, której przekroczenie z udziałem łaski, oznacza wejście w otwierającą się przestrzeń wiary. Wejście w tę przestrzeń, jest wyrazem przyjęcia niezwykle ważnej dla człowieka prawdy, mianowicie tej, że: Bóg jest większy niż rozum, ale nie zaprzecza rozumowi.

Łączenie przeciwieństw

Śledząc przebytą przez Edytę Stein drogę, od ateizmu aż po głębię mistyki, nietrudno dostrzec, że wszystkie jej etapy układają się w swoisty "monolit", paradoksalnie zbudowany z wielu przeciwieństw. Ich łączenie, twierdzi siostra, jest bardzo charakterystyczne dla Stein. Bez nich, bez cennej konfrontacji rozumu z wiarą, niepokoju z kontemplacją, ateizmu z mistyką, dorobku myśli z faktami biograficznymi nie sposób właściwie uchwycić głębokiej prawdy wytryskującej z osobowości świętej karmelitanki. Paradoksy i przeciwieństwa budowały jej osobowość. Mało kto, bardziej niż ona doświadczył depresji, osamotnienia, czy nawet myśli związanych z targnięciem się na własne życie. Ale należy też pamiętać, przypomina siostra, że mało kto, z równie wielką siłą umiał się z nich dźwignąć, by wspiąć się na szczyty miłości.

Może dlatego, na pytanie o orędzie i przesłanie Stein, odpowiedź s. Immakulaty koncentruje się raczej na konkretnych faktach i fenomenach życia, które zwykle obfitują w szereg zmagań, trudności i przeciwieństw. Może właśnie dzięki tym fenomenom czujemy się bliżsi świętej. Widzimy w niej kogoś, komu można zaufać. Kogoś, kto nie rozwiązał swoich problemów natychmiastowo, ale przeżywał i dźwigał problemy podobne często do naszych, kto walczył o prawdę i jej z determinacją szukał. Dzięki temu, widzimy w niej również kogoś, kto świętości nie osiągnął łatwo, ale musiał przejść bardzo długą drogę wiodącą od ateizmu, przez głębokie egzystencjalne kryzysy, aż po filozofię i doświadczenie mistycznej kontemplacji. Tragicznym akordem kończącym jej życie, była śmierć w komorze gazowej nazistowskiego obozu zagłady, poświadczająca ostatecznie o nonkonformizmie i bezkompromisowej wierności obranej raz drodze.

Punkt odniesienia

Niezwykłe misterium zawarte w drodze życia Stein, wciąż frapuje wielu, niezależnie od poglądów i wyznawanego credo. Świadczą o tym powstające licznie prace magisterskie i doktorskie oraz liczne książki i artykuły. Po szeregu lat, okazuje się, że życie i dorobek naukowy tej wielkiej kobiety naszego stulecia, nie tylko przetrwał próbę czasu, ale na tle przemijalności struktur dzisiejszego świata, jest wręcz odbiciem tego, co trwałe i zawsze aktualne. Co więcej - dopowiada na zakończenie s. Immakulata - kto się dobrze wczyta w dzieła Edyty Stein zrozumie, do jakiego stopnia jest ona prekursorem nowej ewangelizacji i jak dalece wyznacza drogę odnowionej duchowości.


http://www.poszukiwania-online.republika.pl

Depesze
Katolickiej Agencji Informacyjnej

27 lipca 2007 17:48 Jutro odbędzie się pogrzeb karmelitanki s. Immakulaty Adamskiej

W sobotę 28 lipca w kościele parafialnym w Bornem Sulinowie odbędzie się pogrzeb s. Marii Immakulaty od Ducha Świętego (Janiny Adamskiej), karmelitanki, autorki książek o karmelitańskich świętych, tłumaczki i znawczyni myśli św. Edyty Stein. W pogrzebie wezmą udział bp pomocniczy diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Tadeusz Werno, prowincjał warszawskiej prowincji karmelitów bosych Marian Stankiewicz, ok. 20 księży, którzy zapowiedzieli swój udział w uroczystościach pogrzebowych oraz liczni przyjaciele zmarłej zakonnicy.

Immakulata Maria od Ducha Świętego (Janina Adamska) urodziła się w 1922 roku. Po ukończeniu filologii wstąpiła w 1948 roku do Karmelu w Poznaniu. Później uczestniczyła w fundacjach swojego zakonu w Elblągu, Gdyni, Bornem Sulinowie, gdzie zmarła. W czasie swojego pracowitego życia napisała wiele książek i artykułów z duchowości karmelitańskiej. Jest autorką monografii wielkich świętych Karmelu - św. Teresy z Avili, św. Jana od Krzyża, św. Elżbiety od Trójcy Świętej, św. Rafała Kalinowskiego. Zasłynęła jako tłumaczka dzieł św. Teresy Benedykty od Krzyża, Edyty Stein, była też autorką poświęconych jej prac. W jednym z wywiadów s. Immakulata wyznaje, że z Edytą Stein łączy ją bycie na wspólnej fali. S. Teresa Benedykta pociągała swą tłumaczkę autentycznością swej osoby i szczególnym rodzajem duchowości opartym na radykalizmie Karmelu oraz zaangażowaniu w poszukiwanie prawdy. "Kto się dobrze wczyta w dzieła Edyty Stein, zrozumie, do jakiego stopnia jest ona prekursorem nowej ewangelizacji i jak dalece wyznacza drogę odnowionej duchowości" - uważała s. Immakulata. Zmarła jest też autorką setek artykułów związanych z duchowością, zamieszczanych m.in. w "Pastores", "Vita consecrata", "Zeszytach Karmelitańskich", "Życiu Duchowym". Poza gigantyczną pracą naukową i translatorską s. Immakulata utrzymywała kontakty z setkami osób - młodych, starych, prostych i wykształconych, artystów i naukowców, świeckich, kleryków, duchownych. Miała wielki dar prowadzenia ich do Boga. Msza św. pogrzebowa odbędzie się w sobotę 28 lipca w kościele parafialnym. Początek o godz. 12.00.

28 lipca 2007 16:59 Była fundamentem wspólnoty - pogrzeb karmelitanki s. Immakulaty Adamskiej

Była fundamentem wspólnoty - tak o zmarłem s. Immakulacie Adamskiej mówią karemelitanki z jej klasztoru. W wypełnionym po brzegi kościele parafialnym w Bornem Sulinowie odbył się dziś pogrzeb s. Marii Immakulaty od Ducha Świętego (Janiny Adamskiej), karmelitanki, autorki książek o karmelitańskich świętych, tłumaczki i znawczyni myśli św. Edyty Stein. Mszy św. przewodniczył bp pomocniczy diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Tadeusz Werno, koncelebrowali ją prowincjał warszawskiej prowincji karmelitów bosych Marian Stankiewicz wraz z ok. 20 księżmi.

W kazaniu o. Wojciech Ciak podkreślił szczególne związki intelektualne i duchowe zmarłej ze św. Teresą Benedyktą od Krzyża - Edytą Stein, której dzieła tłumaczyła i była ich znakomitą interpretatorką. Zastanawiając się nad przesłaniem życia s. Immakulaty prowincjał warszawskiej prowincji karmelitów o. Stankiewicz stwierdził, że można je podsumować w zdaniach "Bóg jest miłością" - w takiego wierzyła, takiego spotkała i takiemu służyła oraz "Trwajcie mocni w wierze". - Jej życie jest bogate, Bogu oddane, wierzyła w sposób prosty i dziecięco pogodny - powiedziała przeorysza klasztoru pw. Maryi Matki Pojednania m. Teresa Kieniewicz. Dodała, że s. Immakulata jest pierwszą zakonnicą, pochowaną w przyklasztornym cmentarzu. - Zakładała fundację w Bornem Sulinowie, a siostry mówią, że jest jej fundamentem. Immakulata Maria od Ducha Świętego (Janina Adamska) urodziła się w 1922 roku. Po ukończeniu filologii wstąpiła w 1948 roku do Karmelu w Poznaniu. Później uczestniczyła w fundacjach swojego zakonu w Elblągu, Gdyni, Bornem Sulinowie, gdzie zmarła. W czasie swojego pracowitego życia napisała wiele książek i artykułów z duchowości karmelitańskiej. Jest autorką monografii wielkich świętych Karmelu - św. Teresy z Avili, św. Jana od Krzyża, św. Elżbiety od Trójcy Świętej, św. Rafała Kalinowskiego. Zasłynęła jako tłumaczka dzieł św. Teresy Benedykty od Krzyża, Edyty Stein, była też autorką poświęconych jej prac. W jednym z wywiadów s. Immakulata wyznaje, że z Edytą Stein łączy ją bycie na wspólnej fali. S. Teresa Benedykta pociągała swą tłumaczkę autentycznością swej osoby i szczególnym rodzajem duchowości opartym na radykalizmie Karmelu oraz zaangażowaniu w poszukiwanie prawdy. "Kto się dobrze wczyta w dzieła Edyty Stein, zrozumie, do jakiego stopnia jest ona prekursorem nowej ewangelizacji i jak dalece wyznacza drogę odnowionej duchowości" - uważała s. Immakulata. Zmarła jest też autorką setek artykułów związanych z duchowością, zamieszczanych m.in. w "Pastores", "Vita consecrata", "Zeszytach Karmelitańskich", "Życiu Duchowym". Poza gigantyczną pracą naukową i translatorską s. Immakulata utrzymywała kontakty z setkami osób - młodych, starych, prostych i wykształconych, artystów i naukowców, świeckich, kleryków, duchownych. Miała wielki dar prowadzenia ich do Boga. Msza św. pogrzebowa odbędzie się w sobotę 28 lipca w kościele parafialnym. Początek o godz. 12.00.

28 lipca 2007 17:54 Niezachwianej i prostej wiary - s. Kieniewicz o zmarłej s. Immakulacie

Była osobą niezachwianej i bardzo prostej wiary, bezgranicznie oddana Bogu, ufająca Matce Bożej, w której banku składała sprawy współsióstr, księży i wielu osób świeckich - tak o zmarłej 24 lipca s. Immakulacie Adamskiej, tłumaczce dzieł Edyty Stein i książek o duchowości, mówiła w rozmowie z KAI m. Teresa Kieniewicz. Przeorysza Karmelu pw. Maryi Matki Pojednania w Bornem Sulinowie opowiada o zmarłej w wieku 85 lat zakonnicy, która była fundatorką klasztoru, powstałego na terenie byłych koszar radzieckich.

Zawsze słabego zdrowia, niezachwiana ufność, że Matka Boża ją poprowadzi i przeprowadzi i najlepiej się zajmie nie tylko jej sprawami, ale także ludźmi, którzy jej swoje sprawy powierzali. Żartowała, że ma z Matką Bożą umowę, że wszystkie sprawy składa w banku Matki Bożej Szkaplerznej na wysoki procent i Ona tym kapitałem zawiaduje, a jeśli trzeba coś dołożyć - ofiary czy cierpienia, to Maryja ma "carte blanche" żeby ściągać z siostry potrzebne aktywa. To była wiara, która rzeczywiście przenosiła góry, dla niej nie było rzeczy, które byłyby niemożliwe. A jeśli stawała w obliczu trudnych spraw, prosiła o pomoc: Matko Boża, pomóż mi. To była piękna śmierć - zupełnie zwyczajnie zasnęła w Panu. Cicho, łagodnie. Była ogromnie oddana Kościołowi i to nie w szumnych deklaracjach, a w bezpośrednim oddaniu ludziom. Niedawno do Karmelu w Bornem Sulinowie przyjechał kapłan, który powiedział, że zawdzięcza s. Immakulacie swoje kapłaństwo. Nie wiadomo, ile było osób, którym pomogła odkryć swoje powołanie, czy na zakręcie życiowym pomogła im odnaleźć właściwą drogę. To dziesiątki, setki osób - kapłanów, sióstr zakonnych, świeckich. S. Immakulata wychowała też pokolenie zakonnic, gdyż była przez kilkanaście lat mistrzynią nowicjatu. Kilkanaście z nich są dziś przeoryszami w kraju i za granicą. Bardzo kochała Eucharystię, przychodziła wcześniej do kaplicy. Denerwowała się, że wybił już dzwon zwołujący na Mszę, a siostry gdzieś jeszcze biegają. Gdy któregoś dnia powiedziała, że nie ma siły zejść na Eucharystię, był to sygnał, że rzeczywiście jej stan jest bardzo poważny. Praca pisarska s. Immakulaty zaczęła się w sposób dosyć niezwykły - jedna z jej pierwszych prac trafiła w ręce Romana Brandstettera. Pisarz poszedł do przeoryszy poznańskiego Karmelu i powiedział: Odstawcie s. Immakulatę od zwykłych prac, niech pisze. Dużo mu zawdzięczała także od strony warsztatu. A zainteresowanie Edytą Stein zaczęło się, gdy nawiązała kontakt z Karmelem w Kolonii, do którego wstąpiła s. Teresa Benedykta. Zaczęła tłumaczyć jej dzieła. Nie była filozofem, ale doskonale znała myśl Edyty Stein. Pisała też o innych świętych Karmelu. Jest autorką znakomitego opracowania poświęconego św. Teresie z Avili, napisała bardzo dobrą, nietypową książkę o św. Teresie z Lisieux "Wszyscy kochać mnie będą", która się rozchodziła w wysokich nakładach. Pisała o św. Janie od Krzyża i św. Rafale Kalinowskim. Napisała też o bł. s. Kandydzie od Eucharystii oraz o św. Elżbiecie Turyńskiej, a także Kondusi z Siwcówki, prostej kobiecie ze wsi, tercjarce karmelitańskiej. Jest też autorką książek nt. duchowości - pisała o Maryi w duchowości niektórych świętych, o Eucharystii. Siostra Immakulata ma duży dorobek pisarski. A ilu osobom pomagała w pisaniu prac magisterskich, doktorskich, tego nikt nie policzy. Podsyłali je do korekty, prosili o materiały, konsultowali się. A ona wszystkim pomagała i była w tym niezmordowana.

Siostrze Immakulacie in memoriam
Bartłomiej Józef Kucharski OCD

O wschodzie dnia, kiedy fale światła obmywają nas
delikatną poranną pieszczotą na brzegu życia, wyłania
się spoza horyzontu ptak o nierzeczywistej jasności.

Ma on kształt anioła o nieskazitelnym profilu,
w którym można dostrzec historię wszystkich
anielskich wizyt na brzegu świata o porannej porze.

Przylatywał on często do Siostry o imieniu brzmiącym
jak tajemnica Niepokalanej Matki, która z aniołami
rozmawiała pochylona nad zwojami Tory.

Kiedyś jeden z nich tak mocno się wcielił w jej myśl,
że usłyszała słowa pozdrowienia, których echo trwa
do dzisiaj w postaci uczłowieczonego Boga.

Siostra słuchała natchnień anielskiego ptaka
i spisała historię świętości i mądrości tych,
którzy szli drogą tego człowieczego Boga.

Pierwszym, który jej powiedział, że jej losem
będzie spisywanie historii nawiedzania ludzi
przez anioły był mądry pan Roman z Poznania.

Pochylał się często nad Księgą i czerpał z niej
światło Boga, które potem dawał tym, co czytali
jego słowa dostojne i czyste jak hebrajska mowa.

Dzisiaj wychodzi na spotkanie Siostry, za nim idzie
Edyta i cały orszak przyjaciół, aby wskazać Jej
miejsce wyznaczone w chórze nieba przez Baranka.

Będzie tam śpiewać pochwałę Słowa. Ono było, jest
i nigdy nie przestanie być tym, co trwa niezmiennie pośród
nietrwałości ziemi, która dzisiaj bezpowrotnie umarła dla Siostry.

Kraków, 24 lipca 2007 r.