Przeciw pożądliwości

Przeciw pożądliwości:
Starać się działać w ogołoceniu i pragnąć, aby inni nas ogałacali
Starać się uniżać w słowach i pragnąć, aby wszyscy to czynili.
Starać się myśleć nisko o sobie i pragnąć, aby także inni to czynili.

Św. Jan od Krzyża, Słowa Światła i miłości, s.162

Zwróćmy uwagę najpierw na to, że Jan nie żąda od człowieka doskonałości; Jan tylko wskazuje kierunek naszych starań i pragnień; mamy “starać się” – robić to, i “pragnąć” tamtego. Chodzi mu o to, żeby nakierować nasze serce oraz nasz wysiłek do określonego celu. Podzielmy ten cel na dwie części: cel bliższy i cel dalszy.

  1. Celem bliższym będzie zwalczenie pożądliwości, czyli tych naszych pragnień, dążeń, roszczeń, które w gruncie rzeczy nas zatrzymują w rozwoju, przykuwają naszą uwagę, skupiają nas na sprawach drugorzędnych lub całkiem nie istotnych.
  2. Celu dalszego natomiast trzeba się doszukiwać w całościowym spojrzeniu na myśl św. Jana. Tym celem jest to, co On nazywa zjednoczeniem z Bogiem: najgłębsza z Nim relacja, która staje na pierwszym miejscu, której wszystko jest podporządkowane. Jest to relacja która przenika, porządkuje i napędza całe życie człowieka, tak że staje się on w pełni zrealizowanym i szczęśliwym.

Spróbujmy teraz zgadnąć, o co chodzi w trzech zdaniach, składających się na tę sentencję:

Starać się działać w ogołoceniu i pragnąć, aby inni nas ogałacali.

Ogołocenie tzn. “pozbawienie czegoś”, albo “pozbawienie wszystkiego”. Czyli mamy działać “pozbawieni wszystkiego”? Pragnąć, aby inni nas “pozbawiali wszystkiego”? Janowi nie chodzi chyba o to, żebyśmy chodzili po świecie nadzy, bez honoru, bez poczucia wartości, i zostawiali innych, żeby dosłownie odzierali nas z szat, wdeptywali w ziemię i mieli nas za nic. Zdaje się, że Jan przez to chce powiedzieć, żebyśmy nie zwracali zbytniej uwagi na siebie. To co robimy, mamy robić dla Boga i dla innych, i nie rościć sobie prawa do nagród, podziwu, czy nawet adoracji. Mamy starać się być “ogołoconymi”, pozbawionymi wszystkiego w tym znaczeniu, że będziemy mieli przestrzeń serca otwartą na Boga i na drugiego człowieka. Tylko ze względu na Drugiego i dla drugiego ”ogołocenie” ma sens. Stąd też pragnienie “aby inni nas ogałacali”, to pragnienie, żeby człowiek, którego spotykamy, pomagał nam otwierać się i być dyspozycyjnym dla drugiego. Ten drugi człowiek to niekoniecznie musi być ktoś nieprzyjazny; to może być mój brat/siostra/ojciec/córka/znajomy…, który czegoś ode mnie potrzebuje. To się dla mnie w niejednym wypadku wiąże z wysiłkiem. Jednak przez służbę drugiemu człowiekowi i otwartość na niego mogę wzrastać w ogołoceniu = umartwianiu własnego egoizmu po to, żeby być dla drugiego człowieka.

Starać się uniżać w słowach i pragnąć, aby wszyscy to czynili.

Chodzi o coś bardzo podobnego jak powyżej, tylko w stosunku do słów. Jan tu uderza w niepotrzebne przechwalanie się lub zwracanie uwagi na to co “ja zrobiłem”, co mnie ostatecznie skupia na samym sobie, i tamuje moją drogę do Boga i drugiego człowieka. Dlaczego? Bo ja się stawiam w centrum, a druga osoba schodzi na drugi plan. Jeśli jednak stawiam się w centrum, to stopniowo może okazać się, że poza Mną nikt nic nie robi, poza mną nie nikogo interesującego, poza mną nie ma świata (oczywiście z mojego punktu widzenia).

Idąc natomiast drogą Janową, możemy się przekonywać z dnia na dzień coraz bardziej, jak małe są nasze wysiłki i nasze działania w perspektywie tego, co robią inni ludzie, a nade wszystko w perspektywie tego, co Bóg czyni. Takie życie jest o wiele bardziej fascynujące i piękniejsze, pełne ciekawych osób, wydarzeń, pełne odkryć i znaków Bożych.

Starać się myśleć nisko o sobie i pragnąć, aby także inni to czynili.

W części trzeciej Jan uderza w myśli. Świat myśli jest powiązany z dwoma powyższymi sferami. Jest jednak jeszcze bardziej subtelny i ukryty, jeszcze bardziej “nasz”. Zdaje się, że najtrudniej panować nad myślami i kierować nimi. Nie robić nic na pokaz, to jeszcze jest do uniesienia. Nie pochwalić się a nawet nie wspomnieć o tym, że coś dobrego zrobiłem, to już “ledwo, ledwo”, ale jakoś zniosę. Ale Nie myśleć o tym? Nie pokazywać na siebie w swoich myślach? Nie myśleć o sobie, jak ja to wspaniale i prawidłowo zrobiłem/powiedziałem/wymyśliłem?

Ta część sentencji jest najtrudniejsza. Ona wymaga największego wysiłku, bo moje myśli widzę tylko ja i Bóg; wymaga wysiłku nie skupiania się na sobie. Myśleć o sobie nisko jednak nie znaczy lekceważyć siebie, podważać swoją wartość, lub myśleć: “jestem beznadziejny”. Myśleć o sobie nisko bardziej wskazuje na pokorę – prawdę. Myśleć o sobie nisko to mieć świadomość, jaki mały jestem wobec Boga, jak On wszystko mi daruje a ja tak niewiele zrobiłem, i tak niewiele mogę zrobić. Ta sentencja uderza wprost w naszą pychę i kieruje nas do całkowitego powierzenia się Bogu, który “może w nas uczynić wielkie rzeczy”. To On ma je czynić, nie my sami.

Podsumowując: sentencja Jana w bardzo prosty, otwarty a przy tym radykalny sposób uderza w nasze skupienie się na sobie i ukierunkowuje nas na życia dla Drugiego: Boga i człowieka.

br. Štefan od Krzyża OCD

fot.unsplash.com