Ojcze nasz z papieżem Benedyktem (III)

Druga część Modlitwy Pańskiej, a szczególnie jej dwie ostatnie prośby, są tym drugim biegunem, o którym wspominaliśmy, a bez którego wszystko to, co powiedzieliśmy dotychczas, zawieszone byłoby w próżni i odcięte od konkretu naszego człowieczeństwa. Oto zwracamy się z prośbą do Boga, aby nie wodził nas na pokuszenie. Joseph Ratzinger przyznaje, że to sformułowanie może budzić sprzeciw: przecież Bóg nie kusi. Tak, to prawda. Ale Biblia uzmysławia nam, że musimy przejść przez wiele prób w naszym życiu, aby odkryć, kim naprawdę jest Bóg, aby stać się w pełni ludzkimi i aby wypełnić misję, która w tym świecie została nam powierzona. Tak było w życiu Hioba, tak było w życiu Jezusa. Podobne doświadczenia przeżywali święci, jak choćby św. Antoni Pustelnik czy św. Teresa z Lisieux.

W jakiś sposób dotyczy to nas wszystkich. Powiedzmy sobie szczerze: trudno nam to zaakceptować, wiele wydarzeń wydaje nam się bez jakiegokolwiek sensu. Ale z ufnością zwracamy się do Ojca: jeśli tak być musi, to pamiętaj o moich ograniczonych siłach. Daj mi tyle, ile potrafię unieść. Ufamy, że w naszym życiu wypełnia się to, o czym pisze św. Paweł: „Nie byliście kuszeni ponad ludzkie siły. Bóg, który jest wierny, nie pozwoli, byście byli kuszeni ponad ludzkie siły, lecz dopuszczając pokusę, wskaże sposób jej przezwyciężenia” (1 Kor 10, 13).

W końcu prosimy o wybawienie nas od złego. Prośba ta wybrzmiewa na wielu kartach Apokalipsy św. Jana, gdzie w obliczu zagrożeń chrześcijanie w ten sposób zwracają się do Boga. Jak pisze Joseph Ratzinger, księga ta pozwala nam dostrzec, w czym tkwi istota zła,

o wyzwolenie od którego prosimy: zniewolenie przez wszelkie ziemskie mechanizmy i potęgi, chcące odebrać człowiekowi jego godność, usuwając z horyzontu jego życia Boga. Kiedyś było to cesarstwo rzymskie, chcące zawładnąć wszelkimi obszarami życia swych obywateli. Dzisiaj są to inne potęgi: wojenne machiny, narkotyki, ideologia sukcesu… Zapomnij o Bogu, On jest tylko fikcją, kto inny tutaj rządzi… Modlitwa Ojcze nasz w całości, a szczególnie jej ostatnia prośba, mówi nam: tak naprawdę stracony w swoim życiu jesteś dopiero wtedy, kiedy stracisz Boga. Dopóki we wszelkich utrapieniach potrafisz dostrzec Jego oblicze i wołać do Niego, jesteś uratowany. Prosząc o wybawienie ode złego, prosimy właśnie o to: aby zło nas nie opanowało. Ono jest największą bolączką tego świata. Prosząc o wybawienie od niego, wracamy do pierwszych próśb Ojcze nasz: prosimy o nadejście Jego królestwa, o to, aby w naszym życiu dokonała się Jego wola i aby Jego imię było uświęcone.

Ale prośba ta jest także wyrazem naszego bardzo ludzkiego bólu i lęku, naszej bezradności. One też stanowią część bycia człowiekiem. W liturgii mszy świętej prośba ta znalazła swoje rozwinięcie w słowach wypowiadanych przez kapłana po odmówieniu Modlitwy Pańskiej: „Wybaw nas Panie od zła wszelkiego…” Zostały one sformułowane przez rzymskich chrześcijan przeżywających niespokojne czasy najazdów barbarzyńskich. Benedykt XVI pisze, że wyczuwamy w nich krzyk ludzi znajdujących się w sytuacji, w której życie wydaje się nie do zniesienia. Ten krzyk w modlitwie Kościoła pokazuje nam, jak bardzo Kościół i jego modlitwa są ludzkie. Naszego człowieczeństwa przed obliczem Boga Ojca nie powinniśmy się wstydzić. Zresztą Bóg wcielony, Jezus, też modlił się, krzycząc. Pisał o tym Papież w swej pierwszej encyklice:

„Często nie jest nam dane poznać, dlaczego Bóg powstrzymuje rękę zamiast interweniować. Zresztą On nie zabrania nam wołać jak Jezus na krzyżu: «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?» (Mt 27, 46). Powinniśmy pozostawać z tym pytaniem przed Jego obliczem w modlitewnym dialogu: «Jak długo jeszcze będziesz zwlekał, Panie święty i prawdziwy?» (Ap 6, 10)”. Ale wołanie to nie było tylko wyrazem rezygnacji i lęku. Jezus dlatego wołał w ten dramatyczny sposób do Ojca, ponieważ przekonany był o Jego miłości i wszechmocy. W ten sposób dokonało się zbawienie. To ważne dla nas, którzy w tym świecie modlimy się do Boga, nazywając Go Ojcem. Benedykt XVI pisał dalej:

„Nasze wołanie jest – jak na ustach ukrzyżowanego Jezusa – ostatecznym najgłębszym wyrażeniem naszej wiary w Jego wszechmoc. Chrześcijanie bowiem, pomimo wszystkich nieporozumień i zamieszania w otaczającym ich świecie, nie przestają wierzyć w «dobroć i miłość Boga do ludzi» (por. Tt 3, 4). Choć jak inni ludzie pogrążeni są w dramatycznej złożoności dziejów, pozostają utwierdzeni w przekonaniu, że Bóg jest Ojcem i kocha nas, nawet jeżeli jego milczenie pozostaje dla nas niezrozumiałe” (Deus Caritas Est 38).

Dlatego zwracamy się do Boga słowami modlitwy Ojcze nasz, słowami modlitwy, której nauczył nas Pan Jezus, Bóg, który stał się człowiekiem. Dlatego jest to modlitwa bardzo boska i bardzo ludzka zarazem. Bo takie jest chrześcijaństwo, a teologia Josepha Ratzingera jest tego wymownym świadectwem.

o. Łukasz Strzyż OCD